LM – Rozdział 7
Co to oznacza?
[Vee Vivis]
Stałem przed pokojem
mojej ślicznej dziewczyny, której nie widziałem już od kilku dni. Nie miałem
pojęcia, co porabiała, ponieważ nie odbierała moich telefonów. Wczoraj
wieczorem wysłałem jej wiadomość, ale na nią również nie otrzymałem odpowiedzi.
Jak więc miałem nie zjawić się w jej akademiku, żeby sprawdzić, czy u niej
wszystko w porządku? Choć nie widywaliśmy się często, to jednak utrzymywaliśmy
kontakt telefoniczny, więc nie byłem przyzwyczajony do rozłąki.
– Przyszedłeś
zobaczyć się ze swoją dziewczyną? – Sprzed drzwi pokoju obok dobiegł mnie
głęboki, męski głos.
Pytający miał świetną
sylwetkę, którą idealnie podkreślał studencki mundurek. Był to ten sam chłopak,
który sprawił, że czułem się zdezorientowany. Ciągle o nim myślałem – wtedy,
kiedy akurat nie znajdowałem się w towarzystwie mojej dziewczyny, ale również
wtedy, kiedy z nią byłem. Zaczynałem się obawiać, czy na moim czole nie pojawi
się epitet „palant”, ale starałem się to ignorować. Posłałem juniorowi, z
którym zdążyłem się już zżyć, swój najbardziej ujmujący uśmiech, po czym odpowiedziałem:
– Tak, ale nie otwiera
drzwi.
– To dlaczego do
niej nie zadzwonisz? – Nong posłał mi zdziwione spojrzenie, jakby pomyślał coś
w stylu: „Jesteś idiotą, żeby tkwić pod drzwiami, skoro wystarczyłoby po prostu
do niej zadzwonić”.
– Dzwoniłem, ale nie
odbiera – wyjaśniłem, rzucając mu spojrzenie mówiące: „Nie jestem jakimś
półgłówkiem. To chyba jasne, że wyczerpałem inne możliwości i moja osobista wizyta
jest jedynym wyjściem”.
Wyglądało na to, że
potrafiliśmy porozumieć się bez słów, bo Mark skinął głową i odwrócił się do
mnie plecami.
– Wychodzisz? – zapytałem.
– Tak, nie jadłem
jeszcze śniadania.
Spojrzawszy na
zegarek, który wskazywał godzinę ósmą, jeszcze raz rzuciłem okiem na drzwi do
pokoju mojej dziewczyny.
– Pójdę z tobą.
Mark zmarszczył
brwi. Jego reakcja nie była zaskakująca. O wiele bardziej zdumiewający był
fakt, że chciałem dotrzymać mu towarzystwa. Ostatnio dość często zdarzało nam
się gdzieś wyskoczyć. Za każdym razem to ja wykazywałem się inicjatywą, zabierając
go na imprezę wydziałową, zebranie studentów, a nawet prywatnie, w sprawach
niemających nic wspólnego z uczelnią. Być może nasze wspólne wypady mogły
sprawiać wrażenie przypadkowych, a może nieuniknionych. Wierzyłem jednak, że w
życiu nie było czegoś takiego jak przypadek. Wszystko miało swój powód. I nawet
jeśli teraz nie miałem jeszcze pojęcia, co mną kierowało, byłem pewien, że za
moim działaniem kryje się jakaś logika. Dlatego czułem, że muszę dalej tak postępować,
by dotrzeć do przyczyny.
Moje zachowanie mogło
wydawać się nieco samolubne, szczególnie że status naszej relacji nie był
niczym innym jak znajomością między seniorem i juniorem. Mój związek z Ploy pozostawał
niezmienny. W moich działaniach nie było zła. Nie zdradzałem przecież Ploy,
ponieważ nie lubiłem Marka w ten szczególny sposób. Postrzegałem go jedynie
jako młodszego studenta z tego samego wydziału.
Mimo to mój umysł
wypełniało poczucie winy. Nie chciałem się do tego przyznać, ale było ono
jednym z powodów, dla których zbliżyłem się do Marka. Zbeształem go mało
subtelnie za sprawę z Ai Barem i potraktowałem nieco zbyt obcesowo. Po tym
epizodzie wyglądał na oszołomionego i nieobecnego, więc zaprosiłem go w kilka
miejsc w nadziei, że poczuje się lepiej. Chociaż na początku wydawał się
niechętny, w końcu po moich namowach zawsze ustępował.
Tym razem jednak wcale
go nie namawiałem. To on prowadził.
– Jak dotrzesz na
zajęcia? – zapytałem, widząc, że się zawahał. Odniosłem wrażenie, jakby na
kogoś czekał. Nie poszedł też na parking, co oznaczało, że nie ma samochodu.
