LM – Rozdział 21
Uczucia
[Vee
Vivis]
– Mark… Mark!
– Nie idź za nim! – James chwycił mnie za ramię, zanim
zdążyłem podążyć za Markiem.
Odsunąłem rękę i wbiłem wzrok w chłopaka o na wpół
tajskiej twarzy. Nie obchodziło mnie, gdzie jestem ani w czyim towarzystwie.
Chciałem tylko dogonić Marka.
– Co, do cholery? Pozwól mi się z nim zobaczyć!
– Straciłeś do tego prawo, odkąd całowałeś się ze swoją
byłą żoną! – wykrzyknął wściekły James.
Spojrzałem na patrzącą na mnie z zakłopotaniem Ploy,
która nerwowo chwyciła moją rękę swoją drobną dłonią.
– Vee… Uspokój się.
– Ploy, zostaw mnie.
– Jak myślisz, dokąd ty się wybierasz? – James
ponownie zatrzymał mnie w miejscu, chwytając mnie za ramię.
Odwróciłem się z irytacją, po czym zdecydowanie
wyrwałem się z jego uścisku.
– Co z tobą? Po cholerę wtykasz nos w sprawy innych
ludzi? – Z naganą popatrzyłem na młodszego ode mnie chłopaka.
– Dla mnie Mark to nie jacyś „inni ludzie” – odparł
równie sztywno.
Jego spojrzenie uświadomiło mi, jak ważny jest dla
niego Mark. Owszem, byłem zdania, że przyjaźń jest czymś szlachetnym, ale
sądząc po jego wzroku, prawdopodobnie chodziło o coś więcej. Przebłysk jednej
szalonej myśli wystarczył, bym zacisnął pięści tak mocno, że aż zdrętwiały. Nie
chciałem tracić czasu na dalszą rozmowę. Odczuwałem potrzebę odszukania tego,
który był dla mnie równie ważny jak dla Jamesa.
– Co tu się, do cholery, dzieje? – Pojawienie się Yeewy
przerwało nasz pojedynek na spojrzenia. Moja przyjaciółka chwyciła rękę Ploy,
by ją odsunąć. Jej przepełnione zmartwieniem oczy najpierw omiotły moją twarz,
by po chwili spojrzeć na przyjaciela Marka.
– Zapytaj swojego przyjaciela i jego byłą żonę… Nie, poprawka.
Zapytaj jego i jego żonę! – wysyczał James, dodając ociekający jadem uśmiech, gdy
skierował wzrok na niespokojną Ploy.
– Co wy, do cholery, robiliście? – Yeewa puściła Ploy
i zbliżyła się do mnie. – Pytałam, co, do jasnej cholery, robiliście?! I
dlaczego Mark wyszedł stąd zapłakany? – wykrzyknęła mi wściekle w twarz.
– Ja…
– Całowali się, a Mark to widział.
Yeewa błyskawicznie skierowała wzrok z powrotem na mnie,
ledwo James skończył mówić.
– Naprawdę? – Słodki głos mojej przyjaciółki brzmiał
łagodnie, ale wyraźnie dosłyszałem w nim złowieszcze nutki.
– Tak…
Plask!
Zanim zdążyłem zorientować się w jej zamiarach, jasna
dłoń z głośnym plaśnięciem wylądowała na moim policzku. Tym samym, w który
kilka chwil temu przyłożył mi James. Poczułem odrętwienie. Mgliście dosłyszałem
głos domagającej się uwagi Ploy, ale nie zareagowałem, mając przed oczyma twarz
Marka. Zanim odszedł, w jego oczach dostrzegłem głębokie rozczarowanie i lśniące
w nich łzy.
– Czy to nie przesada, Yeewa? Po co to wszystko? –
zwróciła się do mojej przyjaciółki Ploy, która podeszła do mnie i położyła dłoń
na moim policzku. Odsunąwszy jej rękę, ujrzałem, jak zmarszczyła brwi i
spojrzała na mnie ze zdumieniem.
– Zerwaliście przecież! A może znowu się pieprzycie?
Co wy, kurwa, wyczyniacie?! – Yeewa nie udzieliła odpowiedzi, zamiast tego wykrzykując
własne pytania.
– Yeewa, uspokój się. – Kla chwycił jej rękę,
domyślając się, że nasza przyjaciółka w każdej chwili gotowa jest do kolejnego
ciosu.
– Zniknęłaś z jego życia, więc po cholerę wróciłaś,
Ploy? Sprawy zaczęły wyglądać coraz lepiej, a ty upierasz się je pogarszać?!
– Vee i ja zerwaliśmy – padło z ust Ploy.
– I dlatego się całujecie? Dlaczego całujesz się z nim
na oczach jego żony, mimo że podobno zerwaliście?! – wykrzyczała Yeewa.
– Żony? Marka?
Ploy spojrzała na mnie pytająco, na co skinąłem głową
i powoli zdjąłem jej dłoń ze swojego ramienia.
– Puść mnie, Ploy. Idę go poszukać – zwróciłem się do
drobnej dziewczyny, w której oczach dostrzegłem błysk łez.
– Zanim wyjdziesz, zastanów się dobrze, co powiesz, a
także co zamierzasz zrobić później. Mój przyjaciel nie jest zabawką – usłyszałem
pełen pogardy głos Jamesa.
Minąwszy Kla, zamierzałem wyjść na zewnątrz, ale
zatrzymał mnie głos Yeewy, która przeniosła wzrok z Ploy na mnie.
– Naprawdę nie chcę, żebyś się z nim spotykał, Vee.
Mój junior jest zbyt cenny. Nie zasługujesz na niego – powiedziała, po czym lekko
uderzyła Ploy w ramię.
– Po prostu porozmawiaj z nim na spokojnie. Poczekaj z
konfrontacją. Najpierw się uspokój. Przecież on nigdzie się nie wybiera – poradził
Kla.
– Kiedyś myślałem, że on nigdy się ode mnie nie
odwróci, ale widzę, że się myliłem – rzuciłem, wychodząc.
– Przepraszam, Vee. – Odwróciłem się, poczuwszy szarpnięcie
za koszulę i ujrzałem skruchę na obliczu Ploy.
– W porządku, Ploy. To moja wina. – Odsunąłem jej rękę
i opuściłem pomieszczenie.
Znalazłszy się na parkingu, szukałem wzrokiem wysokiej
sylwetki juniora. Niestety, bezowocnie. Tak wiele chciałem mu wyjaśnić, nawet zdając
sobie sprawę, że może nie zechcieć mnie wysłuchać. Pragnąłem go objąć, otrzeć jego
łzy i zapewnić, że między mną a Ploy nic nie ma i że od teraz będzie istniał
dla mnie wyłącznie on.
Ploy poprosiła mnie o ostatni pocałunek. Miał to być pocałunek,
jakbyśmy nadal byli zakochani. Przywołujący wspomnienia wszystkich dobrych
uczuć, które kiedyś do siebie żywiliśmy. To Ploy pocałowała mnie pierwsza, a ja…
się jej odwzajemniłem. Na początku byłem zaskoczony, ale gdy ujrzałem błagalne
oczy kobiety, którą jeszcze do niedawna tak bardzo kochałem, moje serce ugięło
się pod jej wzrokiem. Jeśli ktoś ponosił winę, to tym kimś zapewne byłem ja.
Wiedziałem, że Mark pragnął ode mnie jasnego
określenia naszej relacji i nie znosił, gdy Ploy wkraczała między nas.
Postanowiłem oddać pocałunek mojej byłej dziewczynie i na tym zakończyć nasz
przeciągający się związek. To miał być nowy początek dla Marka i dla mnie. Nie
wiem, jak długo się całowaliśmy, ale wystarczająco długo, by Mark stał się tego
świadkiem.
– Kurwa mać! – zakląłem, mierzwiąc włosy.
Jak czuł się teraz Mark? Jak bardzo mógł mnie nie
zrozumieć? Czy mi wybaczy?
– Vee.
Odwróciłem się, by spojrzeć na młodego mężczyznę zmierzającego
w moją stronę. Kiedy mój przyjaciel zatrzymał się przede mną, na jego
przystojnej twarzy dostrzegłem smutek.
– Co? Ty też mnie uderzysz? – zapytałem gapiącego się
na mnie Ponda.
– Zajmijmy się twoją raną, zanim pójdziemy do niego – zakomunikował,
dotykając mojego ramienia, ale odsunąłem jego rękę.
– Gdzie on jest? Nawet nie wiem, gdzie go szukać.
Myślisz, że interesuje mnie moja rana? – krzyknąłem, ale Pond pozostał
spokojny. Westchnął jedynie i zbliżył się, by mnie objąć.
– Wiem, że jesteś smutny i czujesz się winny, ale nie
możesz stanąć przed nim w takim stanie, Vee. Najpierw musisz wszystko
przemyśleć, ułożyć to sobie – poradził Pond.
Odepchnąwszy go, podniosłem rękę, by pospiesznie
otrzeć łzy. Nie wiedziałem nawet, kiedy zaczęły płynąć. Wiedziałem tylko, że w
tej chwili bolało mnie serce i czułem się wyczerpany. Domyślałem się, że Mark
odczuwał podobną agonię.
– Chcę się z nim zobaczyć, Pond – Mój głos drżał.
– Dobrze, zabiorę cię do niego.
Pond towarzyszył mi do akademika Marka. Stanąłem przed
pokojem, w którym byłem ostatnio częstym gościem. Zadzwoniwszy do drzwi, poczekałem,
aż otworzy, ale Mark nie pojawił się, mimo że dłuższy czas tam staliśmy. Podniosłem
rękę, by zapukać, równocześnie głośno go przepraszając i prosząc, by dał mi
szansę się wytłumaczyć. Jednak odpowiedzią na moje błagania była jedynie cisza.
– Może go nie ma.
– Gdzie indziej miałby być? To jego pokój – Odwróciłem
się do mojego przyjaciela.
– Mówiłem ci, żebyś najpierw się uspokoił.
– Nie mogę już tego znieść, Pond. Moje serce rozpada
się na kawałki. Tak bardzo chcę mu to wyjaśnić.
Pragnąłem ujrzeć jego twarz, powiedzieć mu wszystko,
co kłębiło się w moim umyśle, i wyjaśnić tak, by mnie zrozumiał. Ale nie było
mi to dane.
Opadłem na podłogę przed pokojem i oparłszy się
plecami o drzwi, podniosłem ręce, by zakryć twarz. Pozwoliłem łzom cicho
spływać, mając nadzieję, że to choć odrobinę ukoi moje obolałe serce. Niestety,
nie poczułem najmniejszej ulgi.
– Ty… Idź do domu, Pond.
– A co z tobą?
– Poczekam na niego tutaj – powiedziałem cicho i
otarłszy łzy, wbiłem wzrok w drzwi windy. – Tak jak on czekał na mnie.
– Naprawdę… – Pond przełknął karcące słowa. Po chwili
przejechał dłonią po twarzy i wyrzuciwszy z siebie soczyste przekleństwo,
odwrócił wzrok.
W tej chwili pozostałem tylko ja sam.
Odwróciłem się, by spojrzeć na dzielące nas drzwi. Za
nimi znajdował się pokój, w którym każdy centymetr kwadratowy przesiąknięty był
naszymi wspomnieniami. Chciałem tam wejść, znaleźć się w miejscu, w którym
spędzaliśmy wspólnie czas, przytulić jego poduszkę, wdychać jego zapach. Niestety,
dane mi było jedynie czekać.
Czekać na niego… Tak jak kiedyś on czekał na mnie.
Wyciągnąłem telefon, by zadzwonić. Niestety, jego
numer wciąż był niedostępny, a numerów jego przyjaciół – Jamesa czy Winda – nie znałem. Mark przedstawił im mnie
jako seniora ze swojego wydziału. Nigdy nie wyjawił nikomu, co nas łączyło. Nikt
nie znał więc naszej historii. I ja sam byłem temu winien. Nie określiłem
wystarczająco jasno naszej relacji, by mógł mi zaufać.
Nie wiedziałem, ile czasu minęło, ale wciąż siedziałem
w tym samym miejscu, czekając na Marka, który ciągle nie wracał. Być może
minęło już kilka godzin nowego dnia, ale mój umysł wciąż pozostawał przy
poprzednim. Dobrze pamiętałem wydarzenia z ostatnich kilku godzin. Każde słowo wyryte
było w mojej głowie, a przed oczyma miałem każdy gest Marka.
– P'Vee…
Powoli uniosłem wzrok na tego, kto zawołał moje imię. Oczy
szeroko mi się rozwarły, kiedy zorientowałem się, do kogo należał ten głos.
– Mark! – Wstałem, chcąc natychmiast do niego podejść,
ale on się cofnął.
Nie miałem pojęcia, gdzie do tej pory był, ale w tej
chwili dotarło do mnie, że znajdował się w towarzystwie Nuei i Jamesa. Nie
zwracałem na nich uwagi, choć obaj patrzyli na mnie. Moje oczy skupione
były wyłącznie na Marku, chociaż widać było, że unika mojego spojrzenia.
– Wpuść mnie do pokoju, proszę – powiedział, cofając
się o dwa kroki.
Dystans między nami się pogłębiał. Nasza relacja
stawała się równie odległa. Z ust, które jeszcze niedawno całowałem, padały grzeczne,
obojętne słowa, a oczy, w które patrzyłem, były spokojne, pozbawione blasku i nie
przekazywały już żadnych ciepłych uczuć.
– Wysłuchaj mnie… Najpierw mnie wysłuchaj.
Podszedłem do niego, wyciągając rękę, by go dotknąć,
ale Mark zrobił unik, uchylając się od fizycznego kontaktu.
– Pokój P'Ploy jest tam. – Wskazał na sąsiednie drzwi,
należące do mojej byłej dziewczyny. Kącik jego ust drgnął, gdy patrzyłem mu w
oczy. Nie wiedziałem, co malowało się na mojej twarzy, ale w tej chwili czułem
jedynie wewnętrzny ból.
– Przyszedłem zobaczyć się z tobą, Mark. Czekałem na
ciebie – powiedziałem, zanim wszedł do pokoju.
Nawet jeśli mój głos drżał i czułem się pozbawiony
energii, to i tak koniecznie chciałem się z nim rozmówić. Piękne oczy przez
krótką chwilę patrzyły mi w twarz, po czym zwróciły się ku przyjacielowi i Nuei.
Mark nie spojrzał już na mnie. Rzuciwszy jedynie spojrzenie tej dwójce,
uśmiechnął się i powiedział:
– Dziękuję, że mnie odprowadziliście.
Patrzyłem na uśmiech, którym obdarzył Nueę. Mój
przyjaciel odwzajemnił mu się tym samym.
– Chcesz, żebym z tobą został? – zaproponował James,
ale Mark, pokręciwszy głową, zdobył się na słaby uśmiech.
– Nie.
– Jesteś pewien, że sobie poradzisz?
– Tak.
Po tych słowach Mark zamknął za sobą drzwi. Nie miałem
okazji, by cokolwiek powiedzieć czy błagać go o chwilę uwagi. Nie miałem szans,
by na niego popatrzeć. Dane mi było jedynie gapić się na zamknięte drzwi.
Ten, na którego tak długo czekałem, po prostu zniknął
w pokoju. Chciałem nazwać go naszym pokojem, ale nie mogłem. Relacja Marka i
moja nie zaczęła się dobrze. Musiałem przyznać, że początkowo nie zamierzałem jej
kontynuować, ale teraz… Nie chciałem, żeby nasza historia się skończyła. Podniosłem
ręce i przetarłem twarz. Wilgoć w kącikach oczu była równie irytująca jak ta
dwójka, która nieruchomym wzrokiem na mnie patrzyła. Zająłem się swoją twarzą,
a potem odwróciłem się, by spojrzeć kolejno w oczy ich obu. Odniosłem wrażenie,
że Nuea spogląda na mnie ze współczuciem, wyraźnie to widziałem, podczas gdy
mina Jamesa nie wyrażała najmniejszej iskierki cieplejszych uczuć. Patrząc na
mnie, przyjaciel Marka prawdopodobnie szydził ze mnie w myślach.
– Chcesz wrócić ze mną? – Nuea podszedł i wyciągnął
rękę, którą zignorowałem.
– Nie – odpowiedziałem spokojnie, po czym powoli
usiadłem.
– Najpierw odejdź i wróć dopiero wtedy, gdy się
uspokoisz. Obaj potrzebujecie czasu, Vee. Jeśli będzie chciał z tobą
porozmawiać, to na pewno to zrobi – zasugerował mój przyjaciel, ale nie
ruszyłem się z miejsca. Spojrzałem na niego twardo, przekazując mu wzrokiem,
żeby mi nie przeszkadzał.
– Więc kiedy dokładnie zechce ze mną porozmawiać? A co,
jeśli za godzinę, a mnie tu nie będzie? Co zrobię, jeśli nie będę miał okazji
go zobaczyć?
– Czyżbyś odniósł wrażenie, że Mark zapragnie w
najbliższym czasie z tobą porozmawiać? – usłyszałem lodowaty głos młodszego
kolegi, błyskającego kpiącym uśmiechem.
– Nie wygląda zbyt dobrze… – padło z ust Jamesa.
– Nie wiem, jak Mark się teraz czuje, ale płakał,
kiedy spotkałem go przed pubem, i ciągle płakał, kiedy go stamtąd zabierałem. Nie
odezwał się ani słowem, aż wreszcie, wyczerpany łzami, zasnął – dodał Nuea.
Zarejestrowałem wilgoć na policzkach. Moje łzy znów
zaczęły płynąć. Czułem mocny ucisk w sercu i nic nie wskazywało, by to uczucie miało
ustąpić. Sam opis jego rozpaczy… Mój ból nasilił się, gdy tylko pomyślałem o
przyczynie, która go do tego doprowadziła. O osobie, która za tym stała.
– Vee… Wszystko w porządku?
– Nic… Nic mi nie jest.
Nuea zawiózł mnie do domu. Chciałem się sprzeciwić,
ale nie miałem siły stawiać oporu. Wszyscy w naszym domu, łącznie z moim
bratem, już spali, co nie było żadnym zaskoczeniem, ponieważ zegar wskazywał
niemal czwartą nad ranem. Mój przyjaciel pomógł mi wejść do sypialni, a
spoglądając na mnie, ciężko wzdychał.
– Ostrzegałeś mnie, stary… – powiedziałem po chwili
ciszy. – Wyraźnie mnie ostrzegałeś, ale byłem zwyczajnym głupcem.
– Powinieneś trochę odpocząć, Vee. Daj sobie trochę
czasu i przemyśl wszystko, zanim zdecydujesz, co dalej. Jeśli nie jesteś
zadowolony z obecnej sytuacji i uważasz, że jest zbyt trudna, to po prostu odpuść.
Dotychczas mój przyjaciel i ja nie rozmawialiśmy zbyt
rozsądnie ani nie zdarzało nam się zbyt często opowiadać o naszych uczuciach.
Nie było to zresztą potrzebne, ponieważ zazwyczaj wystarczyło spojrzeć sobie w
oczy, względnie przeanalizować zachowanie, żeby wiedzieć, o czym myśli i jak się
czuje ten drugi.
– Nie widzisz tego? Cierpię, tonę w bólu i rozpaczy, a
ty naprawdę myślisz, że powinienem odpuścić?! – Łzy, które jakiś czas temu
wyschły, znów popłynęły.
– Najpierw odpocznij, Vee. Prześpij się z tym. Jeśli zdecydujesz
się nie rezygnować, to zawsze możesz się z nim później spotkać – powiedział Nuea
z ciężkim westchnieniem.
– On już nie chce ze mną rozmawiać. Nie chce nawet spojrzeć
mi w twarz. Sposób, w jaki obrzucił mnie spojrzeniem, zupełnie pozbawił mnie
sił. Poczułem się słaby.
– Dlatego mówię ci, żebyś najpierw się przespał.
Odpocznij, a potem zastanów się nad następnym krokiem. – Zbliżywszy się, mimo
oporu z mojej strony, przyjaciel przycisnął mnie do łóżka.
Kto mógłby w takiej sytuacji zasnąć?
– Ale…
– Kazałem ci spać!
– Co się z wami dzieje?!
W otwartych drzwiach pojawił się mój brat, mając na
nas doskonały widok.
– P'Yoo…
– Co z tobą? – zapytał, wchodząc do środka. Choć
próbowałem unikać jego wzroku, wiedziałem, że uważnie mi się przygląda. – Pytałem,
co się z tobą dzieje?!
– Co tu się dzieje, Yoo? Co to za zamieszanie… Ojej,
Vee! – wykrzyknęła mama, wchodząc do mojego pokoju. Stanąwszy pośrodku pomieszczenia,
próbowała zorientować się w sytuacji. Nie chciałem myśleć o tym, w jakim stanie
się w tej chwili znajdowałem, ale z reakcji mamy wywnioskowałem, że nie jestem
w zbyt dobrej formie.
– Co się stało z twoim bratem? – Do nocnego „zebrania”
dołączył ojciec.
– Nie wiem. Nie odpowiada na moje pytania.
– Mamo… – Przestałem zwracać uwagę na spojrzenie mojego
przyjaciela. Nie zastanawiałem się, co myślą o mnie ojciec i brat. Odwróciłem
się do kobiety, która patrzyła na mnie z ogromnym współczuciem, bez słowa
rozumiejąc, co czuję. Kobiety, do której zapragnąłem się w tej chwili
przytulić.
– Co się stało, kochanie? Co się stało z moim Vee? –
zapytała mama, siadając obok mnie. Przyciągnąwszy mnie do siebie, delikatnie głaskała
moje plecy. Oparłem głowę na jej szczupłym ramieniu i pozwoliłem płynąć łzom.
– Czuję… się… zraniony. Naprawdę… zraniony, mamo – wydusiłem,
wtulając twarz w jej szyję. Poczułem wyjątkowy zapach jej ciała, do którego od
dzieciństwa przywykłem. Cudowny zapach mojej matki.
– Wyjdźcie stąd na razie – zwróciła się do trzech
obecnych w moim pokoju mężczyzn. – Dziękuję, Nuea, że przyprowadziłeś Vee do
domu.
Nie wiedziałem, czy zagadnięte osoby istotnie opuściły
pomieszczenie, nie wiedziałem, z jaką miną patrzył na nas tata. Potrafiłem
jedynie cicho szlochać, przytulając się do mojej rodzicielki.
– Kocham go… Kocham.
– Kogo, kochanie? Wyznaj to tej osobie i zapytaj, czy odwzajemnia
twoje uczucia. – Mama pocieszała mnie, nie przerywając głaskania moich pleców. Jej
słodki głos napawał mnie nikłą nadzieją.
– On mnie kocha… ale nie pozwala… wyznać sobie miłości.
– Łzy nieustannie płynęły, podczas gdy mama głaskała mnie po włosach. Po chwili,
zauważywszy, że powoli zaczynam się uspokajać, odsunęła się, by powiedzieć:
– Więc… Opowiedz mi o nim.
Zacząłem od początku naszej historii. Od dnia, gdy po
raz pierwszy zobaczyłem go wchodzącego na Wydział Inżynierii u boku przyszłego
Księżyca Wydziału. Mówiłem o jego uroczym uśmiechu, który najpierw pojawiał się
w kąciku ust, szczególnie, gdy rozmawiał z przyjaciółmi, oraz o tym, że jego
oczy przypominają wąskie szparki, gdy przekomarzają się z nim starsi koledzy.
