WW – Rozdział 6
Good Day #06
– Załóż
moją koszulę. Jest rosa. Zachorujesz.
– Jest za
gorąco.
– Cherry,
nie bądź głupi – nalegał wysoki mężczyzna, rzucając koszulę na głowę mniejszego.
Na
ładnej twarzy Cherry’ego pojawił się grymas, ale bez dalszych protestów założył
gigantyczną koszulę, obrzucając krzywym spojrzeniem zmrużonych oczu swojego ukochanego
o imieniu Oye. Wszystko wskazywało na to, że zanosiło się na kłótnię, ale akurat
wtedy rozległ się dźwięk nadjeżdżającego motocykla. Młodszy z mężczyzn pociągnął
właściciela obozu bokserskiego za rękaw, sygnalizując, by wyszli na balkon spojrzeć
na Yoyaka, który właśnie przybył.
Student
wrócił dziś później niż zwykle, ponieważ musiał ćwiczyć do rozgrywek
uniwersyteckich. Po zaparkowaniu na stałym miejscu młodszy Phadetsuek postawił stopy
na ziemi. Jego brat zmrużył oczy i westchnął, ujrzawszy, że chłopak nie zsiadł
z pojazdu ani nawet nie zdjął kasku. Zamiast tego wyjął telefon i przesunął
palcami po ekranie, aby coś napisać.
– Yak! –
zawołał głośno Oye, na co chłopak w studenckim mundurku, podniósłszy głowę,
uchylił wizjer kasku.
– Tak?
– Gdzie
jest twój Dee?
– W
drodze tutaj. – Yoyak uniósł komórkę, by pokazać, że właśnie rozmawiał z nim na
czacie. – Gdzie jemy?
– Na dworze.
Stół jest już nakryty.
Yoyak
nie powiedział nic więcej. Zdjąwszy kask, zawiesił go na kierownicy.
W dni
powszednie klub bokserski był zamykany wcześniej niż w weekendy. Teraz – nieco
po ósmej wieczorem – ciągle były jeszcze włączone światła. Nie odbywały się tam
jednak żadne kursy. Klub pozostał oświetlony, by umożliwić wieczorne ćwiczenia
tym, którzy pracowali do późna.
Yoyak wciąż
stał w tym samym miejscu. Dobrze wiedział, że Oye i Cherry zeszli do kuchni, by
zająć się przygotowaniem posiłku. On sam zamierzał odłożyć swoje rzeczy,
przebrać się i pomóc tej dwójce, jednak postanowił poczekać na doktora Wandee, który
napisał, że dotrze za jakieś pięć minut.
Podwinięte
rękawy studenckiego mundurka zostały ściągnięte w dół, po czym znów podwinięte,
bo najwyraźniej Yoyak nie miał nic lepszego do roboty. Chłopak uniósł głowę,
wypatrując czarnego auta, po czym znów zajął się rękawami swojej koszuli. W
końcu reflektory jasno rozbłysły. Student zmrużył oczy, gdy samochód wjechał na
podjazd i kierowca zgasił silnik. Po otwarciu drzwi ukazał się ściągający właśnie
krawat, uśmiechnięty doktor Wandee.
Mężczyzna
był wyczerpany po całym dniu ciężkiej pracy, ale nadal uśmiechał się do młodego
studenta o niewzruszonej twarzy, a chwilę później roześmiał się, pomyślawszy o
ich wcześniejszej rozmowie.
– Z
czego się śmiejesz, Dee?
– Z
ciebie. Nie mogę uwierzyć, jak bardzo lubisz napoje bezalkoholowe.
– Kupiłeś
je?
– Tak, całe
mnóstwo. Są z tyłu.
– Ile
jestem ci winien?
– Nic. A
teraz mów mi Daddy Dee – zażartował doktor, odblokowując zamek. Mężczyzna
patrzył, jak chłopak podchodzi bliżej, a po otwarciu bagażnika jego oczom
ukazują się skrzynki z napojami. I jeśli Wandee się nie mylił, to kąciki ust Yoyaka
uniosły się w lekkim uśmiechu. Ten zadziornie wyglądający chłopak się uśmiecha?
Jakie to urocze.
Akurat kiedy
Dee był w centrum handlowym, zadzwonił Yak, by przypomnieć mu o umówionej
kolacji, a dowiedziawszy się, gdzie doktor akurat się znajduje, poprosił o zakup
skrzynki napojów bezalkoholowych. Na początku Wandee drażnił się z nim, mówiąc,
że nic mu nie kupi. Najwyraźniej Yak musiał się tym zdenerwować, bo zasypał
doktora dziwnie wyglądającymi naklejkami. Aż cud, że jego telefon nie przestał
działać. W końcu Wandee zlitował się nad chłopakiem i napisał, żeby przygotował
się na noszenie skrzynek.
– Nie
pij za dużo słodkich napojów. Tylko trochę. I ćwicz. Zrozumiałeś?
– Ćwiczę
codziennie. – Chłopak popisał się swoją siłą, niosąc w ramionach kilka skrzynek
naraz. Ujrzawszy, że Yak nie ma wolnej ręki, by zamknąć bagażnik, Wandee podszedł
i sam zatrzasnął klapę, po czym podążył za wysokim młodzieńcem do domu. Zimowy
wiatr muskał jego skórę, więc zmarznięty Dee objął się ramionami.
– Zimno
ci?
– Trochę.
Nie lubię takiej pogody.
–
Chwileczkę. Przyniosę ci jakąś koszulę.
– Dobrze.
Co zjemy?
– Nie
wiem, ale Ye i Cherry nakryli stół na dworze.
W
podziękowaniu Wandee skinął głową. Patrzył, jak Yoyak stawia skrzynki z
napojami na podłodze, a następnie znika mu z oczu, by po chwili zejść ze schodów
wyłącznie w spodenkach. Przez ramię miał przewieszoną dość grubą koszulę z
długim rękawem, którą wręczył swojemu gościowi.
– Przymierz
ją.
Jeszcze
zanim Wandee się w nią ubrał, zdążył się domyślić, że będzie na niego za duża.
I istotnie – rękawy koszuli zakrywały mu dłonie. Znalazłszy się w ogrodzie, doktor
ujrzał partnera starszego z braci, który na jego widok zauważył:
– Widzę,
że ty też założyłeś koszulę swojego męża. To samo tutaj. Czym żywią się członkowie
tej rodziny? Obaj są tacy ogromni…
Na te
słowa Wandee’ego omal nie zatkało. Jego blade policzki w mgnieniu oka
poczerwieniały. Na szczęście nikt już nie drążył tematu. Zamiast tego odezwał
się Yoyak:
– Co dla
nas przygotowałeś, Cherry?
– Pieczone
krewetki, kraby, małże i kalmary – wszystko z połowów z Morza Andamańskiego. Hojny
zakup twojego taty.
Skinąwszy
głową w podziękowaniu za posiłek, Yak delikatnie pchnął Wandee’ego w kierunku
krzesła, a sam zajął się przygotowaniem napojów. Duże oczy doktora zwrócone
były w stronę Cherry’ego. Po chwili mężczyzna wstał i znalazłszy się blisko
niego, zapytał:
– Potrzebujesz
pomocy?
– Możesz
zanieść to do stolika, Dee. Pijesz alkohol?
– Trochę,
ale bardzo łatwo się upijam, więc dziś odpuszczę. Inaczej nie będę w stanie
wrócić do domu.
– To nie
wracaj. Możesz przenocować tutaj.
– Nie,
nie chcę nikomu przeszkadzać. Yakowi byłoby niewygodnie. Ma jednoosobowe łóżko.
Ostatnio,
kiedy Wandee obudził się obok ogromnego chłopaka, bolały go plecy, a Yak był cały
zlany potem.
– Ye,
twój przyszły zięć skarży się, że łóżko mojego syna jest za małe. Czy możesz
zapłacić za rozwiązanie tego problemu? – wykrzyknął Cherry pod adresem mężczyzny
pijącego piwo. Atmosfera przy stole najwyraźniej się ożywiła.
Wandee i
Yoyak zmarszczyli brwi i równocześnie przemówili:
– Kim
jest ten zięć?
–
Cherry, mówiłem ci, że mam tylko jedną matkę.
Oye był natomiast
wyraźnie rozbawiony.
– Naprawdę
nie zostaniesz moim zięciem, doktorze Dee? Dlaczego?
***
Poczułem
na sobie trzy pary oczu. Jedną z nich były zdezorientowane oczy Yoyaka. Przez kilka
sekund odwzajemniałem jego spojrzenie. Chłopak pokręcił głową, sygnalizując, że
uważa ten pomysł za niedorzeczny. Nabrawszy pewności siebie, udzieliłem odpowiedzi:
– Nie ma
mowy. Yak i ja nie żywimy do siebie tego rodzaju uczuć. Łączy nas coś w rodzaju
nieformalnego związku, który przynosi korzyści nam obu. Rozumiesz?
–
Całkiem fajny rodzaj relacji. Poczekam i zobaczę, jak się rozwinie.
Po
słowach Oye Cherry wybuchnął śmiechem, po czym przyniósł tacę z grillowanymi
owocami morza. Zauważyłem, że w międzyczasie na stole pojawiło się mnóstwo
apetycznie wyglądających dań.
– Te
smażone w głębokim tłuszczu ciastka z krewetkami są pyszne. Naprawdę mi
smakują, Cherry. – Mówiąc te słowa, Yoyak podał mi szklankę napoju
bezalkoholowego i przyciągnął moje krzesło bliżej swojego. Następnie widelcem przełożył
krewetkowe ciastko na mój talerz, by przy użyciu łyżki pokroić je na mniejsze kawałki.
– Chcesz
do tego trochę dipu?
–
Poproszę o słodki sos śliwkowy. – Patrzyłem, jak zanurzywszy kęs ciasta
krewetkowego w słodkim sosie śliwkowym, podsuwa je do moich ust.
– Pycha
– powiedziałem po przełknięciu, komplementując kucharza.
Spostrzegłem,
jak Oye żartobliwie uniósł brwi, podczas gdy jego ręce zajęte były łuskaniem
krewetek i krabów dla młodego mężczyzny siedzącego obok niego. Najwyraźniej
rodzeństwo Phadetsuek naprawdę wiedziało, jak zadowolić innych. Yak również się
o mnie troszczył.
– A co z
tobą, Yak? Potrafisz gotować?
– Tak,
ale rzadko to robię – odparł, stawiając przede mną szklankę z colą, po czym nalał
piwa do drugiej. Po napełnieniu szklanki do połowy dodał trochę lodu, a
następnie wypił całą jej zawartość.
Ukradkiem
obserwowałem jego szyję. Widok jabłka Adama, poruszającego się w górę i w dół podczas
picia, był cholernie gorący. Jak Yoyak mógł wyglądać przy tym tak podniecająco?
Musiałem przełknąć ślinę, bo poczułem nagłą suchość w gardle. Po chwili chwyciłem
szklankę, by napić się wody i ugasić pragnienie.
– Ale najsmaczniejsze
jedzenie gotuje nasza matka – padło z ust Oye, a siedzący obok mnie młody
mężczyzna przytaknął.
Niespodziewanie
Yoyak położył rękę na oparciu mojego krzesła i kciukiem delikatnie zaczął pocierać
moje ramię. Byłem pewien, że się nie upił. Jego dotyk wydawał się być celowy, a
nie przypadkowy. Oye najwyraźniej również ten gest zauważył, bo jego oczy
powędrowały w stronę mojego ramienia. Nie skomentował tego, a jedynie lekko
pokręcił głową, po czym napełnił piwem niedawno opróżnioną szklankę młodszego brata.
– Chcesz
odwiedzić nasz rodzinny dom podczas świąt noworocznych? – usłyszałem
zaproszenie Oye.
Spojrzałem
w bok, na twarz Yoyaka, chcąc poznać jego zdanie. Młody mężczyzna uniósł do ust
szklankę z piwem. Tym razem nie wypił wszystkiego na raz. Kiedy odstawił ją na stół,
pozostała ponad połowa zawartości.
– Chcesz
tam pojechać, Dee?
– Dokąd
dokładnie?
– Do Kanchanaburi.
Niedaleko Bangkoku.
– Tak,
jeśli będę wolny. Ale co powiesz swojej mamie na temat mojego związku z tobą?
Podrapałem
się po karku. Fakt, że Oye i Cherry wiedzieli o naszej nieformalnej relacji
przyjaciół z wiadomymi korzyściami, nie był – jak widać – powodem do zmartwień,
ale co z jego rodzicami?
– Powiem
jej, że jesteś kimś, kto dzieli ze mną korzyści.
–
Myślisz, że będzie zdezorientowana?
–
Zapewne, ale prawdopodobnie nie zapyta o nic więcej, jeśli odpowiem jej w ten właśnie
sposób.
Kąciki
ust Yoyaka uniosły się po raz drugi tego dnia. Być może poczuł się w moim
towarzystwie bardziej komfortowo i dlatego łatwiej się uśmiechał. Nawet jeśli
jego uśmiech nie trwał zbyt długo.
– Ye, czy
ty też to przed chwilą widziałeś? Twój młodszy brat właśnie się uśmiechnął!
– Mhm,
widziałem.
Nie
zwracałem uwagi, o czym rozmawiali Oye i Cherry. Jak miałbym skupić się na nich,
skoro ręka Yoyaka, którą wcześniej głaskał mi ramię, teraz przeniosła się na
moją talię? Ściskał ją tak czule, że musiałem złapać go za nadgarstek, by go
powstrzymać. Całkiem na serio obawiałem się, że w innym wypadku sprawy wymkną
się spod kontroli. Nie byłem jednak w stanie okiełznać swoich myśli.
Nie
lekceważ fantazji doktora Wandee!
Moja
wyobraźnia ruszyła. W głowie przewijały mi się jednoznaczne obrazy. Jednym
ruchem zmiotłem ze stołu wszystkie owoce morza i usiadłem na blacie, by całować
się z Yoyakiem. To były cholernie gorące sceny. Nawet super ostry dip chili nie
mógł się z nimi równać.
– Myślisz
o czymś sprośnym, co? Widzę to w twoim napalonym spojrzeniu.
– Myślałem
o pracy – zaprzeczyłem, na co Yoyak uważniej mi się przyjrzał. Wyglądało na to,
że mi nie uwierzył. Jak on mógł mnie tak dobrze poznać?
– Jesteś
wolny pod koniec miesiąca, Yak? Muszę wziąć udział w zjeździe. Chciałbym cię
prosić, żebyś mi towarzyszył.
Już od
początku zamierzałem go o to zapytać. Nie zmieniłem tematu tylko dlatego, że
obawiałem się, by nie odgadł moich brudnych myśli. Ale patrząc, jak Oye i
Cherry ze sobą flirtują, uznałem, że to dobry moment, by zaprosić Yoyaka na
zjazd.
Wysoki,
młody mężczyzna nie przyjął zaproszenia od razu. Najpierw wziął duży łyk piwa, po
czym odwrócił się, by spojrzeć mi w oczy, i zrobił coś, w co niemal trudno było
uwierzyć… Przycisnąwszy dłonie do moich policzków nakrył moje usta swoimi.
On
naprawdę mnie pocałował!
Odruchowo
uderzyłem go w klatkę piersiową. Niemal dałem się ponieść gorzkiemu smakowi
piwa. Gdyby nie patrzyli na nas Oye i Cherry, to zapewne nawet bym się nie
zawahał. Owinąłbym ramiona wokół jego szyi, a nogami objął go w talii. Ale mieliśmy
przecież towarzystwo.
Towarzystwo!
– Yak, ty
szalony dzieciaku! – zbeształem go, gdy tylko moje usta stały się wolne. Czułem,
jak z powodu zażenowania i równocześnie podniecenia serce tłucze mi się w
klatce piersiowej. I proszę, co ten chłopak na to:
– Kiedy
patrzę na twoją twarz, chcę cię pożreć, Dee.
Tak
bardzo go pragnąłem!
– Dee,
nie musisz się wstydzić. Nie przejmuj się, dobrze? – Cherry wydawał się mnie
pocieszać, ale ja wciąż czułem się oszołomiony po pocałunku, który skradł mi
duszę. Miałem ochotę się gdzieś ukryć.
– Pod
koniec miesiąca? Podaj mi później dokładną datę, dobrze?
– Dokąd idziesz,
Yak?
– Zapalić.
Jeśli tego nie zrobię, to będę tęsknić za tym, żeby znów cię pocałować.
– Więc
idź. – Odpędziłem go.
Yoyak
wzruszył ramionami, po czym zniknął w domu.
Pięć…
Cztery… Trzy… Dwa… Jeden.
– Dokąd idziesz,
Dee?
–
Zapalić. Z Yakiem.
– Och,
hmmm – wymruczał gardłowo Cherry, patrząc na mnie wzrokiem, który ewidentnie
wskazywał na to, że się ze mną droczy. – Rozumiem. Zapalić…
– Zaraz
wracam. – Po tych słowach natychmiast podążyłem za Yoyakiem.
Młody
mężczyzna podszedł do ringu bokserskiego, po czym usiadł i zapalił papierosa. Wyglądało
na to, że kiedy ujrzał, że się zbliżam, zamierzał go zgasić.
– Nie
musisz. Możesz palić – powiedziałem, po czym zająłem miejsce obok.
Na
początku obaj milczeliśmy. Bez słowa patrzyłem, jak szary dym unosi się w
powietrzu, a po chwili zacząłem kaszleć, czując nieprzyjemny zapach w nosie i
drapanie w gardle.
– A
mówiłeś, że mogę palić… – Wyglądało to tak, jakby mnie beształ, aczkolwiek w
jego głosie wyraźnie słychać było troskę. Zgasił papierosa, gdy tylko usłyszał
mój kaszel.
– Czy
płuca sportowców są w stanie wytrzymać palenie?
– Raz na
jakiś czas. Dlaczego tu za mną przyszedłeś?
– Czuję
się niezręcznie. Pocałowałeś mnie przy Ye i Cherrym, a ten ostatni zaczął mi
dokuczać. Byłem zażenowany. – Podczas rozmowy machałem nogami. Było tu
cholernie dużo komarów. Wchodząc, zauważyłem, że na siłowni obok wciąż było
kilka ćwiczących osób, mimo że część świateł została już wygaszona. W pomieszczeniu
z ringiem bokserskim poza Yoyakiem i mną nie było nikogo.
– Oni
też się często całują.
– Na
twoich oczach?
– Nie,
robią to ukradkiem, ale zdarza mi się widzieć.
– Lubisz
wtykać nos w sprawy innych ludzi, co?
– Och! Tylko
jeśli miałbym ochotę zostać pobity. – Wyglądał, jakby się skarżył. Aczkolwiek
słuchając jego niskiego głosu, nie byłem pewien, czy tak jest naprawdę.
– Jesteś
pijany?
– Nie.
– W
takim razie powiedz mi, dlaczego mnie pocałowałeś? Zaskoczyłeś mnie.
– Mówiłem
ci. Chciałem pożreć twoje usta, Dee.
– Jesteś
pożądliwy, Yak?
– Mhm. Ale
powiedziałbym, że nie aż tak jak ty. – Młody mężczyzna delikatnie ścisnął mi
policzki, zmuszając mnie, bym spojrzał mu w oczy. Jego ciemne jak smoła tęczówki
były pełne niewypowiedzianej tęsknoty. I tak błyszczące, że moje serce nie było
w stanie przestać drżeć.
– Hej,
dlaczego tak na mnie patrzysz?
– Mogę
cię pocałować? Chcę cię pocałować.
– Tak, w
porządku. – Mogłem wyglądać na łatwego faceta, ale nasza relacja od początku była
niezobowiązująca i nieskomplikowana. Byliśmy zrelaksowani i dostępni, więc nie było
sensu, żebym stawiał jakieś warunki… Tak po prostu. Skoro powiedział, że chce
mnie pocałować, to przecież nic nie stało na przeszkodzie, by to zrobił.
Twarz Yoyaka
zbliżyła się, a jego ciepłe usta przykryły moje. Jego język potarł moje wargi,
a kiedy je rozchyliłem, wślizgnął się do środka. Czułem narastające fale
emocji, kiedy Yak powoli igrał z moim językiem, ssał go.
Cudownie.
Nie byłem
pewien, jak długo mnie całował, ale kiedy się wycofał, pozostawił po sobie smak
piwa i papierosa. I swój własny smak, który jeszcze długo wyczuwalny był w
moich ustach. I nawet kiedy ten pocałunek już dawno się skończył, to wciąż czułem
ciepło w sercu.
– Kiedyś
cię odwiedzę, żeby obejrzeć coś na Netfliksie i zjeść koreański ramen. Mówiłeś,
że nie podoba ci się moja sypialnia, bo mam za małe łóżko.
– …
– Wracajmy
do stołu. Jeśli nie będzie nas zbyt długo, to moja samozwańcza matka będzie ci
jeszcze bardziej dokuczać.
Yoyak wstał
i wyciągnął do mnie dłoń, a ja bez chwili wahania podałem mu własną. Nasze
palce splotły się ze sobą. Nie było między nami miłości i chyba nigdy nie
będzie.
Naprawdę
zaczynałem w to wątpić.
***
Nie
widziałem Wandee’ego przez niemal cały tydzień, ponieważ był bardzo zajęty
pracą, ale codziennie rozmawialiśmy ze sobą przez aplikację Line. Zwykle co rano
wysyłał mi wiadomość lub zostawiał naklejkę. Bywało, że dostawałem jakiegoś obrzydliwego
mema i miałem trudności ze znalezieniem jeszcze bardziej ohydnego, który mógłbym
mu odesłać.
Nawet
późną nocą wymienialiśmy SMS-y, a jeśli Dee miał wystarczająco dużo energii, dzwonił
do mnie, żeby sobie porozmawiać, aczkolwiek nie zawsze rozumiałem, o czym
mówił. Mimo to słuchałem jego głosu, dopóki nie zasnął. W końcu przypiąłem czat
Wandee’ego w miejscu przeznaczonym dotąd dla Oye, z obawy, że mógłbym zapomnieć
mu odpisać.
Dzisiaj miałem
zamiar się z nim zobaczyć, ponieważ była niedziela, a po południu miał ze mną
trening bokserski. Od rana nie napisał do mnie jeszcze wiadomości i jak dotąd
nie odpowiedział na mojego brzydkiego kociego mema. W sumie nawet go nie
przeczytał. Być może spał, ponieważ w ciągu minionego tygodnia zapracowany doktor
Wandee miał na sen niepokojąco mało czasu.
Zerknąłem
na zegar ścienny. Zdążyłem przyzwyczaić się do hałasu panującego w niedzielę w Obozie
Bokserskim Phadetsuek. Nie denerwowało mnie nawet intensywne natężenie głosów, aczkolwiek
czasami nieświadomie się wzdrygałem, gdy Oye wzywał kogoś na trening. Czasami miałem
wrażenie, że to mnie woła.
– Widzę,
że spoglądasz na zegar. Czekasz na ucznia o imieniu Wandee?
– Tak.
Jeszcze się nie pojawił, a już prawie czas zaczynać. Obawiam się, że jeszcze
śpi. – Wyjaśniłem bratu powód, dla którego ciągle sprawdzałem godzinę. Przez
chwilę Oye nic nie mówił, tylko z założonymi rękami wszedł mi w drogę.
– Tęsknisz
za nim?
– Co?
– Ten
objaw wskazuje, że za nim tęsknisz.
Zaprzeczyłem,
bez słowa kręcąc głową, na co Oye przyłożył mi w ramię rękawicą bokserską.
– Mój młodszy
brat jest tak samo skryty jak ja. Tę postawę nazywa się… czekaniem, aż cię
pokocha.
– To nie
tak. – Wciąż protestowałem przeciw jego twierdzeniu, więc czując się już tym
zmęczonym, Oye mlasnął językiem.
– Nieważne.
Ale czy zupełnie nie zależy ci na tym, by na poważnie się z nim związać? Lubię
tego faceta.
– Bo zapisał
się na wiele kursów?
– Bez
komentarza.
– Jesteś
chciwy, Ye.
– Tylko
żartowałem. Po prostu go lubię, bo jest wyluzowany i odważny. To wszystko.
– Ale
wiesz, że lubię dobrze wychowanych ludzi – powiedziałem cicho, przypominając
sobie wulgarne słownictwo Wandee’ego. Ale… owszem, był wyluzowany i odważny,
zwłaszcza w łóżku, kiedy tracił kontrolę. Tylko jego słowa były po prostu…
– To, co
lubisz, a to, co jest dla ciebie odpowiednie, to są dwie różne rzeczy, Yak.
Spójrz na Cherry’ego i mnie… Twierdziłem, że nie wezmę go za żonę i nigdy nie
polubię go w ten właśnie sposób. A teraz mogę go tylko wielbić. Jestem w nim
szaleńczo zakochany.
– Idź i
powiedz to jemu. Dlaczego mi to mówisz?
– Radzę
ci tylko, byś ponownie rozważył swój związek z doktorem Dee. Widziałem, że
przypiąłeś jego czat w miejscu mojego w aplikacji Line. Poza tym kontaktujecie
się ze sobą każdego ranka i wieczoru, a kiedy z nim rozmawiasz, to się uśmiechasz.
Czy on nie jest pierwszą osobą, która zawsze wprawia cię w tak dobry nastrój?
– Cóż,
wysyła mi zabawne memy. – Próbowałem znaleźć powód, by odrzucić tę myśl, nie chcąc
przekraczać granicy naszej relacji. Granicy, o której nawet nie wiedziałem, kto
ją wyznaczył. Być może Wandee. A może ja. Nie byłem tego pewien. Ale byłem
przekonany, że na pewno nigdy tej linii nie przekroczę.
– Rozumiem.
On jest tylko twoim partnerem w łóżku i… niesamowicie zajętym lekarzem. Ale wciąż
udaje mu się znaleźć czas na wyszukiwanie zabawnych memów, by ci je wysłać. Gdyby
został twoim partnerem, zastanawiam się, jak daleko by się posunął, by cię
zadowolić.
– Dee potrafi
być naturalnie zabawny. Jak In (Intha).
– Samo
mówienie o In przyprawia mnie o ból głowy.
– Zdaje
się, że mówiłeś, iż jest twoim ukochanym trenującym numer jeden.
– Powiedziałem
to, gdy byłem pijany, więc się nie liczy. A ty spójrz raczej za siebie. Twój
ukochany trenujący właśnie się zjawił.
Oye skinieniem
głowy wskazał miejsce za moimi plecami, więc odwróciłem się, żeby spojrzeć. Na
wpół idący, na wpół biegnący Wandee zbliżał się do nas, wołając, że za późno
się obudził.
– Hej,
już jestem. Przepraszam, za późno wstałem.
–
Spóźniłeś się! – wykrzyknąłem dziwnym tonem, ponieważ byłem zaskoczony jego okrzykiem.
Zupełnie jakby wszyscy wokół musieli wiedzieć, że szczupły, blady facet zaspał.
Na dodatek spóźnił się 10 minut na trening.
Przestałem
zwracać uwagę na brata, wyskoczyłem z ringu i podszedłem do Dee. Za plecami
usłyszałem głos Oye:
– Mój
młodszy brat jest jak psiak.
Nie, nie
jestem. Wcale nie jestem jak szczęśliwy pies merdający ogonem.
– Muszę robić
dziś okrążenia wokół placu treningowego?
– Tak, a
ponieważ jesteś spóźniony, zrób 30 okrążeń.
– Och,
jestem już taki stary. Przestań mi tu rozkazywać, jakbyś karał licealistę.
Pozwól mi przebiec tylko kilka okrążeń. Wystarczająco, żeby się rozgrzać, okay?
– jęknął. Jego świeżo umyte włosy musnęły moją klatkę piersiową. Poczułem
intensywny zapach szamponu. Stojąc nieruchomo, pozwoliłem mu się ubłagać.
– Dwadzieścia.
– Dziesięć.
– Piętnaście.
Nie musisz się już targować.
– Pięć.
Wczoraj stałem tak długo podczas operacji, że bolą mnie nogi.
– Ech. Dobrze,
niech będzie pięć, doktorze Wandee. – Zmniejszyłem liczbę okrążeń. Plac
treningowy nie był aż tak rozległy: zaledwie 25 metrów szerokości i 50
długości. Można było zrobić dziesięć okrążeń, nawet się nie pocąc, ale biorąc
pod uwagę jego obolałe nogi, zgodziłem się nieco mu odpuścić.
– Świetnie!
Yak, kupiłem ci koszulkę. Możesz założyć ją na zjazd.
– Pośpiesz
się i biegnij. Porozmawiamy później. Nie chcę, żebyś tracił czas, skoro i tak jesteś
już spóźniony.
– Mam
też dla ciebie przekąski.
– Biegnij,
Dee. No już! – Podniosłem głos, brzmiąc nieprzyjaźnie. Wandee zrobił
skrzywdzoną minę. Dobrze, że przyjechał tu już w stroju sportowym, więc nie stracił
jeszcze więcej czasu.
– Kiedy
skończę okrążenia, zaprosisz mnie znów do swojego pokoju?
– …
– Żartuję.
Nie musisz robić takiej surowej miny. – Po tych słowach doktor odbiegł,
aczkolwiek głosu, którym uprzednio się do mnie zwracał, nie można było uznać za
cichy. Poczułem na sobie wiele par oczu. Nie śmiałem nawet zgadywać, ile gapie
zrozumieli z naszej rozmowy. Patrząc na Dee, starałem się zachować surową minę,
ale nie przeoczyłem, że wyglądał na smutnego. Tak jak mu kazałem, ukończył
okrążenia i teraz – nieco zdenerwowany – stał przede mną.
– Pięć. Postarałem
się jak jeszcze nigdy dotąd w całym moim życiu.
– Pozwolę
ci dzisiaj spróbować na poważnie boksu. – Rzuciłem mu parę nowych rękawic,
które przed chwilą przyniosłem z magazynu. Gdy pomogłem mu je założyć, stanąłem
tuż za nim i przywierając do jego pleców, ustawiłem go w standardowej pozycji.
Wiedziałem, że jestem zbyt blisko. Co więcej, zacząłem obmacywać jego kuszące
ciało.
– Wiesz,
jesteś taki miękki.
– Masz
na myśli, że jestem gruby?
– Nie,
po prostu tak miękki, że chcę cię pieścić.
– W
takim razie przyjdziesz dziś do mnie, Yak?
– Prosisz
mnie, żebym wpadł do ciebie na nocny seans na Netfliksie?
– Tak.
Zamówiłem też seksowną piżamę, jedną z tych, które sprawiają, że nie będziesz
miał ochoty na sen.
Widziałem,
jak jego uszy robią się czerwone. Moje zapewne również nabrały koloru. Szczerze
mówiąc, straciłem ochotę na udzielanie mu lekcji boksu.
– Czym
tak dokładnie jest ta twoja seksowna piżama?
– Kostiumem
pokojówki. Niesamowicie seksownym.
– …
– Och, na
samą myśl czuję gęsią skórkę.
Czy
to nie ja powinienem to powiedzieć?
– Dlaczego
milczysz, Yak?
– Jestem…
Myślę o czymś.
– O
czym?
Nie odpowiedziałem.
Zamiast tego nacisnąłem mięsień, na którym powinien się skupić, zadając cios.
Wandee nie wspomniał już o kostiumie pokojówki i skoncentrował się na treningu.
Nikt się
nie dowie, jeśli nie powiem, o czym myślę. Nie domyślą się, że wyobrażałem
sobie, jak ubrany w kostium pokojówki Wandee odwraca się do mnie tyłem i myjąc podłogę, uwodzicielsko kołysze tyłkiem…
Na
litość boską, nigdy wcześniej nie myślałem o czymś tak zboczonym! Musiałem
nauczyć się tego od Dee…
– Robię
coś nie tak? Dlaczego wyglądasz tak przerażająco?
– Nie
musisz wkładać w to tyle energii.
– Co?
– Zaoszczędź
jej trochę na dzisiejszy wieczór.
Tłumaczenie: Juli.Ann
.
Komentarze
Prześlij komentarz