LM – Rozdział 19

 



Nasz klimat
[Vee Vivis]

 

    Z uśmiechem spojrzałem na osobę obok mnie. Dawno nie uśmiechałem się z taką radością. Może ostatni raz, zanim zerwałem z Ploy albo gdy wygłupiałem się z Markiem, kiedy próbował pogodzić się z Barem. Ale choć wtedy się uśmiechałem, nie był to szeroki uśmiech. Nawet jeśli chciałem uwielbiać tego, który był przy mnie, coś powstrzymywało mnie przed uwolnieniem emocji. Tym razem jednak było inaczej. Historia między Markiem a mną postąpiła naprzód.

    – Mmm… – Mark odwrócił się, by wtulić się w moje ramię. Nie spaliśmy w pokoju ani nie siedzieliśmy na plaży. Znajdowaliśmy się w autobusie.

    To zaskakujące, że ten facet nigdy wcześniej nie korzystał z transportu publicznego. Chciał nawet wracać samolotem, ale się nie zgodziłem. Czy on nie wiedział, jakie to drogie? Nie wspominając już o bezsensie latania, biorąc pod uwagę krótką odległość, jaką mieliśmy pokonać. Nie zdawał sobie sprawy, jak otwierająca oczy może być taka podróż? Nowe doświadczenia, piękne krajobrazy, umysł wędrujący wraz z poruszaniem się pojazdu…

    – Jesteśmy już na miejscu?

    – Wyruszyliśmy zaledwie kilka godzin temu – odpowiedziałem, na co on zmarszczył brwi.

    Rozejrzawszy się wewnątrz i na zewnątrz autobusu, znów spojrzał na mnie.

    – Mówiłem ci, że powinniśmy byli wrócić z innymi – mruknął cicho.

    – A co to za różnica? Oni też odjechali autobusem.

    – Różnica polega na atmosferze.

    Panująca wokół nas atmosfera, o której mówił, była chaotyczna – kobieta z przodu rozmawiała o planach edukacyjnych swojego dziecka tak głośno, że słyszeliśmy ją z tyłu autobusu. Obok niej siedziała matka karmiąca dziecko. Były również inne dzieci, osoby starsze i robotnicy. Spojrzałem do przodu, a potem z zawadiackim uśmiechem zwróciłem się do niego:

    – To nowe doświadczenie. Zmiana atmosfery – powiedziałem, podczas gdy Mark, kompletnie mnie ignorując, wyciągnął słuchawki i podłączył je do telefonu.

    – Jesteś na mnie zły? – Wyciągnąłem jedną z jego słuchawek, by szeptem zapytać.

    – Nie…

    – To dlaczego się tak zachowujesz? – Chciałem wiedzieć.

    – Cóż, jestem głodny. – Jego cichy głos sprawił, że musiałem powstrzymać śmiech.

    Mój chłopak spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Gdyby tylko za każdym razem narzekał w taki słodki sposób, gdy był głodny…

    – Proszę bardzo. – Sięgnąłem do torby po przekąski i podałem mu chleb i mleko. Wiedziałem, że je lubił.

    – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to masz?

    Od razu zaczął jeść, prosząc, bym otworzył butelkę. Mark naprawdę takie posiłki lubił – najpierw wkładał chleb do ust, a potem popijał go mlekiem. Nie wiem, kiedy to zauważyłem, ale to nieważne. Wystarczyło, że o tym wiedziałem. Wystarczyło, że poświęcałem mu swoją uwagę. Nie trzeba było o nic pytać.

    – Było jasne, że zgłodniejesz, więc czemu nie wziąłeś czegoś ze sobą? – zapytałem.

    – Cóż, myślałem, że wrócimy samolotem. – Odwrócił się, by mnie zganić, biorąc mleko z moich rąk.

    – Jestem biedny – udzieliłem odpowiedzi, prowokując go do spojrzenia mi w twarz.

    – …

    – Co? Nie możesz zrozumieć, że jestem biedny? – zażartowałem.

    – Tak – westchnął niechętnie, a ja się uśmiechnąłem.

    Ujrzawszy jego zirytowaną minę, delikatnie potrząsnąłem jego głową.

    – Dlaczego ty… – zacząłem, a on wpadł mi w słowo:

    – Dlaczego co?

    – Jesteś taki słodki. – Pochyliwszy się, szepnąłem mu do ucha, wciąż trzymając rękę na jego głowie. Mark zakrztusił się mlekiem, a ja szybko podałem mu chusteczkę do wytarcia ust i wilgotną szmatkę do rąk. Spojrzawszy na mnie, zamrugał, a jego uszy zrobiły się czerwone.

    – Wystarczy… Wystarczy – powiedział, cofając rękę.

    Wrzucił śmieci do plastikowej torby i postawił ją przy swoich stopach, by wyrzucić je później. Jego niezręczne ruchy wywołały uśmiech na mojej twarzy.

    – Kiedy się rumienisz, mam ochotę dokuczać ci jeszcze bardziej – przyznałem.

    – Poczekaj, aż będę miał okazję się odegrać – odparł z kpiącym uśmiechem.

    Relacja między Markiem a mną stała się przejrzysta, odkąd pozwoliłem sobie złamać własną zasadę. Dopuściłem Marka do siebie, nawet kiedy Ploy wciąż była na horyzoncie. Czułem zazdrość i zaborczość, choć nie mogłem tego wyznać z pełnym przekonaniem. Ale kiedy Ploy zdecydowała się odejść, postanowiłem, że nie pójdę za nią. To prawdopodobnie wtedy zdecydowałem się go zaakceptować.

    Szalałem z zazdrości, gdy widziałem, jak uśmiechał się do innych, nawet jeśli byli to jego starsi koledzy lub przyjaciele. Najbardziej jednak bolało, gdy widywałem go z Nueą. To oczywiste jak słońce, że byłem o niego zazdrosny. Nie byłem aż tak głupi, by nie wiedzieć, co czuje moje serce, ale wystarczająco, by się do tych uczuć nie przyznawać.

    Odwróciłem się, by spojrzeć na chłopaka obok, i zauważyłem, że znowu zasnął. Jak to możliwe, że ten facet tak bardzo lubił spać? Nie zrobiliśmy przed wyjazdem niczego, co mogłoby go wymęczyć. Tylko ten jeden raz… wystarczył mi na cały miesiąc. Cóż, może trochę przesadzam. Naprawdę dobrze się wtedy bawiłem. Nie wiedziałem, że wyznawanie uczuć podczas intymnego zbliżenia będzie dla nas obu tak satysfakcjonujące.

    Wyjąwszy telefon, ustawiłem Marka tak, by pod odpowiednim kątem opierał się o moje ramię. Nie chciał, żebym ogłaszał, że jesteśmy parą, a ja nie zamierzałem mówić o nas całemu światu. Z kimkolwiek byłem w związku, z kimkolwiek zrywałem, zazwyczaj inni nie dowiadywali się o tym ode mnie.

    Zrobiłem selfie, by wrzucić je do mediów społecznościowych, starając się uchwycić na nim odrobinę Marka. Udało się – widać było tylko kosmyki jego włosów i białe słuchawki, po jednej w uchu każdego z nas. Słuchał piosenki jakiegoś zachodniego artysty, którego nie znałem. Ale dopóki mogłem słuchać jej razem z nim, byłem zdania, że to dobra piosenka.

p Vnn

4 minuty temu

Niech nasza historia będzie jak podróż…

23 polubienia 7 komentarzy

 

    Kto wie, czy to zdjęcie, czy podpis pod nim przyciągnęły uwagę. Niemal natychmiast pojawiły się polubienia i komentarze. Odkąd trzymałem się z dala od Ploy, nie wrzuciłem żadnego zdjęcia z wyraźnymi twarzami ani nie zaktualizowałem swojego statusu. Po prostu pozostawiłem wszystko tak, jak było, a Mark nic o tym nie wspomniał.

 

Yiwaa: Pochwal się.

Futer ForFun: O wow! Nieźle to ukrywasz!

Kamphan, którego dom ma lampę większą od czołgu: Nie chcę wiedzieć, nie chcę wiedzieć, kiedy to zrobiliście.

Mu mizawa: Kto to jest, P'Vee?

Momalina: Czy to ta sama osoba co na ostatnim zdjęciu?

Pandora: Nie chcę wiedzieć, kto to jest, hehe!

Ping Pingsu: Więc kto odszedł pierwszy, P'Ploy czy P'Vee?

Northh: Nie wysnuwaj takich wniosków o moim przyjacielu. Nawet jeszcze nie ogłosił, że są parą.

 

    Nuea, ty skurwielu! – Po raz kolejny przekląłem w myślach mojego przyjaciela. – Ta fotka wyraźnie świadczyła o tym, że już to zrobiliśmy, ty sukinsynu! – Nacisnąwszy gniewną emotkę pod jego komentarzem, odłożyłem telefon.

    Drrrrr!

    Jednak chwilę później musiałem go ponownie wyjąć. Uśmiechnąłem się, ujrzawszy imię dzwoniącego, które wyświetliło się na ekranie. Myślałem, że mój komentarz mówi sam za siebie, ale jednak nie… Wyglądało na to, że musiałem z nim pogadać.

    – Co? – zapytałem mało zapraszająco do faceta po drugiej stronie.

    Dupa, a nie co! – On również nie silił się na uprzejmość.

    Uśmiechnąłem się, słysząc jego przekleństwo. Najwidoczniej Nuea musiał dostać informacje od Yeewy, a może sam zdążył już zaobserwować, kogo lubił Mark.

    – Kurwa, co z tobą? – odparłem wyzywająco.

    Jak, do cholery, znaleźliście czas na rozmowę? – zapytał z wyraźną frustracją w glosie.

    – A kiedy ty znalazłeś czas na flirtowanie z moim chłopakiem?

    – Yyy… – Mark wydał z gardłowy dźwięk, bo nieświadomie mocno ścisnąłem jego dłoń.

    Wściekałem się już na samą myśl o Nuei.

    – Cicho. Po prostu dalej sobie śpij – uspokoiłem go, rozluźniając uścisk, po czym delikatnie pogłaskałem grzbiet jego dłoni, by z satysfakcją odnotować, że ten gest go uspokoił.

    Gdzie jesteście? – zapytał Nuea z nutką goryczy w głosie.

    – W autobusie – odparłem krótko.

    Dobrze się nim opiekuj, Vee. Nie myśl o nim jak o prowizorce. Nie umawiaj się z nim tylko dlatego, że chcesz spróbować czegoś nowego. Robiłem to wiele razy. Ale teraz… wycofałem się nie dlatego, że przestałem go lubić, ale dlatego, że Mark lubi ciebie. Jeśli kiedykolwiek pozwolisz mu odejść, nie myśl sobie, że będziesz miał szansę go odzyskać.

    Nuea mówił, a ja wydawałem z siebie dźwięki, potwierdzając jego słowa, aż w końcu mój przyjaciel zakończył rozmowę.

 

    – Więcej ludzi lubi ciebie zamiast mnie. Nawet moi przyjaciele są po twojej stronie – powiedziałem, po czym chwyciwszy dłoń Marka, położyłem ją na swoich kolanach. Dziś zdałem sobie sprawę, jak poważnie myślał o nim Nuea. Przywołałem w pamięci ton jego głosu, mocniej ujmując dłoń Marka. – Nieważne, ilu facetów cię lubi, ty będziesz lubił tylko mnie, prawda? – wyszeptałem do młodego mężczyzny śpiącego obok. W odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk, po czym mój chłopak zamilkł, zostawiając mnie pogrążonego we własnych myślach.

    Nie chciałem po prostu spróbować czegoś nowego, a Mark nie był dla mnie materiałem zastępczym. Nawet jeśli nie byliśmy jeszcze oficjalnie parą, w mojej głowie nie miałem wątpliwości, kim dla siebie byliśmy.

    Wieczorem dotarliśmy na uniwersytet, przesiadając się do innego autobusu, który zawiózł nas pod budynek wydziału. Odwróciwszy głowę, by spojrzeć na chłopaka obok mnie, cicho westchnąłem. Mark zsunął się na siedzeniu, by pomasować kostki i nogi. Robił to przez dłuższą chwilę, aż poczułem się winny, że zmusiłem go do takiego wysiłku.

    – Przepraszam – powiedziałem, sięgając ręką, by powstrzymać jego masujące dłonie.

    – Za co?

    – Za to, że musisz cierpieć – odpowiedziałem, chwytając jego dłoń, by ją pomasować. – Chciałem tylko, żebyś zobaczył coś innego, ale nie sądziłem, że będziesz musiał tak bardzo cierpieć – dodałem, wciąż masując jego rękę.

    – Cierpieć? Nie cierpię – odparł cicho.

    – Nie okłamuj mnie, Mark. Fuse powiedział, że jesteś chłopakiem z bogatej rodziny, ale nie spodziewałem się, że nigdy wcześniej nie wybrałeś się w taką podróż.

    – Zabieraj mnie więc na takie wycieczki częściej, żebym mógł się do tego przyzwyczaić. – Jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy. Nie mogłem się powstrzymać przed podniesieniem ręki, by delikatnie potargać jego włosy. Rozejrzał się w lewo i w prawo, na co ja zareagowałem chichotem.

    – Nikogo w pobliżu nie ma – powiedziałem, gdy go uwolniłem.

    – Więc co teraz zrobimy? – zapytał.

    – Zadzwoń do cioci.

    – Hmmm?

    – Yeewy. – Naprawdę miałem ochotę wyśmiać ten jego wyraz twarzy. Kiedy pochylał lekko szyję i robił ciekawską minę, mrucząc w ten sposób, sprawiał, że uwielbiałem go jeszcze bardziej. Nigdy wcześniej nie szalałem w podobny sposób za żadnym facetem.

    – Dlaczego więc ty do niej nie zadzwonisz?  

    – Pewnie by mnie opieprzyła.

    Tak naprawdę umówiłem się już z Yeewą, że przyjedzie po Marka, by odwieźć go do akademika. Zbluzgała mnie, więc się rozłączyłem. Lepiej, żeby to Mark z nią pogadał, bo ona nigdy nie sklęłaby swojego juniora.

    – Witaj, P'Yeewa.

    Był wobec niej niesamowicie uprzejmy. Dlaczego nie wobec mnie? Odwróciłem się i pozwoliłem im kontynuować rozmowę. Mark poprosił ją, żeby przyjechała go odebrać, choć ani słowem nie wspomniał o mnie. Potwierdziwszy gardłowym „tak, tak”, kazał mi czekać około 15 minut.

    – Myślisz, że Yeewa mnie zabije? – zapytałem.

    – Cóż, to nie tak, że na to nie zasługujesz – odpowiedział z nieco złośliwym uśmiechem.

    – Jeśli zechce coś mi zrobić, musisz mnie ochronić, jasne? – zastrzegłem, po czym poczochrałem jego włosy, zupełnie jakby był dzieckiem.

    – Po co?

    – Żebyś nie został wdowcem, Mark. Jeśli twój mąż umrze, skończysz jako młody wdowiec.

    Odwrócił się i znów karcąco na mnie spojrzał, ale tym razem uśmiechnąłem się lekko na widok jego czerwonych uszu.

    – Znowu się rumienisz, co? – Po tych słowach wyciągnąłem rękę, by podrapać go po brodzie, jakbym bawił się z kotem. Mark bez słowa odsunął moją dłoń i spojrzał w inną stronę.

    – Dlaczego ty…

    – Dlaczego ty…

    – Co?! – Odwrócił się, żeby mnie zbesztać, gdy pogłaskałem jego ucho.

    Cofnąłem się o krok, ale schyliwszy głowę, wyszeptałem cicho tuż przy jego pąsowym uchu:

    – To urocze.

    Po tych słowach się odsunąłem, ale zdążyłem zauważyć, że jego twarz również poczerwieniała. Gdybym mógł rzucić okiem na jego szyję, to z pewnością tam również dostrzegłbym ognisty rumieniec.

    Na dźwięk samochodowego klaksonu odruchowo się wzdrygnąłem. Odwróciwszy się, ujrzałem Yeewę, która opuściła szybę i wystawiła swoją śliczną twarz, żeby nas ochrzanić.

    – Ruszać tyłki! A może macie zamiar spać tu razem pod gołym niebem?

    To wszystko, co musiała powiedzieć, żebyśmy błyskawicznie podeszli do auta. Wślizgnąłem się na tylne siedzenie, zanim dołączył do nas Mark. Wahał się przez chwilę, nie wiedząc zapewne, czy usiąść z przodu z Yeewą, czy na tylnym siedzeniu ze mną. Patrzył na mnie niepewnie, nie potrafiąc się zdecydować.

    – Dlaczego nie usiądziesz z przodu, Phi? – zwrócił się z pytaniem do mnie.

    – A dlaczego mam tam siedzieć? Po prostu usiądź ze mną tutaj. – Przysunąłem się bliżej i chwyciłem Marka za rękę.

    – Nie jestem waszym osobistym szoferem, Vee. Mark, usiądź ze mną z przodu!

    Słowa Yeewy sprawiły, że Mark wyswobodził się z mojego uścisku i posłusznie zajął miejsce obok swojej mentorki.

    – Rozdzielasz męża i żonę. Karma może się zemścić i zostaniesz singielką na zawsze – mruknąłem cicho do siebie, aczkolwiek chciałem, żeby mnie usłyszała. Mark odwrócił się, by na mnie spojrzeć, choć jego mina nie była tak zabawna jak widok Yeewy poruszającej ustami, jakby bezgłośnie wyrzucała z siebie przekleństwa.

    – Zamknij się, przystojniaku. Odwieźć cię do domu?  

    – Nie, dzięki – odpowiedziałem, po czym zacząłem szukać w torbie chipsów na przekąskę.

    – Więc dokąd mam cię odwieźć?

    – Do akademika mojej żony.

    – Och! To ten sam budynek, w którym mieszka mój protegowany, prawda? Mówiąc „żona”, masz na myśli tę piękną byłą gwiazdę uniwerku, tak? – Moja przyjaciółka nie przegapiła okazji, żeby się ze mną podrażnić. Mark bez słowa cicho zachichotał, po czym spojrzał na Yeewę.

    – Mam tylko jedną żonę na raz – odparłem nonszalancko tylko po to, żeby zbić ją z tropu.

    – Jakbym ci uwierzyła, draniu!

    – Mam na imię Vee.  

    – Vee, czy jak ci tam, a idź do diabła – zganiła mnie przyjaciółka, pokazując mi środkowy palec.

    Rany! Twoja umiejętność prowadzenia samochodu istotnie może zaprowadzić mnie wprost do piekła! – Tych słów nie wypowiedziałem na głos, a zamiast tego bezwstydnie oświadczyłem:

    – Wczoraj niemal umarłem na klatce piersiowej Marka.  

    – P'Vee! – wykrzyknął Mark, gdy tylko wypowiedziałem te słowa. Natychmiast odwrócił się, by spiorunować mnie wzrokiem.

    Pozostałem niewzruszony. Po prostu uniosłem brew w odpowiedzi, po czym przeniosłem spojrzenie na moją przyjaciółkę. We wstecznym lusterku wyraźnie dostrzegłem, jak porusza ustami, choć nie wyszło z nich nawet słowo. Pewnie znów mnie przeklęła. Zauważyłem również, że jej uszy nie odbiegały intensywną czerwienią od koloru uszu Marka.  

    – Karcisz mnie, nawet jeśli mówię prawdę – mruknąłem, po czym włożyłem do ust chipsa.

    – Dopilnuj, żebyś zawsze ją mówił. Nie zasmucaj mojego juniora.

    – Ty mnie tu nie pouczaj. Rozmowa z Nueą rozjaśniła mi w głowie – odparłem spokojnie.

    – P'Nuea do ciebie dzwonił, Phi?  

    – A ty po prostu siedź cicho – zganiłem Marka wzrokiem, kiedy zobaczyłem jego zdenerwowanie.

    – On naprawdę czeka w kolejce, żeby cię szturchnąć, mówię ci – zaopiniowała Yeewa, spojrzawszy na mojego chłopaka, na co ja natychmiast poczułem irytację. Nie wiedziałem, co czuł Mark, ale byłem zdeterminowany, by nigdy do tego nie dopuścić!

    – Mark jest kimś, kogo szturchać mogę wyłącznie ja!

 

    Razem z Markiem wszedłem do akademika, zostawiając Yeewę w samochodzie. Mój chłopak nie odezwał się ani słowem od chwili, gdy wysiedliśmy z pojazdu. Obaj szliśmy w milczeniu. Podążałem za nim, nie wiedząc, czy jest zły, czy po prostu się rumieni.

    – Mark… – zawołałem cicho po wejściu do jego pokoju.

    – Hmm? – usłyszałem jego zduszony głos.

    Nie odwrócił się do mnie. Zamiast tego wszedł do sypialni i rzucił plecak na łóżko. Poszedłem za nim, odkładając swój bagaż na kanapę.

    – Jesteś na mnie zły?

    – O co? – Odwrócił się i pytająco uniósł brwi.

    – O to w samochodzie – odparłem, patrząc mu w twarz. Przygryzł wargę, po czym spojrzał w dół na swoje stopy.

    – Cóż…

    – Jeśli nie podoba ci się, że mówię takie rzeczy, to mogę przestać.

    Wiedziałem, że nigdy wcześniej nie był niczyją żoną. To był pierwszy raz, kiedy znalazł się w tej roli. W przeszłości to on był topem. Być może teraz, przejąwszy rolę bottoma, nie czuł się komfortowo, słysząc określenie „żona”. Domyślałem się tego, ale moje usta wyprzedziły mózg. Niestety, te słowa zdążyły już paść i nie można było ich cofnąć.

    – Przepraszam. – Podszedłem do niego i pociągnąłem za rękę, by go przytulić, po czym delikatnie przycisnąłem jego twarz do mojego ramienia.

    – Nie jestem zły – odpowiedział stłumionym głosem.

    – To dlaczego odkąd wysiedliśmy z samochodu, ani razu nie spojrzałeś mi w twarz? – zapytałem, kiedy nieco się odsunął.

    – Cóż…

    – A może się zawstydziłeś?

    – Cóż…  

    – Za dużo tych „cóż”, Mark – powiedziałem, wywierając presję spojrzeniem.

    – To, co powiedziałeś Yeewie… – usłyszałem.

    Mark uciekł spojrzeniem. Podszedłem bliżej i stanąłem przed nim.

    – I co z tego? Przecież nigdy wcześniej tego nie mówiłem.

    – Nigdy nie wspominałeś innym, że… robiłem to z tobą – wyrzucił z siebie, po czym spojrzał w dół na swoje dłonie.

    Uśmiechnąwszy się, podniosłem jego rękę.

    – Od teraz będę to mówił każdemu, kto o to zapyta. Gdyby nie troska o ciebie i potrzeba uszanowania twojej prywatności, to już wczoraj napisałbym o tym na fejsie – zapewniłem go z uśmiechem.

    – Wystarczy, jeśli będą o tym wiedzieć tylko twoi przyjaciele – odparł, patrząc na mnie.

    – Tak, poinformuję wszystkich swoich przyjaciół. Szczególnie Nueę! Powiem mu to głośno i wyraźnie!

    – Jesteś szalony – zbeształ mnie łagodnie Mark, aczkolwiek usłyszawszy tę przyganę, jedynie się uśmiechnąłem.

    – To ty doprowadzasz mnie do szaleństwa – oznajmiłem, siadając obok.

    W spojrzeniu Marka pojawił się błysk, który rozgrzał moją twarz.

    – Ale ja szaleję za tobą już od dłuższego czasu.

    – Dlaczego, ty mały… – wymruczałem, zanim rzuciłem się na łóżko.

    Nie mogłem powstrzymać swoich rumieńców. Jego słowa i spojrzenie miały na mnie naprawdę duży wpływ.

    – Czyżby udało mi się wreszcie sprawić, że się przeze mnie rumienisz, Phi? – On także rzucił się na łóżko. Leżał twarzą do mnie, podpierając głowę na łokciu.

    W jego pięknych oczach dostrzegłem… kpinę.

    – Nie patrz tak na mnie, Mark – powiedziałem surowo, próbując uniknąć jego spojrzenia, ale on chwycił mnie za brodę.

    Chwilę później przytulił się do mnie i delikatnie przyłożył swoje usta do moich. Nie poruszał nimi. Nie pocierał. Nie ssał. Ale i tak moje serce zaczęło głośno walić. Wystarczyło zetknięcie naszych ust i przesłanie, które czytałem w jego oczach. Te spokojne, czyste oczy, które odkrywały wszystkie jego uczucia.

    Mark powoli i delikatnie przez chwilę ssał moją dolną wargę, po czym się odsunął.

    – W tej chwili nie żałuję, że jestem twój – powiedział tuż przy moich ustach, a ja poczułem ucisk w sercu. Na moich wargach rozkwitł pełen radości, szeroki uśmiech. Nie chcąc, żeby się odsunął, położyłem dłoń na jego karku, po czym przyciągnąłem jego głowę, by złożyć pocałunek na tych kuszących wargach.

    Przekazywaliśmy sobie nasze uczucia ustami. Każda pieszczota rozniecała we mnie coraz silniejsze pożądanie. To, co robił, utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjąłem właściwą decyzję. Byłem przekonany, że postąpiłem słusznie, decydując się zapomnieć o Ploy i pokochać Marka.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

Popularne posty