WW – Rozdział 12

 



Good Day #12

 

    Ja i Yoyak, mój chłopak, powtarzam: mój chłopak, zeszliśmy razem na kolację w ogrodzie należącym do posiadłości Phadetsuek. Cherry zmrużył oczy i spoglądał na nas oskarżycielsko, zupełnie jakby chciał rozkwasić nam nosy.

    – Dlaczego tak dziwnie chodzisz, braciszku? – zapytał Oye.

    Sam nie wiedziałem, jak to zrobiliśmy, ale Yak – w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej – szedł tuż za mną, trzymając się za brzuch. Po wzięciu prysznica i przebraniu się w świeże ubrania mój chłopak i ja przed zejściem na dół zdecydowaliśmy się wysuszyć włosy, by się nie przeziębić. Pogoda w ten późny, zimowy wieczór była chłodna i przyjemna. Lekka bryza roznosiła zapach grillowanego mięsa, sprawiając, że zaczynałem odczuwać lekki głód.

    – Musiałem użyć dużo siły – powiedział zwięźle Yak, wysuwając krzesło, by usiąść. Zauważyłem, że sięgnął po leki, które musiał zażyć przed posiłkiem. Poczułem na sobie jego spojrzenie, kiedy podchodziłem do grilla. Obróciwszy mięso na ruszcie, Oye podał mi gotowe kawałki, po czym zwrócił się ponownie do brata:

    – Zamierzasz zjeść kaszkę ryżową? A może teraz, kiedy twoja żona może cię nakarmić, skusisz się na coś innego?

    – Co, do cholery, masz na myśli, mówiąc „żona”? – zaprotestowałem, nie potrafiąc pohamować uczucia zażenowania.

    W odpowiedzi Yoyak pokręcił głową, sygnalizując, że nie ma już ochoty na ryżowe congee. Podnosił do ust stojące na stole przekąski, aczkolwiek z powodu rany w kąciku ust jedzenie ich nastręczało mu niejakich trudności. Patrząc na niego, pomyślałem, że mnie również bolą usta, bo zbyt łapczywie połykałem uprzednio jego imponujący sprzęt.

    – Dlaczego grillujesz aż tyle?

    – Świętuję okazję, że mój młodszy brat ma teraz żonę.

    – To nie jest coś, co koniecznie wymaga świętowania w większym gronie – mruknął duży chłopiec, a jego uszy wyraźnie poczerwieniały.

    Położyłem talerz z grillowanym mięsem na środku stołu i usiadłem obok Yoyaka. W tym czasie Cherry przyniósł z domu głośnik i by dać kolacji muzyczną oprawę, włączył piosenkę miłosną. Niezręczna cisza, która na chwilę zapadła, została przerwana. Yoyak położył rękę na moim ramieniu, zupełnie jakby chciał zademonstrować swoje prawo własności. Pozwoliłem mu na to, w głębi serca uważając ten gest za uroczy. Pokroiłem mięso na malutkie kawałki, by go nimi nakarmić. W oczach Oye coś zamigotało, jednak nikt nie dokuczał Yakowi. Starszy z braci krzątał się przy grillu, a gdy również usiadł przy stole, usłyszałem pytanie Yaka:

    – Na jak długo mam szlaban?

    Nie zrozumiałem, o co pytał, więc mogłem tylko w milczeniu przysłuchiwać się rozmowie braci Phadetsuek.

    – Najpierw zjedz. Na poważne tematy możemy pogadać później.

    – Powiedz mi, Ye. Na ile walk zostałem zdjęty?

    – Dwie.

    – Nie aż tak wiele. – Yoyak skinął głową, a następnie – pochyliwszy ją – ze skruchą w głosie powiedział:

    – Przepraszam.

    – Dlaczego przepraszasz? Nieważne, to już minęło. Jeśli nadal chcesz walczyć, to od teraz postaraj się najlepiej, jak tylko potrafisz.

    – Tak, wiem.

    – Jedz. Nie myśl o tym za dużo.

    Oparłem podbródek na ramieniu dużego młodzieńca, który zauważalnie posmutniał.

    – Coś się stało?

    – Zostałem odsunięty od dwóch meczów bokserskich, ponieważ przegrałem przez nokaut z Sasakim.

    – Co?! – wykrzyknąłem, unosząc podbródek z jego ramienia.

    Czyżby moja zszokowana mina była aż tak zabawna? Patrzyłem na obu braci, którzy wybuchli śmiechem. Cherry tylko się uśmiechał, pocierając głową o klatkę piersiową Oye.

    – Dee, nie musisz o tym za dużo myśleć. W boksie to całkiem normalna procedura. Całe szczęście, że najpierw zwrócono się do Ye, by dowiedzieć się, co jest nie tak z Yakiem. W przeciwnym razie zostałby usunięty z jeszcze większej liczby pojedynków. Mój mąż jest bardzo dobry w wymyślaniu historii i trzeba go jedynie podziwiać.

    – Ye, co im powiedziałeś?

    – Tylko tyle, że kiedy znalazłeś się na ringu bokserskim, bolał cię brzuch, więc nie mogłeś zadawać ciosów. Ostrzeżono mnie, żebym zadbał o to, by w następnym pojedynku nie było już podobnych incydentów. To wszystko – wyjaśnił Oye, jakby ta sprawa nie miała wielkiego znaczenia.

    Musiałem przyznać, że ja również poczułem ulgę. Ale coś mnie ciekawiło.

    – Pozwól, że zapytam. Dlaczego nie zadałeś nawet jednego ciosu?

    Spostrzegłem, że Oye i Cherry również skinęli głowami, przyłączając się do mojego pytania. Wielki młody mężczyzna ze zmasakrowaną twarzą, który wciąż był zabójczo przystojny, spoglądał to w jedną, to w drugą stronę. W końcu – gotowy do odpowiedzi – otworzył usta:

    – Cóż, zamiast Sasakiego widziałem przed sobą Dee.

    Przy stole zapadła cisza. Poczułem się oszołomiony, gdy zdałem sobie sprawę, że mam aż taki wpływ na jego serce.

    – Wcześniej dzisiejszego wieczoru, kiedy zignorowałem Dee, po prostu przechodząc obok… No cóż… Myślałem, że to znów tylko iluzja.

    – Twój stan jest poważny. Oszalałeś z miłości. Proszę, odzyskaj świadomość.

    Mogłem przyklasnąć słowom Oye. Besztając młodszego brata, powiedział dokładnie to, co mi również leżało na sercu, aczkolwiek Yoyak nie wydawał się być tym dotknięty. Po prostu smętnie pokiwał głową, po czym sięgnął po butelkę napoju bezalkoholowego. Po jakimś czasie Cherry przerwał milczenie. W miarę upływu czasu atmosfera przy stole stawała się coraz bardziej ożywiona. Jednak zanim kolacja dobiegła końca, na teren posiadłości Phadetsuek wdarł się intruz. Oye obrzucił go groźnym spojrzeniem, mrużąc oczy. Kaptur zasłaniający twarz przybysza opadł, gdy właściciel obozu bokserskiego podniósł się z krzesła. Wzrok nieproszonego gościa nie był skupiony na Oye, tylko przewiercał Yoyaka. Pamiętałem go. To był jego ostatni przeciwnik – Sasaki.

    – Pan Sasaki? – wykrzyknął zdziwiony Oye, na co przybyły mężczyzna skinął głową, potwierdzając swoją tożsamość.

    Chwilę później z jego ust popłynęły niezrozumiałe dla nas japońskie słowa. Im więcej mówił, tym bardziej się złościł, nie spuszczając przy tym wzroku z Yoyaka. Najwyraźniej miał do niego jakieś pretensje. Yoyak stanął na wysokości zadania. Kiedy podszedł do Sasakiego, który był mniej więcej tego samego wzrostu, myślałem już, że wymierzy mu cios, ale tego nie zrobił. Po prostu wręczył mężczyźnie telefon z otwartą aplikacją tłumacza Google. Sasaki, mlasnąwszy językiem na znak niezadowolenia, przyjął urządzenie i zaczął coś pisać. Przeczytawszy treść, Yoyak oznajmił:

– Tak, pan Sasaki chce się ze mną zmierzyć. Mówi, że nie jest zadowolony. Taka wygrana najwyraźniej uwłacza jego godności.

    Oye wstał, by przyłączyć się do rozmowy. Położywszy dłoń na głowie Yoyaka, popchnął ją w dół, by ukłonić się razem z nim. Zrozumiałem, że ten gest oznaczał przeprosiny. Następnie przy pomocy tłumacza Google komunikowali się z Japończykiem, najwyraźniej nie zawsze wszystko rozumiejąc. W końcu ustalono, że Oye zorganizuje w swoim obozie bokserskim rewanżową walkę, która odbędzie się po zagojeniu ran Yoyaka, co powinno nastąpić za jakiś tydzień. Pan Sasaki wyglądał na zadowolonego. Widziałem, jak uśmiechał się kącikiem ust. Zanim odszedł, poklepał Yaka po ramieniu. Spokojna atmosfera powróciła, ale zanim to nastąpiło, Oye przyłożył bratu łokciem w bok. Młodszy Phadetsuek zablokował go w samą porę. Wyglądał przy tym na zaskoczonego.

    – Widzisz, w jaki bałagan nas wpakowałeś?

    – Powiedziałem, że przepraszam.

    – Powinienem ci porządnie przywalić!

    – Nie besztaj mnie przy Dee – jęknął Yoyak, a ja pomyślałem, że to urocze. Właściwie nie sądziłem, żeby mój chłopak w ogóle bał się brata.

    – Dlaczego? Jeśli opieprzę cię przy nim, to co mi zrobisz? Auć! Czy ty mnie właśnie uderzyłeś?

    Tak jak się domyślałem, mój uroczy chłopak ani trochę nie bał się brata, bo w odpowiedzi przyłożył mu w brzuch. Co dziwne, starszy Phadetsuek nie odwzajemnił ciosu, po prostu stał w miejscu i pyskował.

    – Wystarczy, Ye. Nie bluzgaj na mnie za bardzo. Wstydzę się przed Dee.

    – Nie mogę w to uwierzyć. Za karę zmywasz dzisiaj naczynia!

    – Jej…

    – Pójdziesz do kuchni razem z Wandeem. Przegrany i przyczyna jego porażki muszą zostać ukarani. Weźcie odpowiedzialność wspólnie!

    Szczęka mi opadła, gdy tylko usłyszałem, że ja również zostałem objęty tym swoistym postępowaniem dyscyplinarnym. Wyraz twarzy Yoyaka niewiele różnił się od mojego. Najszczęśliwszą w tej sytuacji osobą okazał się Cherry, który wesoło klaskał w dłonie, uwolniony od konieczności zmywania. Gdy mój chłopak zmierzał w moim kierunku, chcąc, by zarówno Oye, jak i Cherry mogli mnie usłyszeć, głośno zaproponowałem:

    – Jedźmy spać do mnie, Yak. Tam nie musisz zmywać naczyń!

    Niestety, w końcu i tak znaleźliśmy się przy kuchennym zlewie, ponieważ Oye pokonał nas obu w grze kamień, papier, nożyce. Jednak czynność zmywania naczyń okazała się nie być aż taka zła, ponieważ to Yak je mył, a ja zająłem się wycieraniem i odkładaniem naczyń na półkę. Była niemal pierwsza w nocy, gdy Yoyak i ja zostaliśmy zesłani na banicję do kuchni. Jakiś czas później mój młody kochanek stanął ze skrzyżowanymi ramionami i uważnie mi się przyglądał. Miał jakieś zabójcze spojrzenie, a ja nie potrafiłem się domyślić, co chodzi mu po głowie.

    – Patrzysz na mnie z tęsknotą w oczach, Yak. Zauważyłem, jak gapisz się na mój tyłek. Wyraźnie widzę, że chciałbyś dać mi klapsa.

    – Nie.

    – Nie waż się zaprzeczać. Znam cię. – Zakołysałem biodrami, by go podrażnić.

    Mój chłopiec odwrócił głowę. Przestałem go podpuszczać, ponieważ dostrzegłem jego czerwone uszy. Zaśmiałem się cicho, czując się naprawdę szczęśliwym. Ukradkiem zerkałem na piękne, męskie oblicze Yaka i po kolejnym spojrzeniu na jego rany zapytałem:

    – Bardzo cię bolą te skaleczenia na twarzy?

    – Jeśli się ich nie dotyka, to nie. Po prostu trochę szczypie.

    – Patrząc na nie, przypominam sobie dzień, kiedy się poznaliśmy. Wtedy też byłeś pokiereszowany. Wiesz, co sobie wtedy pomyślałem?

    – Co takiego?

    – Że chcę mieć za męża bandytę.

    – Myślałeś, że jestem jakimś oprychem?

    – Na początku tak, ale wiem, że nim nie jesteś. Okazałeś się być grzecznym i dobrze ułożonym młodzieńcem. – Uspokoiłem go. – Naprawdę lubię cię takim, jakim jesteś, Yak. Na dodatek jesteś cholernie seksowny. Nie musisz się zmieniać, by stać się kimś innym. Jesteśmy teraz parą. Obiecaj mi, że jeśli będziesz miał jakiś problem czy wątpliwości, to ze mną o tym porozmawiasz.

    Yak skinął głową w odpowiedzi, co było dla niego typowe. Należał do tych, którzy nie strzępią sobie nadmiernie języka. Uśmiechnąwszy się kącikiem ust, powróciłem do wycierania naczyń. Zostało już tylko kilka, a potem będziemy mogli pójść spać. Mój chłopak przestał opierać się o ścianę i rozprostował ramiona, po czym podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Oczyma wyobraźni ujrzałem scenę z romantycznej dramy… Bohater przytulający się do pleców bohaterki.

    – Zaczynam czuć się senny, Dee.

    – Pospieszę się. Już prawie skończyłem.

    – Chcę, żebyś nosił mój pierścionek, Dee.

    – …

    – Wybierzmy się kupić odpowiednią parę, żeby inni wiedzieli, że jesteś zajęty.

    – Naprawdę jesteś moim zazdrosnym młodym chłopakiem. – Odłożywszy talerz, stuknąłem go lekko w czoło. – Powiedz mi, kiedy będziesz miał kolejne walki. Przyjdę ci kibicować.

    – Dobrze, przygotuję harmonogram i ci go wyślę. Jeśli nie będziesz dostępny, wystarczy, że do mnie zadzwonisz, żeby mnie wesprzeć. Wiem, że masz dużo pracy.

    Skinąłem głową, po czym pośpiesznie wytarłem resztę naczyń. Po wejściu na górę wzięliśmy wspólny prysznic i położyliśmy się spać. Jego małe łóżko nie stanowiło przeszkody. Tej nocy zarówno Yoyak, jak i ja ciasno się do siebie przytulaliśmy, ciesząc się wzajemną bliskością. Nie wiem, czy to było tylko takie wrażenie, ale wydawało mi się, że ciało Yoyaka jest cieplejsze niż wcześniej, a ton jego głosu, którym wyszeptał „dobranoc”, brzmiał przyjemniej niż kiedykolwiek. Może to dzięki miłości? Tak, na pewno. Tak właśnie wygląda miłość.

    – Trzymasz mnie tak mocno, Dee. Zły sen?

    – Wcale nie. Wręcz przeciwnie.


***


    Któregoś dnia pojechałem do szpitala, by odebrać Dee. Jako że zbliżały się święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, szpital nie przegapił okazji, by odpowiednio udekorować pomieszczenia. Obok kanapy, na której zwykle siedziałem, stała ozdobiona światełkami choinka. Patrząc na nią, czułem się lekko i świeżo. Rany na mojej twarzy zdążyły się już zagoić. W międzyczasie byłem już rozpoznawany, więc sporo współpracowników Dee podchodziło, by się przywitać i dowiedzieć, jak poszedł mi trening. Domyślałem się, że to Wandee im o mnie opowiedział, ale cieszyło mnie ich zainteresowanie.

    Jakiś czas później siedziałem wygodnie na miękkiej kanapie, zabijając czas grą na telefonie, dopóki coś nie przyciągnęło mojej uwagi. Podniósłszy wzrok, ujrzałem Tera, który zajął miejsce tuż obok. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co on tu robi. Odsunąłem się, wiedząc, że kiedyś Wandee go lubił. Wpatrywałem się w niego tak intensywnie, że prawdopodobnie poczuł się nieco przestraszony, bo widać było, że nie ma odwagi nawiązać ze mną kontaktu wzrokowego.

    – Masz na imię Yak, prawda? – odezwał się po dłuższej chwili.

    – Tak. O co chodzi?

    – Nazywam się Ter.

    – Wiem.

    – Cóż, Dee… Wandee…

    Szczerze mówiąc, irytowało mnie to jego jąkanie. Mimo to nadal zachowałem maniery, uprzejmie czekając, aż wydusi z siebie to, co zamierzał mi powiedzieć.

    – Tak naprawdę nie spotykasz się z Dee, prawda?

    Odpierdol się!

    Odpierdol się!

    Odpierdol się!

    Odpierdol się!

    – Dee cię wynajął, żebyś udawał jego chłopaka, zgadza się? Jak miałby tak szybko znaleźć nowy podmiot uczuć? I to zaledwie dziesięć dni po tym, jak wyznał mi, co do mnie czuje.

    – …

    – Ile ci zapłacił? Dam ci więcej, jeśli z nim zerwiesz.

    – Dlaczego miałbym cię słuchać? – zapytałem, strzelając knykciami w ramach rozgrzewki. Byłem gotowy do walki. Ostatnio Oye kazał mi ciężko pracować, by przygotować się do pojedynku z Sasakim, który miał odbyć się w nadchodzącą niedzielę, bym z honorem i godnością walczył.

    – Słuchaj, dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że odwzajemniam uczucia Dee. Zamierzam go zdobyć, rozumiesz?

    – Więc mam się wycofać dla kogoś, kto właśnie zdecydował, że chce poderwać mojego chłopaka? – Wstałem, widząc nadchodzącego Wandeego. Nie miałem zamiaru tracić czasu na rozmowę z kimś, kto nie miał zielonego pojęcia o łączącej nas relacji. Jeśli koniecznie chciał sobie pogadać, to proszę bardzo. Nie musiałem reagować ani niczego wyjaśniać. Wystarczała mi świadomość, że jesteśmy w prawdziwym związku, mimo że Dee bujał się kiedyś w facecie obok.

    Chwyciłem zdjętą uprzednio kurtkę, na co mój rozmówca skulił się i podciągnął nogi. Pokręciłem z politowaniem głową, widząc jego reakcję i z niesmakiem myśląc o wcześniejszej kretyńskiej propozycji. Skoro przyszedł się tu kłócić, to czemu się boi? Przecież go nie uderzę.

    – Co się dzieje, Yak? Ter, o czym rozmawiasz z moim chłopakiem? – Wandee podkreślił słowo „chłopak”, wypowiadając je głośno i wyraźnie. Zawsze chwalił się mną w ten sposób. Uroczo.

    – Zarezerwowałem stolik w restauracji. Jestem pewien, że ci się tam spodoba, Yak. Więc o czym przyszedłeś porozmawiać z moim chłopakiem, Ter?

    Zapytany nieco się rozluźnił i uśmiechnął do Dee.

    – To tylko zwykła, grzecznościowa pogawędka.

    – Ter zaproponował, że zapłaci mi za to, żebym z tobą zerwał.

    Zobaczmy, kogo Wandee posłucha.

    Po tych słowach mój chłopak położył ręce na biodrach i z napiętą twarzą zwrócił się do Tera.

    – Co z tobą nie tak? Odbiło ci? Yak i ja jesteśmy w sobie zakochani. Niby dlaczego miałbyś chcieć naszego zerwania?

    – Dee, daj spokój. Wiem, że tylko udajesz, że się z nim spotykasz. Nie dasz rady mnie nabrać.

    – Nie! Nie oszukuję cię! – warknął mój partner.

    Stanąłem za nim, by go chronić.

    Doskonale, Dee! Powiedz mu, kto jest twoim prawdziwym chłopakiem.

    – Nie wierzę w to – przemówił szorstkim głosem doktor, po czym dodał: – Jestem pewien, że wciąż mnie kochasz, Dee. Znamy się od ponad dziesięciu lat. Przez siedem czy osiem lat byłeś we mnie zakochany. To niemożliwe, żebyś tak łatwo przestał mnie kochać. Zorientowałem się, że ja też naprawdę cię lubię. Umówmy się na randkę.

    – Ty narcystyczny draniu! – wycedził Dee przez zaciśnięte zęby, gdy Ter wstał, pyszniąc się tym, że przez lata był przez niego lubiany.

    To brzmiało tak irytująco, że omal nie zgrzytnąłem zębami. Na domiar złego ten palant miał czelność położyć łapę na ramieniu mojej połówki! Chwyciłem Dee w talii i przyciągnąłem go do siebie, bo miałem już tego serdecznie dość. Bez chwili wahania odepchnąłem rękę Tera.

    – Ty młody bandyto!

    – Wystarczy jeden cios, by cię powalić. Chcesz spróbować? – zagroziłem, powoli się do niego zbliżając i równocześnie obejmując ramieniem Dee. Kto wie, czy nie polałaby się krew, gdyby w tym momencie mój ukochany nie szepnął mi do ucha:

    – Czuję się jak romantyczna bohaterka.

    Usłyszałem jego cichy chichot i poczułem, jak wraca mi rozsądek.

    Olałem więc Tera i pociągnąłem Wandeego w kierunku wyjścia. Byliśmy przecież w miejscu publicznym, które na dodatek było również jego miejscem pracy. Gdyby doszło tu do jakiejś sceny, to Dee bez wątpienia miałby kłopoty. Zostawiłem zażenowanego doktora-chwalipiętę, wokół którego zebrała się grupka gapiów. Dostał, na co zasłużył, skoro próbował ukraść cudzego chłopaka!

    – Yak, stresujesz się? Cały czas marszczysz brwi. Mogę cię zapewnić, że naprawdę nie lubię już Tera. Jesteś dla mnie jedynym.

    – Nie, nie martwię się o to.

    – Więc?

    – Wstyd mi, że kiedyś wpadłem na tak pomylony pomysł, by się do niego upodobnić.

    – Mówiłem ci, że bycie sobą jest najlepsze.

    – Ale coś mnie zastanawia… Dlaczego w ogóle polubiłeś kogoś takiego?

    – …

    Nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuowałem:

    – Ty chyba masz kiepski wzrok.

    – Yak! – Wandee uszczypnął mnie w talii, na co ja natychmiast wykrzyknąłem:

    – Zraniłeś swojego męża!

    – Yoyak!

    – I na dodatek podnosisz na niego głos!

    Obaj zamilkliśmy. Zbliżając się do pojazdu, wpatrywaliśmy się w siebie. Wandee uśmiechnął się jako pierwszy.

    – Naprawdę jesteś kimś. Chodź tu. Dam ci buziaka w policzek. Tak bardzo się za tobą stęskniłem.

    Z uśmiechem podsunąłem twarz, pozwalając mu się pocałować najpierw w lewy, a później w prawy policzek, a także w czoło, dopóki nie poczuł się usatysfakcjonowany. Gdy tylko się cofnąłem, kątem oka dostrzegłem Tera, który najwyraźniej poleciał za nami i teraz bacznie się nam przyglądał. W kąciku moich ust pojawił się uśmiech, po czym jedną ręką objąłem szyję mojego kochanka, by go do siebie przyciągnąć. Całowałem go długo i namiętnie, nie siląc się na delikatność, a kiedy go uwolniłem, Wandee zachwiał się na nogach. Lubił to… On naprawdę lubił być traktowany tak bezceremonialnie, a nawet obcesowo. Spojrzałem czule na jego krwiście czerwone policzki i nabrzmiałe usta. Aby zamaskować swoje zażenowanie, mój facet udawał, że protestuje, lekko uderzając mnie w klatkę piersiową.

    – Jesteś dziś bardzo gorący. – W jego pomruku nie było ani śladu niezadowolenia.

    Przemilczałem to. Nie poświęcając uwagi Terowi, splotłem palce z palcami Dee i ramię w ramię ruszyliśmy przed siebie, kołysząc po drodze rękami. Byłem tak bardzo szczęśliwy, kiedy mogłem z nim być.

    Wandee upierał się, że postawi mi posiłek, ale nie byłem pewien z jakiej okazji. Gdy go o to zapytałem, powiedział, że po prostu ma na to ochotę, więc postanowiłem nie protestować. Kiedy skończyliśmy jeść, zegar wskazywał już niemal 20:00, więc pojechaliśmy do jego domu, by spędzić razem noc.

    – Pokój, w którym nie sprząta Phi Yak, jest jednym wielkim śmietnikiem.

    – Nie demonstruj tu swojej mocy, nazywając siebie Phi Yakiem.

    – Więc gdzie są rzeczy Phi Yaka? Czyżby Nong Dee je wyrzuciła?

    – Celowo działasz mi na nerwy. Co to za bzdury z tym „Phi Yak” i „Nong Dee”? – zaprotestował mój facet, próbując ukryć swoje prawdziwe emocje i kopiąc poduszkę leżącą obok kanapy. Musiał godzinami oglądać seriale, jeśli sądzić po górze pustych opakowań po przekąskach leżących na stoliku.

    – Więc gdzie są moje rzeczy, skarbie?

    – W skrytce. Pójdę po nie.

    – Gdzie się podziewałeś? Widzę, że stoi tu walizka.

    – W Peru.

    – Co? Kiedy?

    – Dwa tygodnie temu. Mówią, że podróże są złotym środkiem na złamane serce.

    – Na jak długo pojechałeś?

    – Dwa tygodnie.

    – Rozumiem. To dlatego nie przyszedłeś się ze mną zobaczyć, gdy byłem zamknięty w obozie, biorąc udział w intensywnych treningach.

    – Nawet gdybym tu był, to i tak bym cię nie odwiedził.

    – Jesteś naprawdę wredny, Dee – skomentowałem krótko, nie wdając się w dalsze dyskusje.

    Znalazłszy się w skrytce, zajrzałem do wielkiego, czarnego worka na śmieci, do którego bezdusznie wrzucił moje rzeczy, upychając je wszystkie razem. Wydałem z siebie demonstracyjne westchnienie, dbając o to, by je usłyszał, a następnie usiadłem, by posortować zawartość worka. Kilka drobiazgów nadawało się na śmietnik, a reszta była w niezłym stanie. Wandee wyglądał na mocno zakłopotanego. Podszedł do mnie i objąwszy mnie od tyłu, przytulił się policzkiem do moich pleców.

    – Przepraszam.

    – Za to, że nie zadbałem należycie o twoje rzeczy.

    – Nie przejmuj się tym. Mogę kupić nowe. Nie wiedziałeś, że wrócę i będę chciał je odzyskać.

    – Wygląda na to, że jesteś na mnie zły.

    – Kto tak powiedział? – Odwróciłem się i pociągnąłem go, by usadzić sobie na kolanach.

    Poczułem zapach Wandeego. Woń jego skóry oraz lekki aromat perfum zmieszany z płynem do płukania tkanin, który wniknął do materiału. Pachniał tak cudownie, że zapragnąłem przytulić się mocniej, aby móc się nim delektować. Napełniałem płuca jego zapachem, kołysząc go delikatnie i z miłością.

    – Nong Dee. – Był jak dziecko, kiedy siedział tak na moich kolanach. Nie mogłem się więc powstrzymać od nazwania go „Nong”.

    – Phi Yak. – Wandee zwrócił się do mnie w ten sam sposób, na co cicho się zaśmiałem. Chwilę później sięgnąłem do kieszeni.

    – Mam coś, co chciałbym ci dać.

    – Co takiego? Jakaś niespodzianka? Mam zamknąć oczy?

    – Jak sobie życzysz. To zależy od ciebie.

    Przedmiot w kieszeni moich spodni był pudełkiem zawierającym pierścionki. Wandee zdecydował się nie zamykać oczu i przyglądał się, gdy wyjmowałem pudełeczko. Patrząc na nie, zaniechał mrugania, dopóki nie uniosłem wieczka. Wewnątrz znajdowały się dwie pasujące do siebie platynowe obrączki.

    – Nie mówiłeś ostatnio, że wybierzemy się po nie razem?

    – Pomyślałem, że wolisz niespodziankę. Podobają ci się?

    – Tak. Załóż mi moją. A potem ja tobie twoją. Skąd znałeś mój rozmiar?

    Trzymając dłoń Wandeego na wysokości oczu, wsunąłem platynowe kółko na serdeczny palec jego lewej dłoni.

    – Potajemnie zmierzyłem ci palec, kiedy spałeś.

    – Pasuje idealnie.

    Wandee wziął drugi pierścionek i wsunął go na serdeczny palec mojej lewej dłoni.

    – Nie zakochuj się w nikim innym, Yak.

    – To samo dotyczy ciebie, Dee.

    Pierścionek znajdował się na moim palcu, ale miałem wrażenie, że czuję go swoim sercem.

    – Jak tam twoje serce? – Zbliżyłem twarz do jego, nie dbając już o porządkowanie swoich rzeczy. Byłem tak blisko, że mój oddech owiewał słodką skórę jego policzka, a czubek mojego nosa muskał mu twarz.

    – To cudowne uczucie. Jak miałbym się inaczej czuć?

    – Co powiesz na pocałunek?

    – Musisz pytać o pozwolenie?

    – Jeśli nie wyrazisz zgody, to i tak cię pocałuję – powiedziałem z szelmowskim uśmiechem.

    Wsunąwszy dłonie w jego włosy, zmusiłem go do spojrzenia mi w twarz, a następnie przycisnąłem usta do jego warg. Były miękkie i ciepłe, zachęcały do delikatnego skubania, ssania i miłosnych ukąszeń. Bardzo długo się całowaliśmy, a kiedy już znaleźliśmy się w łóżku, nasze ozdobione obrączkami dłonie pozostały splecione przez całą noc.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny  


Komentarze

Popularne posty