LM – Rozdział 5

 


Kim jesteśmy?

[Vee Vivis]

 

    – Aua! Delikatniej, to boli! – narzekał idący za mną osobnik, usiłując wyrwać nadgarstek z mojego uścisku.

    Sorry, nie zamierzałem go puścić!

    – Jeśli nie chciałeś zostać zraniony, to należało po prostu siedzieć u siebie, zamiast włóczyć się po akademiku. Dobrze ci tak! – warknąłem, nie przestając ciągnąć w kierunku windy chłopaka odpowiedzialnego za zrujnowanie mi nastroju. Wepchnąwszy go do środka, odwróciłem się, by spojrzeć na jego bladą twarz. Mark rzucił mi krzywe spojrzenie.

    – To nie twoja sprawa.

    – Czy to twoje ulubione zdanie?

    – Jakie masz prawo mnie powstrzymywać?

    Spoglądałem na niego zimnym wzrokiem, a gdy drzwi windy się otworzyły, zaciągnąłem go z powrotem do pokoju.

    – Auć! Mówiłem, że boli! – jęknął, kiedy go prowadziłem.

    – Otwórz – powiedziałem niskim głosem, starając się nie brzmieć zbyt władczo czy przerażająco, chociaż w tym momencie naprawdę nie potrafiłem już kontrolować swoich emocji. Gdybym tylko mógł, posiekałbym go na kawałki. Jak w ogóle śmiał pomyśleć o pójściu do nich, skoro było oczywiste, że są parą.

    – Dlaczego miałbyś wchodzić do mnie? Pokój twojej żony jest tam. – Mark wskazał na sąsiednie drzwi.

    Nie przestawaj szczekać. Wczoraj w nocy to ty byłeś moją suką.

    – Otworzysz czy chcesz załatwić sprawy tutaj? – zapytałem po wzięciu głębokiego oddechu.

    – Nie mam o czym z tobą rozmawiać.

    – Otwieraj – zażądałem, na co bez dalszych protestów otworzył zamek i wszedł do środka.

    – Dlaczego nie zostałeś w swoim pokoju? – zapytałem natychmiast po wejściu.

    Chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

    – A dlaczego miałbym zgłaszać ci miejsce mojego pobytu?

    – Mark, staram się zachowywać wobec ciebie w cywilizowany sposób – powiedziałem, podchodząc do sofy.

    Widząc jego obojętną minę, miałem ochotę go zaatakować… i udusić.

    Obudziłem się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Ploy zadzwoniła z prośbą, bym po nią przyjechał. Pośpieszyłem po nią, po czym przyniosłem leki i jedzenie dla tego faceta. Poczułem wściekłość, kiedy się okazało, że po przybyciu do akademika nie zastałem go w pokoju. Miałem ochotę po prostu wyrzucić zupę i ryż, które dla niego kupiłem, ponieważ zamknięte drzwi wyraźnie wskazywały na to, że nie było go w środku. Co on sobie myślał, wychodząc w takim stanie? Zeszłej nocy nie byłem dla niego – co prawda – tak szorstki jak poprzednio, ale bez wątpienia musiał odczuwać ból.

    Szukałem go przy pobliskich straganach z jedzeniem. Pomyślałem, że być może poszedł do Bara i istotnie go tam znalazłem. Miałem nadzieję, że mu przejdzie, że się opamięta… Eksplodowałem na jego widok. Byłem wściekły, ale równocześnie… zaniepokojony.

    – Mark… – Raz jeszcze zawołałem jego imię.

    Z niejaką rezygnacją podszedł do mnie i powoli przemówił:

    – Wyszedłem coś przekąsić.

    Przekąsić? Pfffff! A pokój Bara to stragan z jedzeniem czy co?

    – Nie wciskaj mi tu kitu.

    – Już dwa razy mnie dzisiaj zbeształeś!

    – Cóż, mówię to, co widzę. Na serio myślałeś, że znajdziesz jedzenie w pokoju Bara czy co?! – odgryzłem się w reakcji na jego podniesiony głos. Nie wytrzymałem. Patrząc mu w twarz, niekontrolowanie chwyciłem go za ramiona i mocno je ścisnąłem.

    – To nie twoja sprawa, gdzie jem!

    – Mark, ty skurwielu!

    – Auuu! – wykrzyknął ochrypłym głosem, gdy odruchowo przyciągnąłem go do siebie. Nie wiedziałem, dlaczego poczułem się tak wściekły, gdy nie znalazłem go w jego pokoju. Zamiast tego siedział u Bara, którego podobno tak lubił. Za którym szalał, mimo że tamten w najmniejszej mierze nie był nim zainteresowany.

    – Nie mówiłem ci wczoraj, żebyś o wszystkim zapomniał?

    – Cóż, staram się wymazać ostatnią noc, ale twoja obecność wcale mi tego nie ułatwia!

    – Powiedziałem ci, żebyś zapomniał o Barze, a nie o mnie!

    Ledwo wypowiedziałem te słowa, a chłopak wbił w moją twarz zdumiony wzrok.

    „Jęcz głośno, Mark. A po dzisiejszej nocy po prostu o tym wszystkim zapomnij” – to właśnie powiedziałem mu zeszłej nocy. A on jęczał czy może mówił przez sen?

    – Zap… zapomnij o P'Barze? – zapytał, patrząc na mnie oczami, w których dostrzegłem zmieszanie i ból.

    – Tak, człowieku, myślałeś, że chciałem, żebyś to o mnie zapomniał? – dopytywałem się.

    – Cóż, słyszałem o… zapomnieniu.

    – Gdybym chciał, żebyś to mnie wyrzucił z pamięci, to po co zawracałbym sobie głowę przynoszeniem ci jedzenia i lekarstw? Dlaczego w ogóle miałbym się tobą przejmować? – zapytałem, wyciągając z kieszeni leki przeciwzapalne i przeciwbólowe.

    Rozluźniłem ucisk drugiej dłoni, chociaż jeszcze go nie puściłem. Chłopak bez słowa się we mnie wpatrywał, a ja odwzajemniłem spojrzenie, aczkolwiek nie patrzył mi w oczy w ten sam sposób, w jaki ja patrzyłem w jego.

    Nie wiem dlaczego, ale pierwszym uczuciem, które pojawiło się, gdy nie zastałem go w pokoju, był strach. Strach, że coś mogło mu się stać. Strach, że mógł coś przeskrobać. Później to uczucie zostało zastąpione zmartwieniem. Dlaczego wyszedł w tak złym stanie? To dlatego wściekłem się do tego stopnia, ujrzawszy go w pokoju Bara. Ja się o niego martwiłem, ale dlaczego – do cholery – on nie troszczył się o siebie?!

    – Martwisz się o mnie? – powiedział wolno, marszcząc brwi z niedowierzaniem po usłyszeniu moich słów.

    – Tak – odpowiedziałem krótko, uwolniwszy jego ramię.

    – Czy ludzie, którym na sobie zależy, w ten sposób się zachowują?

    – …

    – Wrzeszczą sobie w twarz, bluzgają się nawzajem podczas rozmowy, zmuszają do robienia czegoś, czego ten drugi nie chce? Czy to właśnie robią? To mają być przejawy troski? – zapytał sarkastycznie, rzucając mi ostre spojrzenie.

    – Cóż, ja…

    – Jeśli ci na mnie zależy, to powinieneś był mnie pocieszyć w dniu, w którym spotkaliśmy się w barze, a nie robić to, co mi zrobiłeś! – wykrzyczał mi w twarz. Poczułem, jak robię się czerwony, a jego oczy wypełniły się łzami, którym nie pozwolił jednak spłynąć.

    – Ja… – Wyciągnąłem rękę, by dotknąć jego ramienia, ale on się odsunął.

    – Po prostu odejdź – powiedział, odwracając się do mnie plecami. – Nie chcę cię więcej widzieć.

    – Przepraszam – powiedziałem, objąwszy go od tyłu. Nie mogłem zmusić się do wypowiedzenia tych słów, patrząc mu w twarz, mimo że zamierzałem przeprosić go już ubiegłej nocy. Kiedy spojrzałem mu wtedy w oczy, słowa przeprosin uwięzły mi w gardle. Ale teraz, gdy ujrzałem jego łzy, mój gniew zamienił się w poczucie winy. – Mark… Przepraszam – powtórzyłem te słowa, podczas gdy on milczał. Poczułem ulgę, że nie stawiał oporu i nie odwrócił się, by mnie uderzyć. Nie byłem pewien, czy byłbym w stanie poradzić sobie z nim teraz, kiedy był trzeźwy.

    – Phi…

    – Wiem, że się myliłem i że cokolwiek teraz powiem, może wydawać się usprawiedliwianiem. Ale wiem, jak bardzo czujesz się zraniony. Teraz to rozumiem – powiedziałem powoli, przytulony do jego pleców. Ścisnąłem mu mocniej dłoń z obawy, że ją wyrwie. Wiedziałem, jak bardzo cierpiał, bo przecież nie oparł mi się zeszłej nocy. Bez względu na wszystko. Musiał znieść wiele bólu, ale po prostu pozwolił mi to zrobić. Jak bardzo musiał być załamany, że poprzez fizyczne zaspokojenie próbował uśmierzyć ból serca?

    – …

    – Powiedziałem ci wczoraj, że chcę, żebyś o tym wszystkim zapomniał. Nawet jeśli nie będziesz w stanie zapomnieć o Barze, musisz wyrzucić z pamięci całą krzywdę i pamiętać tylko o dobrych uczuciach… Zachowaj pozytywne wspomnienia o tym, co czułeś, zamiast upijać się niemal do nieprzytomności czy próbować zapomnieć o wszystkim w ramionach przygodnych kochanków, jak zamierzałeś zrobić to wczoraj. Nie wiem o tym zbyt wiele, ponieważ sam tego nie doświadczyłem, ale musisz spróbować. Postaraj się nie ranić siebie jeszcze bardziej – mówiłem powoli, przypominając sobie minione wydarzenia, od pierwszego spotkania z nim na wydziale.

    Jego promienny uśmiech świeżaka, którym oczarował mojego przyjaciela. Scena w barze, kiedy chłopak ze złamanym sercem kompletnie się upił. On i ja – nasza historia. Nie miałem pojęcia, jak to się rozwinie.

    – Gdybyś tylko powiedział to tamtego dnia, sprawy nie potoczyłyby się w ten sposób – odparł swoim ochrypłym głosem, zanim wyrwał się z mojego uścisku.

    – Przepraszam. Byłem wściekły. Ja… – Przełknąłem słowa, gdy tylko odwrócił się, by na mnie spojrzeć. Chciałem się wytłumaczyć, ale nie było przecież odpowiedniego wyjaśnienia. Bo jeśli się nad tym zastanowić, to w gruncie rzeczy wina leżała całkowicie po mojej stronie.

    – Nieważne. Nie myślę już o P'Barze. Ale jeśli chcesz, żebym całkowicie o nim zapomniał, to doskonale wiesz, że to niemożliwe. Widuję go na uczelni niemal każdego dnia – powiedział cicho, wpatrując się we własne stopy.

    – Bylebyś tylko… nie został zraniony.

    – Myślisz, że to takie proste? – zapytał, spoglądając mi w oczy.

    – Skąd mam wiedzieć? Nigdy nie miałem złamanego serca.

    – Przestań wcierać sól w moje rany, do kurwy nędzy – wyszeptał, ale udało mi się to dosłyszeć.

    – Mówiłem ci już wcześniej, żebyś grzecznie się do mnie zwracał.

    – O co ci, kurwa, chodzi?!

    – Jestem od ciebie starszy, na litość boską! – odparłem na jego pytanie.

    Nie chodziło o to, że sam prezentowałem doskonałe maniery i nigdy nie zdarzało mi się kląć. Wręcz przeciwnie, regularnie używałem wulgaryzmów. Ale pośród studentów istniały ścisłe zasady odnośnie sposobu, w jaki juniorzy zobowiązani byli zwracać się do seniorów. Jeśli któryś ze starszych studentów usłyszałby, jakiego języka używa w rozmowie ze mną Mark, nie byłoby dobrze. Pomyślałem o tym przed chwilą. Nie wiedziałem wcześniej, dlaczego nalegałem, żeby uprzejmie się do mnie zwracał. Nie podobało mi się, że używa ostrego języka, ale bardziej chodziło mi o jego wizerunek w oczach seniorów.

    – Zachowuj się z szacunkiem, a zyskasz mój. – Gniewnie rzucił mi wyzwanie, po czym podszedł do sofy i wziąwszy pilota, włączył jakiś program telewizyjny. Spojrzenie, którym mnie obrzucił, niosło przesłanie w stylu: „Wynoś się, skurwielu, nie mam już z tobą o czym rozmawiać”.

    Chwileczkę… Zapominasz o jeszcze jednej rzeczy.

    – Nie powiedziałeś mi jeszcze, dlaczego poszedłeś do pokoju Bara – powiedziałem, siadając obok niego na kanapie.

    – To nie twoja sprawa, dlaczego się tam znalazłem. Przestań mieszać się w moje życie. Nie masz własnej żony, którą powinieneś się zająć? – powiedział z przekąsem, rzucając mi lekceważące spojrzenie.

    – A osoba znajdująca się teraz u mojego boku nie jest moją żoną?

    – Jeśli uprawianie seksu raz czy dwa od razu czyni mnie twoją żoną, to mogę śmiało powiedzieć, że miałem ich już setki.

    Poddałem się. Z jego atrakcyjnym wyglądem i niezaprzeczalnym urokiem nietrudno było zrozumieć, dlaczego tak wiele osób go lubiło. Ale setki żon? Daj spokój, Mark!

    – Przestań owijać w bawełnę i po prostu mi odpowiedz. – Odsunąłem od siebie pewne myśli i uczucia.

    – Przeprosiłem go. – Padła cicha odpowiedź, po czym chłopak odwrócił się w stronę telewizora.

    – I… jak się czujesz? – To było pytanie, które tak naprawdę chciałem mu zadać. Jak się czuł, widząc ich razem, kiedy zjawił się tam, by przeprosić podmiot swojej nieodwzajemnionej miłości?

    – Cóż… Nie najgorzej. Wygląda na to, że Kan bardzo kocha P'Bara.

    – Podoba mu się od sześciu lat.

    – Tak, wiem. Nie musisz tego podkreślać – rzucił.

    Gdyby był kobietą, zajęłoby mi zapewne dużo czasu, by wprowadzić go w lepszy nastrój, ale wyglądało na to, że po prostu czuł się trochę zirytowany, więc nie było potrzeby go pocieszać.

    – Dobrze, że przeprosiłeś. Zaczniecie od nowa. Będziecie jak dobrzy bracia.

    – Łatwo powiedzieć – mruknął.

    – Tak, cóż, już nic nie mówię. Po prostu chcę, żebyś dobrze się czuł – powiedziałem. Mark zignorował moje słowa, woląc oglądać film dokumentalny pokazujący małpę wspinającą się na drzewo. – I zażyj lekarstwa – dodałem, kładąc na stole torebkę.

    – Jestem dorosły. Sam potrafię o siebie zadbać. – Obrzucił spojrzeniem leki, po czym wrócił do oglądania telewizji.

    – I tak nie zamierzałem cię niańczyć – odgryzłem się, wstając. – W takim razie spadam.

    – Tak.

     Po usłyszeniu tego słowa skierowałem się do wyjścia.

    – P'Vee!

    – Co? – Odwróciłem się, gdy mnie zawołał. Przez chwilę panowało milczenie, po czym Mark cicho się odezwał:

    – Dziękuję.

    – Za co?

    – Cóż… Umm… Nie zwracaj na mnie uwagi.

    Uśmiechnąwszy się subtelnie, podszedłem do sofy.

    – Ja też przepraszam – powiedziałem, kładąc dłoń na jego głowie. – Musisz wziąć się w garść, Mark. – Uśmiechnąłem się szerzej, gdy spojrzał mi w oczy.

    – Tak… Tak.

    – W takim razie pójdę już.

    – Tak.

    Cmok!

    – Hej… Kurwa! Dlaczego mnie pocałowałeś?

    – Zrobiłem o wiele więcej niż jeden pocałunek, więc o co ten hałas? – odrzekłem z figlarnym uśmiechem, patrząc na poruszenie malujące się na jego twarzy. Odniosłem wrażenie, że zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale po prostu wyszedłem.

    Z uśmiechem na ustach stałem przed jego pokojem. Nie miałem pojęcia, czy mnie nie bluzga, bo przez drzwi nie było słychać żadnego dźwięku. Przygryzłem wargę, myśląc o tym, co właśnie zrobiłem. Co ze mnie za głupek? Jak mogłem tak po prostu go pocałować? I to jeszcze do tego w czoło? Kiedy na mnie spojrzał, jego twarz była tak uroczo zarumieniona, że poczułem dziwny impuls, który nakazał mi schylić się i złożyć pocałunek. Nie miałem pojęcia, dlaczego zrobił z tego wielkie halo.

    Wchodząc do pokoju obok, spodziewałem się zastać tam drobną dziewczynę, którą w południe odebrałem. Zapewne była zajęta, kto wie, czy nie gotowała czegoś smacznego. Powiedziała, że nocowała u przyjaciółki, ale nie wyglądało na to, żeby zbytnio się upiła. To urocza dziewczyna, która dobrze się mną opiekowała. Wiedziałem, że o mnie myślała i równocześnie dbała o siebie, doskonale wiedząc, że się o nią martwię. Była zupełnie inna od faceta, który bez wysiłku potrafił sprawić, że wariuję. Czułem się zobowiązany za nim chodzić i… nie mogłem przestać się o niego troszczyć. Tylko trochę, od czasu do czasu.

    – Dokąd ona poszła? – mruknąłem pod nosem, nie znalazłszy Ploy w jej pokoju. Nie było jej również w toalecie. Nie powiedziała mi, że dokądś się wybiera, więc gdzie, do cholery, była? Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Wątpiłem, żeby o tej porze była czymś zajęta na uniwerku.

    – Vee. – Moją uwagę zwrócił głos dobiegający od strony drzwi. Stała w nich uśmiechnięta Ploy. Po chwili podbiegła w moją stronę.

    – Gdzie byłaś? – Zmusiłem się, by stłumić irytację.

    – Poszłam zobaczyć się z przyjaciółką.

    – Nie widziałaś się z nią już ubiegłej nocy? – zapytałem, unosząc brwi, na co ona ze słodkim uśmiechem odparła:

    – To nie jest tak, że mam tylko jedną grupę przyjaciół. Poszłam sprawdzić, jak spisują się juniorzy przydzieleni do sprzątania, i wpadłam na starą znajomą, więc skończyło się na tym, że trochę sobie pogadałyśmy. – Chwyciła moje ramię i kołysząc nim w przód i w tył, dodała: – Nie gniewaj się. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.

    – Myślisz, że te podchody zadziałają? – zapytałem.

    – Więc jak? Działają?

    – Chyba tak – wymruczałem, kładąc dłoń na miękkich włosach Ploy.

    – Dobry chłopiec – odparła, szczypiąc mnie w policzek. – Wyskoczymy coś zjeść? Jestem głodna.

    – W porządku.

    Po raz kolejny wyszedłem na zewnątrz, chociaż byłem tam niespełna godzinę temu. Jednak tym razem moje odczucia były zupełnie inne niż poprzednio. Tym razem byłem w towarzystwie Ploy, która świergotała słodziutkim, łagodnym głosem, zupełnie odmiennym od zachrypniętego głosu pewnego faceta. Jej drobna dłoń trzymająca moją była delikatniejsza od jego męskiej ręki. A jej jasny uśmiech i duże oczy były o wiele bardziej atrakcyjne od chmurnych oczu tamtego.

    Tylko dlaczego myślałem o nim, kiedy byłem z Ploy?

    – Co zjemy? – zapytała moja dziewczyna, gdy zajęliśmy miejsca. Po sprawdzeniu menu znalazłem jedną wyróżniającą się pozycję.

    – Klarowna zupa z tofu.

    – Hmm? Chcesz zjeść tę zupę? – zapytała Ploy, a ja lekko się wzdrygnąłem.

    – Umm… Nie. Tylko na głos przeczytałem. Wezmę Tom Yum. A ty?

    – Zjem smażony ryż. Ale daj mi też trochę swojej zupy. – Pogodnemu głosowi młodej kobiety towarzyszył uśmiech.

    – Mogę dać ci coś więcej niż tylko zupę Tom Yum – powiedziałem, odwzajemniając jej uśmiech.

    – Zwariowałeś? Uważaj, co mówisz.

    – Co? Mówiłem o pływających w zupie składnikach. Co ty sobie pomyślałaś? – Przekomarzałem się z zakłopotaną, drobną dziewczyną o zaczerwienionej twarzy.

    – Nieważne… To twoja wina. Hej! To ten junior z sąsiedztwa. – Gestem głowy wskazała w odpowiednim kierunku.

    Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem wysoką postać. Chłopak spoglądał w naszą stronę. Był w towarzystwie dwóch przyjaciół. Jego oczy miały dziwny wyraz, ale nie byłem w nastroju, by odgadywać jego znaczenie. Już i tak stanowczo za dużo myślałem o nim, przebywając z Ploy.

    – Witajcie. – Przechodząc obok naszego stolika, Mark na chwilę się zatrzymał, aby przywitać nas gestem wai. Jego zdezorientowani przyjaciele również złożyli ręce na powitanie.

    – Cześć. Wy też przyszliście coś przekąsić? Macie już stolik? Jest tak tłoczno – podjęła Ploy, rozglądając się po stołówce.

    – Prędzej czy później zwolni się jakieś miejsce – odpowiedział jeden z przyjaciół Marka. Nie znałem go.

    – Lepiej usiądźcie z nami. Wy również jesteście juniorami Vee? Siadajcie – powiedziała Ploy, przesiadając się, by zrobić im miejsce.

    – Są tylko cztery krzesła, a nas jest w sumie pięcioro. Nie będzie wam wygodnie siedzieć – odpowiedział sąsiad Ploy ze swoim zwykłym spokojem.

    – Ale ja jestem naprawdę głodny, Mark. Prawdopodobnie umrę z głodu, jeśli za chwilę czegoś nie zjem – zaprotestował jego przyjaciel o podobnej posturze.

    – To fajne miejsce. James i ja usiądziemy obok tej pięknej seniorki, a ty możesz usiąść obok seniora z twojego wydziału. Dziś jest jeden z tych dni, kiedy podoba mi się moja drobna budowa ciała – odezwał się niższy chłopak, zanim popchnął wyższego od siebie Jamesa, by ten zajął miejsce przy Ploy. Chwilę później chłopak przyniósł dodatkowe krzesło i usiadł u drugiego boku mojej dziewczyny, choć obaj zachowali dystans.

    – Trochę niewygodnie, przepraszam – przemówił James, jakby prosił o pozwolenie, zwracając się do Ploy.

    – Nie ma sprawy. Posiłki w większym towarzystwie są zabawne. Zazwyczaj jem tylko z Vee, który zresztą lubi działać mi na nerwy i w końcu tracę cały apetyt – odpowiedziała Jamesowi, przysuwając krzesło bliżej niego.

    – Jeśli nie masz przy mnie apetytu, to dlaczego nie zjesz z kimś innym?

    – Widzisz? On zawsze taki jest. Jak mały, naburmuszony chłopiec – wytknęła Ploy.

    – Jakie to słodkie. Nie sądziłem, że studenci inżynierii mogą tak przekomarzać się ze swoimi dziewczynami. Weźmy na przykład Marka… Hej! Zamierzasz tak stać w nieskończoność? – Mały facet zwrócił się do swojego przyjaciela. Wszystkie oczy patrzyły na niego, ale on – spojrzawszy na mnie – powiedział do Ploy:

    – Myślę, że lepiej będzie, jeśli zajmiesz krzesło obok Vee, a ja usiądę z moimi przyjaciółmi naprzeciw.

    – Po co wszystko komplikować, skoro już siedzą? Po prostu usiądź.

    Po co to całe zamieszanie? Przecież nie odgryzę mu głowy, jeśli będzie siedział u mojego boku. Przed chwilą było wszystko w porządku. Przecież go przeprosiłem, więc czego on jeszcze chce? A poza tym przypomniałem sobie, że przyniosłem mu jedzenie, więc co on tu, do cholery, teraz robił?

    – Po prostu usiądź, Mark. Moje zamówienie zostanie niedługo podane. Nie chcę zawracać sobie głowy zmianą miejsca. – Ploy uśmiechnęła się do mojego juniora.

    Mark w milczeniu przysunął krzesło i usiadł. Atmosfera wydawała się być dobra, aczkolwiek nie dla mnie. Młody mężczyzna obok milczał, nie wypowiadając ani słowa pod moim adresem. Jedynie zdawkowo odpowiadał na pytania Ploy, ignorując upomnienia przyjaciół. Widać było, że moja dziewczyna cieszyła się towarzystwem obu jego kolegów. Mniejszy z nich miał na imię Wind, a wysoki James. Wszyscy trzej uczyli się w tej samej szkole, więc byli długoletnimi przyjaciółmi.

    Mark lubił inżynierię, podczas gdy jego przyjaciele, nie uzyskawszy wymaganych wyników na egzaminach, skończyli na innych wydziałach. Mark przyszedł tutaj z nimi, ponieważ nie chciał siedzieć w domu sam. Jednym uchem słuchałem, jak kumple Marka rozmawiają z Ploy o życiu na kampusie. Nie miałem tak do końca pojęcia o szczegółach ich konwersacji, ponieważ mój umysł skupiony był wyłącznie na tym jednym chłopaku siedzącym obok mnie.

    – Och, klarowna zupa? Vee właśnie miał ją zamówić – powiedziała Ploy, ujrzawszy talerz postawiony przed Markiem.

    – Mhm – odparł zdawkowo, nie zamierzając kontynuować rozmowy, po czym nabrał zupy na łyżkę i wziął ją do ust.

    – Pyszna, Mark? – Na pytanie Ploy chłopak podniósł wzrok i pokiwał głową.

    – To tylko zwyczajna zupa, Ploy. O co tyle hałasu? – zapytałem drobną dziewczynę siedzącą naprzeciw.

    – No i co? Zrezygnowałeś z zamówienia, ale patrzyłeś na Marka, więc pomyślałam, że też chciałbyś ją zjeść. Mogłabym ją kiedyś dla ciebie przyrządzić – odpowiedziała.

    Odwróciłem się do Marka w tym samym momencie, w którym on popatrzył na mnie. Przez chwilę omiatał wzrokiem moją twarz, po czym w milczeniu kontynuował jedzenie. Czy ja mu się przyglądałem?

    – Nie mam ochoty na tę zupę, Ploy. Tylko patrzyłem.

    Młody facet obok na chwilę stracił rytm. Spoglądał mi w twarz, podczas gdy jego łyżka nadal zatopiona była w misce.

    – Hmph! – Do moich uszu dobiegł jego cichy śmiech. Odwróciłem wzrok, skupiając się na stojącej przede mną zupie Tom Yum.

    Wyglądało na to, że Ploy i dwaj przyjaciele Marka nie wyczuli między nami nic niezwykłego, ponieważ nadal wesoło sobie gaworzyli. Ale między mną a nim było inaczej. Nie miałem pojęcia, co myśli lub czuje, tak jak nie znałem tak do końca własnych uczuć. Nigdy nie przypuszczałem, że będę tak właśnie się czuł ani że on będzie miał na mnie taki wpływ. Ale nie mogłem przestać się zastanawiać… Nieważne…

    Postaram się uwolnić od tych szalonych myśli.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

 .

Komentarze

  1. Muszę przyznać, że czyta się to niesamowicie. Trochę chciało by się potrząsnąć nimi by się ogarnęli, ale fakt jest jeden uczucia to skomplikowana materia bardzo krucha i potrzeba czasu by zbudować silną więź. Tylko przy takich początkach zdecydowanie trudniej wszystko ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty