SE [Tom 4] – Rozdział 18.8

 


<1010>

 

    Sesja egzaminacyjna szybko dobiegła końca. Gdyby w odległej przyszłości ktoś go zapytał, kiedy był najczarniejszy okres w jego życiu, Sangwoo bez wahania odpowiedziałby, że był nim miniony tydzień. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie był do tego stopnia nieprzygotowany do egzaminów. Nawet wtedy, kiedy cierpiał z powodu pięciodniowej wysokiej gorączki, chorując na grypę, udało mu się zająć pierwsze miejsce w całej szkole w końcowych egzaminach w drugiej klasie liceum. Również wtedy, nie mogąc się przygotować, ponieważ na dzień przed egzaminem uczestniczył w pogrzebie babci, bez problemu znalazł się na pierwszym miejscu w całej szkole. Na studiach również otrzymywał ze wszystkich przedmiotów wyłącznie oceny A+ z wyjątkiem hańbiącej A0* z chińskiego.

    (* A0 to doskonała ocena. Jest nieco poniżej najwyższej A+, ale nadal w zakresie ocen celujących. A+ równa się 10/10, a A0 znajduje się w przedziale 9,7 – 9,9 na 10)

    Ten semestr to totalna katastrofa.

    Prawdziwą ulgą było to, że zamierzając poświęcić czas na grę, miał do zaliczenia tylko pięć przedmiotów. Były to przedmioty podstawowe i z jego umiejętnościami potrafił na ogół – dzięki regularnej nauce – poradzić sobie z nimi z dziecinną wręcz łatwością. Z wyjątkiem chińskiego i teorii kultury, do których musiał się bardziej przykładać. Tym razem był pewien absolutnej katastrofy, szczególnie z teorii kultury. Wprawdzie po egzaminie mógł sprawdzić, jak sobie poradził, ale po raz pierwszy w życiu Sangwoo nie był ciekawy wyniku.

    Czuł się bezgranicznie samotny. Powłóczył nogami, zmierzając w stronę stołówki. W jego sercu zapanowały ciemność i lodowaty chłód wymieszane z przejmującym smutkiem. Na domiar złego słońce na niebie świeciło jasno i radośnie, jakby kpiło sobie z jego nieszczęścia. Informatyk na chwilę stanął w miejscu, unosząc twarz ku słońcu.

    Pomyślę o tym, patrząc na niebo, a potem… odejdę.

    Kąciki ust Sangwoo smętnie opadały w dół. Użalał się nad sobą. Podaż już dawno została odcięta, ale popyt nawet minimalnie się nie zmniejszył. Jeszcze wczoraj skasował folder o nazwie „Jang Jaeyoung”, w sposób wykluczający jego odzyskanie, a potem stracił czas, przeczesując media społecznościowe, by odzyskać wszystkie pliki.   

    Porzucił wszelkie myśli dotyczące nauki i zamiast tego próbował znaleźć w internecie sposób na przezwyciężenie nieodwzajemnionej miłości i pozbycie się dręczących go uczuć. Niestety, jego działania okazały się całkowicie bezowocne. Nie był w stanie przestać myśleć o Jang Jaeyoungu, nawet kiedy zamówił specjalny posiłek z dostawą do domu, nieprzyzwoicie długo spał, słuchał muzyki czy oglądał filmy.

    Czy ja w ogóle będę w stanie się z tym pogodzić?

    Internet twierdził, że czas rozwiąże wszystko, ale Sangwoo nie miał przecież żadnej pewności, że inni nieszczęśliwie zakochani cierpieli na tę samą gorączkę co on. Trudno było uwierzyć, żeby ktoś doświadczał równie przeszywającego i nabrzmiewającego bólu. Takie cierpienie nie mogło być czymś powszechnym.

    Bezmyślnie ciągnąc za sobą nogi, Sangwoo minął studencką kantynę. Jego uwagę przykuł czerwony szyld znajdujący się w odległości około 10 metrów. Ten kolor natychmiast przywołał mu w pamięci obraz Jang Jaeyounga. Informatyk powrócił myślami do dnia, w którym pewien czerwony diabeł markerem nabazgrał coś na jego twarzy.

    Sangwoo jak opętany wpadł do pizzerii, zajął miejsce i zamówił… pizzę. To przecież Jang Jaeyoung – w towarzystwie wianuszka wielbicieli – jadał w pizzerii, a nie on. Sangwoo samotnie siedział przy stoliku, wbijając wzrok w leżącą na talerzu pikantną pizzę pepperoni.

    Po zjedzeniu i zapłaceniu rachunku jak zwykle skierował się do tego samego sklepu, by kupić preferowaną od zawsze kawę. Minąwszy dział z przekąskami, lodami i ramenem, znalazł się przed trzema lodówkami, w których znajdowały się napoje. Puszki „Blackholic” – jak zawsze zresztą – stały na piątej półce w trzeciej lodówce, ale oczy informatyka wbite były w drugą. Przez chwilę wpatrywał się w czerwoną puszkę, walcząc z samym sobą, po czym otworzył drzwi i wyjął coca-colę. Kiedy zaniósł ją do kasy, właściciel sklepu spojrzał na niego z niebotycznym zdziwieniem, zupełnie jakby Sangwoo kupił napój, którego nie powinien.

    Popijając colę, rozglądał się po kampusie. Szedł niespiesznie, nie myśląc nawet o czymś tak elementarnym jak spojrzenie na zegarek. Po wypiciu napoju wyrzucił pustą puszkę do kosza gdzieś przed centrum studenckim zamiast – tak jak zawsze – w pobliżu boiska do futsalu.

    Na olbrzymim trawniku odpoczywało kilku studentów. Sangwoo uznał, że wyglądają jak rozłożone pranie, aczkolwiek teraz nie widział już w tym nic dziwnego. Nie tak jak wtedy, kiedy zaciągnął go tam Jaeyoung. Sangwoo spojrzał na tę scenerię i powoli ruszył do przodu. Wszedłszy na trawnik, usiadł na samym środku. Siedział ze skrzyżowanymi nogami, wąchając trawę i obserwując latające wokół białe motyle. Nieco dalej dostrzegł dziewczynę leżącą z książką na twarzy.

    Sangwoo zdjął plecak, położył na nim głowę i wyciągnął się na trawniku. Czuł lekkie zakłopotanie i na początku nawet niejaki dyskomfort, ale po chwili ta pozycja okazała się być nieoczekiwanie wygodna. Lekka bryza delikatnie go owiewała, a kiedy informatyk zdjął bejsbolówkę, jego włosy nieznacznie poruszały się na wietrze.

    Niedługo po tym, jak na błękitnym niebie dostrzegł małe chmurki, zamknął oczy. To był cudowny dzień, a Sangwoo czuł się okropnie przygnębiony. Przepełniony smutkiem, nie mógł cieszyć się tak przyjemnym dniem. Leżąc na trawniku jak niemający nic lepszego do roboty gangster, Sangwoo rozmyślał o sunbae. Przypomniał sobie irytację, którą poczuł, kiedy Jaeyoung skandalicznie spóźnił się na ich pierwsze spotkanie. Łącząca ich relacja rozpoczęła się od zdumienia, politowania, nieufności, a nawet nienawiści. Jakiś czas później projektant – udając miłego – kupował mu jedzenie, rysował obrazki i pomagał w skeczu, a Sangwoo stopniowo zaczął tracić serce. Już wtedy, gdy był dla niego jeszcze „sunbae”, a nie „hyungiem”. W tamtym czasie hoobae myślał naiwnie, że powodem, dla którego przy nim tak mocno waliło mu serce, był wszechobecny gniew. Ale kiedy usłyszał w bibliotece jego szept, pomyślał, że jego własne ciało zostało pokonane. Po raz pierwszy spontanicznie poczuł tak silne pożądanie.

    Być może ich relacja zmieniła się, od kiedy wspólnie rozpoczęli pracę nad grą. Serce nieodmiennie galopowało chłopakowi w piersi, krew jak szalona krążyła w żyłach i w całym ciele czuł podekscytowanie. Żarty tego mężczyzny coraz częściej wywoływały w nim śmiech. Pocałunki, randka w kinie, gdzie miał okazję podziwiać wspaniały profil swojego towarzysza… Gorący seks, który burzył w nim krew, niosąc ze sobą ekstazę, jakiej wcześniej nie doświadczył. Silne ramiona Jaeyounga i jego ciepłe objęcia, wspólne spacery, wygrany zakład o mecz koszykówki i jazda samochodem, kiedy hoobae mógł podziwiać nocne widoki w towarzystwie ukochanego mężczyzny.

    Jang Jaeyoung był tak kolorowy jak ubrania, które nosił. Malował świat Sangwoo ekscytacją turkusu, przyjemnością fioletu, poczuciem spełnienia głębokiego błękitu, złotym szczęściem i czerwoną pasją. Zalał go też fioletową zazdrością, bladożółtym lękiem, szarym niepokojem, białą udręką i czarną rozpaczą. Sangwoo zanurzył się we wszystkich jego kolorach.

    Tęsknię za tobą, hyung.

    Przez wiele dni informatyk formułował kolejne życzenia, które coraz częściej pojawiały się w jego głowie. Wiedział, rzecz jasna, że to nie zadziała. W przeciwieństwie do gier prawdziwy świat, w którym żył, nie działał na zasadzie magii.

    Tak bardzo za tobą tęsknię.

    Sangwoo wykrzykiwał w duchu bezużyteczne zaklęcia, mając nadzieję siłą umysłu przywołać tu i teraz mężczyznę, do którego wyrywało się jego serce. Było jasne, że równie dobrze mógłby życzyć sobie gwiazdki z nieba.

    I dokładnie wtedy, gdy pomyślał, że to niesamowicie głupie, na jego twarz padł cień. Poirytowany obecnością intruza Sangwoo otworzył oczy.

    – Już od jakiegoś czasu cię szukam.

    I… stał się cud.

    Jang Jaeyoung patrzył na Sangwoo, mając za plecami wibrujące słońce. Ubrany w dżinsy i biały T-shirt, trzymał w dłoni dobrze znaną Sangwoo czerwoną bluzę. W jego lewym uchu lśniły trzy kolczyki, a na nosie miał okulary w cienkich metalowych oprawkach. Sangwoo kilkakrotnie zamrugał, intensywnie zastanawiając się, czy to przypadkiem nie jest sen, ale widok, który ujrzał po otwarciu oczu, pozostał taki sam.

    – Ni-ha-o*.

    ( *dzień dobry po chińsku)

     – Twoja wymowa jest tak samo koszmarna jak na początku semestru. Czego ty się uczyłeś?

    Jaeyoung pojawił się po 12 dniach i wydawał się nie mieć nic do roboty. Sangwoo patrzył w niebo, koncentrując się na udawaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, podczas gdy jego serce galopowało tak mocno, że martwił się, czy Jaeyoung przypadkiem tego nie usłyszy. Usiadłszy obok niego, mężczyzna obwieścił:

    – Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Którą chcesz usłyszeć najpierw?

    – Nie chcę słyszeć żadnej.

    – Dobra wiadomość jest taka, że się wyprowadzam.

    – Och, tak.

    Smukły palec sunbae przeciął powietrze i lekko stuknął Sangwoo w czoło.

    – Wtedy, gdy z twojego powodu nie mogłem ukończyć studiów, roztrzaskały się moje plany.

    – Niby przeze mnie? Sam jesteś sobie winien. Zbijałeś bąki i zrujnowałeś sobie ocenę.

    – Przypominasz mi stare czasy. – Śmiech Jaeyounga zabrzmiał tak miękko, że to wystarczyło, by w ciele Sangwoo zaszła reakcja chemiczna. Informatyk zamknął oczy.

    – A co z tą złą wiadomością?

    – Cóż… Będziesz musiał pomóc mi w przeprowadzce.

    – Nie. Widzę, że masz mnie za jakiegoś żałosnego głupca. Ale ja za darmo nie pracuję. Do widzenia.

    – I tak nie masz nic do roboty, skoro egzaminy już się skończyły. Pomóż mi. Postawię ci obiad.

    – Nie.

    – Kupię ci drinka.

    – Nie.

    – Pocałuję cię.

    – …

    Sangwoo otworzył usta, szykując się do odmowy, ale usłyszawszy ostatnią propozycję „zapłaty”, dosłownie zaniemówił. Odwróciwszy głowę w bok, napotkał spojrzenie Jaeyounga. Miał nawet zamiar sobie ulżyć, wyrzucając kilka soczystych przekleństw, ale jego usta – wyłamując się spod władzy rozumu – pospieszyły z odpowiedzią.

    – Chcę zapłaty z góry.

    Jaeyoung promiennie się uśmiechnął. Jego spojrzenie było tak cudowne, że serce Sangwoo zgubiło rytm.

    – Tutaj? Teraz? Mówisz poważnie?

    – Tak, tak i tak.

    – Ja już kończę studia, więc nie ma to dla mnie znaczenia, ale o tobie będą plotkować, że bezwstydnie pocałowałeś… mężczyznę.

    – Nie mam nic przeciwko.

    – Nie, podziękuję. Zrobię to później. W bardziej kameralnym gronie.

    – Teraz. Nie zgrywaj tu miłego i taktownego.

    Jaeyoung ze zdziwieniem patrzył w twarz Sangwoo. Po chwili przewrócił oczami i schyliwszy się, przysunął się bliżej. Świat informatyka poczerwieniał, gdy sunbae uniósł ręce do góry i nakrył ich głowy bluzą, osłaniając przed spojrzeniami innych. Zanim ich usta się spotkały, hoobae dostosował nieco pozycję, wychodząc mu naprzeciw.

    Jaeyoung dotknął językiem jego dolnej wargi, a następnie wessał obie do swoich ust. Informatyk zastygł jak kamienny posąg. Zupełnie zapomniał, jak się oddycha. Sam poprosił go o pocałunek, a teraz czuł zawroty głowy i tłukące się o żebra serce. Tonął. Nie potrafił zapanować nad zalewającym go morzem doznań. Niedługo potem czerwona kurtyna została podniesiona, a promienie słoneczne znów dotknęły jego powiek. To był krótki, gorący pocałunek, po którym na jego ustach pozostał smak wanilii.

    – Czasami jesteś taki odważny – wymruczał Jaeyoung, siadając prosto. Odwrócił głowę, więc Sangwoo nie mógł dojrzeć jego twarzy, ale szyja i uszy mężczyzny nabrały czerwonego koloru.

    – No dalej, rusz się – mruknął Sangwoo, podnosząc się z trawnika.

    Skoro zażądał zapłaty z góry, był teraz zobligowany do pomocy w przeprowadzce, aczkolwiek wcale go to nie cieszyło. Bo czyż nie postanowił schodzić mu z drogi w nadziei przezwyciężenia uczuć? Swoim pojawieniem się na kampusie Jaeyoung zniszczył plan Sangwoo.

    W domu sunbae znajdowało się około dziesięciu tysięcy drobiazgów oraz porozrzucanych tu i tam kartonów. Meble, w tym również biurko i telewizor, zdążyły już zniknąć. Sangwoo pracował w milczeniu, zupełnie jakby był wynajętym pracownikiem. Jaeyoung mu w tym nie przeszkadzał i traktował go jak zwyczajnego juniora, bo wyglądało na to, że istotnie potrzebował pomocnej ręki. Sangwoo wyjął z szafy kilka ubrań przypominających kolorystycznie paletę malarską i w najbardziej efektywny sposób spakował je do kartonu, który umieścił później w bagażniku.

    Kiedy skończyli, dochodziła szósta wieczorem. Jaeyoung zaproponował zamówienie jajangmyeona, ale Sangwoo chciał jak najszybciej wyjść.

    – W takim razie już pójdę – obwieścił.

    – Dokąd się wybierasz? Będę potrzebował pomocy w przeniesieniu bagaży do nowego domu.

    – To wystarczy.

    – Pocałuję cię jeszcze raz.

    Poddając się, Sangwoo z westchnieniem potrząsnął głową.

    – Nie. Już dobrze. Zrobię to bez zapłaty.

    Już jeden pocałunek wytrącił go z równowagi. Gdyby Jaeyoung pocałował go raz jeszcze, to Sangwoo straciłby kontrolę i kto wie, co dziwnego by wtedy powiedział.

    Jaeyoung zadzwonił do chińskiej restauracji i zamówił dwa rodzaje słodko-kwaśnej wieprzowiny i jajangmyeon. Każdy z nich przebywał w innym pomieszczeniu, dopóki jedzenie nie dotarło. Sangwoo ciągle był w ruchu, symulując robienie porządków w sypialni, mimo że tak naprawdę nic nie robił. Nie wiedział, czym w tym samym czasie zajęty był Jaeyoung.

    Po dostarczeniu zamówienia obaj znaleźli się z powrotem w salonie. Rozłożywszy na podłodze gazety, sunbae otworzył wino i zaczął jeść, mieszając jedzenie w misce. Po dłuższej chwili spożywania posiłku w milczeniu Sangwoo przerwał ciszę:

    – Dokąd się przeprowadzasz?

    – Aż do teraz nawet o to nie zapytałeś.

    – Gdzie zamieszkasz?

    – W pobliżu uczelni.

    – Dlaczego?

     – Bo chcę.

    – Aha.

    Informatyk powrócił do jedzenia. Wkładał do ust makaron z czarnym sosem i starannie przeżuwał. Za miesiąc Jaeyoung wyjedzie na studia za granicę, więc chciał zapytać, po co tak właściwie bierze na siebie trud przeprowadzki, ale zrezygnował.

    – Sangwoo.

    – Co?

    Wkrótce pojawiła się ręka z serwetką.

    – Masz na ustach sos z czarnej fasoli.

    – Zajmę się tym, jak skończę jeść. Nie przeszkadzaj mi.

    Jestem zbyt zdenerwowany, żeby coś przełknąć.

    Sangwoo podniósł głowę i spojrzawszy w uśmiechniętą twarz projektanta, poczuł, jak narasta w nim złość. Podczas gdy on zmagał się ze zburzoną codziennością, z gruzami, ten facet nie przejawiał najmniejszego zdenerwowania, zawsze będąc na luzie. Drżąca dłoń Sangwoo stuknęła pałeczkami o miskę.

    – Co za temperament! Jeśli jesteś tak leniwy, mogę to zrobić za ciebie. – Po tych słowach Jaeyoung bez ostrzeżenia położył dłoń na karku Sangwoo. W jednej chwili jego twarz znalazła się blisko twarzy hoobae.

    – Co…?

    Jaeyoung nie udzielił odpowiedzi. Błyszczącymi oczami patrzył mu w twarz. Jego długie rzęsy powoli zatrzepotały, a informatyk potrafił myśleć tylko o tym, że znajduje się zbyt blisko. Projektant opuścił wzrok, spoglądając wprost na usta Sangwoo, po czym – zamiast użyć serwetki – zlizał ciemny sos z jego warg.

    Informatyk był tak zszokowany, że nie potrafił sformułować żadnej sensownej myśli. Jaeyoung oblizał jego wargi, wodząc po nich językiem, a potem wessał je do swoich ust. Oczy hoobae szeroko się rozwarły. Kiedy rozluźniony mężczyzna wrócił na swoje miejsce i podniósł pałeczki, serce informatyka waliło tak szybko, jakby miało eksplodować. Pobudzenie, które towarzyszyło podnieceniu, szybko zmieniło się w złość i smutek. Sangwoo miał ochotę się rozpłakać.

    – Hej, nie rób już więcej tego gówna – zażądał w najbardziej zdecydowany sposób, jaki tylko potrafił z siebie wykrzesać, i nie czekając na odpowiedź sunbae, kontynuował: – Obiecałem ci pomóc, więc przeniosę twoje bagaże do nowego domu, a potem wrócę do siebie.

    – Oczywiście.

    – Nie dzwoń do mnie i nie przyjeżdżaj.

    Również te słowa, mimo że zostały wypowiedziane poważnym, stanowczym głosem, nie wywarły żadnego wrażenia na słuchającym. Jang Jaeyoung po prostu włożył do ust kawałek słodko-kwaśnej wieprzowiny. Sangwoo całkowicie stracił apetyt, zostawił go więc samego i poszedł do sypialni.

    Skończyli sprzątać dom i około siódmej weszli do windy. Bagażnik samochodu zapchany był mniejszymi i większymi pakunkami, podobnie jak tylne siedzenie. Jaeyoung ruszył z miejsca dopiero po tym, jak hoobae zapiął pas.

    – Daj mi swój adres, żebym mógł włączyć nawigację.

    – Byłeś tam tyle razy, że nie jest ci ona potrzebna.

    – W porządku.

    Sangwoo zamknął usta i w melancholijnym nastroju wyglądał przez okno. Trudno było uwierzyć, że przyczyna jego depresji znajdowała się tuż na wyciągnięcie ręki. Nie można było nic zrobić.

    Jestem idiotą…

    Robił wszystko, co mógł, próbując ten problem rozwiązać. Jego matka mawiała, że porażka może być dobrym doświadczeniem uczącym nas życia. Ale Sangwoo nigdy nie chciał zawieść i zazwyczaj udawało mu się unikać przegranej. Jang Jaeyoung był jedyną skazą na pomyślnych osiągnięciach Sangwoo. Nieważne, jak bardzo się starał, nie mógł tej przeszkody pokonać. Nie potrafił znaleźć satysfakcjonującego rozwiązania. To była szansa, której nie umiał schwytać.

    Po raz pierwszy w życiu Choo Sangwoo poniósł dotkliwą klęskę.

    Siedział w milczeniu, podczas gdy za oknami znikały nieznane mu ulice. Po jakimś czasie dostrzegł uczelnię i od tamtej chwili droga stała się znajoma, ponieważ zawsze pokonywał ją rowerem. W duszy hoobae narastał jakiś dziwny, niesprecyzowany niepokój. Miał złe przeczucia. Jeszcze przez jakiś czas patrzył przez okno, ale samochód nie zboczył z drogi, którą informatyk doskonale znał.

    – Jaki jest twój nowy adres?

    – Eunmyeong-ro 17-gil.

     – To blisko mojego domu.

    – Tak… Coś w tym stylu.

    – Cholera.

    Sangwoo pomyślał, że to możliwie najgorszy przypadek. Jeśli Jaeyoung zamieszka w pobliżu, to on będzie się irytował za każdym razem, wychodząc z domu. Nie da rady pójść nawet do sklepu, nie wpadając po drodze na mężczyznę, którego postanowił więcej nie widywać. Sangwoo poczuł niezadowolenie, ale i tak nic nie mógł zrobić. Nie był kimś, kto ingerował w czyjeś decyzje.

    Tymczasem sunbae nie zjeżdżał z drogi prowadzącej do domu Sangwoo, który z sekundy na sekundę czuł się coraz bardziej zaniepokojony. Gdy Jaeyoung – szykując się do skrętu – włączył prawy kierunkowskaz, informatyk odwrócił głowę, by wlepić w niego wzrok. Z pozbawionej emocji twarzy projektanta nie potrafił wyczytać niczego, co dałoby mu jakąś wskazówkę. W końcu samochód wjechał w wąską uliczkę. Sangwoo zamrugał. Przenosząc wzrok na przemian z Jaeyounga na budynek, w którym mieszkał on sam, pomyślał, że trudno o większy absurd.

    – To tutaj?

    – Eee…

    – Jaki numer?

    – 402.

    – Co?! Co to ma znaczyć, ty idioto? – wykrzyknął Sangwoo, gdy tylko zrozumiał sytuację. Próbowałby o nim zapomnieć, a po jego wyjeździe zapewne znalazłby sposób, by żyć bez niego. A teraz Jang Jaeyoung po prostu robił, co chciał. Emocje dosłownie w nim eksplodowały, chłopak wybuchnął gniewem i żalem, które od dawna w sobie tłumił. Nie było już sposobu udawać, że jest bliski rozwiązania problemu. Z wykrzywioną emocjami twarzą Sangwoo zwrócił się do Jaeyounga:

    – Dlaczego mi to robisz?

    – Bo nie mam dokąd pójść. Proszę, pozwól mi u ciebie zostać.

    – Znasz mnóstwo osób, nie kłam!

    – Żadna z nich nie chce, żebym z nią zamieszkał.

    – Co za bzdury. Nie bądź nachalny i załatw sobie hotel!

    – Sangwoo.

    – Nie rób tego. Nie nazywaj mnie tak czule, nie udawaj miłego, nie uśmiechaj się, nie rób nic!

    Choć informatyk zaciskał pięści i krzyczał, Jaeyoung pozostał spokojny i po prostu słuchał.

    Kiedyś było dokładnie odwrotnie. To przecież sunbae był kimś z zaburzeniami kontroli gniewu, ale najwyraźniej Sangwoo musiał się tym od niego zarazić.

 

 

Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


Poprzedni  👈              👉 Następny 

Komentarze

  1. Hm... zarazić... 🤣 dziękuję za tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  2. 💛💚❤️💙💜 jeayoung jest genialny i ma rację, musi wziąć sprawy w swoje ręce 🤣🤣 sangwoo był uroczy z tą zapłatą 😍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty