LM – Rozdział 10
Bez ograniczeń
[Mark Masa]
Podniósłszy japoński
stolik, postawiłem go na łóżku i rzuciłem na jego blat materiały niezbędne mi
do nauki w ramach przygotowań do egzaminów, po czym poszedłem po kubek owsianki
błyskawicznej. Zalałem ją gorącą wodą i wróciłem na łóżko. Odwróciłem głowę, by
spojrzeć na chłopaka, który leżał obok mnie twarzą w dół. Wykrzywiłem usta.
Nawet gdy spał, wyglądał tak olśniewająco, że miało się ochotę zapytać, czym
karmiła go matka w dzieciństwie.
Wcześniej, kiedy
leżąc na mnie zaciskał wargi i patrzył mi w twarz zmrużonymi oczami, doprowadził
mnie tym do szaleństwa, że niemal eksplodowałem. Ale pomińmy może w tym miejscu
część o tym, że byłem łatwy. Gdy powiedział, że go uwiodłem, zapragnąłem zaprotestować
przeciw temu stwierdzeniu i skorygować jego punkt widzenia, ale musiałem
przyznać, że tego ranka emocje wzięły nade mną górę. Wystarczyło spojrzeć w
smutne, przepełnione bólem oczy P'Vee. Potrafiłem to zrozumieć, aczkolwiek nie wiedziałem,
dlaczego ja również poczułem jego ból.
Podniosłem telefon,
by zrobić selfie, dbając o to, by pokazać tylko swoją twarz i szyję, po czym
wrzuciłem je na Facebooka. Byłem nieźle zaskoczony, obserwując szybko rosnącą
liczbę polubień i komentarzy, a przecież byłem pewien, że w kadrze nie złapałem
przecież P'Vee.
Masa Mark
4 min
Pójdę do piekła za
moją rozwiązłość?
23 polubienia 6
komentarzy
Kamphan, którego dom
ma lampę większą od czołgu:
Nie poszedłeś na zajęcia, by móc robić nieprzyzwoite rzeczy? Co za grzesznik!
Future Forfun: Zmienił się na lepsze. Po prostu pozwól mu być.
James, czyta się
James, a nie Ja-mes: Co
dzieje się w piekle z tymi, którzy są rozwiąźli? Taki dżentelmen jak ja – rzecz
jasna – nie ma o tym pojęcia.
Kubuś Puchatek: Znalazłeś wczoraj jakiegoś ładnego chłopca do zabawy? Lepiej,
żebym się o tym nie dowiedział.
Northh: Nie. Nie idź do piekła. Zostań tu ze mną.
Kubuś Puchatek: OMG! P'Nuea. Kibicuję ci, Phi.
Masa Mark
Wszystkie komentarze
moich przyjaciół zawierały ich przemyślenia na temat rozwiązłości i piekła. Robienie
grzecznej miny do kamery wcale nie pomogło.
– Co ty, do cholery,
robisz? – Zaspany głos zza moich pleców kazał mi się odwrócić. P'Vee zmrużył
oczy, po czym ziewnął.
– Mam zamiar się
uczyć. Zbliża się sesja – odparłem rzeczowo, odkładając telefon.
– Jesteś dobry w ściemnianiu,
więc rób to dalej – powiedział, po czym podniósł się do pozycji siedzącej i
oparł plecami o wezgłowie. Wyglądał naprawdę dobrze, mimo zaspanej twarzy i
rozczochranych włosów. Jego ręka, minąwszy mnie, chwyciła leżący na japońskim
stoliku telefon. Mężczyzna postukał nim w moje ramię.
– Co? – zapytałem,
odwracając głowę.
Na litość boską, jakim
sposobem jego twarz znalazła się tak blisko mojej?
– Kod dostępu. – Lekko
ochrypły głos rozległ się tuż obok mojego ucha, skłaniając mnie do położenia
prawego kciuka na smartfonie.
P'Vee cofnął się
nieco, po czym zajął się buszowaniem po mojej komórce.
– Co się z tobą dzieje?
– Obserwowałem przez
chwilę – odparł głębokim głosem, marszcząc brwi. – Jesteście tak blisko?
– Ja i kto? –
zapytałem, a w odpowiedzi P'Vee stuknął w komentarz na Facebooku wyświetlający
się na ekranie.
– Facet będący twoim
mentorem na wydziale – wyjaśnił spokojnie.
– P'Nuea?
– Hmph!
Zmarszczyłem brwi,
usłyszawszy jego odpowiedź przypominającą gardłowe prychnięcie.
– P'Nuea jest tylko
moim seniorem. Dlaczego „hmph”? – zwróciłem się do mężczyzny z wykrzywioną twarzą.
Jesteś taki słodki?
Czy ty się rozpływasz? Naprawdę chciałem udusić go poduszką.
Nie dało się ukryć,
że facet o imieniu Vivis był naprawdę cholernie przystojny. Nigdy nie sądziłem,
że ktoś taki jak on uzna mnie za pociągającego. Aczkolwiek musiałem przyznać, że
posiadał nie tylko atrakcyjny wygląd. Pomijając moją płeć, z którą zbliżenie
było dla niego czymś zupełnie nowym, jego niewątpliwym urokiem w moich oczach była
umiejętność wyrażania różnorodnych emocji. Tak jak teraz. Gdybyśmy byli w
związku, pomyślałbym, że jest o mnie zazdrosny. Musiałem kilkakrotnie przywołać
się do porządku, zanim poniosły mnie moje myśli. Nie byliśmy przecież parą.
– Cóż… Pytałem
tylko, czy jesteście blisko.
Usłyszawszy jego chrapliwy
głos, mimowolnie zmarszczyłem brwi.
– Łączy nas jedynie
relacja senior – junior.
– Mam nadzieję, że
tak pozostanie – skwitował, oddając mi komórkę.
– A jeśli nie? –
Spojrzawszy na jego przystojną twarz, rzuciłem mu bezczelny uśmiech. Moje usta
wypowiedziały pytanie, zanim mózg zdążył je powstrzymać.
– Mark! – Zamiast
udzielić odpowiedzi, P'Vee głębokim głosem zawołał moje imię.
Czy powinienem czuć
się szczęśliwy? Ten jeden raz dałem sobie do tego prawo.
– Co?
Przysunąwszy się do
mnie, mężczyzna położył twarz na moim ramieniu.
– Może jestem
zazdrosny? – Tuż przy moim uchu rozległ się jego cichy głos, na dźwięk którego
moje serce zabiło szybciej. – Nigdy wcześniej nie byłem z facetem. Czy to zazdrość,
jeśli nie chcę, żebyś flirtował z innymi? Jeśli tak, to chyba można powiedzieć,
że jestem zazdrosny.
– P'Vee… – Łagodnym
głosem zawołałem jego imię, nie ośmielając się jednak spojrzeć na jego przystojne
oblicze. Był tak blisko, że gdybym tylko odwrócił głowę, to niewątpliwie nasze
twarze zetknęłyby się ze sobą.
– Twoje serce
przyspiesza, Mark. – Zdenerwowanie w jego głosie ustąpiło i teraz wydawał się być
w lepszym nastroju.
Jego silne ramię, które
nie wiadomo, gdzie znajdowało się wcześniej, teraz objęło moją talię. Vee był
tak blisko, że czułem na skórze jego ciepły oddech.
– Więc… odsuń się Phi.
– Jestem śpiący.
– Więc się połóż.
– Podoba mi się tak jak
teraz.
Wydałem z siebie ciężkie
westchnienie, mając nadzieję, że uda mi się pozbyć uczucia gorąca na mojej
twarzy. Przez myśl przelatywało mi mnóstwo słów, które mógłbym powiedzieć, żeby
się ode mnie odczepił, ale mój umysł podpowiadał mi, że w jego bliskości nie ma
nic złego.
– Będę się uczyć –
zakomunikowałem po wchłonięciu do serca ciepła jego uścisku.
Pełne irytacji
westchnienie przy moim uchu sprawiło, że niemal bezgłośnie zachichotałem. W
każdym razie P’Vee tego nie dosłyszał. Musiałem przyznać, że mnie uszczęśliwiał,
aczkolwiek byłem zdecydowany zbyt dosadnie tego nie wyrazić.
– W takim razie
pójdę wziąć prysznic – powiedział właściciel głębokiego głosu, popchnąwszy ręką
moją głowę. Odwróciłem się, obrzucając go surowym spojrzeniem, a on najpierw
się do mnie uśmiechnął, po czym…
Cmok!
– P'Vee! Ty draniu!
– Nazwij mnie tak raz
jeszcze, a będę cię całował, aż spuchną ci usta. – Mężczyzna figlarnie na mnie
spojrzał i błysnął pewnym siebie uśmiechem. Zupełnie jakby chciał mi przekazać
coś w stylu: „Mam nad tobą przewagę”.
Mogłem więc jedynie wydać
z siebie pełne frustracji westchnienie i powrócić do studiowania podręczników.
Nigdy nie myślałem o
polubieniu faceta takiego jak P'Vee, ale gdy byłem w jego pobliżu, nie mogłem
się powstrzymać. Lubiłem, kiedy był dla mnie czuły, kiedy posyłał mi
niegrzeczny uśmiech, a nawet kiedy karcił mnie za zrobienie czegoś złego. I
lubiłem te chwile… takie jak teraz, kiedy był tutaj ze mną. Nie wiem od kiedy,
ale ten niepodważalny fakt zdążył się już skrystalizować w moich myślach. Skoro
moje serce biło szybciej za każdym razem, gdy go spotykałem, to nie istniało
inne wytłumaczenie poza tym, że go polubiłem.
Spojrzałem na
przystojniaka z górą muskułów, który wyszedł z łazienki. Nie było potrzeby rozwodzić
się na temat jego jędrnych mięśni brzucha, ponieważ ja też je miałem, ale… dlaczego
jego sześciopak wyglądał tak doskonale? Z jego mokrych, rozczochranych włosów
kapała woda, spływając z szerokich ramion na klatkę piersiową i boki. Czy istniał
ktoś, kto w podobny sposób uosabiał doskonałość?
– Zachowaj to
spojrzenie dla siebie. Wiem, że mam seksowne ciało.
Jego głęboki, zmieszany
z chichotem głos sprawił, że przewróciłem oczami.
– Hmph!
– Twoja twarz jest
bez wyrazu, ale w twoim tonie wyraźnie słychać zdenerwowanie, a oczy niesamowicie
ci błyszczą – zauważył i podszedł do mnie. Miał na sobie jedynie ręcznik owinięty
wokół talii. – Jesteś zazdrosny czy chcesz mnie?
– Ani jedno, ani
drugie – odparłem, kierując swoją uwagę z powrotem na książki.
– Ale dziś rano, gdy
na mnie leciałeś, wyglądałeś podobnie.
– P'Vee! – zaprotestowałem,
a on odpowiedział jedynie bezczelnym uśmiechem.
– Osusz mi trochę
włosy. – Podał mi mały ręcznik, siadając obok mnie.
– Mam ci je wytrzeć?
– zapytałem niepewnie.
Byliśmy podobnego
wzrostu, więc siedząc obok siebie, znajdowaliśmy się na tym samym poziomie. Mój
gość zwrócił ku mnie swoją twarz.
– Tak. Możesz to dla
mnie zrobić? – Rzuciłem szybkie spojrzenie na jego atrakcyjne oblicze, unikając
patrzenia mu w oczy, po czym małym ręcznikiem zacząłem pocierać jego głowę.
Nie chciałem o tym
myśleć, ale nie mogłem powstrzymać się od wyobrażania sobie tej sceny, zastanawiając
się, czy ładna seniorka również to dla niego robi. A może jest bardziej uroczy,
lepiej się zachowuje i bardziej się do niej przymila? Wyrzuciwszy te myśli z
głowy, kontynuowałem swoje zadanie.
Miałem wrażenie, że
w otaczającej nas ciszy słychać było jedynie bicie mojego serca. To, co zrobiłem
dziś rano, było sprawdzianem, czy jestem gotów na to, co przyniesie przyszłość.
Przyszłość naszej trójki. P'Vee, jego dziewczyny i mnie.
Drrrrr!
Ku mojej uldze
zadzwonił telefon, przerywając gonitwę myśli w mojej głowie. Uznałem, że to o wiele
lepiej, bo nie będę musiał myśleć o tym, czego i tak nie byłem w stanie
przewidzieć. Mogłem chwilowo uspokoić swój umysł. A z tym, co wydarzy się w
przyszłości, poradzę sobie wtedy, kiedy to nastąpi.
Próbowałem zlokalizować
źródło dzwonka. P'Vee wskazał na szczyt łóżka, gdzie – błyskając światełkami – wibrował
jego smartfon.
– Daj mi go.
Chwyciwszy telefon, podałem
go właścicielowi. P'Vee odebrał połączenie. Zamierzałem się odsunąć na wypadek,
gdyby chodziło o coś osobistego, względnie gdyby dzwoniła jego dziewczyna.
– Tak. – Po tych słowach
mężczyzna chwycił mnie za rękę, sygnalizując, żebym nigdzie nie odchodził. – Jestem
zbyt leniwy, żeby iść… Skończyłem wczoraj z Barem nasz projekt. – P'Vee na
chwilę zamilkł i odwrócił się do mnie. – Powiedziałem, że nie idę. Będę się
uczyć sam… Tak.
Po tych słowach
przerwał połączenie.
– Nuea dzwonił, żeby
zaprosić mnie do wspólnej nauki – powiedział, co sprawiło, że uniosłem brwi i
spojrzałem mu w twarz.
– I? Przecież nic
nie powiedziałem.
– Widziałem, że
patrzysz. W końcu to Nuea.
– O co w ogóle
chodzi? Macie ze sobą jakiś problem? – zapytałem, marszcząc brwi.
– Nic takiego. Po
prostu mnie denerwuje – odparł, po czym się przysunął.
– Idź się ubrać – powiedziałem
po obrzuceniu spojrzeniem jego sylwetki.
– Tak, zapomniałem.
Czy można tak po
prostu zapomnieć się ubrać? Kusiciel.
Gdy wyszedł,
podjąłem przygotowania do egzaminu. Pozwoliłem, by czas przepłynął mi między
palcami. Egzaminy nieubłaganie się zbliżały. Miały rozpocząć się już za kilka
dni, a ja – na domiar złego – opuściłem dziś zajęcia.
Przez chwilę próbowałem
znaleźć odpowiedź na pytanie, wykorzystując do tego kalkulator. Lubiłem rachunek
różniczkowy, choć czasami bywał dość skomplikowany.
– Chodź, udzielę ci
korepetycji. – Usłyszałem.
Nie wiem, kiedy
P'Vee skończył się ubierać, ale do mojego nosa dotarł przyjemny zapach szamponu
i mydła, których używałem.
– Nie musisz się
uczyć?
– Moje książki są w
pokoju Ploy.
Skoncentrowałem się
na obliczeniach.
– Pójdę po nie
wieczorem – dodał.
– Zostaniesz tam?
Znaczenie tego
zdania, jeśli dobrze je zinterpretować, brzmiało raczej: „Jeśli pójdziesz, to
czy wrócisz tutaj?”.
– Gdzie mam zostać?
– Cóż, ty…
– Wezmę książki i
wrócę do ciebie.
Spojrzałem na własne
podręczniki, a moje usta ułożyły się w nieznaczny uśmiech. Naprawdę miałem
ochotę przyłożyć sobie w twarz i potrząsnąć swoim grzesznym sercem. Dlaczego
kilka jego słów potrafiło sprawić, że poczułem się tak szczęśliwy?
– Dobrze –
odpowiedziałem przez ściśnięte gardło.
Nie miałem pojęcia,
dlaczego chciał tu wrócić. Nie znałem szczegółów, więc trudno było mi się
domyślić, dlaczego wolał nie zostawać ze swoją dziewczyną. Ale… byłem po prostu
bardzo zadowolony.
Czytałem dalej,
podczas gdy on – półleżąc – bawił się telefonem. Nie byłem pewien, czy w coś
grał, czy czatował, ale to nie miało przecież znaczenia. Słyszałem, że P'Vee był
miły i kiedy był w związku, angażował się na poważnie, skupiając się tylko na
swojej partnerce.
Nie aż tak do końca inaczej
niż w moim przypadku. Lubiłem flirtować, ale kiedy się w kimś zakochiwałem, to
również w pełni oddawałem się wyłącznie tej osobie. Prawdopodobnie dowiedział
się o niewierności swojej dziewczyny, dlatego opuścił jej pokój.
– Myślisz, że jestem
draniem? – Dobiegł mnie z tyłu jego głos.
Odłożywszy długopis,
spojrzałem za siebie.
– Co masz na myśli?
– Cóż… Ty i ja… –
mówił łagodnie głębokim głosem, ale jego bystre oczy unikały mojego spojrzenia,
zupełnie jakby czuł się winny.
– Jeśli tak, to ja
też jestem draniem.
– Ale ona mnie
zdradziła.
W milczeniu na niego
patrzyłem. P’Vee spojrzał mi w twarz. W jego oczach dostrzegłem mieszankę
emocji, od bólu po rozczarowanie i zmieszanie. Wyrażał to, co czuł, bardziej
otwarcie niż kiedykolwiek wcześniej.
– Ma kogoś innego.
Dziś rano widziałem ślad – wyjaśnił powoli.
– Pokłóciliście się?
– zapytałem, unosząc brwi, na co on w odpowiedzi pokręcił głową.
– Nie. Powiedziała,
że mnie kocha.
Po usłyszeniu tych
słów spojrzałem w dół, na swoje dłonie.
– Ale czuję, że to
nie to samo co wcześniej – dodał.
– Więc co zamierzasz
zrobić?
– Nie wiem. Spotykam
się z nią od dłuższego czasu. Nigdy wcześniej nic podobnego się nie wydarzyło. Nie
wiem, co mam robić. Mam teraz… ciebie.
Jego bystre oczy spojrzały
w moje. Wyczytałem w nich zmieszanie. To uczucie było tak jednoznaczne jak
nigdy dotąd. Ja czułem podobnie. Doskonale rozumiałem to uczucie dezorientacji,
ponieważ na początku, kiedy P'Vee wtrącał się w moje sprawy, czułem się podobnie
zdezorientowany. Aż w końcu… pozwoliłem, by moje serce postawiło na swoim.
– Nic mi nie będzie…
To nic poważnego. Przy podejmowaniu decyzji nie musisz brać mnie pod uwagę.
Posłałem mu lekki
uśmiech, aczkolwiek nieco wymuszony. Zapewniłem go, że ze mną wszystko w
porządku, ale wcale tak nie było. Rozumiałem jednak, że byli parą. Ona była z
nim przede mną, a drobne sprzeczki czy nawet kłótnie w związkach nie należały
przecież do rzadkości. Czasami serce podpowiadało inne wyjście, ale kto wie,
czy kiedy oczyści się atmosfera, to oboje nie zorientują się, że nadal się
kochają, i do siebie wrócą.
A co do mnie… Kogo
to obchodziło?
– Naprawdę? Tak łatwo?
Jakby… można tak po prostu się z kimś przespać? – W głosie P'Vee usłyszałem
napięcie, a w jego spojrzeniu widać było zażenowanie.
– Cóż, niezupełnie… –
Patrząc w parę bystrych oczu, próbowałem za pomocą spojrzenia okazać mu swoje uczucia.
– Jesteście parą.
– Ale ja mam ciebie…
– P'Vee przerwał na chwilę, po czym nieco energiczniej powiedział: – Pieprzyć
to! Po prostu przestańmy o tym rozmawiać. Boli mnie głowa.
Tak… Być może jego bolała
głowa, podczas gdy mnie bolało… serce.
Nie wiedziałem,
kiedy dokładnie P'Vee przyniósł swoje książki. Między nami panowała cisza, po
tym jak pominęliśmy milczeniem temat jego związku. Każdy z nas w skupieniu
zajmował się nauką. Od czasu do czasu słychać było jedynie odgłos szkicowania,
kiedy ołówek ślizgał się po papierze, czy klikanie przycisków kalkulatora.
Naprawdę miałem na
myśli to, co powiedziałem. Musiałem go zapewnić, że nic mi nie jest, chociaż wiedziałem,
że kiedy ten czas nadejdzie, prawdopodobnie będę zdruzgotany. Ale przecież
wszyscy, łącznie ze mną, wiedzieli, że on ma już dziewczynę. Igrając z kimś,
kto był już w związku, należało liczyć się z możliwością zranienia. I lepiej
nie powinienem nawet myśleć o tym, że P’Vee zerwie dla mnie ze swoją partnerką.
Nie było to – co prawda – czymś absolutnie niemożliwym, ale po prostu
nieprawdopodobnym. Lepiej nie robić sobie nadziei.
Drrrrr!
Tym razem zadzwonił
mój telefon, przyciągając również uwagę P'Vee.
– Co tam? –
zapytałem po odebraniu rozmowy mojego przyjaciela.
[Co tam? Osobnik,
który olewa zajęcia, ale wrzuca posta o pójściu do piekła, ma jaja, żeby stawiać
mi takie pytanie?]
Najwyraźniej Fuse postanowił
się ze mną podrażnić. Przewróciłem oczami, słysząc entuzjazm w jego głosie. Był
taki radosny… Podczas gdy ja narażony byłem raczej na pójście do piekła.
– Więc co mam
powiedzieć?
[Człowieku, ty
skurwielu… Materiały do nauki, stary. Przyniosłem ci je. Jestem teraz przed drzwiami
twojego pokoju]
Wstałem, by otworzyć.
P'Vee spojrzał na mnie, po czym zapytał:
– Kto?
Pominąłem odpowiedź,
martwiąc się, czy Fuse nie usłyszy jego głosu.
[Kto to? Czyj to
głos? Naprawdę ukrywasz tam jakiegoś chłopaka, tak jak sugerował to w
komentarzu Wind?]
Westchnąłem z
frustracją, usłyszawszy podekscytowany głos Fuse'a wskazujący na to, że jednak
usłyszał głos P'Vee.
– To niczyj głos. Z
kim przyszedłeś?
[Jeśli chcesz mnie
oszukać, musisz się bardziej postarać]
Dlaczego tak wielu
ludzi nazywa mnie ostatnio oszustem? Czy naprawdę jestem aż tak dennym kłamcą?
– Nieważne, stary,
to nie twoja sprawa. Już podchodzę do drzwi. – Po tych słowach zakończyłem
rozmowę.
Na tym jednak nie
koniec, ponieważ obecny w mojej sypialni wysoki mężczyzna wstał i zbliżył się
do mnie.
– Pytałem, kto to –
zażądał odpowiedzi, przytrzymując drzwi.
– Dlaczego musisz wiedzieć
to teraz? Powiem ci później – uciąłem z irytacją, ale ujrzawszy jego surowe
spojrzenie, westchnąłem i dodałem: – Fuse.
– Trzeba było od
razu to powiedzieć. – P'Vee puścił drzwi, pozwalając mi wyjść do salonu.
Gdy otworzyłem drzwi
wejściowe, moim oczom ukazali się Fuse i Kamphan z arkuszem, który równie
dobrze mogli przynieść mi jutro.
– Dzięki –
powiedziałem, wyciągając po niego rękę.
– Pozwól mi się
wtrącić – zaczął Kamphan, zanim Fuse podał mi arkusz.
Przewróciłem oczami,
szykując się na kazanie.
– Nie lubię wtrącania
się – przerwałem mu w nadziei, że uda mi się tego uniknąć.
– Myślisz, że ujdzie
ci to na sucho? Chcę być wścibski! Teraz! Natychmiast! Chcę wiedzieć, co
kombinujesz.
Powiedziawszy te
słowa, próbował zajrzeć do pokoju, chociaż swoim ciałem usiłowałem zasłonić,
ile się dało. Kamphan był niższy ode mnie, ale Fuse był nieco wyższy.
– Nie pozwolę –
obwieściłem, ponownie wyciągając rękę po arkusz.
– Nie myślisz o
zaproszeniu mnie na drinka? Tak w ramach wdzięczności? – Księżyc naszego
wydziału rzucił mi czarujący uśmiech, usiłując wprosić się do środka.
Postanowiłem nie reagować i jak najszybciej ich spławić.
– Dziękuję. –
Wyrwałem z jego ręki arkusz służący im jako pretekst do wizyty.
– Jeśli nie chcesz,
to nieważne. I tak nie przyszedłem tu na towarzyskie pogawędki. Chciałem
obczaić przyczynę twojej nieobecności na zajęciach, ale skoro nie wolno mi tu
robić za wścibskiego, to trudno. Jeśli dowiem się, co knujesz… – Fuse przerwał
i pogroził mi, kiwając palcem tuż przed moją twarzą.
– To co wtedy? –
zapytałem, odsuwając jego rękę.
– Jesteśmy
przyjaciółmi, no nie? Chcę więc wiedzieć, co tam w trawie piszczy, na wypadek,
gdybym mógł ci pomóc. – Znów wyciągnął szyję, usiłując omieść wzrokiem salon. Zresztą
nawet, gdyby mu się to udało, to i tak nic by nie zobaczył, ponieważ ten,
którego chcieli u mnie nakryć, znajdował się w sypialni. Prawdopodobnie nie był
na tyle głupi, by wyjść na zewnątrz i pokazać się juniorom.
– Dam ci znać, jeśli
będę potrzebować wsparcia lub czegokolwiek innego.
– Jasne, stary.
Uważaj na siebie. – Uchwyciłem krzywe spojrzenie Kamphana, kiedy kierował do
mnie swoje słowa.
Mogli nazywać swoje
zachowanie wścibskim, ale dobrze wiedziałem, że podyktowane było troską.
Skinąłem głową na zgodę. Chwilę później Fuse poklepał mnie po ramieniu i obaj
szybko odeszli.
Zamknąwszy drzwi,
odwróciłem się i spojrzałem na arkusz z fizyki, po czym położyłem go na sofie i
skierowałem się do kuchni po coś do jedzenia.
Włączyłem telewizor
i przeglądałem kanały, żeby sprawdzić, co akurat leci. Na dźwięk otwieranych
drzwi sypialni odwróciłem się, by spojrzeć w tamtym kierunku. Wzrok P'Vee nie
wróżył nic dobrego. Wydawał się być zdenerwowany, ale nie zapytałem o
przyczynę.
– Odwiedzili cię
przyjaciele, ale ty mnie zignorowałeś – obwieścił, siadając obok mnie, i
odsunął biały arkusz papieru.
– A może miałem ich
zaprosić, żeby cię zobaczyli? – Wróciłem do jedzenia makaronu.
– Nie miałbym nic
przeciwko. Powiedziałbym tylko, że jestem tu, by udzielać ci korepetycji. – Po usłyszeniu
jego słów poczułem irytację.
– Gówno prawda. –
Nadeszła moja kolej, by go zbesztać.
– Uważaj na słowa. –
P’Vee zakrył mi usta dłonią.
– Hej! Jem –
powiedziałem, odwracając twarz.
– Hmph… I co
powiedziałeś swoim przyjaciołom? – Zachichotał.
– Żeby nie byli
wścibscy. Zrozumieli. Moi przyjaciele nie są nachalni.
– Jak milutko. Gdyby
to byli moi przyjaciele, nie wiem, jak by to było. Gdyby dowiedzieli się o Ploy
i o tobie… – Mówiąc to, patrzył w telewizor.
– Dlaczego musisz
tyle myśleć? Nikt jeszcze nie wie – powiedziałem, odwracając od niego
spojrzenie.
– Hehe! Miejsce w
piekle czeka – rzucił, uśmiechając się, na co ja odwzajemniłem się uśmiechem.
Tak… Czekało na nas.
Ale to, przez co przechodziłem teraz, już tym piekłem było.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz