LM – Rozdział 17
Nie
bądź głupi
[Vee
Vivis]
Poranek, który powinien zacząć się pogodnie, dla mnie
takim nie był. Nie uporządkowałem jeszcze swoich spraw, a mój przyjaciel
przyszedł i narzekał na kłótnię ze swoim chłopakiem. Wczoraj długo pocieszałem
Bara, aż w końcu udało mi się go uspokoić i uśpić. Czekałem na powrót
Tossakana, ale ten przystojniak się nie pojawił. Skończyło się na tym, że
spędziłem u Bara całą noc.
Obudziłem się przed nim i byłem już w drodze do Marka,
z którym wczoraj się pokłóciłem. Kiedy miałem chwilę, żeby się nad tym
zastanowić, zdałem sobie sprawę, że byłem zbyt porywczy. W rzeczywistości nie
miałem prawa być o niego zazdrosny. Popełniłem błąd. Widok fotki, na której był
w objęciach Nuei sprawił, że straciłem nad sobą kontrolę. Im częściej widywałem
Nueę podążającego za Markiem, tym bardziej chciałem ich natychmiast rozdzielić.
– Muszę pomóc seniorom w uporządkowaniu apteczek.
Pośpij jeszcze trochę. W końcu nie spałeś całą noc. – Zamarłem, widząc
Tossakana wychodzącego z pokoju Marka. Szarpnęło mną tak wiele emocji, że nie
potrafiłem ich rozróżnić. Myślałem o rzeczach, o których nie powinienem, i to
powodowało, że poczułem się nieziemsko zestresowany.
– Ty też nie spałeś całą noc. – Usłyszałem głos Marka dochodzący
z wewnątrz. Nie widziałem go, bo stojący w drzwiach Tossakan zasłaniał mi widok
na chłopaka w pokoju.
– Jesteś rozpalony, Mark. Weź jakieś lekarstwo.
Więc to znaczy, że się dotykaliście? – pomyślałem, bo
skąd Kan mógł wiedzieć, że właściciel pokoju jest gorący.
– Najpierw chcę się trochę przespać.
– Jasne. Zostawię u ciebie koszulę, dobrze?
– Tak.
Drzwi zostały zamknięte. Tossakan podszedł do mnie, a
ja nie usunąłem mu się z drogi. Dostrzegłem jednak, że koszulka, którą miał na
sobie, należała do Marka. Zacisnąłem pięści, mając ochotę złapać studenta
medycyny za kołnierz i wymierzyć mu cios.
Więc byliście razem, zostawiając mnie i Bara samych!
Na mój widok Tossakan uniósł brwi. Wysoki facet, będący
mojego wzrostu, nieznacznie mi się ukłonił, patrząc na mnie ze swoim zwykłym lekkim
uśmiechem. Kiedyś to lubiłem, ale nie tym razem.
– Zaczekaj! – zawołałem, zanim przeszedł obok mnie.
Zatrzymał się.
– Tak?
Wiedziałem, że był świadomy relacji łączącej mnie z
Makiem. Taki bystry facet jak on musiał o tym wiedzieć. A dzieciak w pokoju
pewnie już mu wszystko powiedział. Nie wiedziałem jednak, ile tak właściwie on
wie. Nie miałem pojęcia, o czym rozmawiali.
– Pokłóciłeś się z moim przyjacielem, a potem
przespałeś się z tym kolesiem? – skarciłem go, wskazując na pokój, z którego
właśnie wyszedł.
– Twój przyjaciel wie, że nie uprawiałem seksu z
Markiem. A spanie w jego pokoju to nie to samo co spanie z nim – wyjaśnił,
robiąc zirytowaną minę. – Przestań patrzeć na mnie w taki sposób, P'Vee.
Myślisz, że on i ja coś zrobiliśmy. Szczerze kocham P'Bara. Na zabój. A chłopak
w środku nie spał całą noc, myśląc tylko o tobie.
Tossakan wskazał na pokój Marka.
Myślał o mnie całą noc?
– Cóż, wyszedłeś z jego pokoju…
– Nie myśl sobie, że on należy do łatwych. Mark też ma
uczucia. Nie wierz we wszystko, co widzisz. Posłuchaj raczej tego, co on ma ci do
powiedzenia – przemówił z wyrzutem.
Odwróciłem wzrok od młodszego chłopaka, który karcił
mnie, jakby to on był na mnie wkurzony, a nie Mark.
– Chcę go wysłuchać, ale za każdym razem wpadam w
złość, zanim zdążę to zrobić. Cholera! – skarciłem samego siebie, przeczesując
włosy, by rozładować frustrację.
– Obaj jesteście facetami, więc żaden nie ustąpi, co?
Ty też musisz się zmienić. Jeśli naprawdę chcesz być z nim na poważnie, to wasz
związek nie będzie przypominał tego, w którym byłeś ze swoją dziewczyną. On
jest mężczyzną, więc musi mieć prawo być w pobliżu innych facetów, rozumiesz? –
kontynuował, jakby wygłaszał kazanie.
– Pouczasz mnie, a sam masz nie lepszy bałagan w swoim
życiu. Najpierw uporządkuj swoje sprawy – rzuciłem, chociaż to, co mówił, było
absolutnie prawdziwe.
– Właśnie to zamierzam zrobić – powiedział, po czym
spojrzał na mnie. – Ale nie mam odwagi stanąć twarzą w twarz z P'Barem, P'Vee.
Jego oczy, które patrzyły na mnie, przypominały oczy
szczeniaka szukającego rady, co sprawiło, że się uśmiechnąłem.
– To twój problem. Powiem ci tylko… Wczoraj wypłakiwał
sobie oczy. – Poklepałem go kilka razy po ramieniu.
Kan spojrzał na mnie, po czym wymamrotał, że ma
nadzieję, iż Mark będzie na mnie zły jeszcze przez bardzo długi czas.
Zignorowałem jego życzenie, bo dotarłem już do drzwi pokoju Marka.
Puk! Puk! Puk!
Zapukałem trzy razy, wywołując osobę znajdującą się w
środku. Nie powiedziałem ani słowa, nie chcąc ujawnić, kim jestem.
– Zapomniałeś czegoś? – Zaspane oczy i głos Marka
sprawiły, że uniosłem brwi z niezadowolenia. Widząc go w cienkiej koszulce i
obcisłych szortach, poczułem jeszcze większą irytację. Mimo że wyglądał
przystojnie i pociągająco, nadal był chłopakiem, prawda? I spędził całą noc z
innym facetem… Zmarszczyłem brwi i wykrzywiłem usta obserwując jego twarz, na
której dostrzegłem lekkie oszołomienie.
– Zapomniałem o mojej żonie – powiedziałem cicho.
– Dlaczego…?!
Zanim zdążył przekląć, zamknąłem jego usta swoimi,
ignorując jego zaskoczenie. Całowałem go raz za razem, po czym mocniej
przyciągnąłem go do siebie, a on uderzał mnie w plecy, próbując się wyrwać.
Ale przepraszam… Tym razem nie zamierzałem go puścić.
Użyłem nóg, by wepchnąć Marka do środka, nawet gdy
nasze ciała przylegały do siebie. Wyciągnąłem rękę, by zamknąć drzwi, podczas
gdy on cofał się zgodnie z moją wolą, aż obaj znaleźliśmy się na środku pokoju.
Uderzenie!
– Zwariowałeś czy co?! – zdołał mnie odepchnąć.
Zachwiałem się, ale udało mi się utrzymać równowagę.
Wyprostowałem się i spojrzałem na niego. Był ewidentnie wściekły. Podszedłem
bliżej, patrząc mu prosto w oczy.
– Przyszedłem cię przeprosić.
Mark otworzył usta, słysząc moje słowa. Stał tak przez
kilka sekund, zanim wreszcie wydał z siebie gardłowe, pogardliwe prychnięcie:
– Pffff.
– …
– Myślisz, że jestem łatwy?
Poczułem, jak te słowa wywołują u mnie odrętwienie.
Nie chciałem, żeby patrzył na mnie z pogardą ani żeby czuł się zraniony, ale to
ja go do tego doprowadzałem.
– Przepraszam – powiedziałem, wyciągając rękę, by go
dotknąć, ale on ją odsunął. Odtrącona dłoń była niczym w porównaniu z moim
złamanym sercem.
– Za kogo ty się uważasz? Za kogo uważasz mnie?
Myślisz, że skoro cię lubię, to możesz robić ze mną, co tylko zechcesz? Że
możesz mnie besztać, ranić lub patrzeć na mnie z góry, jak ci się podoba? –
mówił spokojnie, z pogardliwym uśmiechem, którego nigdy wcześniej u niego nie
widziałem.
– Przepraszam… Byłem wtedy wściekły. To zdjęcie było
takie oczywiste, a teraz masz dodatkowo coś wspólnego z Kanem – odpowiedziałem,
próbując się bronić.
– Co masz na myśli, mówiąc, że coś się dzieje? –
przymrużył oczy, pytając z goryczą.
– Wiem, że to nic takiego. Przed chwilą rozmawiałem z
Kanem – zapewniłem cicho.
– To dlaczego nie poszedłeś porozmawiać także z
P'Nueą? A może całą noc byłeś zajęty rozmową z P'Ploy?
– Nie rozmawiałem z nią. Nie rozmawiałem też z nim, bo
powiedział, że cię lubi – odpowiedziałem.
– Więc dlaczego teraz rozmawiasz ze mną?
– Mark… – Mój głos stawał się coraz cichszy. – Przepraszam.
Z całych sił starałem się stłumić emocje.
– Nie wiem już, co mam powiedzieć. Jestem tak
cholernie sfrustrowany. Myślałem o tobie całą noc, ale nie chcę widzieć twojej
twarzy ani słyszeć twojego głosu. Nie chcę słyszeć, że wróciłeś do niej –
mówił, patrząc na mnie.
Jego niespokojne, przepełnione bólem oczy wbijały się
prosto w moje serce, które boleśnie się ścisnęło, promieniując bólem w całym
ciele.
Jego owalne oczy wbijały się we mnie, a jego
zaciśnięte usta sprawiały, że poczułem jego ból.
– Kiedy przestaniesz ją kochać? – zapytał, a z jego
oczu zaczęły płynąć łzy.
Nienawidziłem, gdy płakał. Nie chciałem widzieć jego
słabości, ale to ja doprowadzałem go do takiego stanu.
– Nie umiesz przestać jej kochać? – kontynuował. – Nie
możesz mieć mnie i jej w tym samym czasie… To boli.
– Mark… – wymamrotałem jego imię, przyciągając go do
siebie. Jedną ręką przycisnąłem jego głowę do swojego ramienia, a drugą objąłem
jego talię, trzymając go blisko. Nie odpowiedział. Ani nie zareagował. Nie
obejmował mnie, ale nie próbował się również odsunąć.
– Czy możemy teraz być tylko my? – zacieśniłem uścisk.
– Porozmawiam z nią, kiedy wrócę, ale czy na razie możemy być tylko ja i ty? Nie
będziesz miał nic przeciwko, jeśli zachowam się samolubnie jeszcze ten jeden
raz?
Odsunąłem się lekko, by spojrzeć mu w twarz. Miał lekko
opuchnięte oczy, ale patrzył wprost w moje.
– Co z ciebie za sukinsyn… – powiedział, zbliżając się
do mnie i opierając głowę na moim ramieniu. – Prawdziwy pierdolony drań.
– Przyznaję – odpowiedziałem, podnosząc ręce, by objąć
tego, który mnie zbluzgał. Delikatnie pocierałem jego włosy, rezygnując ze słów
pocieszenia.
– Jesteś samolubnym draniem – mruknął cicho przy moim
uchu.
– Przyznaję się…
Dopóki mogłem być z nim, przyznawałem się do
wszystkiego. Po chwili Mark powoli wysunął się z mojego uścisku i spojrzawszy
mi w twarz, cicho powiedział:
– P'Nuea mnie lubi. Wyznał mi to, chociaż byłem już
tego świadomy. Powiedziałem mu, że jest ktoś, kogo lubię, ale on oznajmił, że
poczeka.
– Na co? – Szczerze mówiąc, nie rozumiałem Nuei. Mark
wyraził się wystarczająco jasno, ale on nadal się przy nim kręcił!
– Jeśli zacznę spotykać się z tym kimś, to on ze mnie
zrezygnuje. Ale jeśli tego nie zrobię, prosił, żebym przyszedł do niego –
powiedział, patrząc na mnie z oczekiwaniem, jakby chciał, żebym coś powiedział.
Jakby szukał w moich słowach odpowiedzi. Uśmiechnąłem się, po czym nachyliłem
się do jego zaczerwienionego ucha.
– Nigdy do niego nie pójdziesz – szepnąłem
zdecydowanie. Mark spojrzał na mnie, a nasze twarze bezwiednie się do siebie zbliżyły.
– Nie pozwolę na to – dodałem, delikatnie dotykając nosem jego wilgotnego
policzka.
– Czy w takim razie mogę nie pozwolić ci wrócić do
niej? – zapytał, odsuwając się nieco.
– W tej chwili mam tylko ciebie – odpowiedziałem.
– A co z przyszłością? – zapytał ochrypłym głosem, a jego
oczy wyrażały oczekiwanie.
– Tylko ciebie – powtórzyłem, po czym złożyłem
pocałunek na jego spuchniętych, czerwonych wargach. Delikatnie je ssąc, użyłem
języka, by uzyskać zgodę na wejście do jego ust. Na początku Mark pozostawał
nieruchomy, ale gdy zacieśniłem uścisk, rozchylił wargi i odwzajemnił
pocałunek. Przez kilka minut nasze usta pozostawały złączone, przekazując sobie
nawzajem uczucia i uwalniając stłumione emocje.
Pocałunek niósł obietnicę.
Obiecałem sobie, że od teraz wszystko będzie
jaśniejsze…
– Ja… muszę iść na zajęcia – powiedział chrapliwym
głosem, a ja uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa. Spojrzałem mu w twarz, a on
unikał mojego spojrzenia, po czym położył się obok mnie.
– Nie zrobię tego, jeśli tego nie chcesz –
powiedziałem, kładąc dłoń na jego talii.
Przybliżyłem się, aż moja twarz dotknęła jego
ramienia, po czym pocałowałem jego twarde mięśnie, które odznaczały się pod
cienką koszulką.
– Mówiłem, że muszę iść na zajęcia – powtórzył,
odsuwając moją rękę. Westchnąłem przeciągle, po czym wyjąłem telefon z kieszeni
spodni, by zadzwonić do bliskiej przyjaciółki.
– Yeewa – zawołałem jej imię, gdy tylko odebrała.
– O co chodzi? Dlaczego nie poczekasz, aż się
przywitam? – Jej słodki głos rozbrzmiał w moim uchu.
– Twój podopieczny jest chory – powiedziałem,
odwracając twarz w stronę Marka i podnosząc rękę, by delikatnie dotknąć jego
szyi. Wzdrygnął się na mój dotyk. – Jest naprawdę gorący i trochę dyszy –
powiedziałem z uśmiechem, próbując powstrzymać śmiech na widok jego wyrazu
twarzy. Owalne oczy wyrażały niezadowolenie, a twarz płonęła rumieńcem.
– Czy to coś poważnego? Chcesz, żebym wezwała lekarza?
– zapytała z troską Yeewa.
– Nie musisz. Dzwonię tylko, żeby ci powiedzieć, że
nie dołączymy do porannej „sesji” – powiedziałem spokojnie.
– Poczekaj chwilę… Coś tu jest nie tak.
– Nie dzwonię, żebyś była podejrzliwa, a po to, żeby
cię poinformować. Porozmawiamy później – powiedziałem i rozłączyłem się, zanim przyjaciółka
zaczęła narzekać. Uniosłem brwi, patrząc na marszczącego czoło Marka.
– Co za drań – powiedział cicho, a ja uśmiechnąłem się
w odpowiedzi.
– To ty powiedziałeś, że jestem draniem – odparłem,
podnosząc rękę, by zmierzwić mu włosy. Warknął na mnie, ale zaraz potem
odwrócił twarz.
Pochyliwszy się, oparłem się o jego muskularne ramię,
a następnie objąłem go w talii. Nie podniósł ręki, by objąć mnie za szyję ani
nie pogłaskał mnie po głowie, ale jego ciało zesztywniało. Ten, który jeszcze
chwilę wcześniej płakał, teraz odwrócił się w moją stronę, wzdrygając się,
kiedy na niego spojrzałem.
– Więc jesteśmy w dobrych stosunkach? – zapytałem
błagalnie.
Twarz Marka stopniowo zaczęła się rumienić, a jego piękne
oczy uciekły w bok. Nigdy wcześniej z nim nie flirtowałem, a on ze mną – rzadko.
Nie odpowiedział. Jedynie lekko się przesunął, ale przyciągnąłem go do siebie
tak, że nie mógł się poruszyć.
– Już wszystko w porządku, prawda? Przecież właśnie
się całowaliśmy i pogodziliśmy – kontynuowałem, a on spojrzał na mnie
zaskoczony. Uśmiechnąłem się do niego, po czym pociągnąłem jego długie ramię i
obaj położyliśmy się ponownie, tym razem tak, żebym mógł położyć się na jego
ramieniu. Mark patrzył na mnie nieco zmieszany, ale się nie odsunął.
– Phi…
– Będę grzeczny. Już tyle razy cię wykiwałem – dodałem
z uśmiechem. Jego czerwona twarz zaczęła rozluźniać się w lekkim uśmiechu, po
czym mruknął:
– Myślisz, że jesteś słodki, kiedy to robisz? – Jego
słowa wytrąciły mnie z równowagi. Moja pewna siebie mina nieco oklapła, a na twarzy
ukazało się zamyślenie.
– Cóż… Powiedziałeś, że to lubisz, więc ja… – Mój głos
zanikł, gdy Mark nachylił się, by delikatnie pocałować moje usta. Trwaliśmy tak
przez kilka minut, a ja poddawałem się pieszczotom jego warg.
– Podoba mi się to tak bardzo, że nie mogę przestać… –
powiedział, wywołując u mnie szeroki uśmiech.
– Mam wrażenie, że się w tobie zakochuję –
powiedziałem zarumieniony, po czym odwróciłem się do niego bokiem. Mark zbliżył
się do mnie, przyciągając moją twarz do swojej słodko pachnącej szyi, a jego
podbródek spoczął na mojej głowie.
– Naprawdę lubię to w ten sposób, P'Vee – powiedział.
Przysunąłem się jeszcze bliżej, by w ten sposób
przyznać, że ja też to lubię. Leżeliśmy przytuleni do siebie przez ponad
godzinę. Przebudziłem się nie dlatego, że czułem się wyspany, ale dlatego, że
ciało Marka zaczęło się rozgrzewać. Odsunąłem się trochę i spojrzałem na zegar.
Było już po dziewiątej, uznałem więc, że czas na śniadanie.
Zszedłem na dół po coś do jedzenia dla Marka, decydując
się na gotowany ryż z rybą. Zanim wróciłem do pokoju, udałem się do studentów
medycyny, by poprosić o lekarstwa na gorączkę. Szukałem Kana i Bara, ale
nigdzie ich nie widziałem. Postanowiłem, że pozwolę im rozwiązać własne sprawy.
Teraz najważniejszy był Mark, który miał gorączkę.
– Jeśli to ból gardła, pij ciepłą wodę. Sugeruję powstrzymanie
się od picia zimnych napojów i używanie mokrej szmatki zamiast prysznica.
Przyjmuj ten lek po posiłkach – poinstruował mnie jasnoskóry przyszły lekarz, z
uśmiechem wręczając mi lekarstwo.
– Dziękuję – odparłem grzecznie.
– Ze mną wszystko w porządku, to dla mojego juniora –
odpowiedziałem z uśmiechem.
Chłopak skinął głową, po czym wyjaśnił mi, jak
prawidłowo wycierać ciało mokrą szmatką, i po chwili się oddalił.
Wróciłem do pokoju z tacą, na której znajdował się
gotowany ryż i lekarstwa. Postawiłem tacę obok łóżka, a potem podszedłem do
Marka. Delikatnie dotknąłem jego czoła i zauważyłem, że nie jest już tak
gorący, choć i tak uważałem, że powinien wziąć lekarstwo. Poszedłem przygotować
trochę ciepłej wody, a potem wróciłem, by usiąść i – namoczywszy szmatkę zgodnie
z instrukcjami – delikatnie wytarłem jego twarz. Przeszedłem na szyję, a Mark
wzdrygnął się, odwracając głowę, gdy zdał sobie sprawę, że coś go dotyka.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Wycieram cię. Masz gorączkę – wyjaśniłem, mimo że
jeszcze o nic mnie nie zapytał. Skinął głową na znak zrozumienia, po czym
powoli usiadł, a potem…
Nagle zdjął koszulkę i odwrócił się, spoglądając na
mnie zamglonymi oczami. Przełknąłem ślinę, ściskając ścierkę w dłoni. Ten mały
bachor! Czy on nie zdaje sobie sprawy, że obaj jesteśmy facetami, którzy byli
już ze sobą w intymnej sytuacji? Potrafił sprawić, że drżałem, tak samo jak ja
potrafiłem przyprawić o drżenie jego. Cholera! Wystawiał na widok swoje jędrne,
muskularne ciało! Przełknąłem głośno ślinę. Co ja mam zrobić?
– Wytrzyj też moje plecy. Czuję się tak cholernie obrzydliwie
– powiedział, po czym położył się na boku. Przełknąłem ślinę ponownie.
Mark odwrócił twarz w inną stronę, co wyraźnie
poprawiło moją koncentrację. Postanowiłem nie zwracać uwagi na idealną sylwetkę
przed sobą. Starałem się unikać patrzenia na jego kształtny tyłek, który cienkie
spodenki ledwie zakrywały. Ale w mojej głowie pojawiła się jedna myśl: czy
tyłek faceta może być tak pociągający?
– No dalej, wytrzyj mnie – ponaglił, a jego głos
przywrócił mnie do rzeczywistości.
Nabrawszy powietrza do płuc, przywołałem się do
porządku, próbując stłumić uczucia. Z niejaką zazdrością spojrzałem na trzymaną
w dłoni szmatkę. Gdyby tylko nie było tej ścierki między nami…
– Za długo się tam grzebiesz – powiedział, odwracając
się, by na mnie spojrzeć. Uniósłszy brwi, zacząłem działać.
Po wytarciu Marka kazałem mu coś zjeść i wziąć
lekarstwo. Zgodził się bez oporów. Był inny niż Bar, który narzekał zawsze, gdy
był chory. Żaden z naszych przyjaciół nie chciał się wtedy do niego zbliżać. Zawsze
to niewdzięczne zadanie spadało na mnie.
Pozwoliłem Markowi położyć się i odpocząć, zgodnie z
jego prośbą ustawiając budzik na 16:30. Właściwie nie chciałem, żeby brał
udział w zajęciach, ale to była jedna z głównych aktywności, których nie mógł
przegapić. Zresztą on sam też chciał tam pójść.
Kiedy się upewniłem, że Mark śpi, poszedłem
porozmawiać z Barem i jego studentem medycyny. Oczywiście, byli razem, choć nie
miałem pojęcia, jak do tego doszło.
Boom dopingowy odbywał się na zewnątrz. Wszyscy
ustawiliśmy się w dużym kręgu, zajmując sporą część plaży. Utworzyliśmy kilka
kręgów wewnątrz kręgów, by zmieścić się w ograniczonej przestrzeni. Wrzeszczący
seniorzy prowadzeni przez Ponda wyglądali tak, jakby mieli ochotę podejść i
dźgnąć go nożem. Chciałem krzyknąć coś w stylu: „Możesz dać sobie spokój, bo twój
autorytet zniknął w dniu, w którym zabrałeś juniorów na drinka”. Jednak
powstrzymałem się i po prostu przyglądałem się pierwszoroczniakom. Nasi
juniorzy patrzyli na mnie, zaczynając plotkować. Wielu z nich robiło rozmarzone
miny, a ja usłyszałem komentarze o tym, że były Księżyc Uniwersytetu jest teraz
singlem. Słyszałem nawet rozmowy o zdjęciu pary, które wrzuciłem do sieci.
Uśmiechnąłem się do osobnika ze zdjęcia, a na jego twarzy ujrzałem ten sam zwykły,
spokojny wyraz. Może nie czuł się najlepiej z powodu gorączki. Podszedłem w
jego kierunku, aż Fuse uniósł brwi, co zmusiło mnie do rzucenia mu chłodnego
uśmiechu.
Ten koleś był moimi oczami i uszami.
– O co to całe zamieszanie? Dlaczego patrzycie w tamtą
stronę? Nawet jeśli to spokojne zajęcie, nie będę się z wami cackał! – wykrzyknął
P'Pond.
– Dlaczego nie jest wyluzowany? Widziałem go dziś
rano, jak rozkosznie się uśmiechał – zaśmiałem się, co sprawiło, że Pond
spojrzał w moją stronę. Kamphan wyszeptał coś do Fuse'a. Przystojny, aktualny Księżyc
naszego wydziału ukradkiem trzepnął kolegę w głowę, po czym spojrzał prosto
przed siebie.
– Następną czynnością jest doping, aby otrzymać
zębatki od starszych klas jako formę symbolicznej akceptacji. Wszystkie
pierwszoroczniaki, proszę wychodzić pojedynczo, gdy seniorzy będą wywoływać
wasze imiona.
Zapamiętywałem prawdziwe imiona i pseudonimy
wszystkich osób. Pierwszoroczniacy przyglądali się, jak grupy ich przyjaciół
tworzyły krąg i wykrzykiwały w jego środku. Około 30 kroków dalej ich starsi
koledzy trzymali zębatki, czekając na nich. Gdy każdy z nich przechodził obok,
Pond i Pin bawili się z nimi, prosząc ich o podwójne zgłoszenie, udając, że
pomylili imiona seniorów, a nawet każąc im je kilkakrotnie powtarzać.
– Teraz numer identyfikacyjny studenta xxxxxxxxxx –
ogłosili dwukrotnie.
Wysoki chłopak, którego dobrze znałem, powoli wstał i
podszedł do środka kręgu. Prawie się przewrócił, potykając się o własną nogę,
choć głośno wykrzykiwał odpowiednie słowa. Za każdym razem, gdy poruszał się w
górę i w dół, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Jego śliczne oczy wpatrywały
się w zębatkę, a ochrypły, głęboki głos bezbłędnie wymawiał każde z imion swoich
mentorów.
– Jeszcze raz! Nie słyszę cię! – krzyknął Pond, na co
Mark odwrócił się w jego stronę, a ja szybko podążyłem tam wzrokiem. Nie
skończył nawet połowy, gdy Pin wtrącił się i kazał mu zacząć od nowa. Dlaczego
moi przyjaciele go nękali? Spojrzałem na Yeewę, która patrzyła na Marka ze
zmartwieniem w oczach. Nie bała się, że chłopak popełni błąd, ale raczej o to, że
może się przewrócić. Jego twarz stawała się coraz bledsza i nie mogłem już na
to patrzeć. Podszedłem do Ponda i szepnąłem mu, że Mark nie czuje się dobrze.
– Dzieciak jest chory, ty draniu – warknąłem. Mój
przyjaciel zrobił zdezorientowaną minę i spojrzał na mnie, jakby szukał
potwierdzenia. Spojrzałem na niego surowo.
– Przepraszam cię za to. To chłopak Nuei, więc
chciałem mu trochę dokuczyć – wyjaśnił Pond.
Miałem ochotę kopnąć go w tyłek i wrzasnąć, że to jest
MÓJ chłopak!
Mark wykrzyczał wymagane słowa po raz czwarty, po czym
powoli podszedł po swoją zębatkę. Student drugiego roku założył mu ją na szyję,
a Yeewa podeszła, by go pocieszyć, po czym razem wyszli z kręgu. Drugi senior, Nuea,
również podszedł, uniósł rękę, by dotknąć czoła Marka, a ten odwzajemnił
uśmiech, po czym usiadł z przyjaciółmi. Gdy przechodził obok mnie, spojrzał w
górę, po czym bezgłośnie mruknął:
– Ok.
– Świetna robota – rzuciłem.
Boom dopingujący trwał do końca, aż wywołano ostatnie
osoby: Bara i Fuse’a – aktualnego Księżyca wydziału. Fuse był traktowany
szorstko, ponieważ jego mentorem był Bar. Pond był zły na Bara od południa, a
Pin nienawidził tego, że Fuse jest tak cholernie przystojny, więc również się
wtrącił. Nie mogłem się powstrzymać i przyłączyłem się do zabawy, aż Bar musiał
się w końcu ruszyć, by chronić swojego podopiecznego.
– Nie potrzebuję zębatki, bo jestem żoną lekarza! – wykrzyknął
Bar po długim czasie nękania. Zmarszczył brwi, po czym chwycił za kołnierz
Tossakana, pokazując zębatkę wiszącą na szyi studenta medycyny. Okrzyki były
tak głośne i entuzjastyczne, że Bar aż się zarumienił.
– Ten trybik inżynieryjny jest teraz z lekarzem –
oznajmił Kan, trzymając zębatkę razem z Barem. – Ten student Wydziału Inżynierii
również należy do lekarza. Czy to jasne?
Podszedłem do Marka i powoli wyciągnąłem go z kręgu.
– Poczekaj tylko, aż ujawnię swój status –
powiedziałem, kierując się z nim z powrotem do pokoju.
– Jaki status zamierzasz ujawnić? – zapytał, więc
zatrzymałem się tuż przy schodach.
– Informacje o mojej żonie, tak jak Bar ogłosił status
swój i Kana – odpowiedziałem.
– Kan nie jest żoną P'Bara – zauważył Mark.
– A może chcesz ogłosić, że jesteś moją żoną, tak jak
zrobił to Bar? To by mi nie przeszkadzało – powiedziałem z uśmiechem.
Wysoki facet obok patrzył na mnie z otwartymi ustami.
– Dlaczego miałbym mówić coś takiego? – zapytał,
jąkając się, po czym ruszył dalej, zostawiając mnie z cichym chichotem.
Tego wieczoru seniorzy i juniorzy spotkali się,
tworząc trzy duże kręgi. Rozmawialiśmy i jedliśmy, chodząc między kręgami.
– Dlaczego Mark zawsze musi siedzieć blisko Vee za
każdym razem, gdy pijemy? – narzekał Nuea, na co uniosłem brwi i przysunąłem
się jeszcze bliżej Marka.
– I co z tego? – zapytałem przyjaciela, po czym
położyłem ramię na szyi Marka.
– Jesteś pijany, Phi? – zapytał mnie Mark ochryple. To
raczej on wyglądał na lekko wstawionego.
– Nie. To ty jesteś pijany – odpowiedziałem, wyjmując
mu szklankę z dłoni.
– Jeszcze trochę – powiedział, mrugając do mnie nieco zamglonymi
oczami.
– Zaraz opadną ci powieki. Na dodatek jesteś chory –
powiedziałem surowo.
– Tak… – potwierdził, sprawiając, że podejrzliwie uniosłem
brwi.
– Co się stało? – zapytała Yeewa, pochylając się
bliżej.
– Dlaczego twój junior jest tak posłuszny? – zapytał Nuea.
Moje oczy nadal były skupione na Marku.
– Nie chcę, żeby się o mnie martwił – odpowiedział
Mark, a jego słowa sprawiły, że usta Yeewy otworzyły się ze zdziwienia.
Poklepała mnie po ramieniu, na co lekko się wzdrygnąłem.
– Zachowajcie dystans. Dlaczego nie powiedziałeś mi
wcześniej, Mark? – szepnęła tak cicho, że tylko nasza trójka mogła to usłyszeć.
– Już przecież wiedziałaś, P'Yeewa – odpowiedział z
lekkim zawstydzeniem Mark, po czym wziął kęs pieczonej wieprzowiny.
Uśmiechnąłem się do niego, choć on tego nie zauważył, po czym delikatnie
potargałem mu włosy. Spojrzał na mnie nieśmiało.
– Nie boisz się, że inni zobaczą? – zapytał cicho
Mark, co skłoniło mnie do spojrzenia na przyjaciół. Nikt nie zwracał na nas
uwagi, wszyscy byli zajęci podziwianiem pary Bar – Kan. Żaden z obecnych nie
patrzył w naszym kierunku, z wyjątkiem mojego bliskiego przyjaciela.
Tego, który lubił mojego Marka.
Oderwałem wzrok od Nuei, sięgając po telefon, by
przeczytać komentarz, który właśnie się pojawił. Cały krąg wybuchł śmiechem i
gwizdami, co zmusiło Bara do wskazania, że to Tossakan wrzucił ten wpis. Rozległy
się prośby o pocałunek. W końcu kiedyś obiecali, że pocałują się na naszych
oczach. Chociaż początkowo para była temu niechętna, w końcu Księżyc Wydziału
Medycznego chwycił Bara i złożył mu na ustach pocałunek. Całowali się tak
namiętnie, że wydawało się, że za chwilę wtopią się w siebie na zawsze. Kiedy w
końcu się od siebie oderwali, rozległy się kolejne przekomarzanki. Bar był tak
zawstydzony, że wtulił się w klatkę piersiową swojego chłopaka, ale to nie
powstrzymało innych przed gwizdami.
– Kto lepiej całuje? Kan czy ja? – zapytałem Marka,
patrząc na niego, podczas gdy reszta zachwycała się pocałunkami tej dwójki.
– Co to za pytanie? Nigdy go nie całowałem –
odpowiedział Mark, a kąciki moich ust uniosły się w górę.
– Oceń na podstawie tego, co widziałeś. Tak na oko.
– Musisz zapytać, jaki rodzaj pocałunku lubię –
zasugerował Mark, na co pokręciłem głową i pochyliłem się bliżej jego ucha.
– Lubisz moje pocałunki? – szepnąłem cicho, po czym
odsunąłem się i czekałem na odpowiedź.
– Nie bądź głupi – odpowiedział, skupiając się z powrotem na
jedzeniu.
Na mojej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. Yeewa popukała
mnie lekko w ramię, mówiąc, że Nuea znów patrzy w naszym kierunku, ale mnie to
nie zmartwiło. Nie chodziło o to, że nie byłem świadomy jego spojrzeń czy że
nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo lubi Marka. Po prostu zdecydowałem się to
zignorować.
Co z tego, że go lubisz? Mark lubi mnie, a ja od tej
chwili nie zamierzam się już wygłupiać…
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz