WW – Rozdział 8 [18+]
Good Day #08
Pieprz mnie mocno! O tak, o kurwa! Zerżnij mnie!
Przebij mnie swoim wielkim kutasem. Kurwa! Taaaaaak!
Pieprz mnie bez litości!
Z trudem łapałem
oddech z wyczerpania, podczas gdy w mojej głowie przeplatały się ze sobą
obsceniczne słowa wymieszane z przekleństwami.
Gdy mój kochanek
wymamrotał, że mnie ukarze, od razu zaczął mnie obmacywać. Yoyak był małomównym
człowiekiem, ale za to potrafił działać. Byłem zmuszony stać obok mojego
wielkiego łóżka z jedną nogą na materacu, rękami trzymając się wezgłowia.
Pozwalałem stojącemu za mną chłopakowi rytmicznie mnie walić. Słyszałem, jak ze
zmęczenia sapał mi tuż przy uchu, głosem niższym od mojego, a ja dosłownie
wyłem z ekstazy. Bezwstydnie wypinałem tyłek, a on szarpał moimi biodrami, by
jego ogromny sprzęt mógł wbić się we mnie jak najgłębiej.
– Och… Ya… Yak!
Niemal traciłem
przytomność, czasem z całych sił zaciskając powieki, a czasem lekko je
uchylając. Bez wątpienia nasze miłosne ekscesy szły na konto mojej seksownej –
zasługującej na swoje miano „bezsennej” – nocnej bielizny. Była już czwarta
rano, a mi nie udało się jeszcze zasnąć. Wszystko przez ten kostium. Yoyak nie
pofatygował się, by mnie rozebrać, więc teraz mój gorący uniform pokojówki był
poplamiony spermą. Nie miałem pojęcia, która z wymieszanych ze sobą plam
należała do Yoyaka, a która do mnie.
Nabrzmiała główka
jego kutasa pocierała mój miękki tunel, wydając mokre dźwięki, które zdawały
się pobudzać Yaka do jeszcze gwałtowniejszego pompowania. Robił to tak mocno,
że chwiała mi się głowa, a policzki drżały. Co najmniej 10 razy mnie uderzył, a
jego klapsy pozostawiły zaczerwienienia na pośladkach. Nie bolało, czułem coś jakby
ukłucia i swędzenie.
– Yaaaak… Ja już
prawie…
– Dobrze.
Wyjęczałem, że nie
mogę już znieść tej przytłaczającej mnie żądzy, i na szczęście tym razem nie
drażnił się ze mną ani nie igrał z moimi uczuciami jak poprzednio. Stanowcze
pchnięcia sprawiały, że jego kutas precyzyjnie trafiał w mój najwrażliwszy
punkt. Zaledwie kilka pchnięć później poczułem, jak wszystkie włoski na ciele stają
mi dęba i cały pokrywam się gęsią skórką. Rzuciwszy się do przodu, wypiąłem
klatkę piersiową. Na całej mojej skórze – podobnie jak u mojego kochanka –
lśnił pot.
Wrzeszczałem, nie
potrafiąc się pohamować, podczas gdy on wydawał z siebie głośne, gardłowe jęki
i warknięcia. Słyszałem, jak mamrotał przekleństwa. Jego gorący fiut, którego
we mnie wciskał, był niesamowicie nabrzmiały, ale moje wnętrze przyjmowało go,
jakby zostało do tego stworzone. Silne pchnięcia nie ustawały, dopóki nie
wstrząsnął nami kolejny orgazm. W tym samym czasie co ja, chłopak głęboko
odetchnął, po czym położył twarz na moim ramieniu. Kilka chwil później,
odzyskawszy nieco siły, dyszący z wyczerpania, ogromny młody mężczyzna
przesunął głowę, by zatopić nos w mojej szyi.
Puściłem zagłówek i pogłaskałem
jego przystojną twarz. Chciałem sprawić mu taką samą satysfakcję, jaką on mi
podarował. Pragnąłem dostarczyć mu równie intensywnej rozkoszy, jaką ja
otrzymywałem od niego. Całą noc pozwalałem mu się dotykać, gdzie i jak mocno
tylko chciał. Mógł mnie całować i przytulać, kiedy miał ochotę. Mógł odnajdywać
przyjemność w całym moim ciele. Nie zamierzałem czegokolwiek mu zabraniać.
– Na razie
wystarczy, dobrze? Bo nie będę w stanie pracować.
– Dobrze.
– Podoba ci się? Mam
na myśli kostium pokojówki. – Obróciłem górną część ciała, by lekko przycisnąć
usta do jego rozchylonych warg. Dopiero kiedy Yoyak się wycofał, ja również
odsunąłem głowę. Lubiłem, gdy przytulaliśmy się po gorącym, parnym seksie. To
było pocieszenie, ciepło uspokajające nasze wzburzone uczucia. Chciałbym nazwać
to chwilą „troski”, która zacieśniała nasz związek.
– Jesteś
perwersyjny, Dee.
– Ach, ale ty to
lubisz. Widzę to w twoim spojrzeniu. Mawiają, że oczy są zwierciadłem duszy.
– Skąd to masz?
– Mój przyjaciel je
sprzedaje. Rozkręca nowy biznes, więc go wspieram.
– Ma jakieś inne
modele?
– Kostiumy? – Z
zaskoczeniem uniosłem brew. Spojrzawszy na niego, dostrzegłem, że na jego
twarzy niemal nie odbijają się żadne emocje, ale na potwierdzenie skinął głową.
Odchrząknąłem i przycisnąłem usta do jego warg, po czym odsunąwszy się,
zapytałem:
– Czyżbym uzależnił
cię od seksu?
Nie odpowiedział,
ale przechyliwszy głowę, nieśmiało na mnie spojrzał, w niczym nie przypominając
zdecydowanego, pochłoniętego przez żądzę faceta, który jakiś czas temu tak
bardzo pragnął mnie przelecieć.
– A więc lubisz moją
seksowną bieliznę.
– Weźmiesz ze mną
prysznic?
Byłem rozbawiony tą zmianą
tematu, ale przestałem mu dokuczać. Wciąż ubrany w uniform pokojówki ze sklepu
Pakao, odwróciłem się i rzuciłem na Yaka. Zapewne były jeszcze inne kostiumy,
które będę mógł zamówić, aby uwieść mojego młodego kochanka. Może będę musiał
poprosić mojego przyjaciela o link do jego sklepu, bym mógł przejrzeć
asortyment. W ten sposób wesprę biznes Pakao i zadowolę mojego młodego „męża”.
To jest to! To
właśnie idealnie odzwierciedla powiedzenie „Upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu”.
– Chętnie wezmę z
tobą prysznic, jeśli zaniesiesz mnie do łazienki. Nogi trzęsą mi się tak
bardzo, że nie jestem w stanie chodzić.
– Masz wystarczająco
dużo energii, Dee.
– Dobrze. Więc się
nie wysilaj. Kto by tego chciał? – Kąciki moich ust drgnęły, kiedy na niego
narzekałem. Odsunąłem od siebie szeroką klatkę piersiową kochanka z zamiarem
samodzielnego udania się do łazienki. Nie zdążyłem jednak zrobić ani kroku, gdy
moje szczupłe, delikatne, wymagające czułej opieki ciało (mój własny opis)
zostało uniesione. Uśmiechnąłem się jak zwycięzca, przytulając się do silnej
klatki piersiowej i – żeby nie upaść – zarzuciłem mu ramiona na szyję.
– Zdaje się, że
powiedziałeś, że nie będziesz mnie nosił?
– Nie mogę ci się
oprzeć. Podciągnij nogi, bo znowu przyłożysz w drzwi.
Zrobiłem, co mi
kazał, przytulając twarz do jego twarzy, by powąchać wyjątkowy zapach jego
skóry zmieszany z potem, który wcale nie śmierdział. A może to dlatego tak
bardzo mnie pociągał, bo kusił mnie swoim zapachem? Ten młody mężczyzna… był
tak dobry dla serca.
Zanim położyliśmy
się spać, była już niemal piąta rano. Co więcej, obaj musieliśmy wstać o
siódmej. Po zaledwie dwóch godzinach snu pod naszymi oczami pojawiły się
cienie, które ustąpiły po wypiciu filiżanki bardzo mocnej i gorzkiej kawy.
Zanim wyszliśmy z domu, zjedliśmy przygotowane przeze mnie śniadanie. Przyznam,
że ograniczyłem się jedynie do tostów, jajek sadzonych, smażonych kiełbasek i
małej sałatki. Posiłku dopełniało organiczne mleko sojowe.
– Dobre? – zapytałem
entuzjastycznym głosem. To prawda, było to proste śniadanie, ale rzadko gotuję
dla kogokolwiek, więc byłem dziś szczególnie podekscytowany.
Tak, ten poranek był
naprawdę wyjątkowy. Rzuciłem okiem na wiszący na balkonie uniform pokojówki. Kołysał
się lekko na wietrze razem z ubraniami, które miał wczoraj na sobie Yak. W
łazience stały obok siebie dwie szczoteczki do zębów, a on nie zabrał swoich
drobiazgów. I chociaż ani on, ani ja nie wspomnieliśmy o tym nawet słowem,
wiedzieliśmy instynktownie, że Yoyak znów będzie u mnie nocował. Zostawił u
mnie swoje ślady, tak jak psy w wiadomy sposób oznaczające swoje terytorium.
– Pyszne. – Kiwnął
głową, zanim włożył do ust kęs kiełbasy. Przeżuwając posiłek, uważnie mi się
przyglądał.
– Mam coś na twarzy?
– Nie.
– Więc dlaczego tak
intensywnie się na mnie gapisz?
– Nic, nic.
Natychmiast po moim
pytaniu odwrócił wzrok. Po chwili bez śladu skrępowania przeszliśmy do miłej
rozmowy w spokojnej, komfortowej atmosferze, przy dźwiękach porannych
wiadomości emitowanych w telewizji. Po posiłku Yoyak pozmywał naczynia.
Chwyciwszy kluczyki do mojego samochodu, młody mężczyzna w studenckim mundurku
podszedł do mnie, gdy byłem akurat zajęty wiązaniem krawata.
– Najpierw cię
podrzucę, a potem pojadę na uczelnię – powiedział cicho, odwróciwszy mnie do
siebie twarzą. Jęknąłem zaskoczony, ale chwilę później stałem nieruchomo,
pozwalając mu zająć się robieniem węzła, który okazał się schludniejszy niż kiedykolwiek
w moim wykonaniu.
– Dziękuję. Jestem
pewien, że ktokolwiek dostanie cię na chłopaka, będzie miał więcej szczęścia,
niż gdyby wygrał na loterii.
– Naprawdę? Nie
sądzę – zaprzeczył, wygładziwszy mój krawat. Po chwili cofnął się i chwycił
moją torbę, by znów mnie wyręczyć. Podszedłem za nim do półki z butami i ze
zdziwieniem zapytałem:
– Dlaczego uważasz,
że to nieprawda?
– Nie wiem.
Normalnie, kiedy się z kimś umawiam, za każdym razem zostaję porzucony. Tak,
jak zrobił to chłopak, którego lubiłem i podrywałem od lat. Powiedział mi
prosto z mostu, że mnie nie lubi.
– Miłość jest jak
puzzle. Jeśli nie pasuje, to nie pasuje.
– Tak.
– Jestem dobry
wyłącznie w próżnej gadce – zaśmiałem się. – Właściwie to nigdy nie miałem
chłopaka.
Wzruszywszy
ramionami, wsunąłem stopy w wyjęte z szafki buty, a siedzący na podłodze Yoyak
wiązał sznurówki. Na chwilę przerwał swoje zajęcie, by podnieść wzrok na mnie.
Nie potrafiłem rozszyfrować spojrzenia, które rzucił mi kątem oka, ale nie
protestowałem przeciwko jego lustracji. Chwilę później Yoyak bez słowa powrócił
do wiązania butów, po czym spojrzał na mnie przerażającym wzrokiem. Aha. Kto
wie, czy nie dostawał kosza z powodu swoich morderczych spojrzeń. Bandyta bez
serca! Potrafi zabijać bez mrugnięcia okiem!
– Dee… Dee…
– Co?
– Mam zamiar wyjść.
Dlaczego wyglądasz na nieobecnego? O czym myślisz?
– Och… Myślę… Myślę
o pracy. Idziesz? Chodźmy, bo się spóźnimy – powiedziałem, po czym wyszedłem
jako pierwszy.
Gdy zamykałem drzwi,
mój młody kochanek skierował się w stronę wind. Patrząc na jego szerokie plecy,
przygryzłem wargę i w myślach zganiłem się za to, że od rana byłem rozkojarzony
i bujałem w obłokach.
Wyobraziłem sobie
siebie jako młodą tajską damę o doskonałych manierach. Słodką i delikatną. Moi
rodzice byli zadłużeni u mafii, więc wysłano mnie, bym spłaciła dług. Zaszłam w
ciążę z ich szefem, ale uciekłam, nie mogąc znieść chłodnego traktowania i
głupoty bohatera. Jednak na tym historia się nie zakończyła. Byłam ścigana
przez potężną mafię, ponieważ ten głupek zdał sobie sprawę, że mnie kocha i nie
potrafi beze mnie żyć.
Uklęknij przede mną
i błagaj o moją miłość.
Zamierzałam się z
nim trochę pobawić, zanim wrócę w objęcia faceta, który potraktował mnie jak
gówno.
I jak? Brzmi
zupełnie jak jeden z tych serialowych dramatów, które emitują po wieczornych
wiadomościach.
Hehe!
– Masz jakąś
złośliwą minę. Na pewno myślisz o czymś dziwnym.
Skłamałem, że
myślałem o pracy. Znalazłszy się w windzie, spoglądałem na Yaka, który podobnie
jak ja musiał się cofać, kiedy wsiadało coraz więcej osób. Chwilę później obaj
opieraliśmy się plecami o lustro na tylnej ścianie kabiny. Myślałem coś w
stylu: „Nie mów nic w towarzystwie innych ludzi, ale pozwól stykać się naszym
ramionom”. Kilka razy otarły się o siebie nasze ręce, aż w końcu Yoyak chwycił
moją dłoń i zaczął delikatnie pocierać ją kciukiem. Poczułem, jak w efekcie tego
subtelnego dotyku prąd elektryczny płynie wprost do mojego serca, które najpierw
zadrżało, a potem zaczęło głośno bić. To zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego!
Kiedy winda dotarła na
odpowiedni poziom w podziemnym garażu, odchrząknąłem i odsunąłem rękę.
– Jesteśmy na
miejscu. – Delikatnie pociągnąłem za rąbek studenckiej koszuli Yoyaka, aby przekazać
mu, że powinniśmy opuścić windę.
Skinąwszy głową,
Yoyak przeprosił współpasażerów i zaczął przeciskać się przez tłum. Poszedłem
za nim, zachowując dystans i dbając o to, żeby się nie zbliżyć. W żadnym
wypadku nie mogłem pozwolić, by usłyszał, jak głośno wali mi serce.
Przestań być tak
roztrzęsiony, Wandee. Postaraj się opanować drżenie bez względu na wszystko!
Naprawdę miałem
nadzieję, że moje zaklęcia podziałają.
***
Słyszałem, że starsi
ludzie lubią udawać młodych. Być może była to prawda, ponieważ wystarczyło
spojrzeć na Dee, kiedy zjawiłem się u niego w dniu, w którym wybieraliśmy się na
zjazd. Wciągnął mnie do środka i kazał przebrać w młodzieżowe ciuchy. Poczułem zapach
płynu do płukania tkanin, którego regularnie używał, i zastanowiłem się, czy go
lubię. Nie wiedziałem. Po prostu tak dobrze poznałem już zapach Wandee’ego, że rozpoznawałem
go nawet z daleka.
Czarna koszulka,
którą dla mnie przygotował, ozdobiona była jakimś dziwnym, nieznanym mi kreskówkowym
wzorem. Do tego musiałem założyć jasnoszare szorty. Nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że on ubrany był dokładnie tak samo. Kropka w
kropkę. Jedynym różniącym nas akcentem były nasze zegarki.
– Dopasowane stroje?
– zapytałem, stojąc obok niego przed ogromnym lustrem.
Wandee skinął głową.
Wyglądał na zadowolonego.
– Jaki status mi
nadajesz? Kogoś, z kim jesteś w nieokreślonym związku z korzyściami? –
zapytałem z ciekawością.
Wandee zaśmiał się i
objąwszy moje ramię jak koala, wyznał to, czego już zdążyłem się domyślić.
– Cóż, powiedziałem
mojemu przyjacielowi, że jesteś moim… młodym chłopakiem.
Sprawiał wrażenie
kogoś targanego poczuciem winy, ale pomyślałem, że można śmiało założyć, że
wcale tak się nie czuł. Wyciągnąwszy rąbek koszuli, którą Dee bez pozwolenia włożył
mi do spodni, odparłem:
– Już się w to
ubrałem. Nie musisz robić miny winowajcy.
– Nie jesteś na mnie
zły, prawda? – Po tych słowach Wandee przysunął się bliżej, układając usta w dzióbek.
Podniosłem rękę, by odsunąć jego twarz. Sposób, w jaki wydął wargi, wydał mi
się przerażający. Wyglądał jak ryba przyssawka, mimo że w jego okrągłych,
błyszczących oczach malowało się błaganie.
– Nie jestem.
– Więc zgadzasz się
być dzisiaj moim młodszym chłopakiem?
– Bawimy się w
odgrywanie ról? Co mam robić? – Zgodziłem się na jego plan, bo nie przestawał rzucać mi
błagalnych spojrzeń. Widać było, iż uszczęśliwiło go to, że z nim współpracuję.
Puścił moje ramię i zaczął wyjaśniać, żywo gestykulując:
– Po prostu zachowuj
się zaborczo i mało się odzywaj. Wystarczy, że będziesz podążał za moimi
wskazówkami, a nie wyrządzisz żadnych szkód.
– Co powiedziałeś o
mnie innym?
– Powiedziałem, że
jesteś gorący! To akurat prawda. Poza tym jesteś moim młodziutkim chłopakiem,
który szybko staje się zazdrosny i dość ostro mnie traktuje. Jestem starszym facetem,
który boi się swojego chłopaka, ponieważ to ja cię podrywałem. Boję się więc, że
mnie zostawisz. Koniec. To wszystko. Brzmi realistycznie.
Wandee skrzywił się
jak po zjedzeniu czegoś pikantnego. Zachowywał się nieco dziwnie i nieważne,
jak często go widywałem, potrafił mnie zaskoczyć, a ja ciągle jeszcze nie mogłem
się do tego przyzwyczaić.
Ale… Ale…
Chwileczkę. Ktoś taki jak Wandee miałby się mnie… bać? Kilkakrotnie
potrząsnąłem głową na te absurdalną myśl. Prawda była taka, że on nigdy, nawet
w najmniejszym stopniu się mnie nie bał. Uwielbiał mnie prowokować. A ostatnio im
więcej ze sobą rozmawialiśmy, tym częściej się droczył. Lubił mnie irytować, a
kiedy miałem dość, zawsze mnie pocieszał. Umiał mnie ugłaskać. Nie potrafiłem zrozumieć,
dlaczego – w reakcji na jego prowokacje – tak łatwo wpadałem w furię. Ale
jeszcze bardziej zastanawiające było, że w mgnieniu oka opadało mi ciśnienie,
kiedy zaczynał mnie przepraszać czy błagać.
– Jest coś jeszcze,
co muszę wiedzieć?
– Cóż, jeśli ktoś
wspomni imię „Ter”, powinieneś zrobić nieprzyjemną minę. – Wandee
zademonstrował skrzywione oblicze, na którym malowała się ewidentna zazdrość i
niechęć.
– To ten facet,
którego lubisz?
– Tak.
– Rozumiem. Krótko
mówiąc, jestem zazdrosnym młodszym chłopakiem.
– Jesteś taki
słodki, mój synu.
Mówiąc te słowa,
przytulił mnie i poklepał po głowie. Szybko go odepchnąłem, na co on z
niezadowoleniem zmarszczył brwi. Znów to samo. Jeszcze nie skończyłem, a ten
już mnie tu prowokuje!
– Mam tylko jedną
matkę i ona mi wystarczy. Mówiłem ci, żebyś nie zachowywał się tak jak Cherry!
I jak zawsze, kiedy zaczynałem
się denerwować, Wandee’ego to bawiło. Uniósłszy się na palcach, serdecznie
ucałował mój policzek. Miałem zamiar jeszcze trochę sobie ponarzekać, ale w
mojej torbie rozdzwonił się telefon.
– Odbierz – powiedział,
jeszcze zanim zdążyłem sięgnąć po komórkę, by sprawdzić, kto dzwoni.
Mój „starszy
chłopak” odwrócił się do lustra, by poprawić ubranie, a ja zwróciłem wzrok na
wibrujące urządzenie i spojrzałem na imię wyświetlające się na ekranie.
– Taemrak.
Taem? Dlaczego
miałby do mnie dzwonić? Przez chwilę zastanawiałem się, czy odebrać. Moje
ściągnięte brwi i sztywna twarz przyciągnęły uwagę Dee.
– Taemrak? To ten twój
przyjaciel, prawda? Odbierz.
– To ten, którego
lubiłem, a on dał mi kosza.
– Rozumiem… –
mruknął mój rozmówca i skinął głową, po czym odwrócił się, by wyjść z
garderoby. Jednak zanim zniknął za drzwiami, powiedział:
– Odpowiedz. Może to
coś ważnego i dlatego do ciebie dzwoni.
– …
– Może to jeszcze
nie koniec dla ciebie i Taemraka.
Gdy właściciel
mieszkania zniknął mi z oczu, zdecydowałem się odebrać. Mój przyjaciel nigdy
nie zadzwonił do mnie jako pierwszy i musiałem przyznać, że byłem dość
zdenerwowany. Kiedy się odezwałem, w moim głosie słychać było lekkie drżenie.
– Witaj. Co tam, Taem?
[Yak, jesteś dziś
wolny?]
– Dlaczego pytasz?
[Możesz do mnie
przyjść? Mam z tobą coś do omówienia]
– Chcesz, żebym przyszedł
do ciebie teraz?
Zmarszczyłem mocno
brwi, aż niemal się ze sobą zetknęły. Chyba dobrze usłyszałem… Głos Taemraka
nie brzmiał zbyt dobrze. Czyżby miał kłopoty?
[Tak, spotkajmy się
na pierwszym piętrze budynku mojego wydziału. Przyjdź szybko. Będę na ciebie
czekał]
Po tych słowach Taem
zakończył rozmowę. Westchnąłem, zastanawiając się, o co może mu chodzić. Zdecydowałem
się mu odmówić, bo byłem już przecież umówiony z Dee. Nie lubiłem łamać
obietnic. Jednak gdy wyszedłem z przebieralni, Wandee trzymał w dłoni mój kask
i kluczyk do motocykla. Jego wyraz twarzy nieco się zmienił, ale chwilę później
posłał mi radosny uśmiech.
– Taem chce, żebyś
się z nim spotkał, prawda?
– Tak, idź. Rozumiem.
– …
– Osoba, którą
lubisz, musi być dla ciebie ważniejsza. Nie trać nadziei. Zadzwonił… Myślę, że on
coś do ciebie czuje. Pospiesz się i zapunktuj. – Wandee uniósł w górę pięść,
jakby zagrzewał mnie do boju, po czym wcisnął mi w ręce kask i kluczyki, a ja instynktownie
je chwyciłem.
Nie byłem pewny, co tak
właściwie czułem. Ale nie miałem czasu, by się nad tym zastanowić, bo doktor
Wandee, położywszy mi dłonie na plecach, popychał mnie w stronę wyjścia.
Po dotarciu do drzwi
właściciel mieszkania po raz kolejny uniósł w górę pięść.
– Powodzenia, Yak.
Kibicuję ci!
– …
– Idź zdobywać
Himalaje.
Wandee rzucił mi pełne
determinacji spojrzenie. Następnie szturchnął mnie w plecy, bym udał się do
windy. Zamrugałem, automatycznie wprawiając nogi w ruch. Nie wiedziałem, czy
postępując naprzód, cokolwiek sobie myślałem. Czułem się oszołomiony głosem
dopingującego mnie z tyłu Dee, a mój mózg spowijało coś na kształt gęstej mgły.
Mówił mi, żebym
walczył…
Żebym próbował…
Zdobył Himalaje…
Wszedłem do windy
goniony jego okrzykami. Obróciłem się w chwili, gdy drzwi miały się już zamknąć,
i dostrzegłem go wchodzącego do mieszkania. Zniknął mi z oczu.
Winda powoli ruszyła.
I może dzięki temu, że nie słyszałem już dopingujących okrzyków Dee, moja
świadomość zaczęła powracać. Co to było? On… nakłaniał mnie, żebym pojechał do
Taemraka? Dlaczego? Wciąż myślałem o doktorze. Byłem zdezorientowany tym, jak
bardzo próbował mnie przekonać, bym pojechał na spotkanie z przyjacielem. A
moje ciało było mu posłuszne.
Około 20:00 znalazłem
Taema w budynku jego wydziału. Wszedłem do środka, niosąc w dłoni kask. Było tu
kilku studentów, którzy jeszcze nie poszli do domu. Wyglądało na to, że w trwały
jakieś przygotowania do projektu. Chwilę później dostrzegłem śledzącego mnie
wzrokiem Taemraka, który uśmiechnął się do swoich przyjaciół, po czym wstał, by
podejść do mnie.
– Yak. – Jego głos
wołający moje imię nie sprawił, że moje serce zatrzepotało tak jak kiedyś.
Coś się zmieniło… To
było naprawdę dziwne.
– Czy coś jest nie
tak, Taem? Dlaczego kazałeś mi tu przyjść?
– Muszę przygotować
kilka prezentacji. Mam coś do przeniesienia, a że nie dałem rady tego podnieść,
poprosiłem o pomoc ciebie.
– To jedyny powód,
dla którego mnie tu wezwałeś? – zapytałem spokojnym głosem, wziąwszy uprzednio
głęboki oddech.
Poczułem falę
frustracji. Ale to było coś innego, niż kiedy drażnił się ze mną Wandee. Kiedy Dee
mi dokuczał, czułem się zirytowany i… jakby swędziało mnie serce. Jednak w
przypadku Taemraka był to rodzaj frustracji, jaką czułbym, gdybym przegrał na
ringu bokserskim. Pomyślałem, że przydałby mi się teraz worek z piaskiem, by
móc w niego przywalić i dać upust swoim emocjom.
– Tak. A co? Nie masz
teraz czasu?
– Właściwie to wybieram
się na randkę… – Na chwilę przerwałem i wypuściwszy powietrze przez usta,
dokończyłem: – Z moim chłopakiem.
Nazwałem Dee swoim
chłopakiem. Po wypowiedzeniu tych słów poczułem się tak, jakby mrówka ugryzła
mnie w serce. Taemrak spojrzał na mnie szeroko rozwartymi ze zdziwienia oczami.
Patrząc na jego zszokowaną minę, pomyślałem, że wcale nie jest uroczy. W kilka
sekund zyskałem pewność. Nie lubiłem już Taemraka. Zjawił się ktoś inny, kto
skradł całą moją miłość i przywiązanie, jakie do niego żywiłem.
Tym kimś był Wandee…
Zmrużyłem oczy i
przez kilka sekund milczałem, by pogodzić się z tym, co podpowiadało mi serce. Wandee
był jak świeży wiatr, który nieustannie mnie owiewał, a na który nie zwracałem
uwagi. Kiedy w końcu się ocknąłem, okazało się, że przyniósł ze sobą nową porę
– sezon miłości. Co więcej, to uczucie zdążyło już objąć wszystkie obszary. Nie
byłem pewien, kiedy to się zaczęło. Nagle poczułem się jak niczego nieświadomy
głupek. W tej chwili pragnąłem zobaczyć jedynie Wandee’ego.
– Yak, widzisz, ja…
– Muszę cię
przeprosić.
Odwróciłem się z
zamiarem odejścia. Nie obchodziło mnie, w jaki sposób patrzył na mnie Taemrak. Przesunąłem
dłonią po ekranie telefonu, by znaleźć numer doktora Dee. Był ostatnią osobą,
do której dzwoniłem. To jego czat w aplikacji Line został przypięty u samej
góry, nie wspominając o jego stories na IG, na które zawsze natychmiast reagowałem.
OK, to był mój numer
jeden!
Wandee, jesteś tak
niesamowicie dobry, odważny i wspaniały.
Nie do wiary, że w
niespełna miesiąc potrafił doprowadzić mnie do tak zaawansowanego stanu i to
bez mojej wiedzy. Wsiadłszy na mój wielki motocykl, wybrałem numer mężczyzny o
imieniu Wandee. Zanim odebrał, minęło sporo czasu. Ze słuchawki dobiegł ogłuszający
hałas w tle.
[Chwileczkę, pozwól
mi najpierw znaleźć ciche miejsce]
Musiałem jeszcze
dość długo poczekać, zanim usłyszałem czysty głos Dee.
[Co tam, Yak?]
– Gdzie jesteś, Dee?
[Dotarłem do
restauracji. Jak ci tam idzie?]
– Która restauracja?
Zakończyłem tu swoje sprawy. Pośpieszę się.
[Nie wypadło zbyt
dobrze?]
– Nie do końca, ale jest
dobrze tak, jak jest – odpowiedziałem z wahaniem. Teraz, kiedy zorientowałem
się, co do niego czuję, telefoniczna rozmowa z nim nagle stała się bardzo
trudna.
[Za chwilę wyślę ci
lokalizację na Line. Nie jedź szybko. Martwię się]
– Tak, będę ostrożny.
[Powiem ci, że ten
cholerny Ter też przylazł na zjazd. Nie wiem, kto go zaprosił…]
Uczucie irytacji znów
błyskawicznie się nasiliło i domyśliłem się, że tym razem jego powodem był Ter.
Czy on był teraz z Dee?
Odpaliłem silnik i
przygotowałem się by ruszyć, zupełnie zapominając, że Wandee kazał mi nie
jechać zbyt szybko. Byłem niespokojny. Zrozpaczony.
– Szybko prześlij mi
lokalizację! I nie wolno ci nic mówić do tego całego Tera.
[Hę?]
– Ani słowa! – wycedziłem
przez zęby.
Zakończyłem rozmowę,
nie czekając, by usłyszeć, co Wandee ma do powiedzenia. Kiedy po chwili spostrzegłem,
że ciągle jeszcze nie otrzymałem od niego lokalizacji, wysłałem mu serię
naklejek z twarzą wściekłego kota. Na ekranie wyświetliła się wreszcie pinezka z
lokalizacją, a sekundę później wiadomość od Dee:
[Uspokój się, młody
człowieku. Telefon będzie miał zwarcie]
Zamknąwszy okno
czatu z Dee, otworzyłem aplikację map. Silnik ryknął, kiedy pospiesznie
ruszyłem z miejsca.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Czytam całość przynajmniej raz w tygodniu. Poproszę o 2 rozdziały tygodniowo 😅 Dziękuję 🎈❤️
OdpowiedzUsuń😘😘😘
UsuńEwuś, ale tylko wtedy, jak przetłumaczysz te dramy, które czekają na Viki…
Też bym chciała po dwa rozdziały, paszyma 💜 również.
Ale jeden rozdział WW jest jak 2-3 Sematic Error 😨