Wspominałem wszystkie szczegóły, również to, że za
spokojną twarzą kryje się żywy i pogodny Mark. Był taki aż do dnia, w którym stał
się ofiarą przemocy. Od tamtej pory nie zdarzało mu się zbyt często odkrywać
swojej prawdziwej natury. Zamiast tego zrezygnował z wyrażania swoich uczuć,
jakby w ogóle ich nie posiadał. Czasami niepokoił mnie ten jego spokój, a częściej,
patrząc na niego, czułem się winny. Postanowiłem więc do niego podejść i tak
powoli nasza znajomość zaczęła się zacieśniać. Mówiłem o tym, jak bardzo mi
pomógł. Wyznałem mamie również fakt, że Mark pozwolił mi poznać uczucie bezwarunkowej
miłości. Kochał mnie, nie oczekując niczego w zamian. Nigdy o nic mnie nie
prosił ani niczego nie żądał, chociaż miał do tego pełne prawo. Nigdy również nie
rościł sobie do mnie żadnych praw ani nie narzekał, gdy zdarzało mi się go
zdenerwować. Kochał mnie bezkrytycznie. To ja… Ja byłem tym, który narzekał. I
to ja wszystko zrujnowałem, pomimo wysiłków ze strony Marka, by utrzymać
wszystko razem. Przez tak długi czas wykazywał cierpliwość, a ja w ciągu kilku
minut wszystko zniszczyłem.
– Mark musi być dla ciebie kimś naprawdę wyjątkowym,
prawda? Zresztą od razu to zauważyłam. Przyznaję, że widując cię z nim,
początkowo się denerwowałam.
– Mamo…
Gardło miałem suche i z trudnością przełknąłem ślinę.
Nie chciałem, żeby mama kazała mi zerwać z nim więzi czy na zawsze się od niego
odciąć.
– Vee… Jesteś w błędzie – powiedziała cicho, ocierając
moje łzy, po czym przysunąwszy się bliżej, wyjaśniła: – Zraniłeś zarówno Ploy,
jak i Marka. Czy wiesz, że teraz ranisz również siebie?
– Ja…
– Jeśli przestałeś kochać Ploy, to nie wolno było ci
robić czegoś takiego. A jeśli szczerze kochasz Marka, musisz mu to okazać –
dokończyła, kładąc dłoń na moim ramieniu.
– Mark już ze mną nie rozmawia, mamo. Czekałem na
niego niemal całą noc, ale kiedy wrócił, nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć.
Czuję się zraniony, mamo… Obolały.
– Musisz być cierpliwy, Vee. On wciąż na ciebie czeka,
jestem tego pewna. Uczucia nie znikają w ciągu kilku chwil. I wiem, że on
potrafi cię zmienić. W kogoś nowego. Musisz mu pokazać, że się zmieniłeś, że twoje
serce należy do niego. Musisz sprawić, by wiedział, że jest w twoim sercu tym jedynym
– powiedziała, ściskając moje ramię, by dodać mi otuchy.
– Nie masz nic przeciwko, mamo?
– Na początku rzeczywiście chciałam się sprzeciwić,
ale kiedy dostrzegłam, że jesteś szczęśliwy, nie mogłam się do tego zmusić.
Jeśli u jego boku potrafisz odczuwać szczęście, to nie będę ci zabraniać.
– A tata…
– To nie zależy od mamy ani taty, to wyłącznie twoja
decyzja. – Od strony drzwi dobiegł mnie głęboki głos ojca.
– Tato…
– Musisz sprawić, żeby cię wysłuchał i w rezultacie do
ciebie wrócił. Najważniejszym i zarówno najtrudniejszym będzie przekonać go, że
go kochasz. – Na ramieniu poczułem rękę taty.
– Tata i ja chcemy, żebyś był szczęśliwy. Nie martw
się, Vee. – Moja rodzicielka podarowała mi lekki uśmiech. Jej ładne oczy
spoglądały na mnie, podobnie jak te taty. Po chwili mężczyzna, którego uważałem
za najprzystojniejszego, uniósł rękę, by pogłaskać moją głowę.
– Zostań dziś z bratem – dodał na zakończenie ojciec,
odwracając się do wyjścia.
– Odpocznij, kochanie. A rano idź do niego, dobrze? – Mama
złożyła pocałunek na moim czole, po czym obdarzyła mnie słodkim uśmiechem. Zanim
wyszła za tatą, delikatnie pogłaskała mój policzek.
Po ich wyjściu w pokoju zapanowała cisza. Yoo nadal stał
w tym samym kącie, a ja wciąż siedziałem na łóżku. Wiedziałem, że na mnie
patrzy, ale nie miałem odwagi na niego spojrzeć.
– Zamierzasz mnie opieprzyć? – W końcu udało mi się
podnieść wzrok na brata.
Yoo uśmiechnął się nieznacznie, po czym podszedł
bliżej.
– Jesteś ranny? – zapytał, uniósłszy mój podbródek, i
delikatnie dotknął rany w kąciku moich ust.
– Nie zamierzasz mnie zrównać z ziemią?
Usłyszałem jego ciężkie westchnienie i poczułem dłoń
na swojej głowie.
– Nie będę kopał brata, gdy już na tej ziemi leży. – Przytulił
do siebie moją głowę. – Niezależnie od tego, czy jest dobry, czy zły, nadal
kocham mojego brata.
Zaszlochałem, po czym rozpłakałem się na dobre. To było
ciepło, na które nie zasługiwałem, miłość, którą nie powinienem być obdarzony. W
wyniku tej refleksji moje myśli znów popłynęły do Marka. Zapewne leżał teraz
sam na wielkim łóżku. Beze mnie. Nie mając nikogo, do kogo mógłby się przytulić,
kto dodałby mu otuchy, pocieszył. Pomyślałem, że musi czuć się samotny i
opuszczony. Czy przestał już płakać?
– Yoo… – Odsunąłem się. – Tęsknię za Markiem.
Westchnienie.
– Co on powiedział? – zapytał rzeczowo mój brat.
– Nic. Nawet na mnie nie spojrzał.
Pomyślawszy o naszym ostatnim spotkaniu, poczułem w
sercu rozdzierający ból, a moje łzy znów popłynęły. Jeśli sam fakt, że mnie
ignorował i był wobec mnie zimny, sprawiał mi taki ból, to jak ogromny ból
musiał poczuć on, widząc mnie całującego Ploy?
– Poczekaj, aż się uspokoi. – To powiedziawszy, Yoo rzucił
się na łóżko.
– Boję się.
Mark wydawał się być przewidywalny, ale to tylko
zewnętrzna powłoka, pod którą skrywa swoje prawdziwe myśli, uczucia i emocje. Jednak
zawsze, gdy patrzyłem w jego oczy, potrafiłem odgadnąć, co tak naprawdę myśli. Wiedziałem,
czego chce, gdy ze sobą rozmawialiśmy. W mojej obecności zawsze w bezpośredni
sposób wyrażał siebie. Tym razem było inaczej. Nie ujrzałem żadnych tęsknych
spojrzeń ani nie usłyszałem ani jednego sarkastycznego komentarza, który
pozwoliłby mi zorientować się, co Mark czuje. Jego spokojne, zimne oczy jedynie
raz, przelotnie na mnie spojrzały.
– Sam to zaplątałeś, więc przyjdzie ci samemu
rozwiązać ten supeł.
To, co powiedział mój brat, było jak najbardziej
zgodne z prawdą, podobnie jak to, co mówiła mama. Popełniłem błąd. Sam wpakowałem
się w ten bałagan.
To ja sterowałem naszą relacją, podszedłem do Marka i okazałem
się głupi, każąc się odsunąć. Bez względu na to, jak bardzo bolesne się to
okaże, sam będę musiał to naprawić. Nieważne, ile łez wyleję, żeby poczuć się
lepiej. Nie poddam się, nawet jeśli przyjdzie mi paść przed nim na kolana i
błagać o wybaczenie. Zrobię to. Muszę go przekonać. Muszę uświadomić mu, że
kocham go równie mocno jak on mnie.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Dzięki
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń