LM – Rozdział 6
Rzeczy, które się zmieniły
[Mark Masa]
Po skończonym
wykładzie z arytmetyki w milczeniu opuściłem salę wykładową, podczas gdy moi
koledzy dyskutowali o błędach, które popełnili w obliczeniach. Nie zawracałem
sobie tym głowy, ponieważ dzisiejsze pomyłki były nieporównywalne do tych,
które tkwiły w mojej głowie. Nie tego się spodziewałem. Wydarzenia z
przeszłości powinny po prostu przeminąć, nie było to jednak takie proste.
– Hej, P'Vee! Co tu
robisz? – Zza pleców dobiegł mnie głos Fuse'a, ściągając moją uwagę na znajdującego
się przed nami przystojnego faceta, który spojrzawszy na mnie z uśmiechem, powoli
się zbliżał.
– Przyniosłem coś
dla twojego przyjaciela – wyjaśnił P'Vee, podając mi papierową torbę.
– …
W milczeniu ją przyjąłem
i zajrzawszy do środka, ujrzałem arkusze do nauki.
– Nawet nie
podziękowałeś. Mam cię tego nauczyć? – zapytał cicho senior, patrząc mi w
twarz.
– Dziękuję… – Mówiąc
te słowa, starałem się unikać jego ostrego spojrzenia.
– Dobrze, że tu
jesteś, Phi. Muszę cię o coś zapytać, ponieważ jesteś w temacie. Naprawdę chcę
wiedzieć, jaki błąd popełniłem – powiedział Fuse, po czym rozłożył na stole arkusz.
– Tak, P’Vee. Wykładowca
zaznaczył błąd w tym miejscu, ale nie wyjaśnił, na czym on polegał – narzekał Kamphan,
zajmując miejsce obok seniora.
Nasza trójka należała
do tej samej grupy przyjaciół. Fuse został wybrany Księżycem naszego wydziału, więc
zapewne doskonale potrafił dogadać się z P'Vee, który uzyskał ten tytuł kilka
lat wcześniej.
Zresztą ten ostatni
nie tylko zdobył koronę wydziału, ale również wywalczył tytuł Księżyca całego
uniwersytetu. Ja natomiast, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, czułem się jakoś
dziwnie, przebywając w jego towarzystwie.
Oprócz mnie i Fuse’a
do naszej paczki należał również chłopak o imieniu Kamphan. Ujrzawszy jego
identyfikator, poczułem się na początku nieco zaskoczony, ale później seniorzy
nadali mu to nowe imię, które niemal natychmiast do niego przylgnęło. Teraz
wszyscy znali go tylko pod imieniem Kamphan i – prawdę mówiąc – nie pamiętałem
już nawet, jak on się tak właściwie nazywał.
– A ty co? Nie zamierzasz
słuchać? A może udało ci się już dobrze to ogarnąć? – P'Vee uważnie nam nie
spojrzał. Z westchnieniem usiadłem na jedynym pustym miejscu znajdującym się
tuż obok jego krzesła.
To nie pierwszy raz,
kiedy spotykałem go po wykładach. Za każdym razem zjawiał się z innego powodu. Raz
chciał porozmawiać z Kamphanem o jakimś sportowym wydarzeniu, innym razem wpadł
pogadać z Fuse'em o pewnej imprezie. I zawsze, gdy się pojawiał, miał do
omówienia coś, co nie było bezpośrednio związane ze mną. Aczkolwiek po
zakończeniu rozmowy miał w zwyczaju kierować swoją uwagę na mnie i nawiązywać ze
mną pogawędki. Rzecz jasna, gdybym ośmielił się go zignorować, to niewątpliwie
by się wściekł, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko się poddać. Jego
wizyty były tak częste, że zdążyłem już do tej dziwacznej rutyny przywyknąć.
– Dlaczego masz taką
smutną minę, Mark? Uśmiechnij się. Umówię cię później z jakimiś dziewczynami – dodał
jakoś pocieszająco Kamphan, błyskając promiennym uśmiechem. Musiałem przyznać,
że ten koleś był naprawdę przystojny. Nie za wysoki, ale również nie za niski. Miał
jasną cerę i atrakcyjną twarz, zupełnie jak jeden z tych typowych bogatych
dzieciaków, którym zresztą chyba był. Sądząc po jego wyczuciu mody i innych drobiazgach,
można było śmiało przyjąć, że pochodził z bardzo zamożnej rodziny.
– Jeśli ty nadal
będziesz się tak uśmiechał, to twój aparat ortodontyczny na pewno ci wypadnie,
Phan. – Fuse drażnił się z nim, używając skrótu jego imienia.
– Potrafisz to
rozwiązać, Phi? – Fuse pochylił twarz w stronę P'Vee.
– Udało mi się
spojrzeć tylko na trzy słowa. Daj mi trochę czasu na przeczytanie całego zadania
– odparł ze zmarszczonymi brwiami senior, odsuwając się od Fuse'a.
– Tak, jasne, Phi – odrzekł
mój przyjaciel i powrócił na swoje miejsce.
– Właśnie tutaj. Tu
popełniliście błąd. – Vee stuknął palcem w papier, chociaż w przeciwieństwie do
moich kumpli nie chciałem sprawdzać, w czym tkwił błąd.
– Och! To twoja
działka, Mark. Spójrz, przyjacielu – obwieścił Kamphan i kładąc dłonie na mojej
głowie, zmusił mnie do spojrzenia na arkusz. Zbliżyłem twarz do pięknej twarzy
P'Vee, ale udawałem, że mnie to nie wzrusza. Zamiast tego wbiłem wzrok w
obliczenia.
– Ty to obliczyłeś? –
Senior odwrócił się, by złapać moje spojrzenie, a jego usta o mały włos nie musnęły
mojego policzka. Gdybym się nie wycofał, to prawdopodobnie by go dotknął. Poczułem
się zaskoczony, aczkolwiek nie sądziłem, by ktokolwiek to zauważył.
– Tak.
Zerknąłem na mężczyznę,
który pokręcił głową.
– Jak mogłeś się
pomylić? To za duża jednostka, powinieneś był ją tylko trochę zmniejszyć. – Mówiąc
to, P’Vee wskazał odpowiednie miejsce równania.
– Nie wiem, co się z
nim ostatnio dzieje, Phi. Wydaje się być jakiś nieobecny i nie umie poprawnie liczyć.
Czy złamane serce potrafi kogoś do tego stopnia rozproszyć? Nie mam w tej
dziedzinie doświadczeń, bo chociaż jestem przystojny, to nikt dotąd nie złamał
mi serca – wtrącił Fuse.
Słowo daję, miałem
ochotę przyłożyć po kopie w tyłek obu tym przystojnym facetom, którzy nigdy nie
zmagali się z odrzuceniem.
– Hej, Mark! Zdaje
się, że mówiłeś, że już ci przeszło – dorzucił Kamphan.
Senior zajmujący
miejsce obok również wbił wzrok w moją twarz, ale odwróciłem głowę, by uniknąć jego
spojrzenia.
– Chciałbym, żeby to
było takie proste – mruknąłem.
– Bez względu na
wszystko nie pozwól, by wpłynęło to na twoją naukę. – Dobiegł mnie surowy głos
mężczyzny, od którego poczułem ucisk w sercu. Odwróciłem się w jego stronę, co
natychmiast okazało się być bardzo dużym błędem, ponieważ w jego oczach
ujrzałem nie tylko surowość, ale również czułość i troskę. Aczkolwiek
dopuszczałem możliwość, że moja wyobraźnia spłatała mi figla.
– Tak – odpowiedziałem
cicho, odwracając się z powrotem w stronę kartki z zadaniem. Chwyciwszy
długopis, rozpocząłem obliczenia i szybko doszedłem do poprawnego rozwiązania.
– Jesteś geniuszem,
Mark. Tylko raz ci wyjaśnił, a ty już załapałeś? – dopytywał się Fuse,
spoglądając w moją stronę.
– Kto, poza tobą,
byłby taki głupi, żeby potrzebować dziesięciu wyjaśnień, by to zrozumieć? – drażnił
się z nim Kamphan.
– Tak, jestem głupi.
Na dodatek nie jestem bogaty. Pytanie raczej, kto jest taki jak ty? Masz już
to, co on napisał?
– W ogóle nie
zrozumiałem wyjaśnień P'Vee – narzekał. – Naucz mnie jutro, dobrze? – zwrócił
się do mnie.
– Jasne. Wyjaśnię
wam to – obiecałem tej dwójce, otrzymując w nagrodę szerokie uśmiechy.
Prawdę powiedziawszy,
moi przyjaciele wcale nie byli głupi, tylko absolutnie nie zwracali uwagi na prowadzone
przez profesora wykłady. Wystarczy jedynie, że uważnie mnie posłuchają, a w
mgnieniu oka uda im się rozwiązać wszystkie zadania.
– W takim razie mogę
pożyczyć na resztę dnia waszego przyjaciela? – P'Vee zwrócił się z pytaniem do
moich kumpli.
– Którego, Phi?
– Tego gościa. – Mężczyzna
wskazał na mnie, ledwo Fuse skończył pytać. Pozostali z zakłopotaniem spojrzeli
na seniora, podczas gdy ja czułem się tak niezręcznie, że po prostu starałem
się robić dobrą minę do złej gry.
– Marka?
– Czy ten koleś to
Mark? To pozwólcie mi go wypożyczyć – potwierdził, a następnie chwycił mnie za ramię.
Chciałem zaprotestować, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem. Po prostu bez
słowa za nim podążałem, aż dotarliśmy do dużego, lśniącego motocykla zaparkowanego
na terenie kampusu. Nieco zdezorientowany patrzyłem na P’Vee, a on jedynie się
uśmiechał.
– Dokąd mnie
zabierasz? – zapytałem, starając się, żeby
mój głos zabrzmiał stanowczo.
– Na film – odpowiedział
zwyczajnie, sprawiając, że z zakłopotania zmarszczyłem brwi.
– A idź do diabła – rzuciłem,
kiedy udało mi się wreszcie nieco dojść do siebie.
Dlaczego, do cholery,
miałbym iść z nim do kina?
– W piekle kina nie
ma – odparł żartobliwie, posyłając mi kolejny uśmiech.
– P'Vee, ja nie
żartuję. – Zniżyłem głos, po czym odwróciłem się, chcąc odejść.
– Nadal przypominasz
przygnębionego faceta ze złamanym sercem. Film w moim towarzystwie pomoże ci
się nieco rozpogodzić. – Mężczyzna szybko podążył za mną i chwyciwszy mnie za
ramię, przyciągnął z powrotem do swojego pojazdu. Delikatnie go odepchnąłem, ale
nie miał zamiaru odpuścić.
– A dlaczego muszę
iść? – zapytałem z pretensją w głosie. – I co to właściwie za seans?
– To nowy film. Też
nie wiem, o czym jest.
Milczałem, patrząc
na stojącego przede mną mężczyznę. Już sam fakt, że codziennie musiałem oglądać
jego twarz, nieziemsko działał mi na nerwy, a teraz ten gościu jeszcze
dodatkowo pogarszał sprawę.
– Chodź ze mną. Nie
mam z kim pójść – namawiał, kilkakrotnie delikatnie poklepując mnie po ramieniu
i lekko popychając do przodu.
– Nie chcę niczego z
tobą oglądać.
– Do diabła! Tęsknisz
za Barem tak bardzo, że nie masz na nic ochoty? Nie jesteś nawet w stanie
obejrzeć filmu w moim towarzystwie?
Co jest? Dlaczego mam
z nim iść? Rozmawiałem z nim jedynie kilka razy. Ok… Przyznaję, że ostatnio
nawet nieźle się dogadywaliśmy, ale to głównie dlatego, że on mówił, co chciał,
a ja po prostu milczałem. Otwierałem usta wyłącznie po to, żeby odpowiadać na
pytania, ale nawet to działało mi na nerwy i okropnie mnie denerwowało.
– Nie chcę – odparłem
krótko, zwracając głowę w kierunku jego przystojnej twarzy.
Miał tylu przyjaciół.
Dlaczego nie mógł zaprosić żadnego z nich? Na dodatek miał dziewczynę, dlaczego
więc ciągnął do kina kogoś, z kim łączyła go jakaś niejasna relacja?
– Nie chcesz iść ze
mną? Zamierzasz tkwić w przeszłości? Nie masz ochoty posunąć się naprzód? Nie
znajdziesz szczęścia w teraźniejszości, jeśli ciagle będziesz opłakiwał to, co
było – powiedział poważnym tonem, patrząc mi w twarz bystrym spojrzeniem. Nie
potrafiłem tak do końca odgadnąć znaczenia kryjącego się w jego oczach, tak jak
nie potrafiłem rozszyfrować powodu, dla którego robił to, co robił.
– Dlaczego mam iść akurat
z tobą?
– Jeśli nie ze mną,
to z kim? Z tymi dwoma kolesiami? A może masz jeszcze innych przyjaciół? Ostatnio
ciągle widzę, że spędzasz czas samotnie.
– Więc pozwól mi
spróbować jeszcze raz – powiedziałem, cedząc słowa. – Dlaczego musisz upierać
się przy moim towarzystwie?
– Dlaczego, ty mały…
Właśnie ci powiedziałem! Bo za dużo przebywasz sam ze sobą. To nic dobrego,
więc chcę, żebyś się zrelaksował.
– Nie ma potrzeby.
Dlaczego nie zabierzesz ze sobą swojej dziewczyny? – zapytałem, zanim zacznie
bełkotać i przestanę go rozumieć.
– Wciąż jest na
zajęciach.
Ach, więc tak to
wygląda…
– Dlaczego w takim
razie nie pójdziesz z przyjaciółmi?
– O co chodzi z tymi
wszystkimi pytaniami?
To była ta część,
której nie rozumiałem: dlaczego akurat ja?
Mimo że nadal nie ogarniałem,
co nim kierowało, musiałem się w końcu poddać. Seans filmowy w czyimś
towarzystwie w zasadzie nie byłby niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że za dużo myślałem.
Biorąc pod uwagę to, co się między nami wydarzyło, P’Vee wydawał się być
spokojny. Nie rozumiałem jednak, dlaczego najwyraźniej szukał mojego towarzystwa,
skoro zapewniłem go, że nie mam do niego żadnych pretensji. Wyraziłem się przecież całkiem jasno. Byliśmy
tylko przygodnymi znajomymi. Seniorem i juniorem z tego samego wydziału.
Przynajmniej tak sobie wmawiałem, ale to nie znaczyło, że tak właśnie myślałem.
Może nie zabrzmi to zbyt
pochlebnie, ale w wolnym czasie często o nim myślałem. Zwłaszcza po tym, jak
uprawialiśmy seks w moim pokoju. Od tamtej pory coraz częściej zdarzało mi się
o nim myśleć. Przeprosił mnie za to i od tamtej pory byliśmy w całkiem dobrych
stosunkach. Problem w tym, że często się pojawiał, by przywitać się ze mną i
moimi przyjaciółmi, którzy zresztą darzyli go szacunkiem i chętnie z nim
rozmawiali. Jednak jego wizyty sprawiały, że byłem zmuszony go widywać i prawdopodobnie
myślałem o nim częściej niż o P'Barze.
– Który film obejrzymy?
– zapytał mnie po sprawdzeniu listy wyświetlanych filmów.
– Nie mówiłeś, że
jest jakiś nowy, który chcesz obejrzeć?
– Och, widzę, że zwracasz
uwagę na moje słowa – zauważył z uśmiechem.
Cóż, skoro rozmawialiśmy
tylko we dwóch, to na czyich słowach miałbym się koncentrować?
Postanowiłem milczeć.
Spojrzałem mu w twarz, po czym odwróciłem się w stronę listy. Nowy film akcji
wydał mi się całkiem ciekawy. Fuse i Kamphan zdążyli już go obejrzeć, ale ja jeszcze
nie miałem okazji.
– Mam pewne
preferencje, ale pytam, bo może jest coś, co chętnie byś obejrzał, Mark.
– Ten. – Wskazałem
na odpowiedni plakat.
– Nie lubię filmów
akcji. Po prostu obejrzyj to, co ja wolę, dobrze? Funduję –zaproponował, po
czym ruszył do przodu, zamierzając stanąć w kolejce po bilety. Nawet nie
poczekał na moją odpowiedź. Westchnąłem.
Jeśli nie interesuje
cię moje zdanie, to po prostu nie zadawaj sobie trudu, by mnie o to pytać.
Co za strata
energii.
Po obwieszczeniu, że
nie lubi filmów akcji, oczekiwałem, że wybierze jakiś horror lub coś podobnego.
Czego się jednak całkowicie nie spodziewałem, to tego, że zaciągnie mnie na
mega tandetny film romantyczny. Czy on jest kompletnie głupi, czy może zdążył
już zapomnieć, że jeszcze całkiem niedawno złamano mi serce?
– Nie płacz podczas
oglądania. – Na dodatek nie omieszkał się ze mną podrażnić.
– Nie jestem aż tak
sentymentalny – udzieliłem spokojnej odpowiedzi, podnosząc kubek z napojem, by
upić łyk.
Obserwowałem, jak
kobieta i mężczyzna zbliżają usta do pocałunku. Patrzyli na siebie, chcąc
wzrokiem przekazać sobie słodką miłość. Musiałem przyznać, że aktorzy wykonali
świetną robotę, umiejętnie przykuwając uwagę widzów, z których zapewne wielu
prawdopodobnie uśmiechało się, patrząc na rozgrywającą się romantyczną scenę.
Chcąc podać przykład
idealnie słodkiej pary, nie sposób byłoby nie pomyśleć o nowo wybranym Księżycu
Uniwersytetu Tossakanie i jego ukochanym Barze. Ale w mojej wyobraźni rolę
męską grał mężczyzna siedzący obok, a żeńską aktorką była ładna seniorka z
innego wydziału.
Pffff… Czy może być
jeszcze bardziej tandetnie?
– Nie podoba ci się
film, Mark – dobiegł mnie cichy głos.
– Co mam powiedzieć?
– Uśmiechnąłem się nieznacznie.
Zdaję się, że tobie
bardzo się spodobał.
Niedawno złamano mi
serce, a potem przespałem się z facetem, który ma dziewczynę. Więc to chyba doskonały dla mnie film, co?
– pomyślałem sarkastycznie.
– Człowieku… Po
prostu się nim ciesz. Pomyśl o chwilach, w których jesteś szczęśliwy – poradził,
obejmując ramieniem moją szyję.
– Odczep się ode
mnie – warknąłem cichutko.
– Powodem, dla
którego zabrałem cię akurat na ten film, jest chęć sprawdzenia, czy będziesz
szczęśliwy, oglądając go w moim towarzystwie – wyszeptał mi wprost do ucha.
Odwróciwszy głowę w
jego kierunku – pomimo ciemności – ujrzałem delikatny uśmiech na jego twarzy. Był
tak wyraźnie widoczny, że miałem ochotę zapytać, czy czuje się winny i dlatego
to robi, ale w obawie przed odpowiedzią odpuściłem sobie pytanie. Właśnie
dlatego nie chciałem przebywać w jego pobliżu.
Po wyjściu z kina zamierzaliśmy
znaleźć miejsce, w którym moglibyśmy coś zjeść. Właściwie wahałem się używać sformułowania
„my”, ale nie miałem pojęcia, jak miałbym nas nazwać w zastępstwie. W każdym
razie minęliśmy najpierw kilka restauracji i nic nie wskazywało na to, że osobnik
idący obok wejdzie do którejkolwiek z nich.
– Co chcesz zjeść? Ja
funduję. Zapłaciłeś już za kino. – Zatrzymałem się przed słynną japońską
restauracją, kierując się z pytaniem do P’Vee.
– Hej! Ja cię
zaprosiłem, więc to ja cię poczęstuję – zaoponował, odwracając do mnie twarz.
Darowałem sobie
odpowiedź i zadowoliłem się posłaniem mu zmęczonego spojrzenia. Na chwilę
zapadła cisza, podczas której P'Vee zatopił swoje spojrzenie w moich oczach. Zupełnie,
jakbyśmy mogli komunikować się ze sobą za pomocą wzroku. Po krótkiej walce na spojrzenia
jego bystre oczy złagodniały i mężczyzna wydał z siebie westchnienie, które
wyraźnie sygnalizowało poddanie.
– W takim razie pół
na pół, dobrze?
– Tak – odpowiedziałem
przez ściśnięte gardło. Podzielenie się rachunkiem było o niebo lepsze, niż po
raz kolejny pozwolić mu za mnie zapłacić. Nie chciałem być mu nic winien.
– Więc co chcesz
zjeść? – zapytał.
– To zależy od
ciebie…
– Z pewnością nie. Gdyby
to zależało ode mnie, zabrałbym cię na pikantną sałatkę z mielonej wieprzowiny
na ulicznym straganie w mojej alejce – wygłosił z jakimś niezadowoleniem.
Zmarszczyłem brwi.
On zrobił to samo.
– Co? – zapytałem.
– Nic – odparł głębokim
głosem, po czym się odwrócił.
Ignorując jego dziwną
wypowiedź, rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś lokalu, w którym chciałbym
zjeść.
– W takim razie
grillowany kurczak – zaproponowałem, wskazując na słynną restaurację.
Mężczyzna skinął
głową. Wcale mnie nie dziwiło, że gdy zmierzaliśmy do stolika, gapiło się na
nas mnóstwo par oczu. Może wydawało się im dziwne widzieć dwóch facetów
podążających ramię w ramię po znanej restauracji w centrum handlowym. Nie należałem
jednak do tych, którzy przejmowali się opinią innych. Ale jeśli chodziło o towarzyszącego
mi faceta, na jego twarzy ciągle widniała surowa mina. Może nie podobały mu się
potencjalne plotki, ale co z tego? W końcu nie ja go tu ściągnąłem.
– Dlaczego tak wiele
osób na nas patrzy? – odezwał się głębokim głosem, wyraźnie wskazującym na
tłumioną irytację, i tym samym potwierdził moje podejrzenia.
– A skąd mam
wiedzieć? – odpowiedziałem cicho pytaniem na pytanie.
P'Vee spojrzał na
mnie i niezrozumiale coś wymamrotał.
– Myślę, że ten
stolik taksuje cię wzrokiem – odezwał się po chwili.
– Pozwól im.
– Całe stado
facetów. Wygląda na to, że zamiast kurczaka chcieliby zjeść ciebie.
Gdy usłyszałem jego
słowa, nieznacznie – żeby ich nie zaalarmować – rzuciłem okiem w kierunku stolika,
o którym mówił P’Vee. Grupka składała się z uroczych i przystojnych chłopaków,
którzy znaleźli się tam zapewne po skończeniu zajęć.
– Podobają ci się? –
zapytał mój towarzysz, zwracając moją uwagę z powrotem na siebie.
– Za młodzi – odparłem
krótko.
– Więc lubisz starszych,
co?
– Czy ja wiem…? – Nie
odpowiedziałem wprost, a on o nic już nie zapytał, ponieważ akurat wtedy podano
nam nasze jedzenie.
Posiłek smakował całkiem
nieźle, nie był ani zbyt słony, ani mdły. Tak jak reklamowano, chrupiący na
zewnątrz kurczak był delikatny w środku, zgodnie ze słynną tajną recepturą. Nie
byłem koneserem, po prostu jadłem to, na co miałem ochotę, kierując się
wyłącznie kryterium smakowym.
– Przecież wcale nie
smakuje źle. Nie mógłbyś zaprezentować miny wskazującej na to, że ci smakuje? –
zapytał mężczyzna siedzący naprzeciw.
– Po prostu taki mam
wyraz twarzy. – Odpowiadając, posłałem mu surowe spojrzenie.
Czy koniecznie musiałem
stroić miny? Nie wystarczyło po prostu powiedzieć, że mi smakuje?
– Wyglądasz tak,
jakbym zaciągnął cię tu siłą. – Wypowiadając te słowa, opuścił głowę i
popatrzył w talerz.
– Cóż, gwoli
ścisłości… Istotnie nie chciałem z tobą nigdzie iść – powiedziałem cicho, również
przenosząc spojrzenie na swój talerz.
– Chcę jedynie,
żebyś dobrze się bawił, a nie tylko przez cały dzień marszczył brwi. Czuję się
winny, widząc cię w takim wydaniu – przemówił poważnym tonem.
– Dlaczego miałbyś
czuć się winny? Przecież nie zrobiłeś nic złego.
– Cóż, ja… – Głęboki
głos utknął mu w gardle, gdy spotkały się nasze oczy. – Nie chcę, żebyś utknął
w przeszłości. Obecna chwila i te będące jeszcze przed tobą mają ci tak wiele
do zaoferowania. Jesteś tylko…
– Jeśli masz zamiar
rozmawiać o P'Barze, to mogę cię zapewnić, że ze mną wszystko w porządku –
przerwałem mu, zanim zdążył dokończyć.
P’Vee posłał mi
spojrzenie, jakby chciał, żebym powtórzył to, co właśnie powiedziałem, ale tego
nie zrobiłem. Po prostu bez słowa patrzyłem mu w oczy.
– Co to znaczy, że
wszystko z tobą w porządku? Minęło zaledwie kilka tygodni, a ty twierdzisz, że dobrze
się czujesz? Nie wierzę. Sprawiasz wrażenie, jakby w twojej głowie kłębiło się milion
różnych myśli, a ty próbujesz mi wmówić, że wszystko jest ok?
No owszem, istotnie
miałem wiele na głowie, ale nie zdarzało mi się zbyt często myśleć o P'Barze. Fakt,
że crush, który mnie zranił, nie zaprzątał moich myśli, oznaczał, że musiało
istnieć coś innego, co przyciągało moją uwagę. Nie chciałem jednak przyznać, że
ten, który był odpowiedzialny za mój stan, siedział w tej chwili naprzeciw mnie.
Mogłem się założyć, że P'Vee nigdy nie dowie się, że to, co dla mnie robił,
sprawiało, że stanowczo zbyt często o nim myślałem.
Ulżyło mi, że udało
mi się wyjaśnić sprawę z P'Barem i że byliśmy gotowi, by ruszyć dalej jako junior
i senior. Nie zamierzałem również wtrącać się pomiędzy niego a jego chłopaka.
Udało mi się zrobić duży krok w tył, uwalniając się od zauroczenia P'Barem. Nie
widywałem go na wydziale i nie śledziłem jego kont w mediach społecznościowych.
Tego samego,
niestety, nie mogłem jednak powiedzieć w odniesieniu do mężczyzny przede mną.
P'Vee lubił pojawiać się przy mnie na terenie uczelni, a nawet – tak jak dziś –
nalegać na moje towarzystwo po zakończeniu wykładów. Nie rozumiałem jego
działań, naprawdę tego nie ogarniałem. Zastanawiałem się nawet, co to oznacza,
ale w jego zachowaniu nie potrafiłem dopatrzeć się logiki.
– Nie myślę już o
P'Barze – odparłem zwięźle. To również było coś, czego nie potrafiłem rozgryźć.
Paradoksem było jego
przekonanie, że moje myśli nadal skupione są na P'Barze, podczas gdy mężczyzną,
o którym nieporównywalnie częściej myślałem, był on sam.
– Więc o kim
myślisz?
– Może o tobie? – Zamiast
odpowiedzi sformułowałem pytanie.
– Przestań mi tu
wciskać – przemówił z poważną miną.
– Jeśli naprawdę
jest tak, jak myślę, to nie sądzę, żebyś był w stanie mi pomóc. –Zarejestrowałem
zdezorientowaną minę mojego rozmówcy.
– Szczerze mówiąc,
wciąż czuję się winny i chcę to jakoś naprawić – odezwał się po chwili P'Vee. –
Gdybym tylko był w stanie pomóc, to…
– Jeśli czujesz się
winny, to daj sobie z tym spokój. Naprawdę nie żywię do ciebie urazy – przerwałem
mu.
– Ale ja i tak czuję
się źle – padła błyskawiczna odpowiedź.
Westchnąłem z
rezygnacją, patrząc na mężczyznę spoglądającego na mnie z uwagą.
– Jeśli będę
potrzebować przy czymkolwiek twojej pomocy, to obiecuję, że dam ci znać – powiedziałem
cicho, unikając jego spojrzenia.
– W takim razie
dobrze. Nie wiedziałem, że potrafisz być również grzecznym chłopcem –
zażartował, posyłając mi ujmujący uśmiech.
– Jesteś tylko o kilka
lat starszy ode mnie.
– Ten niepodważalny
fakt wciąż czyni cię młodszym, Mark.
– Nieważne.
– Dupa, a nie
nieważne! – Jego głos stał się surowy, kiedy rzucił mi ostre spojrzenie bystrych
oczu. Wytrzymałem jego wzrok.
– Tak, Phi. – Nie wiedziałem,
dlaczego znów odwróciłem wzrok.
– Grzeczny chłopiec…
A może znałem powód,
tylko nie chciałem się do tego przyznać?
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz