WW – Rozdział 10
Good Day #10
– I jak, dobre?
– Nie.
– A co z tymi?
– Zasłaniają ci
oczy. Co to ma być? Dlaczego nagle zapragnąłeś nosić okulary?
Oye wykrzywił usta,
gdy przymierzałem okulary u optyka. Dzisiaj nie miałem żadnych wykładów, a obóz
bokserski był zamknięty. Cherry miał zajęcia. Wandee pracował.
Jako że obaj dysponowaliśmy
mnóstwem wolnego czasu, Oye poprosił mnie, żebym wyszedł z nim coś zjeść. Znalazłem
się u optyka, ponieważ obraz okularnika o imieniu Ter wciąż tkwił w mojej
głowie. Nie chodziło o to, że choćby w najmniejszym stopniu go polubiłem, że
potrafiłem przestać o nim myśleć czy coś w tym stylu. Po prostu nieustannie
porównywałem się z tym, kogo lubił Wandee. Ten facet był niezwykle uprzejmy i ułożony,
prawda? Od starannie przyciętej fryzury, okularów na nosie, po czyste, starannie
wyprasowane, formalne ubranie. Westchnąwszy, odłożyłem okulary i spojrzałem na
swoje lustrzane odbicie. Nigdy wcześniej nie przeszkadzało mi bycie sobą. Aż do
teraz.
Ten facet o imieniu
Ter – podmiot uczuć Wandee’ego i ja byliśmy kompletnymi przeciwieństwami. A mi na
domiar złego od pojutrza przyjdzie się odizolować i przez cały czas przebywać w
obozie treningowym. Nie będę mógł widywać Dee tak często jak dotychczas. Jako
że on również był zajęty, musiałem się pospieszyć i zdobyć jeszcze trochę
punktów.
Westchnąłem.
– Znowu wzdychasz!
Co jest tym razem z tobą nie tak? Masz depresję? Chodzi ci o to, że będziesz
musiał cały czas trenować i nie będziesz mógł widywać Dee?
– Nie, to wcale nie
tak.
– Chyba nie
zamierzasz na serio kupować okularów, co?
– Nie pasują do
mojej twarzy.
Wyszedłem ze sklepu przed
Oye. Mój brat wyglądał na wyraźnie zdezorientowanego, ale chętnie poszedł za mną.
Po jakimś czasie zauważyłem jednak, że mrużąc oczy, intensywnie się na mnie
gapił. Spojrzałem na niego, ukradkiem obserwując podobne do moich rysy twarzy, po
czym się odezwałem:
– Ye, masz niesamowite
szczęście.
– Dlaczego?
– Cherry naprawdę
cię lubi. Takim, jakim jesteś.
– Coś się kroi. Potrzebuję
więcej szczegółów.
– Lubię Dee, ale on
nie lubi mnie. Zakochał się w facecie, który jest moim całkowitym
przeciwieństwem. – Ponownie westchnąłem. Przed starszym bratem, takim jak Oye,
nie sposób było cokolwiek ukryć. Tym razem to mój towarzysz wydał z siebie ciężkie
westchnienie.
– Czyżbyś dopiero
teraz zdał sobie sprawę, że go lubisz?
– Co masz na myśli?
– Widziałem twoje spojrzenie,
kiedy patrzyłeś na Dee, i nie miałem żadnych wątpliwości, co do niego czujesz. Lubisz
go już od dłuższego czasu.
– Jestem tak łatwy
do przejrzenia? – Byłem zaskoczony jego spostrzegawczością.
Lubiłem Dee od
dłuższego czasu? Nawet się nie zorientowałem.
– Tak. Zarówno
Cherry, jak i ja od razu się domyśliliśmy – powiedział mój brat, kładąc ręce w
talii. Musiałem przyznać, że w tamtej chwili opadła mi szczęka.
– Nie miałem pojęcia,
że w ten sposób patrzę na Wendee’ego.
– I co teraz?
– Cóż, nic. Postaram
się być dla niego miły. Chcę być typem osoby, którą on lubi.
– Czujesz się
niekomfortowo?
– Niezupełnie, ale
właściwie… trochę. Dee i ja nie zaczęliśmy dobrze. Chciałbym, żeby było lepiej.
– Ale on wydaje się
ciebie lubić. – Oye
pokrzepiająco poklepał mnie po ramieniu. Najwyraźniej chciał dodać mi otuchy,
pocieszyć lub coś podobnego, ale jego gest nie pomógł mi niestety poczuć się
lepiej.
Z oczami utkwionymi
w podłogę podążałem po centrum handlowym za Oye.
– On mnie nie lubi.
Wykorzystuje mnie, żeby komuś dopiec. Jestem smutny, myśląc o tym.
– Boisz się
przegranej?
– Z mojej
perspektywy… Przegrałem, zanim jeszcze miałem szansę zacząć.
– Nigdy nie uczyłem
cię strachu, Yak.
– Nie boję się
niczego innego, ale nikt nie jest w stanie kontrolować cudzych serc. Zresztą
własnego też nie – wyjaśniłem Oye, który w reakcji na moje słowa potrząsnął
głową.
– Zając.
– Każdy zakochany człowiek
tchórzy.
– Wyczytałeś to w
jakiejś książce?
– Tak – przyznałem, ruszając
za nim.
Mieliśmy kupić kilka
artykułów gospodarstwa domowego, wszystkim zajmował się Oye, natomiast moim
obowiązkiem było służyć mu siłą moich mięśni, pomagając zanieść zakupy do domu.
– Bądź sobą, Yak.
Niezależnie od tego, czy będzie dobrze, czy źle, pozostań sobą. Nie musisz przesadnie
starać się dla nikogo. Słyszałeś kiedyś, że jeśli ktoś cię kocha, to nawet
jeśli nie kiwniesz w jego kierunku palcem, ten ktoś i tak cię będzie darzył
uczuciem?
– To z piosenki?
– Tak, zgadza się.
Pokiwałem głową ze
zrozumieniem, tak naprawdę nie rozumiejąc nic. Mój brat porzucił temat i pchnął
w moją stronę wózek na zakupy, żebym to ja popychał go do przodu. W miejsce
rozmowy o Wandeem i mojej miłości Oye zaczął mówić o nadchodzącym meczu
bokserskim.
– Proszę, potraktuj
ten mecz poważnie. Jeśli nadal będziesz wygrywać, otworzy się przed tobą szansa
na udział w mistrzostwach świata.
– Wiem.
– Czy ja na ciebie
naciskam? – zapytał Oye, odwracając się w moją stronę i unosząc brwi.
Pokręciłem głową, by
dać mu znać, że nie wywiera na mnie żadnej presji. Wiedziałem, że chciał, bym
zdobył mistrzostwo, ponieważ zarówno naszemu ojcu, jak i jemu się to udało. Wszyscy
wokół mnie naciskali, bym poszedł w ślady ojca i starszego brata. Wiedziałem,
że Oye również tę presję odczuwał.
Jak już wspomniałem,
mój brat od dzieciństwa zawsze się o mnie martwił – całkowicie bez powodu. I
jeśli ktoś chciał go skrzywdzić, mógł spróbować to zrobić, ale nikomu nie wolno
było krzywdzić mnie.
– Po prostu poczekaj,
a zobaczysz, Phi. Przyniosę kolejny pas mistrzowski i powieszę go w naszym domu.
Po tych słowach
przybiliśmy sobie piątkę, po czym mój brat, zabrawszy mi wózek, sam zaczął go
pchać.
Dzień przed
izolowanym treningiem miałem trochę wolnego czasu. Po skończonych wykładach
poszedłem do szpitala, żeby poczekać, aż Wandee skończy swoją zmianę. Nieszczęśliwym
trafem również tym razem natknąłem się na osobnika o imieniu Ter, ale kiedy
mnie ujrzał, poszedł w innym kierunku. Zacząłem lepiej poznawać pielęgniarki na
oddziale Dee i wyglądało na to, że do innych zdążyło już dotrzeć, że jesteśmy
kochankami. Wyraźnie widać było, że otrzymałem etykietkę zazdrosnego, młodego
chłopaka doktora Wandee. Dziś umacniałem swój wizerunek zazdrosnej połówki,
siedząc i czekając, aż będę mógł zabrać go do domu.
Jakiś czas później Wandee
skończył pracę, a zanim się przede mną pojawił, wysłał mi wiadomość. Nie miałem
pojęcia, jak wyglądał harmonogram pracy lekarzy, ale czasami Dee wydawał się
bardzo zajęty, a innym razem dysponował mnóstwem czasu. Nie miał wolnych dni w
jakichś regularnych odstępach, dlatego ostatnio czekałem, aż powie mi, kiedy
będzie wolny. Tak jak na przykład dzisiaj miał wolny wieczór, dlatego
umówiliśmy się na wspólne gotowanie i kolację u niego w domu. To on wpadł na
ten pomysł. Co więcej, powiedział nawet, że sam zgłasza się na ochotnika do
przygotowania jedzenia. Lista składników była niezwykle długa. A ponieważ
miałem wolny czas, wyręczyłem go, kupując wszystkie produkty i umieszczając je w
jego lodówce.
– Yak, już jestem.
Długo czekałeś?
– Niezbyt.
Założyłem, że powinieneś wyjść z pracy mniej więcej o tej porze.
Ziewając, podniosłem
wzrok znad telefonu. Czułem się nieco senny. Wandee jak zwykle się do mnie uśmiechnął,
a ja wyciągnąłem rękę, by pomóc mu nieść jego rzeczy.
– Dzisiaj pojedziemy
moim pojazdem, więc możesz zostawić swój samochód tutaj.
– Wielki motocykl! –
wykrzyknął i zaklaskał w dłonie.
Wyglądało na to, że
Wandee uzależnił się od prędkości. I okazało się, że doskonale do mnie pasował…
Pewnego dnia zostanę tym, którego będzie lubił.
– Przy okazji,
ładnie się dziś ubrałeś.
– Ach, tak. Dee, podoba
ci się?
– Miałeś dziś do
załatwienia jakieś formalne sprawy?
– Nie, rano poszedłem
na wykłady, po nich zrobiłem zakupy, a potem przyjechałem po ciebie.
– Założyłeś koszulę
na targ? Czy w dzisiejszych czasach młodzież zawsze zapina koszule aż pod samą
szyję? Wszyściutkie guziki… – Po tych słowach Wandee sięgnął do kołnierzyka mojej
koszuli i rozpiął górny guzik.
– Nie nazywaj mnie władczym,
ale masz piękną szyję. Szkoda byłoby ją zakrywać. Możesz pokazać swój obojczyk.
Jesteś bardzo przystojny.
Skrycie się
uśmiechnąłem, myśląc, że skoro Dee nazwał mnie przystojnym, to warto było znosić
upał i założyć tę koszulę.
– Jestem
wystarczająco grzeczny?
– Co?
– Mam na myśli siebie.
– Ach, jesteś bardzo
uprzejmy. Ale ze mną nie musisz się aż tak starać, już się przecież znamy –
powiedział, poklepując mnie po ramieniu, a następnie pociągnął mnie na parking.
Chwilę później zwolnił, bym mógł iść obok niego.
Dziś znów był
uroczy. Wcześniej nie dostrzegałem, jak bardzo jest słodki. Dopóki się w nim
nie zakochałem. Miał okrągłe i zawsze błyszczące figlarnym, jasnym blaskiem
oczy. Jego twarz była smukła z ładnie ukształtowanym podbródkiem i nosem.
Uroczy… Stał się w
moich oczach czarujący, ale może to dlatego, że szaleńczo się w nim zakochałem?
Nie byłem pewien.
– Ostatnio jakoś dziwnie
na mnie patrzysz, Yak. Już jakiś czas temu to zauważyłem i nawet chciałem cię o
to zapytać. Od jakiegoś czasu panuje między nami jakaś dziwna atmosfera. Nie
sądzisz?
– Nie wydaje mi się –
skłamałem.
Byłem świadomy, że
od chwili, w której zdałem sobie sprawę, co do niego czuję, wszystko stało się
dziwne i… trudne. Byłem niepewny. Nie wiedziałem, gdzie położyć ręce czy
skierować wzrok i jakich słów użyć. Nagle stało się to niesamowicie trudne i
czułem się niespokojny.
– Skoro mówisz, że nie
ma w tym nic dziwnego, to nie ma. A tak przy okazji, udało ci się zostawić za
sobą tę całą sprawę z twoim crushem?
– Kim?
– Taemrakiem.
Wyglądało na to, że
nie chciał zbyt często wymawiać tego imienia. Być może dlatego, że myślał, że
wciąż nie pogodziłem się ze swoimi uczuciami do Taemraka, wypowiadał jego imię dziwnym,
niskim głosem.
Musiałem przyznać,
że w ogóle nie myślałem o Taemraku. Dopiero teraz, gdy Wandee o nim wspominał…
– Już mi przeszło.
Pogodziłem się z tym dawno temu. – Wyraz twarzy mojego rozmówcy wyraźnie świadczył
o tym, że mi nie wierzy.
– W porządku, Yak.
Pomogę uleczyć twoje serce – zaoferował wspaniałomyślnie, unosząc pięść w
geście pocieszenia. – Jeśli nie chcesz już podbijać Himalajów, Mount Everest
wciąż na ciebie czeka – dodał.
Westchnąłem…
– Dalej! Zdobądź
Mount Everest.
Naśladując gest Wandee’ego,
uniosłem pięść, ale mój wyraz twarzy nie był w najmniejszym stopniu tak
entuzjastyczny jak jego. Podejrzewałem, że na moim obliczu malowało się raczej
coś w stylu: „O czym ty mówisz, Dee? Nic z tego nie rozumiem”.
***
Chciałbym nazwać to
przedsięwzięcie Operacją Naprawiania Serca Yoyaka. Ostatnio wydawał się być tak
bardzo przygnębiony, że wyglądał jakoś nieswojo. Podejrzewałem, że to z powodu Taemraka.
Niespodziewanie Yoyak stał się kimś, kto odzywał się tylko wtedy, gdy był o to
proszony. Nawet jego niegdyś szorstki, zaciekły głos nagle stał się niesamowicie
miękki. O co chodziło z tym dziwnym zachowaniem?! Był jakiś roztargniony, ale o
wiele bardziej niespodziewane było to, że nagle zaczął układać włosy (były po
prostu ulizane), a jego styl ubioru zmienił się z luźnego na schludny i
ugrzeczniony. Co do diabła?
Na dodatek, co
akurat było dla mnie bardzo ważne, przestał mnie tak szorstko i bezpardonowo pieprzyć.
Koniec ze spontanicznym, ostrym seksem. Szczerze mówiąc, czułem się nieswojo i absolutnie
nie podobała mi się ta jego nowa wersja wywołująca we mnie przygnębienie. Miałem
wrażenie, że to w ogóle nie jest on. Od dnia, kiedy poszedł spotkać się z
Taemrakiem, stał się kimś zupełnie innym. Teraz, kiedy z nim rozmawiałem, czułem
się tak, jakbym rozmawiał z kimś obcym. W kółko myślałem o tym, że chcę
odzyskać dawnego Yoyaka – jego wesołe i surowe wydanie. Młodego mężczyznę,
który jest sobą, a nie jego subtelnego klona.
Tak więc czas
rozpocząć Operację Naprawy Serca Yoyaka, Wandee!
Od dzisiaj zamierzałem
częstować go jego ulubionym jedzeniem, które postanowiłem własnoręcznie ugotować.
Znałem jego kulinarne preferencje, ponieważ zapytałem o to Oye i Cherry’ego. W
trakcie rozmowy zorientowałem się, że Oye nagle się zawahał, jakby miał mi coś
do powiedzenia, ale w końcu oznajmił mi, że nic takiego nie ma.
Do ulubionych potraw
Yoyaka należały smażone skrzydełka kurczaka z trawą cytrynową, smażone kalmary
z solonymi jajkami i klarowna zupa z tofu i mieloną wieprzowiną. Z góry należy
zaznaczyć, że nie miałem pojęcia, jak te dania się przyrządza. Sprawy zaczęły
się komplikować od momentu, gdy pokroiłem kałamarnicę. Najwyraźniej Yoyak nie mógł
patrzeć na moje zmagania, bo postanowił dołączyć do mnie w kuchni i co tu dużo
mówić, przejął na siebie rolę kucharza. Młody mężczyzna, który wkrótce będzie
miał 21 lat, prowadził o wiele bardziej pożyteczne życie od mojego.
Rękawy koszuli, o
której myślałem, że mu przeszkadzają, zostały podwinięte do łokci, po czym Yak
rozpiął kilka wcześniej starannie zapiętych guzików, odsłaniając cholernie seksowną
klatkę i obojczyk.
Dobrze, dobrze. Teraz
bardziej przypominał siebie. Zmarszczone brwi, poważny wyraz twarzy, szczupła
talia i napięte pośladki.
Jeśli złapię go teraz
za tyłek, to czy pomyśli, że jestem napalony?
W gruncie rzeczy
wcale nie byłby daleki od prawdy. Odkładając na bok skrupuły, klepnąłem go w
pośladek, na co wysoki młodzieniec natychmiast się odwrócił i spojrzał na mnie
surowym wzrokiem.
Śmiało, Yak, wyrównaj
rachunki ze swoim Dee!
To była scena
kuchenna, o której marzyłem.
No dalej,
młodzieńcze! Zerżnij mnie! Barbarzyńsko!
– Gorąco w tej
kuchni.
– Oczywiście, a ty
stoisz przed kuchenką i smażysz kurczaka.
Nie przyjął do
wiadomości mojej kuchennej scenografii. Nawet wtedy, gdy wspiąwszy się na blat,
przysunąłem usta do pocałunku. Po prostu odwrócił się ze słowami, że w kuchni
jest gorąco. A potem jak gdyby nigdy nic powrócił do krojenia składników.
– Dee, mogę zdjąć
koszulkę?
– Jasne, śmiało –
dopingowałem go z całych sił.
Przez ostatnich
kilka dni nie było mi dane oglądać jego przepięknych mięśni.
– Ale czy to nie będzie
zbyt niegrzeczne?
– Nie, nie, wcale
nie. Skądże. Nie myśl za dużo.
Słowo „niegrzeczny”
słyszałem z jego ust już niezliczoną ilość razy. Stało się to już nudne i
wywoływało we mnie uczucie dyskomfortu.
– Myślę, że lepiej
będzie, jeśli jej nie ściągnę.
– Ale jest ci gorąco.
– W porządku, zniosę
to… Dee, muszę cię o coś zapytać.
– Tak, kochanie, o
co?
– Przyjdziesz się ze
mną spotkać, kiedy będę uziemiony na obozie treningowym? – zapytał niesamowicie
miękkim głosem. Mówił tak miękko i cicho, że musiałem się pochylić, by
dosłyszeć, co próbował mi przekazać. Przez chwilę się zastanowiłem, po czym
odpowiedziałem pytaniem na pytanie:
– A mogę tam przyjść?
– Tak, wieczorem.
– Ale nie wolno mi
przynieść ci nic do jedzenia, prawda?
– Nie, nie musisz mi
niczego przynosić. Jeśli masz wolny czas, możesz tam po prostu wpaść i spędzić
czas.
– Dobrze, przyjdę.
Obiecuję. Co z kurczakiem? Gotowy?
Zeskoczyłem z
kuchennego blatu. Przeniosłem wzrok z jędrnego tyłka Yoyaka na kurczaka. Był
już dobrze przysmażony, więc młody mężczyzna przełożył go z patelni na talerz,
po czym wyłączył kuchenkę. Stał tam jeszcze przez chwilę, jakby wahając się, co
dalej. Wykorzystując tę okazję, przytuliłem go od tyłu i stanąwszy na palcach, zmysłowo
wyszeptałem mu do ucha:
– Możesz wziąć
najpierw mnie. Jedzenie może poczekać.
– …
– Phi Yak, kochanie,
Nong Dee już od jakiegoś czasu nie smakował Phi Yaka.
– Dee…
– Daj mi cię spróbować,
dobry chłopcze. Możesz się nie ruszać, Phi Yak. Ja się wszystkim zajmę.
Po tych słowach
odwróciłem go twarzą do siebie i lekko popchnąłem, by jego biodra oparły się o
blat kuchenny. Następnie uklęknąwszy, seksownym wzrokiem patrzyłem w przystojną
twarz młodego mężczyzny. Przygryzłem dolną wargę i z satysfakcją usłyszałem, jak
Yoyak głośno przełyka ślinę. Oparłszy dłonie na jego podbrzuszu, powoli,
zmysłowo przesunąłem się nieco w dół, by poczuć jego gorącą, nabrzmiałą
męskość.
Był twardy.
Napalony. Co więcej, wyraźnie brakowało mu tchu. Poczułem zachwyt, ponieważ byłem
przekonany, że mogę go mieć. Dzisiaj pozbędę się napięcia, ponieważ kiedy
ostatnio uprawialiśmy seks, Yak nie zaspokoił w pełni moich potrzeb. Poczułem
się lepiej, w myślach odmalowując sobie gorące sceny, które miały nastąpić. Poprzednio
nie był w nastroju, prawdopodobnie dlatego, że był pijany.
– Dee, nie chcę tego
robić.
W chwili, gdy rozpinałem
mu spodnie, w moich uszach rozbrzmiały jego słowa i nagle poczułem się tak, jakby
tasak do mięsa wylądował na środku mojej głowy.
Co? Znowu mnie
odrzucał?
Odsunąłem się nieco,
a mój nastrój w jednej chwili stał się ponury. Straciłem twarz i to za każdym
razem z powodu Taemraka!
– Dlaczego? Bo
chcesz uprawiać seks tylko z osobą, którą lubisz, prawda?
– To nie tak, Dee.
To znaczy… Po prostu lubię… – zaczął wyjaśniać miękkim głosem, po czym
przerwał.
Czekałem dłuższą
chwilę, ale nie dokończył. W końcu nie potrafiłem już znieść tej niezręcznej
atmosfery. Podniosłem się z kolan i zażądałem:
– Wyjdź z mojego domu!
Nie sądzę, żebyśmy mieli jeszcze o czymkolwiek ze sobą rozmawiać. Jeśli
naprawdę tak bardzo tęsknisz za tym swoim ukochanym, to myślę, że lepiej
będzie, jeśli się z nim spotkasz. Rozumiem, że nie jestem tym, kogo pragniesz.
Chwyciwszy ręcznik, wytarłem
ręce. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek wypowiem te słowa do Yoyaka.
– Dee, po prostu nie
chcę już być dla ciebie ostry.
– Wystarczy.
Odrzuciłeś mnie już dwa razy. Zawstydzasz mnie i sprawiasz, że czuję się bardzo
źle. Jakbym był kimś bezwartościowym. Myślę, że najlepiej będzie, żebyśmy się już
więcej nie spotykali.
Dając upust swojej
złości, rzuciłem ręcznik na blat. Głęboko wciągnąłem powietrze i patrzyłem na Yoyaka.
W moim wnętrzu kumulowały się nieprzyjemne uczucia. Byłem zły. Zarówno na niego,
jak i na Taemraka.
Idź. Idź i zakochaj
się do szaleństwa w tym młodym Taemraku. Ile dusza zapragnie. Zostawcie mnie
tu, żebym usechł. Umarł.
Moje uczucia… To bolało.
Teraz byłem już całkowicie pewny. Zupełnie bezwiednie zakochałem się w Yoyaku.
Szarpnąłem go za
ramię, próbując pogodzić się z myślą, że prawdopodobnie nigdy by mnie nie
polubił. Wyciągnąłem go z kuchni, a następnie – popychając – udało mi się wyrzucić
go z mieszkania. Zanim je jednak opuścił, na pożegnanie rzuciłem:
– Nie przychodź do
mnie nigdy więcej. Nie chcę już widzieć twojej twarzy. Pa!
Przeganiając go z
mojego życia, potrafiłem na zewnątrz zachować się chłodno. Ale kiedy
zatrzasnęły się za nim drzwi, usiadłem i wbiłem wzrok w podłogę. Czułem, jak
łzy napływają mi do oczu, kiedy skubnąłem skrzydełko kurczaka, które przyrządził.
Zjadłem wszystkie na obiad, powoli przełykając je razem ze łzami. Rozpaczałem,
ponieważ byłem świadomy, że już nigdy nie będę miał okazji zjeść domowego
posiłku Yoyaka.
Nie byłem pewien,
czy tę moją reakcję można było nazwać złamanym sercem. Ale chyba tak było. Nie wiedziałem
nawet tak dokładnie, kiedy się w nim zakochałem. Być może wtedy, kiedy razem wieszaliśmy
w szafie nasze ubrania, a może kiedy kładliśmy obok siebie nasze szczoteczki do
zębów. Może wtedy, gdy znalazł się tak blisko mnie, wiążąc mój krawat, lub kiedy
się uśmiechał, całując mnie, albo kiedy uprawialiśmy seks…
Nie potrafiłbym
nazwać pojedynczej przyczyny ani momentu, w którym obudziły się moje uczucia,
ani kiedy dotarło do mnie, co czuję. Zanim zdążyłem się spostrzec, byłem już po
uszy zakochany w moim młodym kochanku. Ale do cholery! Pojawiłem się w złym
momencie, bo oddał już komuś swoje serce. Miał już kogoś, kogo nie będę w
stanie nigdy pokonać. Taemraka.
Wziąłem do ust duży
kęs chrupiącego kurczaka i pomyślałem, że naprawdę chciałbym wiedzieć, jak
słodki jest ten dzieciak o imieniu Taemrak.
Jak możesz go tak
bardzo lubić, Yak?
Wydmuchałem nos i
otarłem łzy, po czym podniosłem komórkę, by przejrzeć na Facebooku stronę Yoyaka,
zamierzając znaleźć profil jego crusha i modląc się jednocześnie, by użył
własnego imienia.
W końcu go znalazłem.
Niech no mu się
dokładnie przyjrzę, do cholery!
No cóż… Niewiele do
oglądania. Bardzo… przeciętny.
Kiedy on opublikował
zdjęcie, jego post otrzymał 12 tysięcy polubień. To typowe. A kiedy Doctor
Wandee wrzucił fotkę, otrzymał zaledwie setki lajków. Jak można nas porównywać?
Cóż, nie dało się tego zrobić.
Więc bądź skromny i
znaj swoje miejsce, Wandee!
Rzuciłem telefon na pokrytą
dywanem podłogę. Oddychałem ciężko, ponieważ byłem zarówno smutny, jak i
zraniony. Chwilę później, ujrzawszy, jak na ekranie komórki wyskakuje wiadomość
od Yoyaka z moją ulubioną naklejką z kotem, poczułem się jeszcze bardziej
wkurzony.
– Naprawdę lubisz drobnych,
jasnoskórych chłopaczków? Czy ten Taemrak naprawdę jest taki słodki?
Aaach…
Ponownie chwyciłem
za telefon, grzbietem dłoni ocierając łzy, które zaczęły kapać mi z oczu, a
następnie bez zastanowienia napisałem:
Nigdy więcej się już nie spotykajmy. Ani w tym, ani w następnym
życiu!
Absolutnie cię nienawidzę!
Odłożyłem komórkę na
stół, ekranem do dołu. Telefon nie wydał już żadnego dźwięku, co oznaczało, że Yoyak
nie odpowiedział. Przez jakiś czas siedziałem, próbując zapanować nad emocjami.
W końcu postanowiłem, że muszę coś zrobić, by nie czuć się jeszcze bardziej
przygnębionym. Wstałem więc z kanapy i zacząłem wrzucać do czarnego worka na
śmieci rzeczy Yaka, z zamiarem ich wyrzucenia. Kiedy skończyłem je pakować,
było już około północy, ale moje serce nie pozwalało mi się tego pozbyć. Zawahałem
się, czy nie powinienem wysłać mu wiadomości i kazać mu po nie przyjechać, ale
po chwili z tego pomysłu zrezygnowałem. Czy dla młodego człowieka ten gest nie
wyglądałby zbyt dramatycznie?
Na dodatek po otrzymaniu
mojej wiadomości mógłby pomyśleć, że nie mogę się od niego odciąć, mimo że to
ja go przegoniłem. Postanowiłem więc włożyć jego rzeczy do schowka i wyrzucić
je dopiero wtedy, kiedy będę czuł się na siłach to zrobić. Po wzięciu prysznica
ponownie usiadłem na kanapie, mając za towarzysza… swoją samotność.
Bycie singlem jest
naprawdę okropne.
Ding!
Z zaskoczeniem
ujrzałem przychodzącą wiadomość.
Yoyak: Dee, naprawdę aż tak bardzo mnie nienawidzisz?
Postanowiłem nie odpisywać.
Zamiast tego zablokowałem nadawcę i odłożywszy komórkę, ułożyłem głowę na
miękkiej poduszce.
– Kto cię
nienawidzi? To dlatego, że cię lubię.
Dlaczego to tak
boli?
Zamknąłem oczy,
pozwalając płynąć łzom, a w głowie przewijała mi się w kółko ta sama myśl: Chciałbym,
żeby Yoyak tutaj był.
***
Miesiąc później…
– Da radę? – Ostry
głos Oye zabrzmiał jeszcze ostrzej.
Jego bystre oczy wpatrywały
się z zaniepokojeniem w młodszego brata, który wyglądał, jakby był martwy.
Yoyak przygotowywał się do walki.
Starszy z braci
skierował te słowa do swojego ukochanego, a Cherry – zgodziwszy się z jego
opinią – ze zmartwieniem pokręcił głową.
– Nie sądzę, by mój syn
nadawał się do walki na ringu.
– Z powodu Wandee’ego.
– Tak, to przez Dee.
Był bardzo wredny. Jak mógł rzucić Yakowi w twarz słowo „nienawiść”. Nasz młodzieniec
jest w nim naprawdę do szaleństwa zakochany. Ma takie kruche serce, biedaczek. Minęło
tyle czasu, a on nadal jest w szoku i nie potrafi sobie z tym poradzić. –
Cherry oparł podbródek na dłoni.
Po tych słowach Oye
rzucił mu ostre spojrzenie.
– Może być smutny,
ale przecież chyba nie aż tak strasznie, co? Jego przeciwnik jest nie byle
jakim bokserem. Nie ma gównianego życiorysu. Jeśli Yak nie będzie w stanie zapanować
nad myślami i swoją osobistą tragedią, to obawiam się, że zostanie pokonany.
– On już dorósł, Ye.
Myślisz, że jest aż taki zły w oddzielaniu aspektów osobistych od zawodowych? Weź
może łyk chłodnej wody, usiądź i po prostu poczekaj. W mgnieniu oka się
podniesie i będzie walczył.
– Naprawdę się o
niego martwię – powiedział Oye.
Cherry wyraźnie
wyczuwał jego niepokój. Chcąc go uspokoić, drobnymi dłońmi pomasował mu ramię. Na
kilka minut przed walką właściciel obozu bokserskiego podszedł do brata i
wyszeptał mu coś do ucha. Yoyak kiwnął głową, akceptując słowa Ye i zapewniając,
że da z siebie wszystko.
Niestety, gdy tylko
rozpoczęła się walka, przeciwnik Yaka – japoński bokser Sasaki Miroshi – nagle
zmienił się w Wandee’ego. Młody chłopak nie był w stanie zadać ani jednego
ciosu. Zamiast tego pozwalał rywalowi raz po raz dosięgać jego. Wraz z
rozmywającą się wizją twarz Wandee’go stawała się w oczach Yoyaka coraz
bardziej wyrazista.
Dee, musisz mnie
naprawdę nienawidzić. Dlatego bijesz mnie tak mocno, siniacząc całe moje ciało?
– Cholera, Yak! Oddawaj
ciosy! Mówię ci, żebyś go uderzył!
– Yak! Weź się w garść!
Weź się w garść!
Co za wstyd. Bokser pozwalający
wymierzać ciosy przeciwnikowi, podczas gdy sam żadnego nie oddał, nie był już w
pełni przytomny. Krew wraz z łzami rozpaczy spływała po jego twarzy, a chwilę
później Yoyak stracił przytomność.
Sasaki Miroshi wygrał
przez nokaut w pierwszej rundzie.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz