WW – Rozdział 11 [18+]
Good Day #11
Sasaki Miroshi wygrał
przez nokaut w pierwszej rundzie.
Oblizałem suche usta
i wcisnąwszy pauzę na oglądanej powtórce meczu bokserskiego, odłożyłem iPad na
szklany stolik przede mną. Bolało mnie serce. Byłem pośrednim świadkiem, jak utalentowany
bokser Yoyak Phadetsuek przegrał przez nokaut w zaledwie pierwszej rundzie. Odczuwałem
niemal fizyczny ból na widok, jak Sasaki raz za razem wymierza precyzyjne ciosy
w Yaka. Dlaczego mój młody chłopiec nie walczył?
Z reguły nie oglądałem
boksu, więc nie do końca orientowałem się, jak pojedynki bokserskie powinny
wyglądać. Ale kiedy o nim myślałem, lubiłem włączać powtórki walk, w których
brał udział. Nauczyłem się już wystarczająco dużo, by wiedzieć, że dysponował
potężnym ciosem i był naprawdę groźnym napastnikiem. Jednak tym razem zachował
się dziwnie – to nie było tak, że nie potrafił odeprzeć ataków przeciwnika, on
w ogóle nie walczył.
Czyżby Yoyak był
chory? A może… Taemrak posiniaczył mu serce?
Pozwoliłem płynąć
myślom, intensywnie zastanawiając się, dlaczego poniósł porażkę. Tak było już
od ponad miesiąca. Zawsze gdy miałem chwilę wolnego czasu, wracałem myślami do
wielkiego młodego chłopaka.
Ten, kto powiedział,
że czas to złagodzi… kłamał. Nawet dwutygodniowe, pełne przygód wakacje w
Zaginionym Mieście Inków w Peru w niczym mi nie pomogły. Czas niczego nie
wyleczył! Tęskniłem za Yoyakiem. Bardzo.
Prawdopodobnie został
poważnie zraniony na ringu. Przez chwilę rozważałem nawet, czy nie powinienem
go odwiedzić. Nie zdążyłem jeszcze podjąć decyzji, kiedy niespodziewanie
otworzyły się drzwi. Spojrzałem pytająco na znajomą pielęgniarkę, której pojawienie
się przerwało moje ponure myśli.
– Coś pilnego?
– Nie, po prostu
ktoś czeka, żeby się z tobą zobaczyć, doktorze Dee. Widziałam, że skończyłeś
już pracę, ale jeszcze nie wyszedłeś z gabinetu. Postanowiłam zajrzeć, czy nie
ma jakiegoś problemu.
– Krewni pacjenta?
– Nie. Jeden z nich
powiedział, że jest starszym bratem Yaka.
– W porządku. Zaraz
wyjdę – odpowiedziałem, udając, że wizyta Oye nie jest dla mnie żadnym
zaskoczeniem.
Po wyjściu
pielęgniarki wrzuciłem do torby osobiste drobiazgi. Przepełniała mnie ciekawość.
Nie potrafiłem odgadnąć, czemu zawdzięczam wizytę starszego brata Yaka. Kilka
chwil później stanąłem twarzą w twarz z właścicielem Obozu Bokserskiego
Phadetsuek. Jego onieśmielający wygląd w najmniejszej mierze nie pasował do
atmosfery panującej w szpitalu. Kiedy znalazłem się naprzeciw niego, pochyliłem
głowę na powitanie, a następnie uśmiechnąłem się ciepło do Cherry'ego, w
którego towarzystwie znajdował się Oye.
– Coś się stało? – zapytałem,
przenosząc wzrok między Oye a jego chłopakiem. Podniósłszy się z krzesła,
starszy z braci Phadetsuek odpowiedział:
– Przyszedłem
porozmawiać o Yaku.
– …
– Myślę, że jego
stan jest nie do zniesienia.
– Co jest nie tak z
Yakiem? – zapytałem niecierpliwie, czując się zaniepokojony.
Tak naprawdę martwiłem
się o niego, odkąd skończyłem oglądać powtórkę jego przegranej przez nokaut
walki. Spojrzawszy mi w oczy, Oye ciężko westchnął.
– Problemy z sercem.
– Ciągle jeszcze nie
przestał kochać Taemraka? Znowu został przez niego zraniony, prawda? – jęknąłem
cicho. Znowu ten Taemrak! Już sam dźwięk jego imienia wywołał we mnie potężną irytację.