– Czekam, aż przyjedzie
po mnie James z kumplami – odpowiedział.
– Twój przyjaciel ma
samochód? – zapytałem, kasując w odpowiedzi zmęczone spojrzenie i krótką,
gardłową odpowiedź:
– Tak.
– A dlaczego ty nie
masz?
Milczał, zupełnie
jakby chciał mi przekazać, że nie powinienem się dopytywać.
– Chcesz pojechać ze
mną? Twoi przyjaciele mogą nie dotrzeć na czas. Nie jesteście na różnych
wydziałach? – Zapraszającym gestem wskazałem na swój pojazd.
– Ich wydziały nie
są daleko od naszego – padła odpowiedź Marka.
To prawda, gmach
naszego kierunku znajdował się niejako pośrodku kampusu i otoczony był budynkami
innych wydziałów.
– A więc chcesz zabrać
się ze mną? – zapytałem ponownie stłumionym głosem.
– Tak.
Zabrałem go do kantyny.
Po drodze rozmawiał przez telefon ze swoim przyjacielem, prawdopodobnie żeby mu
powiedzieć, by po niego nie przyjeżdżał.
Pomachałem do siedzących
przy stoliku Ponda i Nuei, po czym odwróciłem się do juniora podążającego za
mną bez słowa.
– Cześć, Phi. – Po
dotarciu do stolika Mark złożył dłonie, witając się z moimi przyjaciółmi. A co
ze mną? Mnie nigdy w ten sposób nie witał. Prawdopodobnie powinienem być
wdzięczny, że w ogóle zwracał się do mnie per „Phi”.
– Gdzie się spotkaliście?
– Nuea spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Poszedłem zobaczyć
się z Ploy, ale jej tam nie było. A on akurat wyszedł z pokoju – wyjaśniłem.
– Kurrrwa! Mark był u
Ploy? – wykrzyknął ze zdziwieniem Nuea, podczas gdy Pond zachował spokój.
– Co ty sobie
myślisz, człowieku? Są sąsiadami. Jeśli znalazłbym go w pokoju mojej
dziewczyny, to chyba nie sądzisz, że zabrałbym go ze sobą na posiłek? – warknąłem.
– No tak. Nie
pomyślałem o tym. – Mój kumpel nigdy się nie zmieniał.
Mark nie odezwał się
ani słowem, zamiast tego poszedł kupić coś do zjedzenia. Po powrocie nadal
milczał, w przeciwieństwie do nas. Prowadziliśmy ożywioną dyskusję o dziewczynach
i jakichś mało znaczących bzdurach. Oprócz Bara ta dwójka tutaj należała do
moich najbliższych przyjaciół. Bar był jednak ostatnio niemal nieobecny w moim
życiu, ponieważ ciągle spędzał czas ze swoim chłopakiem.
– Spójrzcie na nich.
Jak bardzo się kochają? Gdyby Bar był dziewczyną, na pewno zostałby
znokautowany przed ślubem – zauważył Nuea, podając mi swój telefon. Miał na
myśli, że Kan bez wątpienia zmajstrowałby mu dzieciaka.
Pochyliłem się, by
spojrzeć na ich słodki status. Patrząc na ekran, zmarszczyłem brwi.
– Pozwólcie mi ich opieprzyć
– powiedziałem, wpisując komentarz na plotkarskiej stronie Dew, która wrzuciła
zdjęcia tej pary. Akurat wtedy Ploy odpowiedziała na moją wiadomość na czacie, więc
odpisałem jej kilka słów, po czym wróciłem do komentowania. Zerknąłem na milczącego
juniora, który siedział obok. Wydawał się nie być zainteresowany naszą rozmową.
– Będę się zbierał –
powiedział Mark, wstając po skończonym posiłku.
Moi przyjaciele i ja
spojrzeliśmy na naszego juniora.
– Uhm. – Przełknąłem
odpowiedź, widząc jego wzrok wbity w moją komórkę.
Nie miałem pojęcia, co
kryło się w jego spojrzeniu ani tym bardziej co sam czułem, ale chciałem
odwrócić jego uwagę od mojego telefonu.
– Odprowadzę cię –
powiedziałem, chowając smartfona do kieszeni. Ostatnim, co napisała mi Ploy,
było, żebym pilnie się uczył. Na tę wiadomość już jej nie odpowiedziałem. Junior
spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Odprowadzisz go? –
zapytał Nuea, który wstał i na nas patrzył.
– Dlaczego pytasz?
Nie wolno mi? – Odwróciłem się w jego stronę.
– Chcę tylko
wiedzieć, dlaczego musisz go odprowadzać.
– Bo chcę.
– Nie ma potrzeby.
