LM – Rozdział 14

 




Kocha, nie kocha

[Mark Masa]

 

    Patrzyłem na mojego przyjaciela, który przypalał papierosa. Chwilę później James powoli wydmuchnął dym, podczas gdy oczy w jego przystojnej twarzy zwrócone miał przed siebie zamiast na mnie.

    – Masz… – Podał mi papierosa.

    – Dlaczego mnie tu wyciągnąłeś? O czym chcesz pogadać? – zapytałem stojącego nieruchomo kumpla.

    – O tobie – odparł krótko, po czym się zaciągnął. – Martwię się, stary. Jeśli jest to naprawdę to, co myślę…

    W jego głosie zabrzmiał wyrzut, zanim James przeniósł wzrok na moją twarz.

    – Cóż… Już to zrobiłem… – nie zaprzeczyłem. Po tych słowach ze wstydem wbiłem wzrok w ziemię.

    James kiedyś mnie przed tym ostrzegał. Wtedy się z nim zgodziłem. Poradził mi, bym pozwolił przeminąć temu, co było, i nie traktował tych wydarzeń zbyt poważnie. Ale w końcu wpadłem w głęboką otchłań.

    – Lubisz go?

    – Tak – przyznałem gardłowo.

    – A co z nim? – pytał dalej.

    – Wciąż jeszcze nie wiem.

    – To jest to, co sprawia, że nazywa się tego kogoś draniem. Czy on wie, że go lubisz? – zwrócił się do mnie zdenerwowanym tonem mój przyjaciel.

    – Musi wiedzieć.

    Właściwie byłem przekonany, że P'Vee musiał to zauważyć. Zaledwie chwilę temu James zorientował się po zaledwie kilku minutach. Jak więc P'Vee miałby tego nie dostrzec, spędziwszy ze mną tyle czasu? Chociaż nasza relacja nie miała konkretnego statusu ani jasności, to jednak moje uczucia do niego były bardziej niż wyraźne.

    – On w pełni zasługuje na miano drania – stwierdził James, rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go butem. – Nie możesz go rzucić? – zapytał, patrząc mi w twarz.

    – Chciałbym z nim spróbować – powiedziałem cicho.

    – Nie daj się znowu zranić – ostrzegł mnie mój przyjaciel, przechodząc obok.

    W przeszłości już kilka razy zostałem zraniony. Najgorzej było w liceum, rok przed przygotowaniami do egzaminów wstępnych na uniwersytet. Byłem w jedenastej klasie, a mój chłopak był studentem pierwszego roku. Bardzo się kochaliśmy, a on naprawdę o mnie dbał. Wszystko szło gładko, ale potem poczułem, że się zmienił. W końcu zerwaliśmy, ponieważ stwierdził, że on musi skupić się na nauce, a ja jestem młodszy. Wkrótce później ujrzałem go ramię w ramię z jakąś studentką, co było jednym z powodów, dla których zdecydowałem się przyjechać na studia do Bangkoku.

    Wróciłem myślami do teraźniejszości i spojrzałem na trzymany w dłoni niedopałek. Rzuciwszy go na ziemię, zgasiłem ogień i spokojnie spojrzałem przed siebie. Chwilę później wzdrygnąłem się, usłyszawszy dźwięk przychodzącej wiadomości. Po wyjęciu komórki na ekranie ujrzałem SMS od Vee.

Vee Vivis: Twój przyjaciel powiedział, że jesteś z jakimś facetem.

Masa Mark: Nie wierz mu. Jestem tu sam.

Vee Vivis: Możesz już wrócić.

Vee Vivis: Martwię się o ciebie.

    Uśmiechnąłem się, czytając ostatnią wiadomość. Wysławszy odpowiedź z informacją, że zaraz wracam, schowałem telefon do kieszeni. Jeszcze raz rzuciłem okiem na zgaszony niedopałek, po czym wydałem z siebie ciężkie westchnienie. Nawet jeśli wszystko skończy się tak jak ostatnio, to pewnie i tak nie będzie tak bolało.

    Nieważne, już dawno zdecydowałem się na P'Vee.

    Po wejściu do środka ujrzałem mnóstwo osób siedzących przy naszym stole. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegłem ekipy P’Dana i P’Li. Bez słowa zająłem miejsce obok P'Vee, tak jak wcześniej. Mężczyzna popatrzył na mnie surowo, po czym odwrócił wzrok.

    – Jestem pewien, że coś się dzieje – wyszeptał P'Kla, spojrzawszy na mnie, a potem na P'Vee.

    – Po prostu użyj swojego mózgu do myślenia o innych rzeczach, a nie o cudzych sprawach – odpowiedział cicho P'Vee, na co jego przyjaciel jedynie na niego spojrzał i bezczelnie się uśmiechnął.

    – Cóż, sprawy innych ludzi są o wiele ciekawsze – odparł James.

    – Racja. Więc o czym rozmawialiście na zewnątrz? – chciał wiedzieć od mojego przyjaciela P'Pin.

    – Gdyby chciał, żebyś to wiedział, Phi, to czy poprosiłby go, żeby wyszedł na zewnątrz?

    – Tak, to prawda. – Senior wrócił do jedzenia.

    Czułem na sobie wzrok P'Vee, ale nie odwzajemniłem jego spojrzenia. Zamiast tego powiodłem wzrokiem po twarzach moich przyjaciół, którzy wyglądali na nieco… zmęczonych.

    – Wracamy? Kot jest pijany – zwrócił się do mnie James, wskazując na Winda.

    – Idź. Chcę tu jeszcze trochę zostać – odparłem.

    – Mark… – Głęboki głos mojego przyjaciela nakazywał mi, bym na niego spojrzał. – Uważaj na siebie.

    – Hej, ostrzegasz go, jakbyś był jego żoną czy coś. Na pewno go odprowadzę. – zapewnił Jamesa Pit.

    – Martwię się, Mark.

    – Wiem, rozumiem. – Uśmiechnąłem się do przyjaciela, mając nadzieję, że uda mi się go oszukać, jak zawsze gdy był niezadowolony, aczkolwiek zapomniałem, że nie jesteśmy jedynymi tu obecnymi.

    – Mark, nie uśmiechaj się tak. Naprawdę sprawiasz, że moje serce trzepocze. – Te słowa padły z ust P'Nuei, który wypowiadając je, położył dłoń na piersi i spojrzał mi w twarz. – Tak… Wyglądasz naprawdę uroczo, gdy robisz taką minę, Mark.

    – Co powiesz na zostanie moim mężem? Zapomnij o P'Barze. – Uśmiechnąłem się nieśmiało na to, co powiedział P'Kla, ale postanowiłem nie odpowiadać. Czułem się niesamowicie onieśmielony. Rzadko uśmiechałem się w ten sposób do kogokolwiek i tylko wtedy, gdy byłem z tym kimś blisko. Nawet P'Vee nie miał okazji mnie takim ujrzeć. Pomyślawszy o nim, zwróciłem twarz w jego kierunku.

    Bum!

    Szklanka z whiskey głośno trzasnęła o stół, powodując, że jego droczący się ze mną przyjaciele natychmiast zamilkli. W oczach P’Vee widać było wyraźne niezadowolenie.

    – Wychodzę. – Jego atrakcyjny głos przerwał ciszę.

    Wszyscy, łącznie ze mną, spojrzeli w jego kierunku.

    – Po co ten pośpiech? Jeśli wyjdziesz i przegapisz słodkie chwile Marka, to nie będzie mi ciebie żal – rzuciła z uśmiechem Yeewa.

    – Jakby mnie to interesowało. Może robić, co chce i z kim chce. To nie moja sprawa. – rzucił na pożegnanie.

    Wszyscy obecni przy stoliku patrzyli za nim zdezorientowani, a ja przygryzłem wargę.

    – Idź za nim – wyszeptała do mnie P'Yeewa, widząc, że się waham.

    Powinienem tak po prostu za nim pójść? A co z jego postawą? Przecież wyraźnie zaprzeczał, że coś nas łączy.

    – Ja…

    – Chcesz wrócić ze mną, Mark? – wysunął zaproszenie James.

    – Idź do niego – ponaglała mnie piękna seniorka, szturchając w ramię. – Jest naprawdę zdenerwowany, mówię ci.

    – Tak, wrócę – zwróciłem się do mojego przyjaciela.

    Wyszedłem na zewnątrz z Jamesem, ale nie wsiadłem do jego samochodu. Zamiast tego rozglądałem się za tym, który wyszedł wcześniej, ale nie mogłem go znaleźć. Przecież dopiero co opuścił pub. Dlaczego chodził tak szybko?

    – Do diabła z tobą! On i ja nie jesteśmy parą. W dupie to masz! Przed chwilą wyszedł z innym facetem.

    Odwróciłem się, by podążyć za głębokim, znajomym głosem. Niedaleko ode mnie ujrzałem szerokie plecy, na które lubiłem patrzeć. P’Vee stał obok swojego motocykla, trzymając jedną dłonią papierosa, a drugą telefon przy uchu.

    – Cholera, odwal się! On nie jest mną zainteresowany. Siedziałem tam, a on uśmiechał się do kogoś innego.

    Uniosłem brwi. Czy on mówił o… mnie? Nie chciałem być zbytnio zadufanym w sobie, ale jedynym facetem, z którym P'Vee ostatnio się zadawał, byłem ja. Aczkolwiek nie śmiałem myśleć, że mógłby być o mnie aż tak zazdrosny. Nawet jeśli wspomniał o tym wcześniej… To było wtedy, kiedy czuł się zraniony.

    – Nie jesteśmy… Kla! Słyszysz mnie?! Mark jest chłopakiem Nuei. Sami próbowaliście ich wyswatać.

    – Kto jest czyim chłopakiem? – zapytałem cicho, na tyle, na ile pozwalało mi moje ściśnięte gardło. Dużo wypiłem, ale może nie aż tyle co on.

    – Rozłączam się – powiedział P’Vee do faceta po drugiej stronie linii i natychmiast się rozłączył. Jego bystre oczy nieruchomo patrzyły mi w twarz. Gdyby chodziło tu o kogoś innego, to prawdopodobnie podszedłbym i spróbował to sprostować. Jak mógłbym podejść do tego wielkiego dupka i truć w tak błahej sprawie?

    – Myślałem, że powiedziałeś, że już wracasz? – zapytałem ponownie, ponieważ poprzednio nie otrzymałem odpowiedzi.

    Mój rozmówca zaciągnął się, po czym powoli wydmuchawszy dym, powiedział:

    – A myślałem, że powiedziałeś, że zostajesz? – odwzajemnił się pytaniem.

    – Cóż…

    – Po prostu flirtuj dalej tym swoim uroczym wyrazem twarzy.

    – Dlaczego wyszedłeś? – Spoglądałem na ociekającego sarkazmem, rozjuszonego faceta. Oczy miał nieco podkrążone na skutek alkoholu, ale nie były jeszcze przekrwione.

    – O co ci, do cholery, chodzi?

    – Hmph!

    – P'Vee… – Zniżyłem głos, podchodząc bliżej. – Porozmawiajmy ładnie.

    – Jeśli chcesz ładnie sobie pogadać, to idź do Nuei albo Jamesa – rzucił, robiąc gest w kierunku wejścia do pubu.

    – Nie zachowuj się jak dziecko, Phi.

    – Jasne! Jestem dzieckiem. A ty myślisz, że jesteś taki dorosły? Myślisz, że strojenie słodkich minek do innych jest takie urocze? Pfff! Mam ochotę poharatać tę twarz nożem!

    Uniosłem brwi, słuchając jego tyrady. W jego głosie brzmiała irytacja.

    – Dlaczego chcesz uszkodzić moją twarz?

    – Nie twoją. Ich twarze – warknął przystojniak, bezradnym gestem zaczesując do tyłu włosy.

    – O czym ty, do cholery, mówisz, Phi?

    – Do diabła z tobą! Czy kiedykolwiek zrobiłeś do mnie tak słodką minę?

    Wbił we mnie nieruchomy wzrok, ale po chwili odwrócił głowę, kiedy dostrzegł, że próbuję powstrzymać chichot.

    – Więc czujesz się zlekceważony – wysunąłem przypuszczenie, podchodząc.

    – Ja? Zlekceważony? Przez ciebie? – zapytał, nie patrząc mi w twarz.

    – P'Vee! – zawołałem, lekko go szturchając. – P'Vee…

    Powoli odwrócił się, by spojrzeć mi w twarz, a ja uniosłem w uśmiechu kąciki ust, co spowodowało, że moje oczy zwęziły się i przypominały teraz wąskie szparki. Były jednak na tyle otwarte, że bez problemu dostrzegłem, jak poczerwieniały mu uszy.

    – Ty pieprzony dzieciaku… – powiedział, delikatnie potrząsając moją głową.

    Moja urocza strona ukazała się w pełnej krasie.

    – Nie jesteś już zły? Nie bądź, proszę… Bolą mnie usta.

    – Próbujesz się ze mną pogodzić?

    – Idę na całość. Chyba nie myślisz, że chcę cię zaprosić na posiłek? – zapytałem żartobliwie.

    – Nieważne… Nie byłem złośliwy – powiedział cicho, na co ja zareagowałem uniesieniem w górę brwi. – Po prostu byłem zazdrosny.

    Ostatnie zdanie wypowiedział znacznie łagodniej i ciszej niż pierwsze, ale ja wyraźnie je usłyszałem.

    – Poważnie?

    – Chociaż nie jestem jeszcze zdecydowany, a ty nie jesteś jeszcze pewny siebie, ale mogę być o ciebie zazdrosny, prawda? Mówiłem ci już wcześniej: nie wzbudzaj już nigdy we mnie zazdrości. – Po tych jego słowach patrzyłem na niego z zaskoczeniem, podczas gdy on dodał: – Nawet jeśli nie jesteśmy jeszcze oficjalnie parą, to czy nie jesteś mój…? – Przerwał i położył smukłą dłoń na moim policzku, po czym palcami obrysował kontury mojej twarzy i powrócił do policzka. – Czy to wszystko nie jest moje? – wyszeptał, zbliżając wargi do moich ust.

    – Kurwa… Odsuń się, Phi! – Spanikowany odepchnąłem go od siebie.

    Cofnął się nieco, a jego ręka leżała teraz na moim ramieniu. Chwilę później przyciągnął mnie do siebie bliżej, a drugą dłonią wyjął telefon, by zrobić nam zdjęcie jako parze. Mogłem się założyć, że miałem głupią minę, gdy patrzyłem na ekran telefonu. Jako że wokół nas panowały ciemności, trudno było wyraźnie dostrzec nasze twarze, więc nikt nie byłby w stanie rozpoznać, kim była osoba obok P’Vee.

    – Nie rób takiej miny do innych. To moje! – Jego ślicznie wykrojone usta przesunęły się po mojej szyi, docierając do ucha, którego płatek chwilę później skubnął. Moja twarz w mgnieniu oka stała się niesamowicie gorąca. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w oczy.

    – Jestem cholernie zazdrosny. – Chwilę później wycofał głowę, nosem przejeżdżając po moim policzku, i cofnął się kilka kroków. Następnie uśmiechnął się i pomachał mi na pożegnanie. Odszedł, zostawiając mnie z drżącym sercem.

    Czy nie doświadczyłem wcześniej silniejszych uczuć niż te? Dlaczego moje serce tak mocno tłucze się o żebra?

    Wróciwszy do akademika, usiadłem i przywołałem wspomnienia sprzed chwili. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewało słowo „zazdrość”, które od niego usłyszałem. Doprowadzało mnie to do szału! Dlaczego był zazdrosny? I nawet się do tego przyznawał. Przecież nawet nie sprecyzował naszego statusu, nie byliśmy parą… A jednak był aż tak zazdrosny? Miałem ochotę dać mu kopa!

    Ale dlaczego moje głupie serce drżało, gdy tylko słyszałem ten jego głęboki głos? Czy po tym, jak kopnę jego, nie powinienem przypadkiem sprzedać kopniaka samemu sobie?

    Drrrrrrr!

    – Tak? – odezwałem się, odebrawszy połączenie od Jamesa.

    Niedawno się rozstaliśmy, więc dlaczego do mnie dzwonił?

    [Wróciłeś do akademika?]

    – Wróciłem. Dzwonisz, żeby o to zapytać?

    [Tak. Cóż, widziałem, jak uganiasz się za innymi facetami, więc nie byłem pewien, czy już dotarłeś.]

    – Zważaj na słowa. Sam się uganiasz za innymi facetami, dupku – odwarknąłem.

    [Kto cię odprowadził? Phi…?]

    – Pit – dokończyłem.

    [Domyśliłem się. Ale widziałem, jak twój senior uaktualnił swój status, wrzucając fotkę z innego pubu.]

    – Podglądasz go?

    [Tak. Ty też powinieneś się czasem tego nauczyć, zamiast bawić się w podchody.]

    – Hej, draniu! Dlaczego się mnie czepiasz?

    [Tak… Właśnie, James! Dlaczego się go czepiasz? Zawsze grał w ten sposób. Z tym jednym wyjątkiem. Mark był zawsze myśliwym, a teraz próbuje być zwierzyną łowną.]

    Przewróciłem oczami, kiedy w tle dobiegł mnie głos Winda.

    – Co jest, kurwa, z wami nie tak? – zapytałem.

    [Jesteśmy tylko skurwielami, to wszystko. Żaden z nas nie jest godny bycia twoim mężem. Gdybyśmy wiedzieli, że nie upierasz się przy statusie męża, to już dawno byśmy do ciebie uderzyli, Mark.]

    Zaśmiałem się, słysząc złośliwy ton Winda.

    – Kto miałby być moim mężem?

    [Ja!]

    [W dupie chyba! Bujaj się! Idź pod prysznic!]

    Zachichotałem, słysząc ripostę Jamesa i równocześnie ciche pomruki Winda, a chwilę później na linii zapadła cisza.

    – Jesteście tam jeszcze? – zawołałem do słuchawki.

    [Tak!]

    – Dlaczego się denerwujesz? Mały wyznał mi właśnie, że mnie chce – drażniłem się z Jamesem, doskonale wiedząc, co James myśli o Windzie. Niczego przed sobą nie ukrywaliśmy, poza tym razem dotyczącym mojego problemu, choć w końcu i tak się połapał. Chwilę później mój przyjaciel z irytacją się rozłączył, po tym jak otwarcie zacząłem chichotać.

    Gdyby to było wcześniej, prawdopodobnie byłbym wściekły na przyjaciela za sugestię, że miałbym zostać czyjąś żoną. Ale teraz… Nie było o co się gniewać. Jedynie mój umysł wzdrygał się nieco na to nazewnictwo, ponieważ nie było łatwo przestawić się z roli topa na bottoma. Aczkolwiek jeśli chodziło o tego konkretnego faceta, potrafiłem to zaakceptować.

    Wziąłem do ręki telefon, który właśnie odłożyłem, i wszedłem na popularną aplikację. Zgodnie z sugestią mojego przyjaciela chciałem jedynie rzucić okiem na status P’Vee, nie zamierzając kogokolwiek zbyt nachalnie podglądać. Ale ujrzawszy zaktualizowany w innej knajpie status, przyjrzałem się bliżej fotce i zacząłem czytać komentarze. Musiałem przyznać, że jego post zupełnie mnie rozczulił.

pVnn

45 min

Jestem zazdrosny, chociaż nie sprecyzowaliśmy statusu naszej relacji.

986 polubień 42 komentarze

Yiwaa: Bezczelny typ.

Bigass Dove: Co się z wami dzieje, do cholery?

pVnn: Jesteśmy przyjaciółmi.

Danny co, to jest Dan: To Yeewa?! Zrywa ze swoją byłą żoną i twierdzi, że chcą zachować dystans, a potem pieprzy, że jest tylko przyjacielem Yeewy!

Yiwaa: Otwórz oczy! Osoba na zdjęciu to nie ja!

Pandora: Więc kto to jest?

Tootsie Li, inż. mech.: Myślę, że to facet. Sądząc po wzroście i sylwetce.

Pond pawee: Może to Tee…? Tee tee, nie tylko uderzający żelazem

Tee tee, nie tylko uderzający żelazem: To ja.

U unun: Nieważne!

Tootsie Li, inż. mech.: Skoro rzuciła go ta suka, to na pewno nie byłby już zainteresowany, prawda?

Me ra: Kto to jest?

Fan V: Kto to jest, P'Vee? Hmmm…?

pVnn: Junior.

Tonkla: Co za celebryta z tego mojego przyjaciela!

    Przewijałem komentarze, czytając różne opinie i krytykę, zarówno pozytywną, jak i negatywną. Wielu było zdania, że P'Vee niespodziewanie zmienił swoje preferencje z kobiet na mężczyzn, ale on twierdził, że tak nie jest, przylepiając mi etykietkę juniora. Nie miałem nic przeciwko temu, by nie ogłaszać światu statusu naszego związku. Jeśli ktoś by mnie zapytał, mogłem jasno postawić sprawę. Nie ukrywałem, że pociągają mnie faceci, ale w przypadku P'Vee, który nigdy wcześniej z żadnym się nie umawiał, sytuacja wyglądała inaczej. Domyślałem się, że trudno było mu o tym mówić. Dotychczas miał dziewczynę, więc to zrozumiałe, że mnóstwo osób ciekawiła nagła zmiana jego preferencji.

    Chciałem zadzwonić i go upomnieć, bo zrobił coś bez zastanowienia. Był przecież byłym Księżycem Uniwerka, a mimo to zrobił coś, co przyciągnęło uwagę innych i wywołało plotki. Aktualnym Księżycem uczelni był co prawda ktoś inny, ale to nie znaczyło, że ludzie przestali interesować się P'Vee.

    Gdyby ktoś zapytał, jak się teraz czułem, mogłem powiedzieć… że jestem szczęśliwy. To było nasze pierwsze wspólne zdjęcie. Mimo że nie widać naszych twarzy, byłem świadomy, że przedstawia P'Vee i mnie. Jednak po zastanowieniu zacząłem się o niego martwić.

    Drrrrrrr!

    Rzuciwszy okiem na ekran telefonu, dostrzegłem imię mężczyzny, który rozpanoszył się w moim umyśle. Kąciki moich ust automatycznie uniosły się w uśmiechu.

    – Halo?

    [Mogę zadzwonić do ciebie na wideo?] – zapytał głębokim głosem.

    – Co, do cholery, Phi?

    [Pospiesz się.]

    Hej, więc po co pytasz mnie o pozwolenie? – pomyślałem, włączając kamerę. Nie miałem pojęcia, gdzie on się znajduje, bo widać było jedynie ciemny ekran.

    – P'Vee…

    Jego przystojna twarz pojawiła się na ekranie. Lekko zaczerwienione oczy wskazywały wyraźnie, że sporo wypił.

    – Dlaczego nie śpisz? Po co dzwonisz?

    [Nie wolno mi zadzwonić?]

    – Cóż, jesteś teraz pijany – skwitowałem, kładąc się na łóżku.

    Było już naprawdę późno. Dużo później niż zwykle, kiedy kładłem się spać. Uniosłem brwi, widząc, że P’Vee otwiera usta, ale nie słychać żadnego dźwięku.

    – Co?

    [Vee! Kto to jest na tym zdjęciu, które wrzuciłeś?]

    P'Vee odwrócił wzrok od kamery, gdy za jego plecami rozległ się znajomy głos, należący do P'Yoo.

    [To nie twój interes] – odparł młodszy z braci.

    [To powiedz chociaż, z kim rozmawiasz!]

    Ekran komórki się zatrząsł, a chwilę później w miejscu rozmycia pojawiła się twarz P'Yoo.

    [Jesteś moim ojcem czy co?]

    Najwyraźniej P'Vee usiłował wyrwać mu komórkę, bo przez jakiś czas widać było jedynie ściany jego pokoju.

    [Jestem twoim bratem. A jeśli chodzi o niego…] – Palec P'Yoo wskazał na telefon. – [Jeśli nie masz zamiaru potraktować go poważnie, to przestań być palantem i usuń się z jego życia! To nic innego jak wymuszanie. Trzymasz go w niepewności.]

    Ich głosy ucichły, po czym rozległy się kroki wychodzącego P'Yoo.

    P'Vee milczał, a po chwili dobiegł mnie odgłos wskazujący, że on również ułożył się na łóżku.

    [Wciąż tam jesteś?] – Jego głęboki głos przerwał ciszę.

    – Tak.

    Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, po czym nie mogłem się pohamować i powiedziałem:

    – Cóż, to prawda. Lubisz wodzić mnie za nos.

    [Hej… Ty też zamierzasz mnie zganić? Tak jak on?]

    – Nie. Nie czuję się z tym aż tak źle.

    [Naprawdę? Więc nie czujesz się źle? Dlaczego więc ja czuję się tak dobrze?]

    – Hmph! Naprawdę lubisz mnie zwodzić – upomniałem go.

    [A ty tego nie lubisz?]

    P'Vee uniósł pytająco brwi. Słychać było, jak przez chwilę układa się w wygodniejszej pozycji i przykrywa kocem.

    – Lubię – odpowiedziałem cicho, z uśmiechem. Jego ładne oczy przez chwilę na mnie patrzyły, po czym jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.

    [Lubisz, kiedy cię prowadzę, prawda?]

    Jego brwi uniosły się pytająco, a usta wciąż zdobił piękny uśmiech. Przez chwilę przyglądałem się twarzy o idealnie wyrzeźbionych męskich rysach, po czym głęboko odetchnąwszy, wypowiedziałem kilka prostych słów do mężczyzny, który na mnie patrzył:

    – Lubię… ciebie, Phi.

 


Tłumaczenie: Juli.Ann

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny  

Komentarze

Popularne posty