Uczucie niechęci mieszało się z zazdrością. W kółko pytałem samego siebie, co było
w nim tak wspaniałego, że wywierał tak wielki wpływ na serce mojego młodego
Yaka.
Nie ukrywałem swoich
uczuć, zgrzytnąłem zębami, wyrażając w ten sposób swą złość.
– Dlaczego mówisz o
Taemraku, Dee? – Oye nie odrywał spojrzenia od mojej twarzy. Chwilę później odwrócił
się, by spojrzeć na Cherry’ego, który bezradnie wzruszył ramionami.
– Jak to? Czy to nie
z powodu Taema? Te sercowe problemy Yaka?
– Ech… Nic bardziej
błędnego. Mogę cię o coś zapytać, Dee?
– Jasne. Śmiało. – Byłem
niesamowicie ciekawy i w napięciu czekałem na jego pytanie.
– Naprawdę nienawidzisz
mojego młodszego brata?
– Nie, nie
nienawidzę go.
– Ale Yak
powiedział, że go nienawidzisz. Bardzo. I że ani w tym, ani w następnym życiu
nie chcesz go już nigdy spotkać – Te słowa padły z ust Cherry’ego.
Natychmiast
przypomniałem sobie własne niemiłe słowa.
– Wtedy byłem zły.
Cóż, Yak ciągle myślał o Taemraku, kiedy był ze mną.
Oye i jego chłopak
spojrzeli po sobie.
– Wow, co za
nieoczekiwany zwrot akcji – wymruczał Cherry.
– Skoro już tu jesteście,
to czy jest coś, w czym mogę pomóc? Jeśli tak, nie wahajcie się mi powiedzieć. Nie
jesteśmy sobie obcy. Nawet jeśli nie widuję się już z Yakiem, wciąż mi na nim
zależy – zwróciłem się do obu mężczyzn poważnym tonem.
Po moich słowach
usłyszałem, jak coś między sobą szepczą, po czym obaj równocześnie wbili we
mnie intensywny wzrok. Chwilę później na twarzy Oye pojawił się zabójczy
uśmiech.
– Myślę, że lepiej
będzie, jeśli znajdziemy miejsce, w którym można usiąść i trochę obszerniej pogadać,
Wandee.
Nie odeszliśmy
daleko od szpitala. Zabrałem Oye i Cherry’ego do pobliskiej kawiarni z deserami,
w której zawsze bywałem. Zajęliśmy miejsca w odosobnionym kącie, przy
niewielkim stoliku, gdzie można było spokojnie porozmawiać. Temat naszej
rozmowy nie był, co prawda, tajemnicą państwową, ale dobrze było zachować
prywatność. Przed nami stały różne desery i kilka napojów, aczkolwiek przez
dłuższą chwilę nikt nie tknął ciasta ani nie rozpoczął rozmowy. Wydawało się,
że każdy z nas czekał, patrząc na innych i zastanawiając się, co dalej. W końcu
ciszę przerwał Oye.
– On jest w
emocjonalnej rozsypce. Mam na myśli Yaka.
– Już to wiem.
Powiedziałeś mi to przed chwilą.
– Dałem ci tylko
wprowadzenie. Mówiłem również, że powodem jego złamanego serca nie jest
Taemrak. On cierpi przez kogoś bliższego, niż myślisz. Dee, chcesz zgadnąć, kto
to jest?
– Cherry?
– To jakieś cholerne
szaleństwo, Dee. Jak miałbym to być ja?
– Więc kto? – Upiłem
łyk kawy. Miałem ochotę przewrócić oczami. Prawdę powiedziawszy, nie widziałem
powodu, dla którego zmuszony byłem tu siedzieć i rozprawiać o nieszczęśliwym
życiu miłosnym Yoyaka. Dlaczego koniecznie musiałem dowiadywać się, kogo on
lubi?
– To ktoś, kto jest ci
bardzo bliski. Znasz go doskonale.
– Mój przyjaciel Kao?
– Kto to jest ten
Kao?
– W takim razie to
nie Kao… – Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, jak długo Oye będzie bawił się
ze mną w zgadywanki. – Pospiesz się i po prostu mi powiedz. Nie potrafię
odgadnąć.
– Właściwie wolałbym,
żeby to Yak ci o tym powiedział.
– To po cholerę tu przyszedłeś?
– Nie wytrzymałem.
– Zgadzam się z Dee.
Jeśli mu nie powiesz, to po co tu jesteś? Po prostu to zrób. Jeśli pozwolimy im
samym ze sobą porozmawiać, to nigdy się nie porozumieją. – Cherry klepnął ramię
swojego ukochanego, ponaglając go do wyjawienia tożsamości mężczyzny, w którym
zakochał się Yak.
– Zgadzam się
również z Cherrym. Proszę, powiedz mi wreszcie.
– Yoyak… lubi Dee.
Bardzo. W sposób, w jaki jeszcze nigdy dotąd nikogo tym uczuciem nie obdarzył. Kiedy
usłyszał od Dee, że go nienawidzi, mój brat stał się trochę niestabilny.
– I co? – zapytałem
chłodno, gdy Oye wymienił imię jakiegoś Dee. Chwilę! – Co Ty powiedziałeś? Yoyak
lubi Dee?
– Tak.
– Kim jest ten Dee? Masz
na myśli mnie?! – Całkowicie zszokowany poderwałem się na nogi i niemal
natychmiast poczułem, jak Cherry ciągnie mnie za ramię, bym z powrotem usiadł.
Na jego ustach spoczywał palec, jakby chłopak Oye chciał mi przekazać, żebym
był cicho. Istotnie, wydarłem się, ściągając na nas uwagę innych klientów.
Zamknąłem więc usta i opadłem na krzesło, przenosząc wzrok z twarzy Cherry’ego
na Oye.
– Yak mnie lubi? Nie
żartuj w ten sposób. Prawdę mówiąc, jestem w szoku.
– Mówię prawdę. On
jest szaleńczo w tobie zakochany. Próbował zmienić się w uprzejmego, subtelnego
młodzieńca, który jest ciepły i łagodny, ponieważ myślał, że lubisz takie właśnie
osoby. Potem wyznał mi i Cherry’emu, że ma złamane serce. Powiedział, że nie
tylko go nie lubisz, ale wręcz nienawidzisz, i że w tym i kolejnym życiu nie
chcesz go więcej widzieć. Myślałem, że naprawdę go nienawidzisz. Dlatego przyszedłem
zapytać, co jest powodem twojej nienawiści, czym on ci się tak naraził.
– Nie. Już ci
mówiłem, że wcale go nie nienawidzę. Absolutnie. – Próbując stłumić nieśmiały,
pełen nadziei uśmiech, przygryzłem kołnierzyk koszuli. Więc on i ja naprawdę czujemy
to samo? – A więc… Powodem, dla którego Yak… nie jest w najlepszej formie, jest
fakt, że jest we mnie szaleńczo zakochany?
– Tak, jasne. Przyszedłem
cię prosić, żebyś przestał go nienawidzić. Ale wygląda na to, że to tylko jakieś
nieporozumienie.
– Tak, on źle
zrozumiał. Ja źle zrozumiałem. My obaj – potwierdziłem.
Serce waliło mi tak
głośno, że Cherry położył dłoń na mojej klatce piersiowej i delikatnie ją potarł,
by je uspokoić.
– Teraz wiem, że go
nie nienawidzisz. I… też go lubisz, prawda, Dee?
Czułem się tak
zakłopotany, że postanowiłem nie odpowiadać, ale było jasne, że Cherry i Oye mogli
się tego domyślić.
– W takim razie
chodźmy, Dee. Powinniście pogadać i wszystko sobie wyjaśnić. Yak będzie szczęśliwy,
że się nim
zaopiekujesz, gdy jest
poważnie ranny. Przegrał przez nokaut, ale wygra ukochanego.
Skinąłem do Cherry’ego,
starając się powstrzymać przed mówieniem, ale nie bardzo mi to wyszło.
– Czy to znaczy, że
w końcu będę miał prawdziwego męża? Dziękuję wam bardzo, Ye i Cherry, że powiedzieliście
mi o uczuciach Yaka. Naprawdę to doceniam.
– Twoje słowa zabrzmiały
tak jakoś… dramatycznie. Bardzo dramatycznie.
***
Obudziłem się wieczorem
następnego dnia po mojej spektakularnej porażce. Czułem się osłabiony nie tylko
po ciosach, ale również z powodu niedoboru jedzenia i snu. Od ponad miesiąca –
nie potrafiąc przestać – myślałem dużo o Dee. Co więcej, byłem jeszcze bardziej
zraniony niż wcześniej, ponieważ doszła moja przegrana przez nokaut. Bolało
mnie nie tylko serce, ale i ciało. Twarz miałem zmasakrowaną, ale na szczęście
nie wymagała szwów. Byłoby jednak ogromnym niedopowiedzeniem skwitować mój
wygląd jako mało reprezentacyjny. Szczerze mówiąc, wyglądałem okropnie, a
patrząc w lustro, czułem, że jestem żałosny.
Wstałem z łóżka, bo zachciało
mi się pić. Wyszedłem z pokoju. Pomyślałem, że Oye i Cherry zapewne są poza
domem.
Bolały mnie żebra i
brzuch. Miał tak zabójczy cios. Oczywiście mój przeciwnik Sasaki, a nie Wandee.
Po omacku zszedłem po schodach, ponieważ światła w całym domu były wyłączone, co
stwarzało ponury nastój. Lekka poświata od strony klubu była wystarczająco jasna,
bym mógł doszukać się włącznika. Po kliknięciu w niego zmrużyłem oczy, a Cherry
był pierwszym, którego dostrzegłem. Moja „mamusia” skinęła głową na powitanie i
promiennie się uśmiechnęła.
– Obudziłeś się, mój
synu?
– Tak. Gdzie jest
Ye?
– W ogrodzie, walczy
z grillem. Dzisiaj mamy gościa.
– Mogę po prostu
zjeść congee?
– Aż tak bardzo cię boli,
że nie dasz rady zjeść nic innego?
Potwierdziłem
skinieniem głowy. Z powodu rany w kąciku ust zjedzenie czegoś, co wymagało szerszego
ich otwarcia, było chwilowo niemożliwe. Ale mój ból wydawał się być jeszcze silniejszy
niż jakikolwiek, który odczuwałem podczas walki.
– Biedactwo. Ale dołącz
do nas w ogrodzie. Pewien ważny gość chce się z tobą spotkać.
– Kto?
– Zaczekaj tutaj.
Pójdę mu powiedzieć, że już się obudziłeś. Godzinę temu poszedł sprawdzić, co u
ciebie, ale skoro spałeś, to chyba nie odważył się ciebie obudzić.
– On? Jaki on? Kto sprawdzał,
co ze mną?
Niestety, gdy tylko
Cherry skończył mówić, natychmiast się ulotnił, nie zdradziwszy mi tożsamości
gościa. Na dodatek pobiegł przez parking w kierunku tylnej części domu, co mnie
nieco zdziwiło, ponieważ łatwiej byłoby mu wejść do środka i przejść przez
kuchnię, żeby dostać się do ogrodu. Z ciekawości podszedłem i otworzyłem drzwi
kuchenne prowadzące na zewnątrz. Niebo było całkowicie ciemne, ale włączone oświetlenie
ogrodu rozpraszało mrok. Usłyszałem głosy Oye, Cherry’ego i czyjś śmiech, który
brzmiał niezwykle znajomo. Ten głos prześladował mnie od miesięcy. Pomyślałem,
że do mojego mizernego samopoczucia dołączyły teraz halucynacje. Niby jakim
cudem Wandee mógł być w naszym domu? Mężczyzna, który odwróciwszy się do mnie,
z uśmiechem skierował w moją stronę, nie był niczym innym, jak tylko iluzją.
Zignorowałem go więc i podszedłem do Cherry’ego, po czym rzuciłem okiem na to,
co robi mój brat.
– Dlaczego nie
przeszedłeś przez dom? Przecież tak byłoby łatwiej – powiedziałem, ale zamiast mi
to wyjaśnić, Cherry najpierw popatrzył na mnie, a później przeniósł wzrok na
mojego brata. Parę razy spoglądał tam i z powrotem między mną a zjawą za moimi
plecami, a rozpalający grilla Oye nagle przestał się uśmiechać. Jego twarz
stała się dziwnie napięta.
– Co się stało? Dlaczego
macie takie miny?
Po tych słowach
odwróciłem się, by spojrzeć na iluzję do złudzenia przypominającą prawdziwego
Dee, po czym znów spojrzałem na dwójkę przede mną.
– Naprawdę nie
zamierzasz się z nim przywitać?
– Z kim?
– Z Wandeem.
Wyszedłem, żeby go tu przyprowadzić – zbeształ mnie nieoczekiwanie Oye, a ja – usłyszawszy
wypowiedziane przez niego imię – ze zdumienia uniosłem brwi. Powoli coś zaczynało
mi świtać, więc pospiesznie się odwróciłem, by spojrzeć na ścieżkę, którą tutaj
przyszedłem. To, co uważałem za halucynację, wciąż tam było.
Kilkakrotnie
zamrugałem, po czym przetarłem oczy, by się upewnić, że nie zniknie.
– Jesteś prawdziwy?
– wymamrotałem.
Szczupła postać patrzyła
na mnie, a jej twarz nie była już wesoła. Wandee spoglądał na mnie z wyraźnym smutkiem
w oczach.
– Jesteś… Ignorujesz
mnie? Jesteś na mnie bardzo zły?
Bum! Bum! Bum!
Moje serce głośno
zabiło. Miałem przed sobą prawdziwego Dee. Mężczyzna podszedł do mnie, a ja nie
byłem w stanie się poruszyć, zupełnie jakbym wrósł w ziemię. Nie mogłem
oddychać. Moja klatka piersiowa była mocno ściśnięta.
– Skąd się tu
wziąłeś?
– Ye i Cherry
odwiedzili mnie w szpitalu. Powiedzieli, że bardzo cierpisz, więc przyszedłem
się z tobą zobaczyć. Mam ci też coś do powiedzenia.
Odwróciłem się, by
spojrzeć na winowajców. Oye trzymał ramię Cherry’ego, przygotowując się do szybkiego
opuszczenia sceny.
– Cherry i ja zaraz
wrócimy. Ty porozmawiaj najpierw ze swoim Dee.
– Nie, Ye, zostańcie.
Nie chcę, żeby Dee oglądał mnie w takim stanie. – Omal się nie rozpłakałem, ale
obaj faceci puścili moje słowa mimo uszu. Mój brat szybko pociągnął Cherry’ego
z powrotem do domu, zostawiając mnie sam na sam z Dee. Schyliłem głowę, nie
chcąc, żeby zobaczył, w jakim jestem stanie.
– Yak?
– Wszystko w
porządku? – To było głupie pytanie, ale naprawdę nie miałem pojęcia, jak powinienem
zacząć rozmowę.
– Niezbyt.
– Naprawdę? Ja… w
ogóle nie mogę się z tobą skontaktować.
– To dlatego, że cię
zablokowałem. Byłoby dziwne, gdybyś mógł się ze mną skontaktować – powiedział
Dee, a po chwili zapytał: – Dlaczego w ostatniej walce nawet nie oddałeś ciosu?
Czy ja w ogóle
mogłem mu powiedzieć, że zamiast przeciwnika widziałem jedynie jego twarz? Jak
miałem mu wytłumaczyć, że mózg kazał mi pozostać nieruchomo i pozwolić Sasakiemu
zadawać ciosy? Pragnąłem tylko, żeby Dee mnie tak nie nienawidził.
– To przeze mnie
jesteś w tak złym stanie?
– Nie – zaprzeczyłem
z oczami wbitymi w ziemię. Dostrzegłem zbliżające się czubki jego butów i nagle
zaczął padać deszcz.
Chwilę później zarówno
on, jak i ja byliśmy już niemal zupełnie przemoczeni. Odgłos deszczu sprawił,
że rozmawiając ze sobą, podnieśliśmy głosy.
– Oye i Cherry
powiedzieli, że to przeze mnie.
– To była moja wina.
– Jak to mogła być
twoja wina, mój dobry chłopcze?
Moją winą było to,
że się w nim zakochałem, ale nie wypowiedziałem tych słów na głos. Zatrzymawszy
się przede mną, Wandee schylił się, by spojrzeć mi w twarz. Szybko odwróciłem
głowę.
– Lubisz mnie? –
usłyszałem.
– …
– Czy jeśli przyjdę
ci kibicować, to wygrasz następną walkę?
– Dlaczego miałbyś
mi kibicować? Nie nienawidzisz mnie?
– Nie. Ani trochę. Wtedy
powiedziałem to, bo źle cię zrozumiałem. Wściekłem się.
Podniosłem głowę, zupełnie
zapominając, że nie chciałem, by na mnie patrzył. Moje oczy napotkały jego
figlarne spojrzenie, a serce zatrzepotało mi w piersi, kiedy Wandee obdarzył
mnie pięknym uśmiechem. Zupełnie jakby moje obolałe serce zostało skąpane w
eliksirze, a na drzewku rozkwitły kwiaty. Wiedziałem, że przesadzam. Nagle
stałem się jakiś dziwnie poetycki.
– Nie chcesz mówić,
więc ja powiem to pierwszy, żebyśmy zrozumieli się raz na zawsze… Ja też cię
lubię, Yak. Przepraszam, że potraktowałem cię tak ostro. Po prostu czułem się
źle, ponieważ myślałem, że nadal lubisz Taemraka. I to tak bardzo, że odmówiłeś
mi seksu. Tego dnia byłem zaborczy… i wściekle o ciebie zazdrosny. Chciałem
mieć twoje ciało i serce wyłącznie dla siebie.
Wandee… mnie lubił…
– Wtedy nie przeszło
mi nawet przez myśl, że mógłbym się mylić – kontynuował Dee. – Pamiętasz naszą
rozmowę na kanapie w twoim domu? Odrzuciłeś mnie wtedy, mówiąc, że nie będziesz
uprawiał seksu z kimś, kogo nie lubisz…
– Kiedy byliśmy w
kuchni, wcale nie chodziło o to, że cię nie lubiłem. Ja po prostu chciałem o
ciebie dbać. Zaopiekować się tobą. Chciałem stać się kimś uprzejmym. Chciałem
ci dogodzić, żebyś był zadowolony.
– A więc lubisz mnie
czy nie?
Skinąłem głową i z lekkim
wahaniem wziąłem go w ramiona, a on odwzajemnił uścisk. Nasze serca biły w tym
samym rytmie i równie głośno.
– Lubię cię, Dee.
Bardzo. Bardzo cię lubię.
– Ja też cię lubię,
Yak. Nasze serca czują to samo. Ale myślę, że teraz powinniśmy powiedzieć
Cherry’emu i Ye, żeby przestali polewać nas wodą. – Wandee lekko mnie odepchnął
i podniósł dłonie, by osuszyć twarz. Deszcz nagle przestał padać. Spojrzawszy w
górę, ujrzałem stojących na balkonie Oye i Cherry’ego. W ręce tego drugiego
spostrzegłem wąż, którym zazwyczaj podlewaliśmy kwiaty. Woda wciąż z niego
tryskała, ale już nie w naszym kierunku.
– Co za dziecinny
wybryk! – skrytykowałem obu facetów.
– Wandee kazał nam
to zrobić.
– To prawda, Dee?
– Cóż, żeby
podkręcić atmosferę.
Przez jakieś
trzydzieści sekund byłem w całkowitym szoku, a potem zacząłem się śmiać. To do
niego pasowało. Będąc ze mną, ciągle robił dziwne, zabawne rzeczy, ale czy to
nie z tego właśnie powodu tak za nim szalałem?
– Chcesz się
przebrać, Dee?
– Mogę pożyczyć
twoje ubrania?
– Jasne, czemu nie.
– Pytam na wypadek,
gdybyś nie chciał mi ich pożyczyć.
– Dee! – zawołałem.
– Hmm?
– Lubię cię.
– Wiem o tym.
– Spróbujemy umawiać
się na poważnie?
Jego szeroki uśmiech
po raz kolejny sprawił, że zadrżało mi serce. Uczucia depresji, zagubienia, smutku
i tęsknoty, które od ponad miesiąca usiłowałem stłumić, w jednej chwili się
rozwiały. Mężczyzna, który potrafił doprowadzić mnie do skrajnej rozpaczy, był
tym, który ją przegonił.
– Jasne, ale mnie nie
porzuć. Jestem stary. Nigdy już nie znajdę takiego przystojniaka jak ty.
– To ty, Dee, nigdy już
mnie nie rzucaj. – Przytuliłem się do niego, na chwilę zapominając o fizycznym
bólu.
– Ale Yak… Błagam
cię, nie musisz być dla mnie tak uprzejmy.
– Hę?
– Lubię cię takim,
jakim jesteś, Yak.
– Dobrze.
– Kostiumy, które
zamówiłeś u Kao, już jakiś czas temu zostały dostarczone. Przymierzyłem je, ale
czułem się dziwnie. Chcę, żeby ktoś pomógł mi sprawdzić, czy dobrze na mnie
leżą.
Podniosłem rękę, by
podrapać się po karku, czując uderzenia gorąca rozchodzące się po całym ciele.
– Przyjrzę ci się.
– Co powiesz na
zrobienie tego przed zejściem na kolację?
– Wciąż bolą mnie
żebra.
– Rozumiem…
– Ale pozycja
stojąca wystarczy.
– „Wystarczy”… Czy
to oznacza…
– Wystarczy!
Popchnąłem jego
plecy, kierując się w stronę schodów. Jego radosny śmiech odbijał się echem w
mojej głowie. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi mojej sypialni, Wandee szybko
się rozebrał. Widok jego jasnego, nagiego ciała sprawił, że straciłem oddech.
Dee ukląkł i patrzył na mnie w taki sam sposób jak wtedy w jego kuchni. Było
tak jak wcześniej, ale teraz obaj wiedzieliśmy, że pomyliliśmy się w
interpretacji.
– Kontynuujmy w
miejscu, w którym skończyliśmy pamiętnego dnia.
– Dee… Oooch!
Zaatakowany z
zaskoczenia, oparłem się o drzwi. Wandee szarpnął pasek moich spodni i już po
chwili polizał czubek mojego sterczącego fiuta. Jego wilgotny język krążył
wokół żołędzi. Powoli, jakby delektując się smakiem. Napalony facet patrzył w
moją twarz, a mi coraz bardziej brakowało tchu. Mój nabrzmiały kutas boleśnie pulsował.
Szybkim ruchem zdjąłem koszulkę. Spoglądałem w dół, na kuszące usta, którymi
mnie torturował. Ciepłe, miękkie wargi, które mnie pieściły. Połykały… Każdą
cząsteczkę mojego ciała przeszywały rozkoszne dreszcze. Im głośniejsze jęki
wyrywały się z moich ust, tym bardziej zadowolony wydawał się być mój kochanek.
Nasilał stymulację. Stawał się bardziej ostry, nie dając mi najmniejszej szansy
na opór. Czułem, że zaczynam tracić kontrolę.
– Dee, nie muszę być
grzeczny, prawda?
– Nie. Ne usi… –
Jeśli się nie myliłem, potwierdził, że nie muszę.
– Jesteś pewien?
– Śmiało!
Tak, śmiało! Gdy
tylko dał mi przyzwolenie, szybko odsunąłem na bok troskę o mojego kochanka. Rytmicznie
wypychałem biodra w kierunku jego ust i położywszy dłoń z tyłu jego głowy, przyciskałem
ją do mojego ciała. Patrzyłem, jak mój gorący penis wnika głęboko w jego
gardło. Dławił się. Jego twarz poczerwieniała. We wpatrzonych we mnie oczach
błysnęły łzy, które chwilę później spłynęły po zarumienionych policzkach. Jego ręce
zacisnęły się na moich udach. Poczułem na nich wbijające się w nie paznokcie.
Tak mocno, że czułem ból. Rodzaj bólu, który jeszcze bardziej mnie nakręcał.
Oszalałem. Musiałem odejść od zmysłów, bo nawet przez chwilę nie pomyślałem o
tym, żeby być bardziej delikatnym dla Dee. Im głośniej chrząkał i gardłowo
jęczał, tym mocniej wbijałem się kutasem w jego usta. Wkrótce po całym moim ciele
rozlała się rozkosz. Czułem nieopisaną ekstazę. Moja sperma trafiła do miękkich
ust mojego kochanka. Trochę udało mu się połknąć, a część spłynęła po brodzie.
Wycofałem się,
patrząc na klęczącego przede mną Dee. Krztusił się. W jednej chwili wróciłem do
siebie. Ogarnęło mnie poczucie winy.
– Dee… Dee,
przepraszam… Ja…
Chciałem go
przeprosić za to obcesowe traktowanie, ale przerwałem, gdy dostrzegłem wyraz
jego twarzy. Mimo wilgotnych od łez policzków patrzył na mnie błyszczącymi
oczami, w których malował się zachwyt i dzika żądza.
– To było absolutnie
niesamowite, Yak.
– …
– Uwielbiam to! Taką
dziką, barbarzyńską akcję. Chcę, żebyś zawsze tak bezlitośnie mnie brał.
Stałem nieruchomo. Przełknąłem
ślinę, nie mając pewności, czy powinienem go o to zapytać. Jednak ostatecznie pomyślałem,
że powinniśmy otwarcie ze sobą rozmawiać. Tak bardzo bałem się o jego serce. Bałem
się, że znowu źle się zrozumiemy.
– Więc dlaczego lubiłeś
Tera? Skoro lubisz dzikiego, barbarzyńskiego mnie, to jak mogłeś zakochać się w
nim?
Zaśmiał się, wstając
z podłogi, po czym objął mnie za szyję.
– Wtedy jeszcze cię
nie znałem.
– Co to ma wspólnego
ze mną?
– Odebrałeś mi
dziewictwo. I nie tylko to. Zabrałeś mnie również do innego świata.
– …
– Jestem tak na
ciebie wściekły, mój dobry chłopcze, że chcę, żebyś mnie brutalnie zerżnął.
Pieprz mnie!
Słysząc te sprośne
słowa i widząc uwodzicielskie spojrzenie Dee, poczułem, jak adrenalina pulsuje
mi w żyłach. Chwilowo zapomniałem o bólu. Objąłem go jedną ręką, przytulając go
do swoich obolałych żeber. Całowałem jego usta z tęsknotą, która narastała we
mnie od tygodni. Następnie pchnąłem go, aż plecami oparł się o parapet.
Wiedziałem, że z zewnątrz nie sposób było nas dostrzec. Byłem tego pewien,
ponieważ widziałem to okno z obozu bokserskiego. Nie zamierzałem mu jednak tego
wyjawiać. Zamiast tego rzuciłem:
– Jeśli ktoś stoi tam
na dole i spojrzy w górę, na pewno zobaczy, że jesteś przeze mnie ostro
pieprzony, Dee.
– Yak.
Widziałem, że moje
słowa jeszcze bardziej go nakręcały.
– Wiesz co? Nie
jestem grzecznym chłopcem… – Nie siląc się na delikatność, przygryzłem płatek jego
ucha. Wzdrygnął się. Jego drobne dłonie uczyniły gest, jakby chciał odepchnąć moje
ramiona. Wiedziałem, że to lubił. Lubił udawać, że pieprzę go, przełamując jego
opór. Całowałem go wszędzie, gryzłem, ssałem. Wtuliłem w niego twarz, aż jego udawany
opór zmienił się w przyzwolenie, kiedy nie potrafił już ukrywać szaleńczego
podniecenia. Wcisnąłem w niego swoje długie palce, siląc się na cierpliwość,
kiedy rozszerzałem miękkie wejście. Gdy spostrzegłem, że jest gotowy, by się
kochać, wysunąłem palce. Umieściwszy twardego jak skała kutasa między jego
pośladkami, wyszeptałem nieprzyzwoite słowa:
– Zostaniesz przeze
mnie tak zerżnięty, że nie będziesz mógł chodzić!
Jęknął.
– Phi Yak… – Usłyszałem
łkanie w jego głosie, kiedy wbiłem się w niego jednym brutalnym ruchem bioder.
Sposób, w jaki
nazywał mnie „Phi”, niesamowicie mnie podniecał. Wiedziałem, jak będzie. Przez
chwilę delikatnie, później agresywnie, a on będzie wykrzykiwał obsceniczne
słowa. Dzisiaj jego mięśnie zaciskały się na moim kutasie mocniej niż kiedykolwiek
wcześniej.
– Jesteś
podekscytowany, Dee?
– Tak.
– Tak mocno się na
mnie zaciskasz.
– Wszedłeś już cały?
– Tak.
– Śmiało, rób, co
chcesz, Yak. Mocno. Żadnej delikatności.
Nogi miał ciasno
owinięte wokół mojej talii, a ramiona wokół szyi. Kiedy zacząłem się poruszać,
jego ciężkie dyszenie zmieniło się w przeciągły jęk. Wykonałem zaledwie kilka
mocnych pchnięć, a on już wytrysnął. Następnie zażądał, żebym kontynuował. Bez zatrzymywania
się. Może to dlatego, że nie byliśmy ze sobą już od tak dawna, nasze pożądanie
nie dawało się tak łatwo zaspokoić. Pragnąłem go, a on pragnął mnie. Za pomocą naszych
ciał zawsze potrafiliśmy się lepiej porozumieć, niż używając słów.
– Czy jeśli nie
zejdziemy na kolację, to Ye nas zabije? – zapytał Wandee, gdy burza emocji nieco
opadła. Wciąż go przytulałem, mimo że zaczynałem odczuwać pulsujący ból w całym
ciele.
– Nie zabije.
– W takim razie
kontynuujmy.
– Wszystko mnie
boli.
Zamilkłem. Wandee również
się nie odzywał. Powoli zmieniłem pozycję, stawiając go na podłodze, po czym
jęknąłem, chwyciwszy się za brzuch.
– Przepraszam, Yak.
Zupełnie zapomniałem, że jesteś ranny.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Z piekła do nieba...Genialny rozdział. Dzięki EKIPO za możliwość czytania <3 ;-*
OdpowiedzUsuń💜
Usuń💜☕️
OdpowiedzUsuń☕️💜
UsuńDziękuję! J.
OdpowiedzUsuńProszę! J.
Usuń