WW – Rozdział 3

 



Good Day #03


    Był jakiś dziwny. Mam na myśli doktora Wandee, który zszył moją ranę. Powiedział coś, czego do końca nie zrozumiałem. Wszystkie pytania dotyczące tego, co mówił, zatrzymałem dla siebie i myślałem o nich przez kolejne trzy dni. W kółko zastanawiałem się nad znaczeniem jego słów, zanim przyjąłem, że mi wybacza i nie jest na mnie zły za to, że go wykorzystałem. Aczkolwiek jeśli chodziło o te wspólne posiłki czy miesięczne kieszonkowe, to nawet nie śmiałem zgadywać, co miał na myśli. Nie mógł przecież zakładać, że uprawiałem z nim seks, ponieważ zamierzałem wyciągnąć od niego pieniądze. Nie jestem oszustem. Mam własną kasę. 

    – Yak, co się dzieje? Od kilku dni wyglądasz na nieźle zestresowanego. Ye poprosił, żebym cię o to zapytał. Sam nie odważył się tego zrobić. Bał się, że pomyślisz, że jest wścibski.

    – Ach… Nic się nie stało.

    Tym, który o to zapytał, był Cherry. Gdy tylko moje myśli uspokoiły się i wróciły do normy po nieustannym rozmyślaniu o doktorze Wandee, zauważyłem, że oczy stojącego na ringu bokserskim Oye z uwagą mi się przypatrują. Mój brat nie ukrywał ciekawości.

    Po usłyszeniu mojego zaprzeczenia Cherry z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym wrócił do Oye. Widziałem, jak obaj coś do siebie szepczą. Nie rozmawiali głośno, prawdopodobnie dlatego, że w Obozie Bokserskim Phadetsuek było tego wieczoru sporo ludzi. Nie wypadało roztrząsać na głos osobistych tematów. 

    Wcześniej Oye trenował bokserów, podczas gdy Cherry siedział w recepcji, zajmując się sprzedażą kursów, uzgadniając harmonogramy, a także wyjaśniając programy szkoleniowe potencjalnym klientom. A gdy tylko rozpoczęła się przerwa, mój brat wysłał go do mnie na spytki. Dwie pary oczu wyraźnie skupiały się na mnie. Nie wytrzymałem. Przerwałem ćwiczenia i zmuszony byłem podejść.

    – Ye ci nie wierzy. Twierdzi, że wyglądasz żałośnie.

    – Proszę, przekaż mu, że naprawdę nic mi nie jest.

    – Co z waszą dwójką? Nie możecie ze sobą pogadać? Potrzebujecie pośrednika? Przecież jesteście w dobrej komitywie. – Cherry oparł ręce w talii, łypiąc oczami to na Oye, to na mnie. Zupełnie jakby rzucał na nas gromy, mając nas serdecznie dość. No właśnie. Dlaczego miałbym sam nie porozmawiać z bratem? Odwróciwszy się w jego stronę, płaskim głosem zapewniłem: 

    – Nic mi nie jest. Serio. Po prostu trochę się martwię.

    – Czym?

    – Czy ktoś mnie źle nie zrozumiał.

    – W związku z czym, do jasnej cholery? 

    – To nic wielkiego i prawdopodobnie nigdy więcej już tego kogoś nie zobaczę. Nie przejmuj się tym. Po prostu muszę przestać nad tym rozmyślać. 

    – Nie musisz już ćwiczyć, Yak. Idź coś zjeść.

    – A co z tobą, Ye? Zjemy razem?

    – On wychodzi dziś ze mną. Kolacja na mieście. Więc, mój synu, dzisiaj przyjdzie ci zjeść samemu. – Cherry oparł głowę na ramieniu Oye.

    W rzeczywistości Cherry był tylko o dwa lata starszy ode mnie, ale nie pozwalał mi nazywać siebie Phi (starszym bratem), za to często zwracał się do mnie per „synu”. Zapewne dlatego, że Oye był dla mnie jak ojciec. Kiedy Cherry zaczął do niego uderzać, przekomarzał się z nim, nazywając mnie swoim synem. Teraz byli już parą, ale ten żartobliwy zwrot najwyraźniej do mnie przylgnął.

    – Możesz zjeść sam, prawda?

    – Po prostu idźcie. Jestem dorosłym facetem. Nie musicie się o mnie martwić – zapewniłem, spoglądając równocześnie na cyfrowy zegar wiszący na ścianie. Zostało tylko pół godziny do zamknięcia klubu. Wielu uczniów stopniowo zaczynało wychodzić, ale byli również tacy, którzy nadal twardo ćwiczyli.

    – Jeśli wychodzicie na kolację, to idź pod prysznic i się przebierz. I tak nie masz już nic do roboty. Zajmę się tu wszystkim. 

    – Dobra, pójdę.

    – A w piątek mnie tu nie będzie. Wychodzę na kolację.

    – Z kim?

    – Z Taemrakiem. – Wypowiadając to imię, pochyliłem lekko głowę z zakłopotaniem. 

    Taemrak był tym, którego lubiłem i od dawna podrywałem. Tylko raz na jakiś czas przyjmował moje zaproszenia na kolację. Jako że należał do kujonów, większość czasu spędzał w bibliotece, ślęcząc nad książkami. Ja, niestety, nie figurowałem na liście jego priorytetów. Ale… miałem nadzieję, że pomyśli o mnie jako o kimś, kogo kandydaturę na obiekt sympatii mógłby rozważyć. 

    – Do piątku daleko. Wspólna kolacja… Yoyak, mój synu, stałeś się dorosłym mężczyzną.

    – Dorósł już dawno temu, prawda? Zanim poznał tego Taemraka, miewał już kochanków. Ludzie walczyli o niego tuż przed naszym klubem!

    – Hej, nie znałem cię wtedy. Kiedy na ciebie wpadłem, Yak był już po uszy zakochany w Taemraku.

    – Nie mów tak, Cherry.

    – Jestem twoją matką. Nie możesz mieć przede mną tajemnic.

    – Mam tylko jedną matkę i ona mi wystarczy.

    – Wredny. Łamiesz matczyne serce. – Cherry ostentacyjnie przyłożył sobie dłonie do piersi, zachowując się tak, jakby istotnie poczuł się zraniony. Chwilę później grzbietem dłoni otarł wyimaginowane łzy. 

    Oye pokręcił głową nad jego poczuciem humoru i położywszy mu dużą dłoń na głowie, lekko nią potrząsnął. 

    – Przestań pieprzyć. Gdzie będziesz dziś spać?

    – Pytasz mnie? – chciał wiedzieć Cherry.

    – Patrzę na ciebie. Myślisz, że miałbym pytać o to Yaka? 

    – Śpię u siebie, rzecz jasna. Niedawno marudziłeś, że za bardzo się do ciebie kleję. 

    – Minęły trzy dni.

– Co?

    – Spałeś u siebie już trzy dni.

    – Czyżbyś nauczył się lekcji, ty wielki, wredny człowieku?

    Oye schylił się, by wyjść z ringu i lekko popychając plecy Cherry'ego, skierował się z nim do domu. Głosy obu mężczyzn stawały się coraz cichsze, ale i tak dosłyszałem, jak mój starszy brat wznosi go o kolejną oktawę, próbując przebłagać swojego chłopaka. Zawsze taki był – miał niewyparzoną gębę. Niejednokrotnie mówił swojemu partnerowi, żeby sobie poszedł, ale gdy Cherry naprawdę zachowywał dystans, mój brat nieodmiennie kończył pod kontrolą swojej „żony”. 

    – Tak, nauczyłem się lekcji. Spędź ze mną noc, proszę. Tęskniłem za tobą tak bardzo, że nie mogłem tego znieść.

    – Jeśli nadal będziesz się do mnie tak okropnie odnosił, to do końca życia nie spędzę z tobą żadnej nocy. Nawet się do ciebie nie przytulę! 

    Cherry powtórzył to zdanie zapewne po raz tysięczny, ale i tak obaj nie byli w stanie rozstać się na dłużej niż trzy dni.

    Miłość jest taka dobra. Chciałbym, żeby czasami Taemrak spędzał u mnie noce. Chcę go przytulić choć raz.

    – Hej.

    Byłem zagubiony w myślach, kiedy ktoś od tyłu szturchnął mnie w ramię. Zaskoczony, odwróciłem się, by sprawdzić, kim był ten człowiek, i ujrzałem doktora Wandee. Skąd on się tu wziął? Uniosłem brew. Wyglądało na to, że domyślił się, nad czym się zastanawiam, ponieważ uśmiechnął się szeroko, po czym zaczął wyjaśniać:

    – Twoje nazwisko brzmiało tak znajomo. Skojarzyłem je z tym klubem, więc wpadłem sprawdzić. I naprawdę tu jesteś. Jak tam szwy? Czy z twoją raną wszystko w porządku?

    – Tak. Żadnych problemów.

    – W zasadzie nie powinieneś jeszcze ćwiczyć.

    – Myślałem o tym, co powiedziałeś tamtego dnia. 

    Skoro stał tuż przede mną, to wszystko, nad czym zastanawiałem się przez ostatnie trzy dni, powinno stać się teraz jasne. 

    – Co takiego powiedziałem?

    – O wychodzeniu z tobą na posiłki i o pieniądzach. Chyba źle mnie zrozumiałeś. Nie chodzi mi przecież o twoje pieniądze. 

    – Na litość boską, kto by pomyślał o czymś takim? – powiedział wysokim głosem, który wyraźnie wskazywał na to, że szuka wymówki. Następnie pośpiesznie zmienił temat. – Wow! Ten obóz treningowy jest całkiem spory. Oferujecie też zajęcia z boksu w ramach samoobrony?

    – Tak, prowadzimy również treningi w zakresie normalnych ćwiczeń. Poza tym mamy ring bokserski, miejsce do ćwiczeń na świeżym powietrzu i siłownię.

    Próbowałem odnaleźć wzrokiem Cherry’ego będącego naszym ekspertem ds. sprzedaży, ale dokładnie w tej chwili zdałem sobie sprawę, że moja samozwańcza matka bierze prysznic i się przebiera. Doktor Wandee wydawał się być bardzo zainteresowany kursami, a Oye zawsze powtarzał, żebym nie pozwolił odejść potencjalnemu klientowi. Poszedłem po broszurę i po wręczeniu mu jej obserwowałem, jak ją przegląda. 

    – Ten program wydaje się być ciekawy.

    – Chyba jest teraz promocja. Zapisz się na trzy kursy, a kolejny otrzymasz gratis czy coś w tym stylu.

    – Jesteś właścicielem?

    – Nie, klub należy do mojego starszego brata. Więc? Chcesz kupić kursy? Trzy, a jeden dostaniesz za darmo.

    – Kto będzie mnie uczył? Ty, Yak?

    – Robię to tylko w soboty i niedziele.

    – Jak długo trwają trzy kursy? – zapytał, przeglądając w kółko tę samą broszurę. 

    O tej porze było już coraz mniej osób. Za chwilę mogłem zamknąć klub. 

    – To zależy od tego, jak bardzo jesteś pracowity. Jeśli będziesz często trenował, kurs zakończy się w krótkim czasie. Jeden trwa 30 godzin.

    – Mogę sam wybrać trenera, prawda?

    – Tak, nazywamy ich tutaj instruktorami.

    – W takim razie postaram się o miejsce w soboty i niedziele. Zapiszę się na sześć kursów, plus kolejne dwa darmowe, więc będzie ich razem osiem, prawda?

    – 240 godzin. Zamierzasz brać udział w szkoleniach przez lata?

    – Cóż, bardzo lubię ćwiczyć.

    W myślach odpowiedziałem mu, że w to nie wierzę. Jak ktoś, kto lubi ćwiczyć, mógłby mieć tak miękkie ciało? Miałem już zamiar zaproponować, żeby najpierw spróbował wziąć udział w krótkim kursie, żeby zobaczyć, czy na pewno mu się spodoba. Nie było mi jednak dane otworzyć ust. Ni stąd, ni zowąd pojawił się nasz ekspert ds. sprzedaży Cherry i stanowczym gestem odsunął mnie na bok, by osobiście przeprowadzić rozmowę. 

    – Jesteś zainteresowany zapisaniem się na sześć kursów, prawda? Możesz wypełnić ten formularz. Otrzymasz dwa darmowe kursy, w sumie 60 godzin gratis. To prawdziwa okazja.

    – Chcę być szkolony przez Yaka.

    – Mój synu, czy nadal jesteś dostępny w niedzielne popołudnia? – Co prawda Cherry mnie o to zapytał, ale w jego wzroku wyraźnie było widać, że nie pozostawia mi innego wyboru, jak tylko skinąć głową na zgodę. Podszedłem do mojej samozwańczej matki i patrzyłem, jak Wandee wypełnia formularz. 

    – Jesteś wolny w niedziele, Dee? – zapytałem. Był lekarzem, więc może nie miał zbyt wiele wolnego czasu, ale spojrzawszy na mnie, mężczyzna skinął głową.

    – Tak, jestem wolny.

    – Ktoś, kogo znasz, Yak?

    – Tak. Dlaczego tu jesteś, Cherry?

    – Ye chciał, żebym zapytał cię, co zjesz na obiad, skoro zostajesz sam.

    – Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu przejadę się po okolicy i zobaczę.

    – Nie jadłeś, Yak? – Tym razem pytanie padło z ust Wandeego, który skończył wypełniać formularz. – Ja też nie. Jest tu w okolicy coś dobrego?

    – Dlaczego nie zjecie czegoś razem? Jeden z was nie lubi jeść sam, a drugi nie wie, co można zjeść w okolicy. Natomiast wielki, wredny mężczyzna w środku martwi się, że jego duży, dorosły, młodszy brat może nie być w stanie zjeść samemu – kontynuował Cherry, przenosząc wzrok z mojej twarzy na Wandeego. Kiedy spostrzegł, że ani ja, ani on nie rwiemy się do wspólnego posiłku, nie omieszkał dodać: – Yak, mój synu, zjedz kolację z tym wspaniałym dżentelmenem. Khun Wandee, zgadza się? Jestem Cherry. Kiedy moja matka była ze mną w ciąży, miała apetyt na wiśnie, więc dała mi tak na imię. Proszę, zaopiekuj się Yoyakiem. Nie jest on, niestety, zbyt rozmowny, przez co możesz poczuć się nieco niekomfortowo, ale to dobry dzieciak.

    – Pytanie brzmi: czy chcesz iść ze mną, Yak?

    – Yak? – Cherry wyraźnie naciskał. 

    Domyśliłem się, że chciał pójść na kolację z Oye, bez konieczności wydzwaniania do mnie co pół godziny ze zmartwienia. Mój brat dobrze wiedział, że z całego serca nienawidziłem samotnych posiłków.

    – Tak, pójdę z Dee.

    – Świetnie. Kocham cię, synu. Khun Dee, chcesz zapłacić w całości czy w ratach?

    Po przekonaniu mnie do zjedzenia kolacji z Wandeem Cherry doskonale sfinalizował umowę. Doktor podał mu swoją kartę kredytową ze słowami: 

    – Zapłacę w całości.

    – Dziękuję za wykupienie kursów.

    – Musisz na mnie poczekać. Zamknę klub i przed wyjściem wezmę prysznic. 

    – Jasne. Jestem dziś wolny. Całą noc.

    Dee, dlaczego właśnie dałeś mi buziaka?


***


    Po uiszczeniu opłat za treningi znalazłem się w domu Yoyaka. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, dlaczego po pracy nagle zdecydowałem się tu przyjechać. Na dodatek nie potrafiłem zrozumieć, co mnie podkusiło, żeby zapisać się na te wszystkie kursy, skoro nie lubiłem fizycznego wysiłku. Może odurzyły mnie piękne, twarde mięśnie Yoyaka ubranego w dopasowaną, czarną koszulkę. Wyraźnie widać było idealnie wyrzeźbioną muskulaturę klatki piersiowej i ramion. Po jego skórze obficie spływały kropelki potu, które natychmiast zapragnąłem zetrzeć. 

    Musiałem przyznać, że był pierwszym mężczyzną, który stał się podmiotem moich nieprzyzwoitych pragnień. Wystarczyło, że o nim pomyślałem. A teraz byliśmy sami w jego domu. Starszy brat Yoyaka Oye i jego uparty chłopak Cherry już wyszli. Natomiast ja – czekając, aż Yak weźmie prysznic i się przebierze – siedziałem na kanapie, oglądając telewizję. Jego sypialnia musiała znajdować się na piętrze. Dyskretnie rozejrzałem się po domu pełnym sprzętu bokserskiego i trofeów. Chwilę później usłyszałem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi na piętrze, po czym od strony schodów dobiegł mnie dźwięk kroków.

    Pachnący dobrym mydłem Yoyak zszedł na dół. Nie założył koszulki, ponieważ jeszcze się nie wysuszył. Miał więc na sobie tylko parę długich spodni dresowych, a jego górna część ciała była całkowicie odsłonięta. Byłem bliski utraty tchu. Odurzony widokiem jego mięśni.

    – Nie zaproponowałem ci nic do picia.

    – Nie trzeba – odmówiłem powitalnego drinka i zapewniłem, że to bez znaczenia, że o nim zapomniał. 

    Następnie obserwowałem, jak zakłada gigantyczną koszulkę. Mięśnie ramion i napakowana klatka piersiowa nagle zniknęły mi z pola widzenia. Nadal chciałem go widywać i teraz wiedziałem już, dlaczego przyjechałem do tego klubu. Moment oświecenia w życiu 29-letniego singla. Pomyślałem, że chcę uprawiać z nim seks.

    – Co chcesz zjeść, Dee? Weźmy mój pojazd. Obawiam się, że możemy nie znaleźć miejsca parkingowego dla twojego samochodu. – Yak chwycił kluczyk wiszący na ścianie, po czym odwrócił się w moją stronę. Co miał na myśli?

    – Pojedziemy motocyklem?

    – Dużym. Tym, który jest zaparkowany z przodu.

    – Och! Jeździsz dużym motocyklem. – Wyraz „och” wypowiedziałem gardłowym głosem, by okazać swoje uznanie. 

    Kiedy wchodziłem do obozu bokserskiego, fajna, duża maszyna natychmiast rzuciła mi się w oczy. 

    Bez słowa wyszliśmy z domu, a gdy dotarliśmy na podjazd, Yak wręczył mi kask.

    – Jaka to marka? Nie znam się na super motocyklach.

    – Ducati 1199 Panigale R – odparł, przerzucając nogę przez siodełko. Jeden rzut oka na jego długie nogi wystarczył, żebym pomyślał, że naprawdę przyjemnie się na niego patrzy. Był prawdziwą ucztą dla oczu.

    – Czy każdy facet lubi duże motocykle?

    – Taem nie.

    – Kim jest Taem?

    – Przyjacielem. Wsiadaj. Dasz radę?

    – Tak, nie mam aż tak krótkich nóg.

    – Nie mówię, że masz, ale Taem nie potrafi wsiąść na motocykl, a jesteście mniej więcej tego samego wzrostu. Stąd moje pytanie.

    – Po prostu siedź. Dam sobie radę. – Poczułem się nieco urażony, zupełnie jakby z góry zakładał, że nie jestem w stanie przełożyć nogi przez motocykl. Może i nie lubiłem ćwiczyć i wyglądałem przy nim na delikatnego mężczyznę, ale zawsze byłem dobry we wspinaniu się na drzewa. Tak się złożyło, że do naszego rodzinnego domu należy sad. W dzieciństwie lubiłem się w nim bawić, więc stamtąd wyniosłem umiejętność wspinaczki. Delikatnie popchnąłem Yoyaka, a następnie płynnie wskoczyłem na gigantyczny motocykl.

    – Jesteś dobry, ale pamiętaj, żebyś podczas jazdy uważał, by nie spaść. 

    – Pozwól mi objąć cię w pasie – powiedziałem cicho. 

    W reakcji na komplement poczułem ciepło na twarzy. Po chwili położyłem ręce na jego talii. Dotykałem go, starannie dbając o to, żeby nie poczuł się molestowany, choć biorąc pod uwagę jego umięśnioną sylwetkę, zadanie nie było takie łatwe. Jak większość dużych motocykli, ten również miał mankament: siodełko pasażera było malutkie. Dlatego podczas jazdy nie sposób było nie dociskać klatki piersiowej do jego szerokich pleców. 

    – Jeżdżę szybko.

    – Co?

    – Obejmij mnie trochę mocniej!

    – Cholera!

    Yoyak zdjął moje ręce, które luźno na nim spoczywały, po czym szarpnąwszy, owinął je mocno wokół swojej talii. Sposób, w jaki stykały się teraz nasze ciała, był stanowczo zbyt intymny. Dosłownie ocierałem się moją klatką o jego plecy. Jego skóra wydzielała zapach mydła zmieszany z wyjątkowym męskim zapachem. Tak męskim, że z łatwością mógł mnie podniecić. Nagle nie wiadomo skąd w moim brzuchu pojawiły się motyle. Nie byłem pewien, dlaczego to nerwowe uczucie w żołądku porównuje się do motyli, ale wtedy dokładnie tak to odczuwałem. Byłem niespokojny i dziwnie podniecony.

    – Zjemy ryż, dobrze?

    – Tak.

    – Nie lubię makaronu. A może ty byś chciał?

    – Ryż jest w porządku. Mogę jeść wszystko.

    Po raz kolejny zamilkł. Im dalej i szybciej jechaliśmy, tym głośniejszy stawał się silnik. Obóz Bokserski Phadetsuek znajdował się w jednokierunkowej alei. Yoyak musiał dość długo jechać, by się z niej wydostać i dotrzeć do miejsca, w którym moglibyśmy coś zjeść. Około godziny 21 drogi były niemal puste, więc mógł przyspieszyć. Wielki motocykl poruszał się niesamowicie szybko. Zaciskałem z niepokoju pięści, ale oczy pozostawiłem otwarte. Po jakimś czasie pochyliłem się, by sprawdzić, jak szybko jedzie.

    Byłem zszokowany zawrotną prędkością, ale nie czułem przerażenia. Irytował mnie jedynie świst wiatru, który mimo kasku docierał do moich uszu. Wkrótce jednak dotarliśmy do zatłoczonego miejsca, więc Yoyak zwolnił, po czym zatrzymał się przed lokalem, w którym serwowano ryż z kurczakiem po hainańsku. Zaparkował, odwrócił się do mnie i dziwnie niezadowolonym głosem zapytał:

    – Czy możesz zjeść ryż z kurczakiem po hainańsku?

    – Tak.

    – W takim razie chodźmy.

    – Poczekaj chwilę. Trzęsą mi się nogi. 

    Mimo że poprosiłem go o trochę więcej czasu, tak naprawdę nie byłem niezdolny do chodzenia. Zdjąwszy ręce z jego talii, położyłem mu je na ramionach, by zachować równowagę przy zejściu z motocykla. Patrzyłem, jak wyłącza silnik, a sam próbowałem zdjąć kask. Okazało się, że nieoczekiwanie zaklinowało się zapięcie, ponieważ nie dałem rady odblokować paska pod brodą.

    – Yak, nie mogę zdjąć kasku.

    – Chodź tutaj. Zdejmę ci go. 

    Usiadłszy na krawędzi siodełka, Yoyak przyciągnął mnie do siebie i smukłymi palcami uniósł mój podbródek. Było już ciemno, ale okolica była wystarczająco oświetlona, żebyśmy mogli widzieć się wyraźnie. Jego czarne jak smoła oczy błyszczały wilgocią. Kiedy nad czymś się zastanawiał, wyglądał całkiem nieźle. A nawet nie tylko „całkiem”, lecz raczej diabelnie przystojnie.

    – Masz swoją drugą połówkę?

    – Dlaczego pytasz?

– Cóż, obawiam się, że nasza wspólna kolacja będzie źle wyglądać, jeśli masz już kogoś w swoim życiu.

    – Nie, nie mam. Nie musisz się więc martwić.

    – Jesteś playboyem?

    – Zrezygnowałem.

    W chwili, kiedy oznajmił, że przestał być podrywaczem, zamek na moim kasku został rozpięty. Po zdjęciu mi go z głowy Yak powiesił go na kierownicy. 

    – Dee?

    – Hm?

    – Nic.

    Odniosłem wrażenie, że miał mi coś do powiedzenia, ale tego nie zrobił. Wyraźnie widziałem to w jego oczach. Pożałowałem, że nie było mi dane się tego dowiedzieć. Stojąc tam, zastanawiałem się, czy zmieni zdanie i jednak ze mną porozmawia, ale on milczał. Zamiast tego zaprowadził mnie do restauracji. 

    Wziąwszy menu i kawałek papieru, zapisał zamówienie zaraz po wejściu, zanim jeszcze podszedł do wolnego stolika. Patrzyłem, jak notuje swój wybór, po czym pytająco spogląda na mnie, przygotowując się do dopisania mojego zamówienia.

    – Wezmę to samo co ty.

    – To całkiem sporo – muszę cię ostrzec.

    Mimo wzmianki o dużej porcji dopisał dwójkę przy daniu mieszanego ryżu z kurczakiem. Miał tak okropny charakter pisma, że nawet ktoś tak bazgrzący jak ja musiał być pod wrażeniem.

    – Usiądź. Przekażę im zamówienie.

    – Nie, ty usiądź, Dee. Przyniosę coś do picia – powiedział i chwyciwszy mnie za ramię, przyciągnął do krzesła. 

    Yoyak kontynuował proces samoobsługi i otworzywszy chłodziarkę, wyjął z niej butelkę coli oraz wody mineralnej. Następnie wziął dwie szklanki i napełnił je lodem. Rozkoszowałem się obserwowaniem jego poczynań. Co za niesamowicie przystojny chłopak. Nawet gdy słomki niechcący upadły mu na podłogę, Yak nie stracił nic ze swojej atrakcyjności. 

    Zatopiłem się w marzeniach… Yoyak – toples – gotuje coś w mojej kuchni. Podchodzę do niego i przytulam od tyłu. Następnie przyjmujemy pozycję „treningową” przed posiłkiem. On chwyta mnie w talii i barbarzyńsko popycha na blat, zdejmuje moje szorty i pochyla się, by pocierać swoim ogromnym sprzętem o moje uda.

    – Gorąco ci, Dee? Masz czerwoną twarz.

    – Nie… Tak, tak! Łatwo się rozgrzewam. – Najpierw zaprzeczyłem, żeby niemal natychmiast przytaknąć. Odwróciłem wzrok, chcąc uniknąć jego uważnego spojrzenia. Wydawał się być nieco podejrzliwy, więc szybko zmieniłem temat. 

    – Mogę zapytać, ile masz lat, Yak?

    – 20, niedługo 21.

    – Och, jesteś jeszcze taki młody. To oznacza, że studiujesz, prawda?

    – Tak, jestem juniorem na pobliskim uniwersytecie.

    – Na jakim kierunku?

    – Nauki sportowe.

    – To do ciebie pasuje.

    – A ty ile masz lat, Dee?

    – 29. Dzieli nas więc dziewięć lat różnicy.

    – Jesteś w wieku Ye, ale myślałem, że jesteś młodszy. – Pokiwał głową, nie przestając na mnie patrzeć, nawet gdy kelner postawił na naszym stole talerze z ryżem z kurczakiem i miski z klarowną zupą. Porcje istotnie były obfite i domyśliłem się, że nie będę w stanie wszystkiego zjeść. 

    – Na pewno nie dam rady tego skończyć.

    – Proszę, zjedz. Szkoda byłoby zostawiać resztki. – Yak nie wydał mi polecenia. Ton jego głosu nie wywierał na mnie presji, ale nawet nie wiedząc dlaczego, postarałem się opróżnić talerze.

    Po kolacji wróciłem z nim do jego domu, by odebrać stamtąd swój samochód. Otwierając drzwi, Yoyak wymamrotał, że Oye zapewne jeszcze nie wrócił i najprawdopodobniej zjawi się dziś bardzo późno. Następnie, odsunąwszy się na bok, przepuścił mnie w drzwiach. 

    Właściwie mogłem już odjechać, bo nie miałem z tym dużym chłopcem nic do omówienia, ale zamiast tego wszedłem do środka, chłonąc spokojną atmosferę. Od strony podwórka wiała chłodna bryza, lekko poruszając zasłonami. Gospodarz włączył tylko pomarańczową lampkę, a najgorsze było to, że pomyślałem, że będziemy uprawiać seks. Ostatnio ciągle o nim myślałem i z jakiegoś nieznanego mi powodu za każdym razem, gdy na ten temat fantazjowałem, to właśnie Yoyak mnie pieścił. Być może dlatego, że był moim pierwszym kochankiem. Prawdopodobnie ten fakt był dla mnie wystarczająco ważny, żebym ośmielił się usiąść z nim na kanapie. 

    Tym razem nie zapomniał podać swojemu gościowi wody. Na stoliku przede mną postawił oszronioną szklankę. Siedział obok mnie na dużej, miękkiej kanapie. Jego dom wydawał się być niesamowicie cichy.

    Odwróciłem się w stronę tego przystojnego mężczyzny. Niefortunnie założyłem, że on i ja chcemy tego samego, więc poruszyłem się i z łatwością go popchnąłem. Nie będąc na to przygotowanym, chłopak opadł plecami na kanapę. Wykorzystałem jego pozycję i bezczelnie usiadłem mu na udach. Docisnąwszy ramiona, zacząłem go całować, ale natychmiast poczułem, że Yoyak odwraca się, by tego uniknąć. Użył siły, by mnie przed tym powstrzymać. Mój tyłek wciąż znajdował się na jego biodrach, kiedy chwyciwszy mnie za nadgarstki, chłopak przemówił: 

    – Chciałem powiedzieć ci to już przed restauracją. Jeśli tego właśnie ode mnie oczekujesz, to chcę, żebyś przestał.

    – …

    – Nie chodzi o to, że nie jesteś atrakcyjny, ale podjąłem pewną decyzję. Nie będę sypiał z nikim innym niż z tym, kogo lubię. Przepraszam.

    Przeprosił…

    Nie byłem na niego zły i nie miałem pojęcia, dlaczego w ogóle czuł się zobligowany do przeprosin. To było po prostu cholernie zawstydzające. W jakiś sposób czułem się bezwartościowy. Jak ktoś, kto ugania się za mężczyzną. 

– Musiałem to źle zrozumieć. Teraz wszystko jasne. Ja również powinienem cię przeprosić.

    Kilka uderzeń serca później rozluźnił chwyt na moich nadgarstkach. Zsunąwszy się z niego, uporządkowałem ubranie, po czym powiedziałem: 

– Pójdę już. 

    – Jasne, jedź bezpiecznie.

    On również wstał. Powietrze wokół nas nasiąkało niezręcznością. Młodzieniec grzecznie mi się ukłonił, a ja – podszedłszy do drzwi – odwróciłem się, by jeszcze raz na niego spojrzeć. 

    Ponownie dopadła mnie depresja… Czy jestem aż tak bezwartościowy, że nikt mnie nie chce?



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma


 


Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty