WW – Rozdział 7

 



Good Day #07

 

    Owady, które roją się wokół światła, w końcu zamienią się w termity! Mogłem wyrecytować sobie to zdanie sto razy, dziesięć tysięcy razy, a może nawet i milion, leżąc wygodnie na kanapie w rezydencji Phadetsueka. Myślałem o owadach przypominających ćmy, pojawiających się głównie teraz, kiedy nadeszła zima. Niemniej jednak każdy wiedział, jak zrypana jest pogoda w Tajlandii. Rzadko taka, jaka powinna być o danej porze roku.

    Mieliśmy teraz zimę, a łącznie z nią chmary owadów przypominających ćmy. Mimo że znajdowałem się w domu z zamkniętymi drzwiami i oknami, a klimatyzacja zapewniała przyjemny chłód, wciąż widziałem te szkodniki rojące się wokół i wewnątrz obozu bokserskiego. Wzlatywały wysoko, a potem spadały na ziemię, tracąc skrzydła.

    Przez jakiś czas je obserwowałem. W rzeczywistości wcale nie myślałem o nich dziesiątki razy, a zaledwie kilka. Po prostu wyolbrzymiałem to, żeby dodać sytuacji dramatyzmu. Zamknąłem bolące oczy, a kiedy je otworzyłem, podniosłem telefon, który uprzednio podłączyłem do prądu, by naładować baterię. Byłem w trakcie oglądania fajnego serialu, a właściwie już niemal skończyłem pierwszy sezon.

    Moja sesja treningowa z Yoyakiem zakończyła się kilka godzin temu. Kto wie, czy to nie z powodu wspomnianego przeze mnie kostiumu pokojówki chłopak zapowiedział, że zje u mnie posiłek i będzie u mnie spać. Zamierzałem wrócić do siebie po skończonym treningu, ale zdecydowałem się poczekać, aż Yak skończy trenować innych uczniów.

    Patrzyłem na niego tak długo, że w końcu mnie to znudziło. Dostrzegłem i zapamiętałem wszystkie drobiazgi, nawet te dotyczące jego stroju, aż wreszcie nie miałem już nic ciekawego do odkrycia. Mój wzrok zdążył się już przyzwyczaić do jego niesamowitej przystojności, więc skończyłem na oglądaniu na komórce dramy z moim koreańskim „mężem”. Przewinąłem nieco do przodu, gdy w kadrze pojawił się czarny charakter, chcąc skupić się wyłącznie na moim „oppie”*.

    (* zwrot używany przez kobietę w odniesieniu do bliskiego mężczyzny, dosłownie oznacza „starszy brat”. Ciekawostką jest, że Dee tej właśnie formy używa, skoro jako mężczyzna powinien do innego mężczyzny zwracać się „hyung”)

    Pozostałem singlem przez tak długi czas, kto wie, czy nie z powodu serialowych męskich idoli, których byłem wielkim fanem. Nie zdążyłem przeczytać kolejnej linijki tajskich napisów, kiedy do pokoju wszedł duży, zadziornie wyglądający, młody mężczyzna. Patrzyłem na niego bez skrępowania. Był spocony. Odłożyłem na bok telefon – łącznie z moim nieosiągalnym koreańskim „mężem” – i zwróciłem się do Yoyaka:

    – Skończyłeś szkolić swoich uczniów?

    – Tak, ale najpierw wezmę prysznic. Chcesz poczekać tutaj czy pójść ze mną na górę?

    – Tutaj. Ładuję telefon – wyjaśniłem, podniósłszy komórkę, na co chłopak skinął głową.

    Oprócz mnie nie patrzył nikt inny, więc Yoyak zdjął przesiąkniętą potem koszulkę. Jako że właśnie skończył ćwiczyć, miał napiętą skórę i idealnie wyrzeźbione mięśnie. Podążyłem za nim wzrokiem. Był tak niesamowicie seksowny i podniecający… Zdaje się, że potrafił czytać mi w myślach, bo rzucił we mnie zdjętą koszulką.

    – Napaleniec.

    – Jaki tam napaleniec?

    – Twoja twarz cię zdradza.

    – Nie, wcale nie.

    Potrząsnął głową na znak, że mi nie wierzy, po czym długimi krokami skierował się w stronę schodów, w mgnieniu oka znikając mi z oczu. Nie miałem nic do roboty, więc czekając na Yaka, wstałem i przeciągnąwszy się, zacząłem wkładać do torby swoje rzeczy.

    Podniósłszy koszulkę, którą wcześniej mi rzucił, wyczułem przyjemny zapach. Pot zmieszany z zapachem perfum. Spojrzałem na otwierające się drzwi i ujrzałem Cherry’ego, który zaraz po wejściu do środka szybko je za sobą zamknął, by nie wleciały owady. Błyskawicznie opuściłem dłoń z koszulką, którą trzymałem blisko twarzy. Nie chciałem wyglądać na dziwaka potajemnie wdychającego zapach przepoconej koszulki. Ku mojej uldze Cherry nic nie zauważył.

    – Właśnie poszedł pod prysznic. – Skoncentrowałem się na odpowiedzi na zadane mi pytanie.

    – Dobrze. A dzisiaj będzie nocował u ciebie, tak? Powiedział mi o tym wcześniej.

    – Tak, tak.

    – Och, a dlaczego nie zabrał ze sobą swojej koszulki?

    Wyglądało na to, że Cherry dostrzegł właśnie, co trzymam w dłoni. Narzekał, bo od pierwszego rzutu oka rozpoznał, czyją jest własnością. Wysoki i szczupły młody chłopak skierował się więc w moją stronę i wyciągnąwszy rękę, poprosił o ciuch.

    – Daj mi ją, Dee. Wrzucę ją do kosza na pranie. Blee! Śmierdzi potem.

    Z żalem oddałem mu koszulkę, w myślach protestując, że wcale nie śmierdzi. Patrzyłem, jak młody mężczyzna o jasnych włosach mocno i celnie ciska ją do kosza. Do tego trzeba być chyba partnerem boksera.

    – Mogę nie wychodzić na zewnątrz? Tam jest tyle moli… Wlatują we mnie. Nienawidzę, jak dotykają mojej twarzy czy innych odsłoniętych części ciała.

    – Siedź tutaj. Dotrzymaj mi towarzystwa.

    – Dobrze. Poczekam, aż przyjdzie po mnie Ye. Powinien wiedzieć, że czasami trzeba o mnie zabiegać. Ten łajdak! – Słowa, które opuściły pełne usta o słodkim kolorze, nie były poważne. Cherry wypowiedział je ze śmiechem w głosie, po czym podszedł do kanapy i usiadł obok mnie.

    Cherry był tym, z którym – oprócz Yoyaka – dużo rozmawiałem. W jego towarzystwie czułem się komfortowo, ponieważ był przyjaznym, młodym chłopakiem. Poza tym wydawał się być wyluzowany. Przypominał mi mnie samego, więc dobrze się dogadywaliśmy. Obaj nie lubiliśmy panującej wokół nas ciszy, więc zawsze nawiązywaliśmy rozmowę.

    – Zawsze zatrzymujesz się w tym domu?

    – Nie. Mieszkam u siebie, ale czasem tu sypiam. Bywam tu, by pomóc Ye, ale mam też własną pracę w sklepie ze złotem przy wejściu do alei. Jeśli jesteś zainteresowany kupnem czegoś ze złota, to daj mi znać, Dee. Możesz wpaść do mojego sklepu.

    – Dostanę specjalną zniżkę?

    – Nie. Chcę ci tylko coś sprzedać.

    Wybuchnąłem śmiechem, kręcąc przy tym głową. W tym momencie usłyszałem kroki Yoyaka. Chłopak miał ze sobą plecak, domyśliłem się więc, że spakował ubrania z zamiarem pozostania u mnie na noc. Czy miał w nim jakiś kostium pasujący do mojego przebrania pokojówki?

    Młody bokser patrzył na nas wzrokiem, którego – jak zwykle zresztą – nie mogłem rozszyfrować. Podszedł bliżej i zatrzymał się tuż przede mną. Z bliska zauważyłem, że jego czarne jak smoła włosy wciąż były mokre.

    – Dlaczego nie wysuszyłeś włosów, Yak? Rozchorujesz się – zatroszczyłem się.

    Ledwo skończyłem mówić, a już usłyszałem, jak ktoś wybucha śmiechem. Nie Yak, a Cherry.

    – Wyschną. Nie mam długich włosów.

    – Jesteś taki leniwy, Yak.

    – Dee, zrzędzisz jak jego matka – drażnił się ze mną Cherry, na co ja natychmiast bez zastanowienia zareagowałem. Słodkim głosem, aczkolwiek z całkowitym pominięciem procesu myślowego walnąłem:

    – To, co zrobiłem, nazywa się zrzędzeniem żony, a nie matki.

    Yoyak milczał, a Cherry zaśmiał się jeszcze głośniej.

    Chwilę później młody mężczyzna wstał z kanapy ze słowami:

    – Myślę, że lepiej pójdę zobaczyć się z Ye i pozwolę Dee kontynuować zrzędzenie w stylu żony.

    Doszedłem do wniosku, że Cherry najwidoczniej lubi się przekomarzać. I na litość boską, czułem się, jakby swoim spojrzeniem Yoyak wywierał na mnie jakąś presję. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym podszedł do mojej torby i zarzuciwszy ją sobie na ramię, zapytał:

    – Gdzie masz kluczyk do samochodu, moja żono?

    No i mam! Jak on mnie nazwał?!

    – Żartowałem wcześniej.

    – Miałeś rację. Daj mi kluczyk. Poprowadzę za ciebie, żono.

    – Przestań sprawiać, że się rumienię. Co chcesz zjeść dziś wieczorem? – zapytałem, zmieniając temat.

    – Zdaje się, że była mowa o zjedzeniu u ciebie koreańskiego ramenu, nieprawdaż?

    – Owszem, ale najpierw musimy zatrzymać się w centrum handlowym, żeby go kupić.

    – Dobrze.

    – Musimy też kupić mięso i jakieś warzywa.

    – Ok.

– Skoro już wybieramy się do centrum handlowego, to równie dobrze mogę przy okazji nabyć kilka innych rzeczy, których potrzebuję – kontynuowałem, idąc przodem. Zanim otworzyłem drzwi, poprosiłem Yaka, by się pospieszył, w obawie, żeby ćmy nie dostały się do środka. Zapewne i tak nie byliśmy zbyt szybcy i kilka owadów wleciało do domu. Na szczęście, z ich żywotnością, długo w nim nie pożyją.

    – Chcesz zapisać, co musisz kupić?

    – Nie, mam dobrą pamięć.

    – Ok.

    – Dlaczego robisz taką minę? O czym myślisz, Yak? – zapytałem, machając ręką, by odpędzić owady krążące wokół mojej twarzy. Odganiając ćmy, dostrzegłem jego dziwną minę.

    Usłyszawszy odpowiedź Yaka, przyspieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej dotrzeć do samochodu.

    – Tak sobie myślę, że nie tylko zrzędzisz jak żona, ale też rozkazujesz mi jak żona.

    W samochodzie rozmawialiśmy o mojej pracy i jego studiach. Po jakimś czasie zadałem mu podchwytliwe pytanie dotyczące poglądów politycznych. Nasza przyjacielska pogawędka płynęła i jak się okazało, mieliśmy w miarę podobne poglądy, więc w przyszłości nie będzie między nami żadnych niezręcznych sytuacji.

    Z powodu korków na drodze dotarcie do celu zajęło nam prawie 20 minut. Dodatkowo co najmniej 10 straciliśmy na znalezienie miejsca parkingowego. W międzyczasie zrobiłem się nieco głodny, a na moje pytanie, czy Yak również jest głodny, odpowiedział, że nie bardzo. Wyglądało na to, że w moim samochodzie jego stałym miejscem stał się fotel kierowcy. Zresztą doskonale mi to pasowało, bo byłem zbyt leniwy, by prowadzić, a on był dobrym kierowcą.

    Kręcąc kierownicą jedną ręką, ustawił samochód na parkingu. Sposób, w jaki jego bystre oczy spoglądały w lusterka boczne, był niesamowicie fajny. Młodzi chłopcy są cholernie zajebiści. Nie, musiałem ująć to inaczej… Młody chłopak o imieniu Yoyak był tak cholernie wspaniały – przystojny i umięśniony, że na jego widok moje serce wypełniała radość. Czułem, że w międzyczasie zdążyliśmy się do siebie zbliżyć, a ja przyzwyczaiłem się do jego niezdradzających uczuć gestów. Aczkolwiek nie można było powiedzieć tego o innych, ponieważ każdy, kto przypadkowo spojrzał w oczy Yaka, szybko odwracał wzrok.

    Dzisiaj ubrany kompletnie na czarno młodzieniec z jedną ręką w kieszeni pchał za mną wózek. Dołożyłem do zakupów marchewkę, a on ją z niego wyjął. Spojrzawszy mi w twarz, przemówił przerażającym głosem:

    – Umiesz gotować?

     Ale wybacz, to nie może mnie przestraszyć.

    – Trochę. Po prostu oglądam filmy na YouTube i postępuję zgodnie z przepisem lub coś w tym stylu.

    – Dee, nie wybierasz dobrych warzyw.

    – Potrafisz wybrać lepsze? – zapytałem.

    Uniósłszy brwi, bez słowa skinął głową.

    – W takim razie sam je wybierz. Ja w tym czasie przyniosę ci jakieś bezalkoholowe napoje, żebyś nie miał powodu do narzekań.

    Nie chcąc słuchać tego, co miał do powiedzenia na temat odżywiania, udałem się w stronę lodówek znajdujących się w pobliżu sekcji ze świeżymi warzywami. Wziąłem dwie butelki mleka sojowego i jedną butelkę soku pomarańczowego z miąższem dla siebie, a dla olbrzymiego młodego mężczyzny butelkę coli. Czułem się, jakbym był zarówno jego żoną, jak i matką. Po powrocie okazał mi swoje niezadowolenie tonem, którego u niego nie lubiłem:

    – Dlaczego ty masz trzy butelki, a ja tylko jedną? To niesprawiedliwe.

    – Idź więc po więcej. Skończyłeś wybierać warzywa? – Spojrzawszy do koszyka, ujrzałem różne ich rodzaje. Już je zważył, ponieważ na każdej torebce była etykietka z ceną.

    – Wszystko gotowe.

    – Chcesz więcej coli?

    – Nie – powiedział, po czym pchnął wózek. Jego „nie” padło zimnym głosem, zupełnie jak u dziecka, które chce robić wszystko po swojemu.

    Nie mów mi, że się dąsał… A może tylko tego focha udawał?

    Zmrużyłem oczy, patrząc na szerokie ramiona Yoyaka, a następnie podjąłem decyzję o powrocie do lodówki z napojami. Wziąłem kolejne dwie butelki coli i w pośpiechu go dogoniłem.

    – Dlaczego poszedłeś po więcej?

    – Boję się, że jakiś dzieciak może się dąsać.

    – Nie dąsam się z powodu tak absurdalnej rzeczy.

    – Więc źle zrozumiałem? Dobrze, odłożę je z powrotem.

    Po tych słowach uczyniłem gest, by chwycić te dwie butelki, ale Yoyak odepchnął moją rękę i jeszcze zimniejszym głosem powiedział:

    – Nie dotykaj.

    – No ale i tak nie możesz wypić wszystkich jednej nocy.

    – Nie wtrącaj się.

    – Dobrze!

    – Wypiję tylko dwie szklanki.

    Pokręciłem głową, patrząc na młodego mężczyznę, który uniósł w górę dwa palce. Był uroczy.

    – Dobrze, dwie szklanki.

    Byłem rozbawiony. Dotknąwszy silnego ramienia, zasygnalizowałem mu, żeby szedł dalej. Mieliśmy już wszystko, czego potrzebowaliśmy, ale gdy zbliżyliśmy się do kasy, Yoyak wyszeptał mi do ucha:

    – Dee, kup więcej prezerwatyw.

    – …

    – Które weźmiemy? Zapachowe, smakowe czy prążkowane?

    Zatrzymałem się, by spojrzeć w jego nieprzeniknioną twarz. Skoro on nie okazywał zażenowania, mówiąc o prezerwatywach, to ja też nie powinienem. Byłem starszy.

    Zachowaj spokój. Spokojnie, Wandee…

    Przełknąłem, zastanawiając się nad odpowiedzią.

    – Jedno pudełko prążkowanych i jedno ultracienkich.

    – Dlaczego musisz robić taką minę, kiedy odpowiadasz na moje pytanie, Dee?

    – Jaką?

    – Jak przebiegły, lubieżny facet. I do tego ten wymowny uśmieszek.

    – …

    Wcale tak nie wyglądam – odpowiedziałem mu w myślach.

    – Przypuszczam, że nie planujesz zużyć obu pudełek w ciągu jednej nocy, Dee.

    – …

    Raczej nie.

    – Nie dałbym rady. Nie jestem aż takim twardzielem. Poza tym jutro mam poranne zajęcia.

    Milczałem przez jakieś 30 sekund, a kiedy już się opanowałem, z uśmiechem poklepałem go po ramieniu.

    – Nie martw się, Yoyak. Daddy Dee ci w tym pomoże.

    – To znaczy?

    – Haha! Jak zapewne zrozumiałeś, dobry bottom musi być również w stanie wcielić się w rolę topa, prawda?

    – Co za przerażająca wizja, Dee – mruknął. Jego gęste brwi niemal się ze sobą zetknęły.

    – Hej, ja zapłacę.

    – Nie wtrącaj się.

    – Weź moją kartę.

    – Mówiłem, żebyś się nie wtrącał, Dee.

 

***

    Nieporządek.

    Wyjątkowy nieporządek…

    Panował tu taki sam bałagan jak wtedy, gdy pierwszy raz znalazłem się w mieszkaniu Dee. Dobrze, że było po prostu nieposprzątane, a nie brudne. Chwyciłem leżące na podłodze spodnie Wandee’ego i rzuciłem je na kanapę. Mężczyzna sucho się zaśmiał.

    – Przymierzałem je tylko. W żadnym wypadku nie są brudne.

    – Widzę.

    – Yak, zajmij się kuchnią. Ja posprzątam tutaj i w sypialni. – Szturchnął mnie, popychając do dobrze wyposażonej kuchni. To dziwne. Podczas gdy inne pomieszczenia były bardzo zabałaganione, jego schludna kuchnia wyglądała na nieużywaną.

    – Rzadko z niej korzystasz, prawda, Dee?

    – Tak, niezbyt często miewam wolny czas.

    – Więc w twoim mieszkaniu panuje bałagan, bo nie masz zbyt wiele wolnego czasu na sprzątanie?

    – Coś w tym stylu. Jeśli nie będziesz mógł czegoś znaleźć, to po prostu poszperaj, bo sam nie wiem, gdzie co mam – poinformował mnie właściciel małej, owalnej twarzy z uśmiechem, przy którym jego oczy wydawały się niemal zamknięte. Z łatwością potrafił się uśmiechać, a z jego mimiki dość wyraźnie dawało się odczytać emocje. Uznałem, że Wandee to zabawny facet. Kiedy byłem z nim, nigdy nie czułem się niekomfortowo.

    – Jeśli będziesz czegoś potrzebować, po prostu po mnie przyjdź.

    – Dobrze.

    Po jakimś czasie właściciel mieszkania wszedł do salonu, kierując się w stronę telewizora.

    – Myślę, że znajdę sobie coś do obejrzenia, by poprawić nastrój.

    Przejrzawszy kanały, wybrał koreański serial. Cofnąłem się, by zerknąć, co robił. To było naprawdę zabawne. Wszystkie ubrania leżały na środku pokoju, a Wandee siedział na podłodze. Jego ręce pracowały powoli, ponieważ wzrok utkwiony miał w ekranie. Śmiesznie było widzieć, jak gryzie materiał trzymany w dłoniach, gdy bohater całował bohaterkę.

    Wydałem z siebie głośne westchnienie. Wcale nie dlatego, że byłem tym zmęczony. Po prostu przypomniałem sobie, że zamiast gapić się na Dee, powinienem pospieszyć się z przygotowaniem obiadu.

    Wandee chciał zjeść koreański ramen, który właśnie przygotowywałem. Powiedział, że bardzo lubi pikantne jedzenie. Może nawet był w stanie zjeść tak ostre rzeczy jak Oye. Zauważyłem to, kiedy jadł u nas kolację. Nie jadałem pikantnych potraw i nie przepadałem za makaronem, więc dla siebie przyrządziłem danie ze smażonego ryżu.

    Kilka chwil później wszystko było gotowe. Nakrywając do stołu, wcale się nie zdziwiłem, że Wandee nie skończył jeszcze składać wszystkich ubrań. Zauważyłem, że co najmniej przez trzy minuty skupiał się na oglądaniu serialu, po czym 20 sekund zajmowało mu złożenie jednej sztuki ubrania. W tym tempie nie miał szans wyrobić się, zanim skończyłem gotować. Zorientowałem się, że Wandee może nie był dobry w wykonywaniu prac domowych, ale zapewne był orłem w nauce. Po całym mieszkaniu porozrzucane były książki.

    – Dee, chodź coś zjeść.

    – Gotowe? Cudownie pachnie. Cholera! Za bardzo spodobał mi się ten serial. Nie uwinąłem się z uporządkowaniem ciuchów.

    – Zostaw je tam. Później pomogę ci je złożyć. Najpierw coś zjedzmy.

    – Nie martw się. Sam to zrobię. Nie będę ci przeszkadzać. – Uśmiechnął się nieco nerwowo, po czym wstał z podłogi, by podejść do stołu. Założywszy ręce na piersi, wpatrywał się w parujący garnek z koreańskim ramenem.

    – Usmażyłeś też ryż?

    – Tak.

    – Ach tak. Pamiętam, że nie lubisz makaronu. Czy to znaczy, że nie lubisz wszystkich jego rodzajów?

    – Mogę je jeść, ale to danie jest pikantne, więc odpuszczę.

    – Jeśli nic nie zjesz, to sam nie będę w stanie tego dokończyć. – Zszokowany mężczyzna szeroko rozwarł oczy, a ja bez słowa wzruszyłem ramionami.

    Usiadłem na krześle naprzeciw Dee. Przez chwilę gospodarz krzątał się po kuchni, po czym przyniósł talerze i sztućce. Podczas posiłku nie rozmawialiśmy, ale nie czułem się z tym niekomfortowo. Wandee skupił swoją uwagę wyłącznie na serialu. Czy on w ogóle miał pojęcie, że nie potrafiłem oderwać od niego wzroku?

    Tylko skąd miałby to wiedzieć, skoro nawet na mnie nie spojrzał, wpatrując się w telewizor? Zastanowiłem się, czy czuję się urażony tym, że bardziej ode mnie interesuje go „oppa” (jego określenie) na ekranie?

    Chyba nie, nie byłem pewien.

    Po ostatnim kęsie odłożyłem łyżkę i otworzyłem butelkę z colą. W tym momencie Wandee nagle się odwrócił i patrząc mi w twarz, głębokim głosem powiedział:

    – Mówiłeś, że wypijesz tylko dwie szklanki.

    – …

    – Odstaw tę butelkę. Zaraz nalejesz sobie trzecią.

    Skąd on to w ogóle wiedział? Obserwował mnie? Jak? Przecież nie odrywał oczu od telewizora.

    – A tak na marginesie… Jesteś pewien, że to trzecia szklanka? – Postanowiłem sprawdzić.

    – Nie oszukuj. Oczywiście, że trzecia.

    – Marudzisz. – Zakręciłem butelkę, żegnając się z planem wypicia kolejnej szklanki. Zamiast tego nalałem sobie wody, a po jej wypiciu wstałem, by wyjąć z lodówki miskę owoców.

    Poruszałem się po mieszkaniu Wandee’ego jak po własnym domu, chociaż skrycie martwiłem się nieco, czy nie czuję się tu aż nazbyt komfortowo.

    – Hej, Yak, pomożesz mi dokończyć makaron? Najadłem się.

    – Nie. Mówiłem ci, że jest dla mnie za ostry. Nie dam rady go przełknąć.

    – Szkoda.

    Zacisnął usta, najwyraźniej był zbyt syty, żeby zjeść coś jeszcze. Nie zmuszałem go. Po prostu zabrałem jego talerz i wstawiłem do zlewu, by zrobić miejsce na miskę z owocami.

    Wandee jadł owoce, równocześnie – aż do samego końca – oglądając serial. O 21:30 wypił szklankę wody i wstał, by podejść do leżącej na podłodze sterty ubrań.

    – Możesz zostawić naczynia w zlewie, Yak. Sam się nimi zajmę.

    – Jest wpół do dziesiątej.

    – Jesteś już śpiący?

    – Nie…

    Podałem mu godzinę, przypadkowo zerkając na zegar, ale Wandee najwyraźniej źle mnie zrozumiał. Wymamrotał coś pod nosem, jakby wpadł na jakiś pomysł. Wyraźnie dostrzegłem jego nietypowe spojrzenie. Musiał wpaść na coś dziwacznego.

    – Pytasz o kostium pokojówki, prawda?

    Prawdę powiedziawszy, nawet o tym nie pomyślałem. Jego żołądek nie zakończył przecież jeszcze procesu trawienia. Jeśli teraz założy kostium pokojówki, to kto wie, czy nie zwymiotuje. Odrzuciłem tę myśl jako mało prawdopodobną, ponieważ chciałem na własne oczy ujrzeć go w tym przebraniu. Podrapałem się palcem po grzbiecie nosa, łapiąc się na tym, że nieoczekiwanie zaczynam mieć brudne myśli. Prawdopodobnie działo się tak dlatego, że przez cały dzień przebywałem w towarzystwie Dee, którego nieprzyzwoite fantazje najwidoczniej mi się udzieliły.

    – Mam go w sypialni. Ta sterta ubrań i naczyń musi poczekać. Pójdę się przebrać. Możesz tam wejść trochę później?

    – …

    – Och, czuję się zawstydzony.

    Tylko tak mówił, ale natychmiast ochoczo podniósł się z podłogi i popędziwszy do sypialni, zatrzasnął za sobą drzwi. W oczekiwaniu, aż skończy się przebierać, nie mając nic do roboty, zająłem się porządkowaniem leżących na podłodze ciuchów. Mniej więcej po upływie 15 minut usłyszałem krzyk osobnika, który zniknął w sypialni.

    – Phi? P’Yak, kochanie!

    Czy on coś knuje, skoro nazywa mnie „Phi”?

    – …

    – P’Yak, kochanie.

     Tak… Kochanie?

    Równie dobrze ja też mogłem się tak do niego zwracać.

    – Ty też mów do mnie „kochanie”. Wejdź. Twoja Nong Dee jest gotowa, by zostać twoją pokojówką.

    Czy jeśli wybuchnę śmiechem, zostanie to uznane za niegrzeczne? Jego niespodziewanie wysoki głos był… zabawny. Mimo to sam jego głos potrafił podnieść mnie z podłogi. Znalazłszy się u drzwi sypialni, na chwilę się zatrzymałem, po czym nacisnąłem klamkę. Światła były wygaszone, a mrok rozjaśniał jedynie sznur migoczących lampek, które Wandee owinął wokół siebie.

    Siedział na łóżku. Odwrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Powiedział, że to seksowna bielizna nocna, która przyprawia o bezsenność, ale wyglądało to raczej jak fartuszek z koronkowym obszyciem… Na dodatek był tak krótki, że odsłaniał jego białą pupę.

    – I jak? Czy jesteś zdania, że to niesamowicie seksowne?

    – …

    – Nie podoba ci się?

    – …

    – Dobra, lepiej przebiorę się w normalne ciuchy.

    Weź głęboki oddech, Yak. – Tłukło mi się w myślach.

    Nie mogłem oderwać wzroku od odsłoniętego tyłka, który lekko falował, kiedy Wandee się poruszał. Miał duży i – jak już się przekonałem – miękki tyłek.

    – Czuję się zażenowany. To było takie drogie.

    – Nie przebieraj się.

    – Co?

    – Nie musisz zmieniać ubrania.

    Czułem się tak, jakby ktoś przywalił mi w splot słoneczny. Ucisk w klatce nie ustępował. Serce waliło mi jak po przebiegnięciu dziesiątek kilometrów. Podszedłem do Dee i pchnąłem go z powrotem na łóżko, jednocześnie gwałtownie ciągnąc za sznurek, który blokował mi dostęp do ciała o delikatnej, miękkiej skórze.

    – Yak!

    – Myślę, że pokojówka, która tak dennie sprząta… koniecznie powinna zostać ukarana.

 


Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty