LM – Rozdział 12

 



Niejasna klarowność

[Mark Masa]

 

    Presja w trakcie sesji egzaminacyjnej jest potworna, szczególnie w drugim semestrze. Do połowy semestru uprawiałem sport, spędzałem czas z przyjaciółmi i próbowałem dostosować się do harmonogramu, nie byłem więc zadowolony z wyników. Dlatego też starałem się nadrobić zaległości, wkuwając pod koniec semestru. Na szczęście kilka dni temu zdałem wszystkie egzaminy.

    Siedziałem w pubie z moimi seniorami. Ich grupa powiększyła się, od kiedy P’Yeewa zaprosiła nas do stolika. Odniosłem wrażenie, że nasi starsi koledzy byli tutaj, by opłakiwać życie miłosne P’Vee. Pretekst do zabawy był równie dobry jak każdy inny, aczkolwiek niespecjalnie zwracano uwagę na tego, który był tu najważniejszy.

    Kiedy wraz z przyjaciółmi dotarliśmy do stolika, zająłem miejsce naprzeciwko P’Vee, podczas gdy on – spokojnie siedząc – popijał drinka. Przesunąłem wzrokiem po twarzy najprzystojniejszego mężczyzny w grupie, a on odwzajemnił moje spojrzenie. Bystre oczy, które wcześniej przepełnione były irytacją i zmieszaniem, chwilę później odzwierciedlały coś zupełnie innego… Coś, czego nie mogłem zdefiniować, ale miałem niejasne wrażenie, że nie było wobec mnie zbyt przyjazne.

    – P’Vee, pozwól nam uzyskać jasność. Naprawdę zerwałeś z P’Ploy? – zapytał z ciekawością P’Son.

    Nie śledziłem wcześniej ich rozmowy, więc nie byłem pewien, o czym rozmawiali, ale usłyszawszy to pytanie, zauważyłem, jak P’Vee odrywa wzrok ode mnie, by spojrzeć w stronę pytającego.

    – Nie. – odpowiedział spokojnie głębokim głosem. – Ploy chce przez jakiś czas zachować dystans.

    W pięknych oczach P’Vee dostrzegłem smutek. Oczywiście, w podobnej sytuacji każdy tak właśnie by się czuł. Ja również odczuwałem cierpienie, patrząc na P’Bara będącego w związku ze swoim przystojnym chłopakiem. Relacja Vee i Ploy trwała już ponad rok, więc musiałby być bez serca, gdyby teraz nie cierpiał.

    – Zobacz, jaki mój kumpel jest cool. – usłyszałem głos P’Paka. Podniósłszy do ust szklankę, upił z niej spory łyk.

    – I co? Nie szkoda ci, Phi? – chciał wiedzieć Fuse.

    – A co dokładnie miałbym zrobić? – padło spokojnie z ust zapytanego.

    – Może spróbujesz jej to wynagrodzić?

    Usłyszawszy pytanie P’Pata, P’Vee spojrzał na mnie. Było to pozornie niewinne spojrzenie, ale dlaczego przyprawiło mnie o szybsze bicie serca? To było grzeszne i… okropne, ale cieszyłem się z ich rozstania.

    – Myślałem o tym, żeby jeszcze raz to z nią przedyskutować, ale teraz uważam, że zachowanie dystansu jest lepszym rozwiązaniem. Ja też mogę wszystko na spokojnie przemyśleć. – Po tych słowach wszyscy, zwłaszcza jego przyjaciele, zwrócili się w jego stronę.

    – To, co powiedział P’Yoo, może być prawdą – wysunął przypuszczenie P’Pond, wskazując na przyjaciela.

    – Zajmij się swoimi pieprzonymi sprawami, dobrze? – zganił go P’Vee, odsuwając jego rękę.

    – Cholernie nieuprzejme. Przystojni faceci powinni być grzeczniejsi, tatusiu – zaopiniowała P’Pan, uśmiechając się słodko. Jej duże oczy były wilgotne i podejrzanie lśniące. Nie miałem pojęcia, kiedy tu przyszła, ale sprawiała wrażenie pijanej.

    – Możesz już przestać nazywać go tatusiem? W końcu nie ma już żony. Stałaś się dzieckiem bez matki – zauważył P’Kla.

    – Nie ma mowy, to… mój tatuś. Szybko znajdź nową matkę! Po prostu wybierz sobie jakąś tak jak Nuea. On zawsze poluje na dziewczyny.

    – Czy ja coś zrobiłem? – narzekał P’Nuea, kierując wzrok w moją stronę.

    – Jakbyś tego nie zrobił! Gdyby nie było tu z nami Marka, to jestem bardziej niż pewny, że nie wróciłbyś do stołu – wytknął P’Pond, po czym przyłożył mu klapsa.

    – A co to ma wspólnego ze mną? – Chciałem użyć ostrzejszego języka, ale widząc wzrok mężczyzny z naprzeciwka, zdecydowałem się stonować.

    P’Vee nie lubił, gdy używałem niegrzecznych słów czy tonu głosu, zwłaszcza wobec osób starszych wiekiem.

    – Nie wiesz, że Nuea jest…

    – Wracam do domu! – rzucił nieoczekiwanie P’Vee i natychmiast wstał, przerywając w połowie zdania wypowiedź P’Kla, który ze zdziwieniem na niego spojrzał.

    – Myślałem, że chcesz wracać do domu, by przytulić swoją żonę, ale jej już przecież nie ma. Więc dlaczego wychodzisz? Jesteśmy tu, by opłakiwać wspaniałą przyzwoitość twojej uroczej żony – wygłosił pompatycznie P’Kla.

    – Dziękuję za te pretensjonalne gadki. Czy którykolwiek z tych tematów dotyczył mnie? No, może przez pięć minut, a wy wszyscy twierdzicie, że jesteście tu po to, by mnie pocieszyć – padła riposta P’Vee, na co jego przyjaciele zrobili takie miny, jakby zmagali się z poczuciem winy.

    – Hej! Nie bądź zbyt surowy. Nie można czynić pokuty przez cały czas – wytknęła mu P’Yeewa. – Zmiana tematu pozwoli ci oderwać się od ponurych myśli.

    – Co za kłamstwa. Zarówno w słowach, jak i na twarzy – udzielił reprymendy P’Vee, uderzając ją lekko w głowę.

    – Zraniłeś mnie – jęknęła dramatycznie P’Yeewa, przysuwając się w stronę P’Kla. – Więc jak? Czujesz się już lepiej?

    – Tak. – Zapytany udzielił odpowiedzi gardłowym głosem, skinąwszy głową dla podkreślenia, że mówi serio.

    – Dasz radę wrócić do domu? – zapytał P’Nuea, na co P’Vee, spojrzawszy mu w twarz, na chwilę się zamyślił, po czym zwrócił się do mnie:

    – Mark, powiedziałeś, że zabierzesz mnie do domu.

    Co?

    Ze zdziwienia uniosłem brwi, darując sobie jakiekolwiek słowa.

    – W takim razie chodź – powiedział głębokim głosem.

Tylko tych kilka słów i para wpatrzonych we mnie oczu potrafiły sprawić, że bez protestów odstawiłem szklankę.

    – Od kiedy jesteście sobie tacy bliscy? – Podnosząc się z krzesła, usłyszałem głos Kamphana.

    – Tak… Też się właśnie zastanawiam – poparł go P’Nuea, wbijając wzrok w P’Vee.

    – Nie wiem… Pewnie jeszcze przed tobą.

    Uciszywszy tym wszystkich obecnych, P’Vee zwrócił swój wzrok na mnie. Jego oczy niosły jasne przesłanie, więc bez ociągania pospieszyłem za nim, nie zapominając z szacunkiem pożegnać się gestem wai z moimi seniorami. Dostrzegłem, że wyglądali na zakłopotanych.

    Po wyjściu z pubu P’Vee zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Widziałem spojrzenia wielu osób, ale jemu – w przeciwieństwie do mnie – wydawało się to absolutnie nie przeszkadzać. Czułem się niezręcznie, ponieważ minęło już trochę czasu, odkąd znajdowałem się w centrum uwagi.

    – To nie P’Vee?

    – Gdzie? Księżyc uczelni, o którym mówią, że jest diabelnie przystojny?

    – Tak, ten. Właśnie zerwał z P’Ploy.

    – A kim jest ten facet obok?

    – Lepiej, żeby to nie było to, o czym myślę.

    – Chcę, żeby P’Vee był mój.

    – Dopóki jest wzięty, zostaniesz z gołymi rękoma.

    Docierające do moich uszu słowa osadziły mnie w miejscu. Wyglądało na to, że usłyszał je również przystojniak obok, ponieważ odwrócił się w ich stronę z surowym spojrzeniem. Ten drobny gest wystarczył, żeby wszystkich uciszyć.

    – Dlaczego tak stoisz? – zapytał z irytacją.

    – Nie, nic takiego… – Podjąłem marsz.

    – To irytujące, że muszę tak długo czekać – wymamrotał, gdy do niego podszedłem. Spojrzałem mu w twarz, chcąc wiedzieć, co miał na myśli, ale zamiast odpowiedzi otrzymałem od niego jedynie uśmiech.

    – Chodź ze mną na spacer – zaproponował głębokim głosem, przysuwając się bliżej. W przeciwieństwie do innych par, szliśmy przed siebie, nie trzymając się za ręce. Na początku nie byłem pewien, czy sobie poradzi, ale teraz byłem po prostu szczęśliwy, że mogę być u jego boku. Sama obecność przy nim sprawiała, że czułem się… dobrze.

    Zatrzymałem się przed domem, o którym nie sądziłem, że będę miał okazję znów odwiedzić. Spojrzałem na mężczyznę, który uniósł brwi w niemym pytaniu. Nie wiedząc, jak odpowiedzieć, po prostu wszedłem za nim do środka.

    Na parterze włączonych było kilka świateł. Rozglądając się po wnętrzu, spojrzałem na zegar ścienny, który wskazywał, że było nieco po 23:00. Czyżby niewygaszone światła świadczyły o tym, że domownicy chcieli zapewnić Vee bezpieczną drogę do jego pokoju? Jeśli tak, to wyglądało na to, że zakładali, że będzie pijany, choć wcale nie był. Szedł prosto, ani trochę się nie zataczając, a cienie pod jego oczami nie były spowodowane alkoholem, lecz raczej ostatnimi przejściami.  

    – Nie sądziłem, że wrócisz do domu. Och, Mark! – P’Yoo schodził na dół w tym samym czasie, kiedy ja i P’Vee zamierzaliśmy wejść na górę.

    Poczekałem u podnóża schodów, aż brat mojego seniora zejdzie pierwszy. Pozdrowiłem go wai, posyłając mu lekki uśmiech, na co on również odpowiedział uśmiechem.

    – Dlaczego zostawiłeś włączone światła? – zapytał P’Vee.

    – Zaraz wychodzę. Kook i ekipa chcą wprowadzić pewne poprawki do projektu. Nieco kłopotliwe. Nieważne… – narzekał P’Yoo, zatrzymując się, by porozmawiać z P’Vee.

    – To idź. Dlaczego jeszcze tu tkwisz? – P’Vee spojrzał na starszego brata, który po chwili przeniósł wzrok na drzwi.

    – Cóż, ja też mogę zechcieć zrobić sobie przerwę tak jak ty. – Drażnił się z nim P’Yoo, kierując na mnie swoje spojrzenie.

    – Po prostu się odwal. – P’Vee delikatnie go odepchnął, po czym chwycił mnie za ramię i bez słowa pociągnął na górę. Spojrzałem z powrotem na P’Yoo, który posłał mi ciepły uśmiech.

Rozejrzałem się po pokoju P’Vee, w którym już dość dawno nie byłem. Pierwszy i ostatni raz, kiedy się w nim znalazłem, miał tutaj miejsce ten pamiętny incydent. Nigdy nie zamierzałem tu wracać, a teraz dobrowolnie z nim przeszedłem.

    Usiedliśmy na łóżku.

    – Masz…

    Wyciągnąłem dłoń po szklankę, którą podsunął mi P’Vee, a której zawartość okazała się być gorącą wodą imbirową.

    – Na co się gapisz? To nie jest gotowany ryż.

    – A co ma z tym wspólnego gotowany ryż? – zapytałem, podnosząc szklankę do ust, by upić łyk.

    P’Vee był naprawdę cool. Myślałem początkowo, że sporo wypił, ale okazało się, że wcale nie był pijany.

    – Z tobą? – zapytał.

    O czym on gadał, do cholery. Czy to jakiś obcy język, którego nie potrafiłem ogarnąć?

    – Cóż, nic – odpowiedziałem zdawkowo, jakby to było naprawdę nic, nawet jeśli coś było.

    Gdy P’Vee poszedł zobaczyć się z P’Ploy, zostałem sam, czekając grzecznie w pokoju. Miałem ochotę podsłuchać pod drzwiami, o czym rozmawiali, ale tego nie zrobiłem. Czekałem do następnego dnia, kiedy P’Yoo wysłał mi wiadomość z pytaniem, gdzie jest P’Vee. Odpisałem, zdając sobie sprawę, że starszy z braci domyślał się, że coś dzieje się między mną a P’Vee. Nie miałem wątpliwości, że wyczuł to już pierwszego dnia. Wtedy jego bystre spojrzenie przeszyło nas na wylot i najwyraźniej wszystko zrozumiał.

    Nie rozmawiałem zbyt wiele z P’Yoo. Wiedziałem jedynie, że następnego dnia starszy z braci zabrał młodszego do domu. P’Yoo ciągle wysyłał mi wiadomości, zupełnie jakby chciał zaktualizować wieści o stanie P’Vee. Jasne, martwiłem się, ale co mogłem zrobić? Zadzwonić do niego? W rzeczywistości nie mogłem się z nim skontaktować. Jedyne, co mi pozostawało, to czekać na SMS-y od P’Yoo.

    – Mam ci w to uwierzyć? – zapytał spokojnie, ale w jego oczach błysnęła irytacja.

    – Naprawdę nic nie ma. Po prostu z nim rozmawiałem…

    – Mark, Yoo to mój brat. Zerwałem z Ploy. Mam być z tobą, a ty zaczynasz rozmawiać z moim bratem? – zapytał, czochrając swoje włosy, po czym podszedł do biurka i zajął miejsce na krześle, szykując się do rozmowy ze mną.

    – Myślałem, że trzymacie się na dystans – powiedziałem, śmiejąc się w myślach. To było przyjemnością – dla odmiany trzymać w ten sposób na krawędzi innych.

    – To niemal to samo, jakbyśmy zerwali. Ma przecież kogoś innego. Wątpię, że wróci – powiedział, uświadamiając mi, że nie powinienem dalej igrać z jego uczuciami. Jak mogłem nie pomyśleć o tym, że oni naprawdę się kochają i teraz on z pewnością odczuwa stratę?

    – Mówiliśmy tylko o tobie – wyjaśniłem, skłaniając go, by na mnie spojrzał. – Nie mogłem się z tobą skontaktować, więc zamiast tego rozmawiałem z nim.

    – Weź go. – P’Vee podał mi telefon po jego uprzednim odblokowaniu. Opuściłem głowę, by ukryć uśmiech, i zrobiłem co trzeba.

        – Gotowe. – Oddałem mu komórkę.

    – I nie pytaj już o mnie innych. Po prostu zwracaj się bezpośrednio do mnie – odparł zirytowanym tonem, odbierając z moich rąk urządzenie.

    – Mmm – wymamrotałem gardłowo, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Byłem ciekawy wielu rzeczy i chciałem o nie zapytać, ale nie wiedziałem, w jaki sposób to zrobić.  Przede wszystkim pragnąłem się dowiedzieć, czy naprawdę ma to na myśli, mówiąc, że zerwali.

    Chciałem wiedzieć, jak długo potrwa to „utrzymywanie dystansu”. Chciałem wiedzieć, jak się teraz czuje, jak bardzo cierpi i… jak bardzo ją kocha.

    – Dlaczego się na mnie gapisz? – zapytał atrakcyjny mężczyzna, sprawiając, że się wzdrygnąłem.

    Gapiłem się na niego tak długo, że to zauważył? Czy za pomocą spojrzenia potrafił wyczytać z moich oczu to, o co chciałbym zapytać?

    – Jeśli chcesz coś wiedzieć, to pytaj.

    Przystojniak opuścił miejsce przy biurku i podszedł do mnie.

    – Od… odsuń się – zarządziłem, na co P’Vee się zatrzymał. Stykały się jedynie czubki naszych nosów. Chwilę później mężczyzna oparł się na moim ramieniu.

    – Mark…

    – Hmm?

    – Mark.

    – Co? – zapytałem surowo, zirytowany tym, że zaczyna mówić, a nie kończy.

    – Chcę tylko wypowiedzieć twoje imię.

    – Co do diabła? – rzuciłem, lekko go odpychając. P’Vee usiadł obok mnie i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, po czym położyliśmy się na łóżku.

    – Co zrobiłeś, by przestać lubić Bara? – zapytał głębokim głosem.

    Westchnąwszy, odwróciłem głowę, nie chcąc widzieć jego smutnych oczu.

    – Nie przestałem go tak do końca lubić.

    – Co masz na myśli?

    – Lubię go, ale przestałem go pragnąć. P’Bar jest wesoły i uroczy, więc to nic dziwnego, że da się go polubić. Ale Kan tak dobrze się nim opiekuje. Jestem szczęśliwy, widząc P’Bara promieniejącego szczęściem.

    – Jak to robisz? – dopytywał się jakby z niedowierzaniem, na co ja się uśmiechnąłem.

    – Czy naprawdę muszę ci to wyjaśniać? – Spojrzałem znacząco w niesamowicie przystojną twarz i jeszcze raz lekko się uśmiechnąłem. Przez chwilę P’Vee wydawał się być zdezorientowany, po czym cicho odkaszlnął.

    – Odwróć się – zarządził, odsuwając moją głowę.

    – Hmph! Sprawiłem, że się zawstydziłeś? – Zbliżyłem się, nie zwracając uwagi na to, że próbuje mnie odsunąć.

    Fakt, że darzyłem go uczuciem, nie oznaczał jeszcze, że musiałem być potulny i tylko za nim podążać. Wszyscy moi byli zakochali się we mnie w ten sposób.

    – Nie zawstydziłem się – zaprzeczył, aczkolwiek jego zaczerwienione uszy wskazywały na coś innego. Odwrócił twarz, a ja uśmiechnąłem się kącikiem ust.

    – Uwierz mi, będziesz w stanie przestać ją kochać – zapewniłem.

    – Naprawdę? – zapytał niskim, głębokim głosem. – To mój najdłuższy związek… To naprawdę dla ciebie możliwe?

    – Nie dla mnie. To zależy od ciebie, choć mogę ci w tym pomóc.

    – Dzięki, Mark… Nawet jeśli nie traktowałem cię dobrze – powiedział, kładąc rękę na mojej talii.

    Zarówno on, jak i ja nie wiedzieliśmy, co sprawiło, że się w nim zakochałem, bo jak słusznie zauważył, nie traktował mnie najlepiej. Ale ludzkich serc nie da się powstrzymać. Jedyne, co mogłem zrobić, to nie tłumić swoich uczuć i pozwolić im wędrować, dokądkolwiek zechcą. Jeśli dopisze mi szczęście, on będzie w stanie zapomnieć o swojej sympatii, ale jeśli spotka mnie pech, mój crush znów się z nią zwiąże.

    To maksymalny ból, jaki można zadać, więc nie jest o wiele gorzej niż na początku.

 

    Otworzyłem oczy, obudzony przez promienie słońca wpadające do pokoju. Zamrugałem, by przyzwyczaić się do jasności, po czym spojrzałem na śpiącego P’Vee. Jego przystojna twarz była wtulona w moje ramię, jakby jej właściciel chciał skryć ją przed słońcem. Trwaliśmy w tej pozycji od wczorajszej rozmowy. Zasnęliśmy bez prysznica. Nie wstaliśmy nawet, by umyć twarze. Czułem się… obrzydliwie. Poranne powietrze było chłodne, więc zdecydowałem się wstać, by wyłączyć wentylator.

    Dom P’Vee nie był zbyt okazały, a status finansowy jego rodziny nie mógł być uznany za wysoki, choć mogli żyć w miarę wygodnie. Zupełnie inaczej miała się sprawa, jeśli chodziło o mnie. Prawdę mówiąc… nigdy wcześniej nie spałem w tak spartańskich warunkach.

    Puk! Puk! Puk!

    – Vee! Jesteś tam, synu? Zejdź na dół coś przekąsić, kochanie. – Moich uszu dobiegł słodki kobiecy głos.

    Przeciągnąwszy się, P’Vee, otworzył oczy i spojrzał na mnie.

    – Zaraz zejdę, mamo! – odkrzyknął, po czym usiadł i jeszcze raz się przeciągnął. Uniosłem brwi, widząc, jak siedzący prosto przystojniak taksuje mnie wzrokiem.

    – W takim razie ja już pójdę – powiedziałem.

    – Najpierw coś zjedz – odparł spokojnym głosem, na co znów uniosłem w górę brwi.

    Nie przepadałem za jedzeniem posiłków w cudzych domach, ponieważ zawsze czułem się niezręcznie i – jak zakładałem – przy śniadaniu będą obecni jego rodzice oraz brat. Nie miałem pojęcia, jak w takiej sytuacji powinienem się zachować, ponieważ zwykle nie byłem zbyt towarzyski.

    – Nie chcę być ciężarem.

    – Mark… – powiedział ściszonym głosem P’Vee, patrząc mi w twarz. – Idź się umyć, a potem zjedz posiłek.

    Mężczyzna gestem wskazał mi drzwi łazienki. Przyjrzałem mu się uważniej. Było jasne, że nie pozwoli mi wyjść bez śniadania. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko z ciężkim westchnieniem się poddać i zrobić, co mi kazał.

    Na stole stały naczynia z czterema daniami. Zapewne przyrządziła je matka P’Vee. Stół był niewielki i mogły zasiąść przy nim wygodnie tylko cztery osoby. W końcu dokładnie z tylu członków składała się ich rodzina. Właśnie dlatego – z powodu niezręczności – nie lubiłem jadać w cudzych domach.

– Och, przyprowadziłeś na noc przyjaciela? Dlaczego mi nie powiedziałeś, kochanie? Z kuchni wyszła piękna kobieta z butelką wody i szklanką. Z szacunkiem ukłoniłem się jej na powitanie, na co matka P’Vee odpowiedziała mi uśmiechem.

    – Od kiedy on nam mówi, co zamierza? – padło z ust P’Yoo, który spojrzał na brata.

    – I co z tego? – odpyskował młodszy z braci, po czym chwyciwszy mnie za rękę, posadził na jednym z krzeseł. Starszy przysunął inne krzesło, by usiąść na drugim końcu stołu.

    – Ci dwaj działają sobie na nerwy od samego rana – jęknęła z lekkim rozbawieniem ich matka.

    – To moi rodzice, a to Mark. Jest młodszym studentem na Wydziale Inżynierii.

    Po raz kolejny złożyłem ręce do wai, by grzecznie przywitać jego rodziców. Czułem się niezręcznie, mając przed sobą przystojnego mężczyznę i piękną kobietę.

    – Dlaczego jesteś taki spięty? Czuj się jak u siebie w domu – zwrócił się do mnie tata P’Vee, zachęcając mnie do lekkiego uśmiechu. Musiałem przyznać, że na początku się ich obawiałem, ponieważ zarówno ojciec, jak i matka wyglądali na poważnych ludzi, ale gdy tylko się odezwali lub uśmiechnęli, nagle wydali mi się naprawdę mili.

    – Odpręż się, kochanie. Zjedz tyle, ile chcesz. Vee powinien był mi powiedzieć, że przyprowadzi gościa. Przygotowałabym jeszcze kilka dań. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie, posyłając mi ciepłe spojrzenie.

    – Tak. – Ja również się uśmiechnąłem, czekając z rozpoczęciem śniadania, aż każdy nałoży sobie jedzenie na talerz. P’Vee i P’Yoo nadal się sprzeczali, a ich rodzice czasem przywoływali ich do porządku, a innym razem puszczali ich riposty mimo uszu. Zadawali mi też pytania, choć to P’Vee najczęściej na nie odpowiadał.

    – Jak poszły egzaminy? Masz je już za sobą? – zapytała mnie mama P’Vee.

    – Wszystkie zdane.

    – Było trudno? Kiedy Vee był na pierwszym roku, codziennie skarżył się tacie, że jest tak ciężko.

    – W miarę dobrze mi poszło – odpowiedziałem z zająknięciem.

    Zamilkłem, widząc ich urocze spojrzenia, którymi mnie obdarzyli. Używali nawet poufałego języka, każąc mi zwracać się do siebie „mamo” i „tato”, mimo że poznali mnie niecałą godzinę temu.

    – To świetnie, kochanie. Wiem, że lubicie spędzać ze sobą czas, ale musicie też skupić się na nauce. Chodzi mi zwłaszcza o ciebie, Vee. Lepiej, żebym nie słyszała, że znowu coś przeskrobałeś. – Kobieta zwróciła się do swojej młodszej latorośli.

    – Co masz na myśli? Nie mam pojęcia, o czym mówisz, mamo.

    – W ciągu ostatnich kilku dni doprowadziłeś mnie niemal do szaleństwa – wyjaśniła surowo, patrząc na P’Vee.

    – Już nie będę. Od teraz będę o siebie dbał. – Powiedziawszy te słowa, spojrzał wprost na mnie. Wszyscy obecni również zamilkli, po czym podążyli za jego wzrokiem. Poczułem się jeszcze bardziej niezręcznie, szczególnie pod skupionym wzrokiem jego rodziców.

    – Co dokładnie powiedziałem nie tak? – zapytał szybko zachrypniętym głosem pozornie zirytowany P’Yoo.

    – O czym ty, do cholery, mówisz?

    – O tym, co powiedziałem wczoraj. Że ty też nie chcesz do niej wracać. – Po słowach starszego z nich bracia zmierzyli się wzrokiem.

    – Cokolwiek zdecydujesz się zrobić, najpierw dobrze się zastanów – przemówił ich ojciec, po czym – skończywszy posiłek – napił się wody i wyszedł.

    Przy stole zapadła cisza. Po wyjściu głowy rodziny w milczeniu kontynuowaliśmy jedzenie śniadania. Po jakimś czasie matka P’Vee również wyszła, mówiąc, że zamierza pomóc mężowi. Zostaliśmy tylko we trzech.

    – Po jaką cholerę o tym wspomniałeś? – dopytywał się P’Vee.

    – Cóż, nie wyrażasz się jasno – stwierdził P’Yoo.

    – Nie ma potrzeby rozmawiać o tym teraz, Yoo. Wiele rzeczy wciąż jest dla mnie niejasnych – odparł z irytacją P’Vee.

    – Próbuję powiedzieć, że jest wielu zalotników szczerze nim zainteresowanych – rzucił na pożegnanie P’Yoo, po czym wyszedł.

    – Kurwa… – przeklął P’Vee, odkładając łyżkę. – Przepraszam, że kazałem ci zostać. To moja wina, że musiałeś być tego świadkiem – powiedział ze skruchą, patrząc mi w oczy. Wyczułem, jak bardzo był w tej chwili sfrustrowany.

    – W porządku… – Zbagatelizowałem sprawę, próbując rozciągnąć usta w uśmiechu, aczkolwiek moja napięta twarz trochę mi to utrudniała. Ujrzałem jego nieznaczny uśmiech.

    – Mój tata był przeciwny takim relacjom. Ustąpił, kiedy P’Yoo zaczął sprowadzać do domu coraz więcej facetów, i zamiast tego pokładał nadzieję we mnie.

    – Nadzieję na co? – zapytałem.

    – Na posiadanie wnuków – odpowiedział i choć jego słowa oraz ton wydawały się być obojętne, to jednak wyczułem, że był dość zaniepokojony.

    Czyżby to był właśnie powód, dla którego nie rwał się do tego, by wyjaśnić sprawy między nami? Określić naszą relację? Jeśli naprawdę chciałem związać się z P’Vee, musiałem sprawić, by pokochał mnie jeszcze bardziej niż P’Ploy. Musiałbym również udowodnić jego rodzinie, że taki związek nie jest szkodliwy. Ciężko było mi nawet o tym myśleć… Wyglądało na to, że nie wystarczyło jedynie zdobyć jego serca, które oddał wcześniej kobiecie. Przyjdzie mi również podbić serca jego rodziny. Dlaczego wejście w związek z innym mężczyzną musiało być tak skomplikowane?

    – Ja…

    – To, co powiedział Yoo, jest prawdą. Zdążyłem zauważyć, że wiele osób stara się o twoją uwagę i chce cię zdobyć. Co ty na to? – wtrącił, nie pozwalając mi dokończyć.

    – Co masz na myśli?

    – Cóż, jeśli chcesz odejść, to…

    – Jeśli mnie przegonisz, to pójdę. – Odsunąłem się nieco, czując irytację. – Już dawno zdecydowałem się być z tobą. Nie pytaj mnie, od kiedy, bo nie potrafiłbym na to odpowiedzieć. Ryzykowałem i zrobiłem dla ciebie wszystko. Pozwoliłem ci nawet na coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem z nikim innym. Dlaczego wciąż myślisz, że chcę odejść do kogoś innego? Gdybym życzył sobie czegoś takiego, zrobiłbym to już dawno temu.

    Po moim wybuchu podniosłem się z krzesła. Prawdę mówiąc, zaczynał mnie wkurzać.

    – Po prostu czuję się winny. – Chwycił mnie za nadgarstek i spojrzał mi w oczy, wypowiadając te słowa cichym głosem.  

    – Jeśli czujesz się winny, to wróć i traktuj mnie jak dawniej. Bądź pogodny jak wtedy, gdy jesteś ze swoimi przyjaciółmi. Skarć mnie, gdy zrobię coś złego. Powiedz mi wprost, kiedy jesteś zdenerwowany.

    – Dlaczego dzisiaj tak dużo gadasz? – wypomniał mi z uśmiechem.

    Stojący przede mną przystojniak wciąż trzymał mnie za nadgarstek. Jego piękne oczy, nieróżniące się kolorem tęczówek od tych jego matki, błyszczały jasno, ofiarowując mi pocieszenie.

    – Chcę, żebyś wkrótce przestał ją kochać – powiedziałem, patrząc w dół na nasze dłonie.

    – Więc spraw, żebym jak najszybciej przestał ją kochać, Mark… – Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie. – Nie myśl zbyt wiele o mojej rodzinie. Jestem pewien, że moje szczęście jest dla moich rodziców najważniejsze. Jeśli tym szczęściem będziesz ty, oni to zaakceptują. – Jego bystre spojrzenie wbiło się w moje oczy, prosząc, żebym nie martwił się dzisiejszym incydentem.

    – Więc powiedz mi natychmiast, jeśli tylko przestaniesz ją kochać. Albo… jeśli okaże się to niemożliwe – zastrzegłem, nie odwracając od niego wzroku.

    – Jestem przy tobie. – Po tych słowach przyciągnął mnie do siebie, przyciskając moją głowę do swoich szerokich ramion, po czym delikatnie potarłszy ustami moją skroń, kontynuował: – Spraw, bym pozostał u twojego boku.

 


 Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

Popularne posty