Pójdę sam. – Mark odwrócił się i odszedł.
Patrzyłem na jego
oddalające się plecy, zastanawiając się, czy to, co we mnie kipiało, to uczucie
frustracji. Myślałem, że już mu przeszło, ale teraz jakoś dziwnie się zachował.
Co to oznaczało?
– Mark! Pójdę z
tobą. Chcę porozmawiać o arkuszach do nauki – zawołał Nuea. Z zaskoczeniem
spojrzałem w twarz mojego przyjaciela.
Mark? Nuea? Od kiedy
staliście się sobie bliscy?
– Od kiedy stali się
sobie bliscy? – zapytałem Ponda.
Widząc tych dwóch
rozmawiających ze sobą, na chwilę musiałem zamknąć oczy. Mark lubił facetów, a
Nuea był biseksualny…
Tylko… Co ja mam z
nimi wspólnego?
– Mark jest juniorem
Yeewy, podczas gdy Yeewa i Nuea są juniorami P'Pae. A ponieważ Yeewa jest
starszą mentorką Marka, to Nuea również się nim opiekuje.
– Więc w ten sposób
Nuea zbliżył się do Marka?
– Tak.
Dlaczego musiał robić
tak długi wykład? Wystarczyło powiedzieć, że są w tej samej grupie seniorów i
juniorów. Westchnąłem, patrząc na idącą obok siebie dwójkę facetów.
Tylko w tej samej
grupie juniorów i seniorów...
*
Ziewnąłem, podczas gdy
profesor mówił o projekcie, który należało przedstawić jeszcze przed egzaminami
semestralnymi. Projekt mój i Bara był już niemal ukończony. Zaczęliśmy pracować
nad nim wcześniej, żeby mieć więcej czasu na przygotowanie się do egzaminów.
Pozwoliłem, by słowa
profesora przeleciały mi koło uszu. Zamiast tego wziąłem telefon, by
odpowiedzieć na wiadomość, którą wysłała mi rano moja dziewczyna, zachęcając mnie
do pilnej nauki. Ploy ostatnio prawie nie reagowała na nasz chat, chociaż
aplikacja wskazywała, że czyta moje wpisy. To dziwne… Bez względu na to, co wysyłałem,
czytała wszystko… Ale dlaczego przestała odpisywać? Postanowiłem oderwać się od
niewesołych myśli, które pojawiły się w moim umyśle, i zerknąłem na status mojego
przyjaciela.
Northh: Ucz się pilnie, dobry chłopcze. Z Masa Mark 140
polubień 7 komentarzy
2 godziny
140 polubień 7
komentarzy
Kubuś Puchatek: Seniorze, kim jest ten Masa Mark?
Masa Mark: Moja grupa senior – junior Kubuś Puchatek. Dziękuję
za radę, P’Northh.
Northh: Miło mi.
Delphin: Dobry chłopak czy twój chłopak, skurwielu?
Northh: Nie pytaj o to. Jest moim juniorem.
Delphin: Więc go poderwę. Mogę? Masa Mark
Kubuś Puchatek: Śmiało, jest teraz wrażliwy.
Ten Kubuś naprawdę
zasługiwał na porządne lanie. Odchrząknąłem i spojrzałem na Nueę. Siedział
naprzeciw mnie, grzebiąc w telefonie. Gdybym miał zgadywać, to zapewne miałbym rację,
zakładając, z kim „rozmawia”. Tylko dlaczego to mnie tak frustrowało? Patrząc
na mojego przyjaciela, poczułem się jeszcze bardziej zdenerwowany.
– To wszystko na dziś
– skwitował profesor. – Mam nadzieję, że nikt nie poprosi o przesunięcie
terminu oddania projektu. Z góry uprzedzam, że na to nie pozwolę. Koniec zajęć.
Kilku studentów
jęknęło, ledwo wykładowca skończył mówić.
Wspólnie z grupą
moich przyjaciół rozmawialiśmy o tym, dokąd pójdziemy na lunch.
– To gdzie zjemy?
Bar nie przyjdzie – powiedział grobowym głosem Kla, siadając z powrotem na
swoim miejscu.
– Dziś są tylko
jedne zajęcia. Myślę, że wczoraj został u swojego lekarza – zauważył Pond.
– Chodźmy na stołówkę
– zaproponował Pin.
– Teraz nie będzie tam
tłoku – dodała Yeewa, pokazując nam ekran telefonu.
Gdy dotarliśmy do
kantyny, okazało się, że istotnie nie było tam zbyt wielu osób, być może dlatego,
że nasze zajęcia skończyły się dość późno. Zajęliśmy nasze stałe miejsca. Przy
stoliku siedzieli już nasi przyjaciele.
– Dlaczego jesteście
tak późno?
– Profesor rozwodził
się na temat projektu. Jestem tak głodna, że mogłabym zjeść konia z kopytami –
obwieściła Pan, przyglądając się bufetowi.
– Idź i kup, co
chcesz. Jeszcze zabraknie jedzenia i taki żarłok jak ty umrze z głodu – zakpił
z Pan Kla.
Dziewczyna zrobiła
kwaśną minę, po czym wyrzuciła z siebie kilka cichych przekleństw.
– Właśnie dlatego
nie masz męża. Ładna buzia, brzydkie usta.
– Powiedziałam ci
coś do słuchu, zasłużyłeś sobie. Odbije się to na tobie – warknęła Pan pod
adresem Kla, zanim odeszła w poszukiwaniu posiłku.
– Jasne,
bezpośrednio na moim umyśle. Po prostu powiedz, że jesteś głodna – narzekał pod
nosem Kla.
Potrząsnąłem głową, słysząc
tę mało uprzejmą wymianę zdań. Nie chodziło o to, że nie mogłem tego znieść. Po
prostu byłem zirytowany. Codziennie rozmawialiśmy, używając tak kwiecistego
języka. Na początku Yeewa i Pan nie były tym zachwycone, ale wkrótce zaczęły
rzucać bardziej wulgarnymi wyrażeniami niż my.
– Nic nie jesz? –
zwrócił się do mnie Nuea.
– Zjem. Jestem
cholernie głodny. A ty? – zapytałem, spoglądając na torebkę ze słodyczami.
– Mark przyniósł mi
trochę smakołyków, więc chyba zrezygnuję z lunchu.
W reakcji na jego
słowa zmrużyłem oczy, zastanawiając się równocześnie, kiedy znaleźli czas, by
się spotkać.
– Ja też dostałam.
Kiedy ci dał? Narzekał, że nie mógł cię znaleźć – usłyszałem głos Yeewy, która
uniosła podobnie wyglądającą torebkę.
– Wpadłem na niego
przed chwilą, kiedy poszedłem do toalety. – Nuea otworzył opakowanie z przekąskami.
– Ojej, nasz P'Nuea
jest już napchany – przekomarzała się z nim Yeewa, pochylając się, by zobaczyć,
co jest w środku. Dziewczyna uśmiechała się nieco drwiąco, podczas gdy Nuea
pozostał spokojny. Na potwierdzenie jedynie pokiwał głową, po czym wyjął
słodycze.
– Podziel się z
przyjaciółmi – powiedziała Pan, wyciągając rękę. – Zjadłam już posiłek, więc
czas na deser.
– Dlaczego miałbym
ci dawać? To dla mnie.
Spojrzałem na
przekąski, które mój przyjaciel dostał od Marka. Nie mogłem ich zidentyfikować.
Kształtem przypominały kulki i wyglądały na drogie. Ale cena nie miała przecież
znaczenia. O wiele ważniejsze były moje uczucia. Dlaczego drażnił mnie fakt, że
mój przyjaciel dostał od tego kolesia trochę słodyczy?
– Patrzcie no, co za
sknera – powiedziała Pan, wskazując palcem Nueę, który odsunął jej dłoń.
Wyglądał przy tym – mimo uśmiechu – na nieco sfrustrowanego.
– Tylko nie myśl o
przeniesieniu waszej relacji junior – senior na bardziej intymny poziom. – Te
słowa padły ze strony Ponda. Nuea z uśmiechem powoli skinął głową.
– Właśnie. Zrób dla
niego wyjątek, proszę. No chyba, że zamierzasz się ustatkować i przestać
uderzać do każdego, kto ci się spodoba. To naprawdę podłe – krytykował go Kla.
– Dlaczego czepiasz
się akurat mnie? Jest jeszcze para, na której możecie wyładować wasze
frustracje.
Zanim Kan zaczął
umawiać się z Barem, Nuea był naszym głównym celem, głównie dlatego, że sypiał zarówno
z kobietami, jak i z mężczyznami. Ciągle skakał z kwiatka na kwiatek i podrywał
każdego, kto wpadł mu w oko. Kiedyś, gdy ujrzałem jego czat, miałem ochotę
wyrzucić jego telefon. Od kiedy Kan i Bar zostali parą, nasza uwaga skupiła się
bardziej na nich. W końcu… temu przystojnemu przyszłemu lekarzowi, Księżycowi
całego uniwerku udało się zdobyć serce grającego trudnego do zdobycia Bara. Nic
dziwnego, że stali się nowym celem naszych docinków.
– Tygrys nigdy nie pozbędzie
się swoich pasków. Nie możemy przestać z niego szydzić – zauważyła Yeewa.
– Och, ślicznotko.
Nie mów takich rzeczy. Mogę swobodnie dawać im moje dane kontaktowe, ale
przecież nie mogę tak łatwo oddać serca – zażartował Nuea, puszczając oczko do Yeewy.
– Ty draniu,
dlaczego nie możesz być jak mój tata… P'Vee to przystojny mężczyzna o dobrym
sercu, dla którego istnieje tylko jego dziewczyna.
Uśmiechnąłem się,
słysząc słowa Kla, i spojrzałem na powiadomienie w telefonie. Wiadomość od
Ploy. Odpisałem jej, że właśnie jem lunch, ale choć to przeczytała, nie
doczekałem się odpowiedzi.
– To kolory życia. Gdybym
zachowywał się tak jak twój tatuś Vee, to bardzo szybko miałbym dość Ploy.
– Hej, uważaj. Co
mój tata ci zrobił? Spójrz lepiej na jego twarz, zanim zaczniesz gadać coś
takiego.
– Irytujące – odpowiedziałem,
siląc się na kurtuazję. Spojrzałem na Nueę, który z uśmiechem na ustach
pomachał mi na znak przeprosin.
– Gra trudnego do
zdobycia. Nie wolno mi go nawet dotknąć. Hej, Vee! Boisz się, że twoja
przystojność przylgnie do mnie i twoja żona będzie miała cię dość? – Pan dorzuciła
swoje trzy grosze, szturchając palcem w moje ramię.
– Powiedziałem, że
jestem zirytowany, a nie przestraszony – odparłem, odsuwając jej rękę.
– Ojej, tatuś się
nie bawi! – wykrzyknął Kla.
– Tatusiu!
– Pan! Idź bawić się
gdzie indziej! – powiedziałem ze znużeniem, spoglądając chłodno na moją
przyjaciółkę. Zwykle brałem udział w ich przekomarzankach, ale dziś po prostu nie byłem w nastroju. Mój
umysł zajęty był różnymi myślami. Nie wiedziałem dokładnie, co przewijało mi
się przez głowę, ale najwyraźniej nie były to myśli tak pozytywne, by żartować
teraz z przyjaciółmi.
– W takim razie pobaw
się ze mną, Ai Pan – zaproponował Nuea, poklepując ją po głowie.
– Nie! Nie! I
jeszcze raz nie! Znajdź sobie bardziej odpowiednią randkę. Wykluczam zabawę w
rodzinę.
– W takim razie tak właśnie
zrobię. Nie zajmie mi to dużo czasu. – Nuea z jednoznacznym uśmiechem włożył do
ust okrągłego cukierka.
– Wyluzuj trochę.
Jeśli nie masz zamiaru potraktować go poważnie, to bądź uprzejmy się nie
wydurniać. Jestem jego mentorką! – ostrzegła poważnym głosem Yeewa.
– Siedź cicho,
Yeewa. Jesteś tylko ciocią z sąsiedztwa. Szukam matki dla mojego dziecka – powiedział
Nuea, po czym poklepał po głowie Pan, jakby była jego prawdziwą córką.
– Na pewno? Mówię
poważnie. Jeśli na serio zaangażujesz w prawdziwy związek, zamienię tatusia Vee
na tatusia Nuea. – Pan wydawała się być podekscytowana tą perspektywą, a jej
oczy błyszczały radosnym oczekiwaniem.
Byłoby dobrze, gdyby
taki facet jak Nuea zechciał związać się z kimś na poważnie. Byłbym naprawdę
szczęśliwy, gdyby tylko mój przyjaciel nie uśmiechał się tak przebiegle,
patrząc na torebkę ze słodyczami.
– Jesteście
pięciolatkami czy co? Bawicie się w rodzinę? Co za idiotyzm – warknąłem, po
czym poszedłem kupić coś do zjedzenia. Nie odszedłem zbyt daleko, więc wyraźnie
słyszałem ich ciche uwagi.
– Do cholery, co
jest nie tak z moim tatą? – Nie oglądając się za siebie, rozpoznałem głos Pan.
– Może zwariował.
Marszczy brwi od samego rana – padło ze strony Kla.
– Nieważne, dajcie
mu spokój. Porozmawiajmy o Nuei. Więc jak będzie?
Przestałem zwracać
uwagę na rozmowę moich przyjaciół i zamówiłem proste danie z ryżem i curry, a
następnie poszedłem kupić butelkę wody. Gdy się odwróciłem, by wrócić do
stolika, stanąłem twarzą w twarz z kimś, kto ostatnio wciąż zajmował moje
myśli.
– Och, P'Vee, cześć.
– Jako pierwszy powitał mnie jego jasnoskóry przyjaciel Kamphan. Posyłając mi
uśmiech, odsłonił swój niebieski aparat ortodontyczny. Kąciki jego oczu uniosły
się w tak uroczy sposób, że ja również się uśmiechnąłem.
– Hej, przyszliście
coś zjeść? – zapytałem.
– Tak, Fuse rozmawia
z seniorami, więc kazali mi przynieść drinki – ponarzekał, po czym poszedł
zamówić napoje, zostawiając chłopaka stojącego przede mną.
– Co jest? – rzuciłem,
zastanawiając się, dlaczego to ja muszę się z nim witać pierwszy.
– A co ma być?
Widzisz, co się dzieje – odpowiedział w swój zwykły, beznamiętny sposób.
– Słyszałem, że obdarowałeś
seniorów przekąskami. Kiedy znalazłeś na to czas? – zapytałem, ponieważ nie
widziałem, żeby dziś rano miał coś przy sobie.
– A od kiedy mam ci to
zgłaszać?
Poczułem, jak
zastyga mi twarz. Nie musiał mi niczego meldować, ale ja po prostu chciałem wiedzieć.
Czy on nie może być bardziej przystępny?
Nie odpowiedziałem. A
on po prostu się na mnie gapił.
– Co to ma być? Rywalizacja
na spojrzenia? – Jasnoskóra ręka Kamphana zamachała między Markiem a mną. Jego
jasny głos przywrócił mi zmysły.
– To nic takiego.
Chodźmy – przemówił Mark, po czym odszedł przed swoim przyjacielem.
Zdezorientowany Kamphan grzecznie mi się ukłonił. Kiwnąłem głową na pożegnanie,
choć moje oczy podążały za drugim chłopakiem. Nienawidziłem tego… Nienawidziłem,
że uparcie traktował mnie jak kogoś obcego. Nie byłem z nim w związku, ale i
tak nie mogłem znieść jego obojętności.
To prawda.
Uzgodniliśmy, że nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań, ale czy on naprawdę musiał
traktować mnie w taki sposób? Nawet się nie przywitał! Gdybym nie odezwał się pierwszy,
on jedynie bez słowa by się na mnie gapił. Chociaż mówił, że nic się nie stało,
domyślałem się, że tak nie jest.
Ech! Czułem, jak skacze
mi ciśnienie.
Po zjedzeniu posiłku
poszedłem do pokoju Ploy. Miałem kartę i znałem hasło, więc bez problemu mogłem
dostać się do środka. Uczucie, które opanowało mnie w południe, wciąż się utrzymywało.
Nie rozumiałem tego w najmniejszym stopniu. Emocji Marka. Moich własnych uczuć.
Tego, jak czułem się obecnie. Wciąż nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Miałem
wrażenie, że Mark był nieco mniej spięty, ale może on w ogóle się nad tym nie
zastanawiał…
Co tak właściwie sprawiało,
że mój umysł był tak niespokojny? I co skłoniło mnie do tego, by zadzwonić do
niego właśnie teraz? Dziwiąc się samemu sobie, przyłożyłem telefon do ucha. Mój
rozmówca odebrał, ale w słuchawce panowała cisza. Sprawdziłem, czy połączenie
nadal trwa, po czym głośno westchnąłem.
– Kto nauczył cię odbierać
rozmowę i milczeć?
[Co jest, Phi?]
Zamiast odpowiedzi
usłyszałem pytanie. Dlaczego musiał mnie tak ignorować?! O to właśnie
powinienem zapytać, ale moje usta wypowiedziały coś innego:
– Gdzie jesteś?
[U siebie]
Z słuchawki popłynęła
zdawkowa odpowiedź przy akompaniamencie odgłosów wskazujących na to, że się
przeciąga.
– Jestem w pokoju
Ploy.
[No i co?]
Zwięzłe pytanie i…
milczenie.
– Za chwilę u ciebie
będę.
[Po co?]
Sam chciałbym znać odpowiedź
na to pytanie. Być może uzyskam ją, kiedy się u niego znajdę.
– Cóż. Jest coś, o
czym chcę z tobą porozmawiać.
Nie wiedziałem tak
właściwie o czym, ale…
Kiedy wszedłem do
pokoju, ujrzałem jego właściciela siedzącego na kanapie. Przed nim stała puszka
napoju gazowanego, a obok leżała torebka chipsów ziemniaczanych. W telewizji
emitowano film dokumentalny o niedźwiedziach polarnych. Nie miałem pojęcia,
jakim cudem te zwierzaki wydawały mu się bardziej ciekawe ode mnie. Stanąłem
przed nim, zasłaniając ekran, i wbiłem wzrok w jego twarz. Mark wpatrywał się
we mnie, marszcząc swoje piękne brwi. Z jego oczu biło niezadowolenie.
– Dlaczego mnie
ignorujesz? Hm?
Nie mogłem już tego
znieść. Sto pytań i tysiące emocji kumulowało się we mnie już od rana. Po
południu nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, a teraz byłem zły na samego
siebie.
– Nie ignoruję. – Usłyszawszy
te słowa, miałem ochotę rzucić w niego puszką z napojem.
Twierdził, że mnie
nie olewa, ale wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał, że tak jest.
– Co w ciebie
wstąpiło? – zapytałem, podchodząc.
– Co takiego jest ze
mną nie tak?
Mogę złożyć
zamówienie na tę niewzruszoną twarz i martwy głos?
– Dlaczego, do kurwy
nędzy, mnie olewasz?!
– Nie robię tego.
– Do diabła!
Właśnie, że tak.
Chwyciłem go za
ramię i zmusiłem, by na mnie spojrzał.
– Do cholery, co to
ma być? Na uczelnię poszedłeś ze mną, ale Nuei pozwoliłeś, by odprowadził cię
do akademika. – Siląc się na spokój, zapytałem nieco łagodniejszym głosem, ale zasygnalizowałem
swoje niezadowolenie.
– I co z tego?
– „Co z tego”? – powtórzyłem
kpiąco, po czym kontynuowałem: – Odkąd rano rozmawialiśmy o Barze i zobaczyłeś
w moim telefonie ich zdjęcie, poczułeś się wkurzony i wyładowujesz się na mnie.
I co? Rozumiem, że wcisnąłeś mi kłamstwo. Nadal ci na nim zależy! – wypowiedziałem
to powoli i z naciskiem. Chciałem, by każde słowo utkwiło mu w głowie. By mógł
zdać sobie sprawę z tego, że jego czyny nie potwierdzają jego słów. Do cholery!
Mówił, że mu przeszło! W rzeczywistości wcale tak nie było. Jeśli tak dalej
pójdzie, to on będzie cierpiał! Bar i Kan byli przecież tak w sobie zakochani,
że zostaną razem do końca życia, a może i nawet w kolejnym.
– Nie myślę już o
P'Barze – powiedział Mark, patrząc mi w twarz. Jego oczy wydawały się emanować
spokojem, ale dostrzegłem w nich osobliwy błysk niepokoju.
– Pfffff! Co
sprawiło, że tak szybko się z tym pogodziłeś? Żeby tak szybko uporać się z
miłosnym rozczarowaniem, trzeba mieć kogoś, kto zainteresuje cię bardziej,
prawda? Więc kto to jest? Ma? Chin? A może Nuea?
Ostatnio
orientowałem się całkiem nieźle, w czyim towarzystwie przebywał. Dostawałem te
informacje od kogoś bliskiego, ale ta osoba nie poinformowała mnie o Nuei. Na
samą myśl dosłownie zagotowała się we mnie krew. Nuea nie był kimś, kto
angażował się w poważne związki. Jeśli Mark się w nim zakocha, to bez wątpienia
zostanie zraniony, tak jak to się stało w przypadku Bara.
– Ktokolwiek to
jest, to nie twój interes.
– Mark! – Podniosłem
głos, ciągnąc go za ramię. Mocno zacisnąłem dłoń, najwyraźniej nie do końca
panując nad emocjami. Na twarzy młodego mężczyzny nie było widać żadnych oznak
wzburzenia, a jego owalne oczy wyzywająco na mnie patrzyły. Nie pozostało mi
nic innego, jak tylko zbliżyć twarz do jego twarzy, chcąc wywołać w nim jakąś
inną reakcję.
– Nie rób tego –
powiedział chłodnym głosem Mark, po czym odwrócił głowę.
– Dlaczego? Z kim chciałbyś
to zrobić? Z Barem czy z Nueą?
– Z kimkolwiek, byle
nie z tobą.
W jednej chwili całe
opanowanie, o które z takim trudem walczyłem, wyparowało. Gdy tylko usłyszałem
jego słowa, wpiłem się w te śliczne usta. Chcąc by je otworzył, ugryzłem jego dolną
wargę. Mocno je ssałem, wyrażając tym całe swoje niezadowolenie. To był gorący
pocałunek, który odzwierciedlał stan mojego umysłu. Eksplodowałem.
Wyglądało na to, że
Mark poddał się mojej inwazji, bo po chwili pozwolił mi wsunąć język do środka.
Pieściłem wnętrze jego ust, krążąc wokół jego języka i skubiąc dolną wargę, by
po jakimś czasie się wycofać.
– To mogę być ja – powiedziałem
z uśmiechem sugerującym moją wyższość. Krzywe spojrzenie Marka wskazywało na
to, że był na mnie zły.
– Dlaczego mnie
pocałowałeś?
– A co? Nie wolno
mi. Oszczędzasz się dla kogoś innego?
– Jak już powiedziałem
– dla każdego z wyjątkiem ciebie!
– Mark!
– Zachowaj usta dla
swojej żony!
– A ty nie jesteś mo…?
Drrrrrr!
W ostatniej chwili
urwałem, zanim wyrwały mi się pewne słowa. Spojrzałem w dół na telefon i powoli
puściłem ramię Marka. Popatrzyłem mu w oczy, zanim odebrałem połączenie i odszedłem,
by porozmawiać.
– Tak, Ploy.
[Nie wracam do domu,
Vee. Dziś jest kolacja dla absolwentów. Przepraszam, nie gniewaj się]
W słuchawce rozległ
się słodki głos, który ostatnio coraz rzadziej zdarzało mi się słyszeć. Wziąłem
głęboki oddech, zanim odpowiedziałem Ploy:
– Nie gniewam się –
zapewniłem, zamiast zapytać, dlaczego ostatnio wydaje się tak zajęta, że nie
jest w stanie odpowiedzieć na moje wiadomości czy zadzwonić. Sam nie miałem
pojęcia, dlaczego udzieliłem akurat takiej odpowiedzi.
[Och, jesteś taki miły. W takim razie lecę. Tęsknię za
tobą, Vee]
– Tak, ja też tęsknię,
Ploy – odpowiedziałem mojej pięknej dziewczynie, zanim połączenie zostało
przerwane. Wydałem z siebie kolejne głębokie westchnienie i odwróciłem się w
stronę chłopaka, z którym przed chwilą się kłóciłem. Mark patrzył na mnie wzrokiem,
którego nie potrafiłem tak do końca rozgryźć. Westchnąłem ponownie, a następnie
poczęstowałem się papierosem należącym do właściciela pokoju i wyszedłem na balkon
zapalić.
Tak wiele się ostatnio
działo, że nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Moja dziewczyna, moi
przyjaciele i ten chłopak. Jak on śmiał mówić mi, żebym oszczędzał usta dla swojej
żony? Czy to właściwe? Nie byłem już niczego pewien. Czy w ogóle można było
twierdzić, że nie łączyła mnie z nim żadna relacja, choć już ze sobą spaliśmy? Nie
wiedziałem. Nigdy dotąd nie przespałem się z nikim, z kim nie byłem w związku. Ten
facet był jedynym wyjątkiem. Był nagłym wypadkiem, a ja nie mogłem wezwać
nikogo na pomoc.
Odwróciwszy się, spojrzałem
na Marka. Siedział na kanapie i pustym wzrokiem wpatrywał się w telewizor. Wkładał
do ust jakieś przekąski, jakby nie zwracając uwagi na nic innego. Ale jego
spojrzenie sprzed chwili… Miałem wrażenie, że coś zaczyna mi świtać, ale
ostatecznie nie było wystarczająco jasne, żebym mógł to zinterpretować.
Popatrzyłem na czat z
Barem, który kazał mi wracać, by kontynuować pracę nad projektem. Był tam teraz
z Kanem. Uśmiechnąwszy się, zadałem pytanie, czy mam przynieść mu coś do jedzenia,
a on w odpowiedzi poprosił o Pad Thai.
Zamknąłem okienko czatu
i zgasiłem niedopałek. Otwierając drzwi, dostrzegłem spojrzenie Marka, zanim ponownie
zwrócił je na telewizor.
– Chodź ze mną – powiedziałem chłodno.
– Dokąd?
– Udowodnij mi, że
naprawdę pogodziłeś się z tym, że dostałeś kosza od Bara.
– Niby dlaczego miałbym
iść? Nie zrozumiałeś? Wyraźnie powiedziałem, że już o tym nie myślę. Czego
jeszcze chcesz?! – Mark patrzył na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
– Udowodnij mi
jasno, że naprawdę pozostawiłeś tę sprawę za sobą. Jeśli się o tym przekonam, będę
mógł zinterpretować twoje spojrzenie.
Owalne oczy wyglądały
na lekko oszołomione, zanim ich właściciel opuścił wzrok, wbijając go w podłogę.
Uśmiechnąłem się nieznacznie, widząc jego reakcję, po czym podszedłem bliżej. Położywszy
dłoń na jego pięknej głowie, łagodnie przemówiłem:
– Chodź ze mną… żebym
wiedział, co mam dalej robić.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Ciekawa teoria, czyli jeśli sypiasz z kimś ale nie angażujesz się uczuciowo to się nie liczy jako zdrada? To Vee ma tak elastyczną moralność, czy też jest to powszechne w Tajlandii podejście do sexu?
OdpowiedzUsuń