WW – Rozdział 14

 



Good Day #14


    Ziewnąłem, przechadzając się po szpitalnym korytarzu. W jednej dłoni trzymałem kubek z ulubioną kawą, a palcami drugiej stukałem w telefon. Napisałem dopingującą wiadomość do Yoyaka za pośrednictwem popularnej aplikacji Line. Ten wielki młodzieniec wyjechał trenować do innej prowincji, więc nie mogliśmy się widywać. Powiedział jednak, że wróci, by być ze mną podczas świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, zanim będzie musiał polecieć za granicę, na mistrzostwa świata.

    Nie mogłem przestać się cieszyć. Wszyscy wokół mówili, że jest dobry, i byli przekonani, że na pewno zdobędzie tytuł. Ja nie stanowiłem wyjątku. Wiedziałem również, że ten dwudziestoletni mężczyzna bardzo się starał i był oddany swoim marzeniom. Ktoś taki jak ja – mężczyzna mający niespełna trzydzieści lat – wyraźnie czuł płomień pasji. Z młodym chłopakiem u boku miałem tendencję do świeżego i pogodnego zachowania. Każdy, kto mnie widział, mówił, że jestem obecnie o wiele bardziej radosny. Co więcej, drażniono się ze mną, podejrzewając, że to dzięki temu, iż moje życie miłosne tak gładko się toczy.

    Schowałem telefon do kieszeni, nie otrzymawszy odpowiedzi. Tak było zresztą codziennie. Zanim Yoyak znalazł czas, by odpisać, zapadał już zmrok. Zazwyczaj było to około dziewiątej wieczorem. Tęskniłem za nim. Mówiłem mu to i pisałem każdego dnia. On również narzekał, że chciałby wrócić, bo bardzo za mną tęskni. Układało nam się w związku niesamowicie dobrze.

    Jednak ostatnio ktoś rozpowszechniał dziwne plotki o tym, że Yoyak i ja zerwaliśmy. I niestety niektórzy w nie wierzyli, prawdopodobnie dlatego, że ostatnio mój chłopak nie czekał na mnie, aż skończę pracę. Domyślałem się, że facetem o złych intencjach, który rozsiewał te plotki, był nie kto inny jak Ter. Im częściej to robił, tym mniejszą sympatią go darzyłem. Nawet jeśli znałem go od dawna, nie oznaczało to, że udało mi się poznać jego prawdziwą osobowość.

Westchnąłem, myśląc o sprawcy tego chaosu. Kilka chwil później zza pleców dobiegł mnie głos Tera.

    – Dee, kochanie – zawołał.

    Zatrzymałem się i odwróciłem, by na niego spojrzeć. Uprzejmy uśmiech wciąż zdobił jego twarz, a uśmiechnięte oczy przypominały wąskie szparki.

    – O co chodzi, Ter?

    – Masz wolny wieczór? Zjesz ze mną kolację?

    – Jestem zajęty. Przepraszam.

    Użyłem tonu wyraźnie podkreślającego dystans, ale okazałem dobre maniery wobec mojego rozmówcy. Po tych słowach uznałem naszą rozmowę za zakończoną, więc natychmiast się odwróciłem, by kontynuować spacer.

    – Poczekaj chwilę, Dee. Dokąd tak lecisz? – Przyspieszył kroku, by mnie dogonić, nie dbając o to, czy jego rozmówca w ogóle ma ochotę na kontynuowanie wymiany zdań. Ukradkiem westchnąłem i zamiast patrzeć w twarz Tera obserwowałem ptaki, drzewa.

    – Ten młody chłopak już po ciebie nie przyjeżdża, prawda?

    – Yak nie ma ostatnio zbyt wiele wolnego czasu.

    – Słyszałem, że zerwaliście. Związek z takim dzieciakiem nie miał przyszłości.

    Zmarszczyłem brwi tak bardzo, że niemal się ze sobą zetknęły. Czy on myślał, że byłem tak głupi, że nie potrafiłem się domyślić, komu „zawdzięczam” docierające do mnie wieści o zakończeniu związku z moim ukochanym?

    – Nie mam pojęcia, od kogo to słyszałeś, ale mogę cię zapewnić, że nadal jestem w szczęśliwym związku z Yakiem.

    – Cóż, jeśli zerwaliście, to nie musisz się wstydzić. Naprawdę. Prawdę mówiąc, cieszę się, że tak się stało. Będę mógł bez przeszkód zacząć cię podrywać.  

    Potrząsnąłem energicznie głową. Nie wiedziałem, jak poradzić sobie z tak bezwstydnym facetem. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to jak najprędzej się oddalić.

    – Pytam serio, Dee. Co jest tak dobrego w tym dzieciaku, że wybrałeś jego zamiast mnie? Taki bandyta jak on nie ma przecież przed sobą żadnej przyszłości.

    Natychmiast poczułem wściekłość. Co za palant! Zatrzymałem się i pogardliwie spojrzałem mu w twarz. Miałem już zamiar opisać świetlaną przyszłość Yoyaka, która wykraczała poza Marsa, by otworzyć oczy Terowi, ale niestety nie miałem nawet szansy poruszyć ustami, ponieważ rozdzwonił się mój telefon. Po wyjęciu urządzenia z kieszeni spodni szybko spojrzałem na ekran. Ujrzawszy numer jednego ze starszych pracowników naszego działu, nacisnąłem przycisk akceptujący połączenie.

    – To pilne. Przepraszam – powiedziałem do osobnika obok.

    Ter skinął głową, nie powstrzymując mnie przed kontynuowaniem rozmowy telefonicznej. Prawdę powiedziawszy, żałowałem, że nie miałem okazji powiedzieć mu, jak wspaniały jest mój chłopak.

    No trudno. Co się odwlecze… – jak mówi stare przysłowie. Wandee należał do tych, którzy uwielbiali chwalić się swoim ukochanym, będzie więc musiał znaleźć odpowiednią okazję, by zapewnić Tera, że jego chłopak jest najlepszy!

 

***

 

    Wróciłem z obozu treningowego w sobotę rano. Dotarłszy do domu, odłożyłem bagaż i przespałem się aż do południa, by naładować baterie. Gdy odświeżony wstałem, wziąłem szybki prysznic, zamierzając odebrać Dee ze szpitala. Nie powiedziałem mu, kiedy dokładnie wracam. Wiedział tylko, że będę w domu w sobotę, ale nie sprecyzowałem godziny mojego powrotu.

    Zamierzałem zrobić mu niespodziankę. Siedziałem, czekając w tym samym miejscu co zawsze, gdy zjawiałem się w szpitalu. Zauważyłem, że było więcej świątecznych dekoracji niż przed moim wyjazdem i wyraźnie czuło się przedświąteczny nastrój.

    Boże Narodzenie wypadało jutro. Natomiast już od jakiegoś czasu dokądkolwiek by się człek nie ruszył, słychać było świąteczne piosenki. Wandee i ja zdecydowaliśmy, że nie będziemy świętować Bożego Narodzenia, dekorując jego mieszkanie. Wiedzieliśmy, że nie będziemy mieć na to czasu. Zamierzaliśmy jednak wychodzić i spędzać czas poza domem. Dee chciał pójść ze mną w pewne miejsce, a ja nie miałem żadnego powodu, by mu odmówić. Skrycie byłem nawet podekscytowany, ponieważ będzie to nasza pierwsza randka.

    Byliśmy parą już od jakiegoś czasu, ale nigdzie jeszcze razem nie wychodziliśmy. W planach mieliśmy wypicie pysznej kawy w pięknie udekorowanej kawiarni, obejrzenie filmu, a po seansie zamierzaliśmy powłóczyć się po okolicy i pooglądać świąteczne lampki. Nie było to nic nadzwyczajnego. Aczkolwiek być może dlatego, że po raz pierwszy miałem zrobić coś takiego z własnym partnerem, czułem się podekscytowany i naprawdę nie mogłem się doczekać jutra.

    Czując na sobie czyjś wzrok, oderwałem spojrzenie od choinki i zauważyłem, że z daleka obserwuje mnie Ter. Mlasnąłem językiem. Czekałem, ciekawy, czy ten spokojny dorosły znów podejdzie, by się ze mną pokłócić. Dobrze wiedziałem, że mnie nie lubił. No cóż… Ja sam nie mogłem znieść widoku jego twarzy.

    Ter stał i bez słowa się na mnie gapił. Po dłuższej chwili odszedł.

    Najwyraźniej ktoś musiał mnie zobaczyć i powiedzieć Dee, że na niego czekam, bo ujrzałem, jak mój ukochany z szerokim uśmiechem pędzi w moim kierunku.

    – Co tu robisz? Nie mówiłeś, że będziesz – powiedział podekscytowanym głosem. Spodobał mi się jego dzisiejszy wyraz twarzy. Nie ukrywał, że jest naprawdę szczęśliwy, widząc mnie tutaj.

    – Chciałem ci zrobić niespodziankę.

    – Kiedy wróciłeś?  

    – Dziś rano. Skończyłeś już pracę?

    – Tak, jestem już po dyżurze. Nic nie jadłeś, prawda? Pójdę po swoje rzeczy, a potem wybierzemy się coś zjeść. Mam wrażenie, że minęły całe wieki, odkąd ostatni raz cię widziałem. Ciężko trenowałeś? Masz teraz więcej mięśni? Chciałbym się przytulić do mojego chłopaka.

    Dee mówił i mówił, nie oczekując odpowiedzi, więc po prostu słuchałem jego głosu, podążając za nim, by pomóc mu nieść jego rzeczy.

    – W południe poszedłem kupić kilka drobiazgów. Dobrze, że dziś przyszedłeś, będę miał kogoś, kto pomoże mi je nieść. Patrz, od razu wydaję ci rozkazy, jakbyś był moim sługą.

    – Co takiego kupiłeś?

    Zmrużywszy oczy, przyglądałem się przedmiotom, które kładł na stole. Kilka osobistych drobiazgów i kuchennych utensyliów, między innymi duży garnek.

    – Cóż, nowy, duży garnek. Wydawało mi się, że ten u mnie jest nieco za mały, więc kupiłem nowy. Myślisz, że ten będzie lepszy? Naprawdę mi się podoba. A pokrywka wygląda na solidną.

    Z płóciennej torby wyjął chochlę, łopatkę, płyn do mycia naczyń, detergent i spray odstraszający komary. Kiwnąłem głową, słuchając pochwał pod adresem garnka. Pomyślałem sobie nawet, że te słowa usłyszał zapewne od sprzedawcy, bo precyzyjnie i płynnie potrafił opisać jego właściwości. Nie chciałem mu przerywać, bo widziałem, że jest w dobrym nastroju. Kiedy zobaczyłem, że skończył się popisywać, wrzuciłem wszystko z powrotem do torby, a następnie skinąłem głową, by poszedł za mną.

    – Jak tu przyjechałeś? Zrobiłem spore zakupy. Może byłoby lepiej skorzystać dziś z mojego samochodu?

    – Nie przyjechałem na motocyklu. Cherry miał coś do załatwienia i akurat tędy przejeżdżał, więc zabrałem się z nim jego samochodem.

    – To dobrze.

    Wandee szedł przede mną. Po drodze opowiadaliśmy sobie nawzajem, co słychać u każdego z nas. On narzekał trochę na swoją pracę, a potem pytał o mój obóz treningowy. Kiedy byliśmy już w pobliżu jego samochodu, poczułem na parkingu jakieś dziwne wibracje. Miałem przeczucie, że dzieje się coś niezwykłego. Wandee również to wyczuł, ponieważ spojrzał na mnie pytająco. Uniosłem brew, patrząc na kilku młodych mężczyzn, którzy nagle wyłonili się zza filarów. Było ich pięciu. Mieli nakrycia głowy, które zasłaniały ich twarze tak dobrze, że widać było tylko ich podbródki.

    – Yak, nie sądzę, że mają dobre zamiary. Myślisz, że to złodzieje?

    – Dee, schowaj się za moimi plecami. Weź też swoje zakupy. – Wcisnąłem torbę w jego dłoń. Zauważyłem, że był trochę zdezorientowany, ale nie stawiał oporu, gdy pociągnąłem go za sobą.

    Mężczyźni nas otoczyli. Oceniwszy pobieżnie sytuację, dostrzegłem lukę, przez którą popchnąłem Dee w stronę jego samochodu zaparkowanego nieopodal.

    – Wsiadaj do samochodu i zamknij drzwi! – rozkazałem, ale on wydawał się tak zszokowany, że tylko stał bez ruchu.

    Zmarszczyłem brwi, bo Wandee nie wykonał mojego polecenia, ale nie miałem już czasu zwracać na niego uwagi, ponieważ pięciu bandziorów rzuciło się do ataku. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby byli uzbrojeni, a sposób, w jaki zadawali ciosy, nie wykazywał na biegłość w walce. Byłem znany z tego, że często wygrywam przez nokaut, dlatego nie minęło dużo czasu, zanim powaliłem zbirów.

    Nie uderzyłem nikogo jako pierwszy, więc można to było uznać za samoobronę. Mój szybki cios wylądował na szczęce ostatniego oprycha, który był jeszcze przytomny. Krew trysnęła z jego ust. Chwilę później bejsbolówka spadła mu z głowy, odsłaniając twarz. Podciągnąłem go za kołnierz nieco w górę, by dokładniej mu się przyjrzeć. Jako że był nieprzytomny, musiałem przykucnąć. To było naprawdę dziwne. Nie znałem żadnego z tych ludzi. Nigdy ich nie widziałem. W tej chwili zastanawiałem się, czego mogli ode mnie chcieć i czy przypadkiem nie zrobiłem czegoś, co się komuś nie spodobało i dlatego zostałem zaatakowany. Nagle Wandee głośno krzyknął.

    – Yak! Za tobą!

    Odwróciłem się, ale wyglądało na to, że spóźniłem się o ułamek sekundy, by rozprawić się z kolejnym napastnikiem. Nie, nie zostałem uderzony w kark kijem, który nowo przybyły bandzior trzymał w dłoni. W moim kierunku poszybowała pokrywka garnka, którą mój facet zachwycał się kilka minut temu, chwaląc jej wytrzymałość. Błyskawicznie udało mi się uchylić, ale bandzior już nie zdążył. Wandee trafił tak celnie, że oprych o ogromnym hukiem wylądował na betonie. Gdy upadł, wyraźnie dostrzegłem jego twarz. Ter!

    Upuścił kij, którym zamierzał mi przywalić, i podniósł rękę, by przyłożyć ją do krwawiącej głowy. Siedział oszołomiony na betonie i jęczał z bólu. Spojrzałem na pokrywkę garnka. Niezła broń.

    – Giń, sukinsynu! – usłyszałem głos Wandeego biegnącego w naszą stronę.

    Chwilę później otoczyły mnie kłęby dymu, a moich uszu dobiegł syczący dźwięk. Toksyczny zapach był tak silny, że musiałem podnieść kołnierzyk koszuli, by zakryć nos. Mrugając kilka razy, dostrzegłem źródło dymu i ostrego zapachu. Był to środek odstraszający komary. Mój facet trzymał go w dłoni i nie przestawał pryskać nim na twarz i ciało Tera. Przyznam, że po cichu odrobinę mu współczułem, a równocześnie obawiałem się, czy nie trafi mnie przypadkiem śmiertelna dawka trucizny owadobójczej. Pospiesznie podniosłem się z ziemi i objąłem Dee od tyłu, wyrywając mu spray z dłoni.

    – Dee, wystarczy. Wystarczy. Od takiej ilości to my padniemy, a nie komary.

    – Zabiję go!

    – Uspokój się. Uśmiercenie Tera nie ma sensu. Byłyby z tego tylko nieprzyjemności.

    Na szczęście w tym momencie rozległ się gwizdek ochroniarza, który najwidoczniej dostrzegł chaos na parkingu, więc Wandee zgodził się odstąpić od swojego morderczego zamiaru.

    Incydent zakończył się tym, że Wandee i ja musieliśmy udać się na posterunek policji. Natomiast ranny Ter wylądował na pogotowiu.

 

***


    – Przyjmuję przeprosiny. Zakończmy te sprawę tutaj – powiedziałem, podnosząc ręce, by przyjąć wai od wynajętych zbirów. Scena żywcem wyjęta z popularnego tajskiego serialu, w której bohater przyjmuje pokorne przeprosiny skruszonych gangsterów, aczkolwiek w głębi serca wcale nie miałem ochoty na prawdziwe pojednanie. Bandyci przyznali, że zostali wynajęci przez Tera. Składając ręce do wai, kłaniali w pas, błagając mnie i Yoyaka, byśmy nie wnosili przeciwko nim oskarżeń. Nie chciałem zawracać sobie nimi głowy, gdy się już przyznali, więc zostawiłem ich policji. Jednak w mojej głowie krążyły dziesiątki myśli o sposobach zemsty na Terze.

    Yoyak masował mi ramiona. Na szczęście nie był ranny. Wynajęci bandyci wpatrywali się w mojego chłopaka ze strachem wypisanym na twarzach. Policjant, obserwujący nagranie z kamery bezpieczeństwa, odwrócił się, by na niego spojrzeć. Wskazał go drżącym palcem i zapytał:

    – Ty jesteś… Jesteś Yoyak Phadetsuek?

    – Tak. – Mój facet skinął głową. Zdumiony policjant zakrył usta dłonią, a następnie podbiegł i podał rękę Yoyakowi, w wyniku czego wiele par oczu zwróciło się w ich stronę.

    – Jestem twoim fanem. Możesz dać mi autograf? Oglądam każdą twoją walkę. Papier… Gdzie jest kawałek papieru? I długopis?

    Yoyak zdjął ręce z moich ramion, wziął papier i długopis od policjanta i złożył swój podpis. Kiedy skończył, niemal wszyscy wiedzieli już, kim jest. Chwilę później przed moim chłopakiem tłoczyli się ludzie, którzy również chcieli dostać autografy i zrobić sobie z nim zdjęcia. Odsunąłem się od gromadki tłoczącej się wokół Yoyaka. Pobity niemal do nieprzytomności bandyta wygiął szyję, szturchnął mnie i zapytał:

    – Przepraszam, czy twój chłopak jest bokserem?

    – Oczywiście! – wykrzyknąłem mało uprzejmie, bo byłem w złym nastroju, a facet wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać.

    – Nie wiedziałem, że twój chłopak jest bokserem.

    – Zamknij się. Nawróć się, zamiast robić za oprycha!

    – Tak.  

    Chłopak potulnie przytaknął. Spojrzałem na otoczonego tłumem Yaka. Wyróżniał się nie tylko dlatego, że był bardzo wysoki czy że miał czarne jak smoła włosy, które kontrastowały z jego jasną skórą. Patrząc na swoją połówkę, pomyślałem, że powiem mu to później.

    To błogosławieństwo, że mam boksera za chłopaka!

    Kolację w mojej ulubionej restauracji, którą planowaliśmy na uczczenie powrotu Yoyaka z obozu treningowego, musieliśmy zmienić na posiłek w lokalu z hot potami niedaleko mojego mieszkania. Zanim skończyliśmy składać zeznania na policji, moja ulubiona restauracja została zamknięta. Yoyak pocieszył mnie, mówiąc, że zabierze mnie na coś smacznego, i zaprowadził mnie do lokalu z hot potami.

    Wieprzowina była pyszna, a może tylko mi się tak wydawało, ponieważ byłem głodny. Nie byłem pewien. Jadłem, aż mój brzuch stał się trochę wzdęty, a frustracja zaczęła ustępować. Yoyak nabrał trochę wieprzowiny z dna glinianego garnka i położył ją na moim talerzu. Zimny grudniowy wiatr owiewał nasze ciała. Popijając ciepłą zupę, by się rozgrzać, pomyślałem, że tak musi wyglądać tymczasowy raj.

    – Smakuje ci? – zapytał mój przystojniak. Skinąwszy głową, odparłem:

    – Tak, dip w tej restauracji jest naprawdę pyszny.

    – Jesteś już w lepszym nastroju?

    – Widząc, że nic ci nie jest, czuję prawdziwą ulgę – zapewniłem.

    – Kupię ci nowy garnek. – Kąciki jego ust wygięły się do góry. Nie odpowiedziałem uśmiechem, bo ciągle byłem trochę zdenerwowany. Wściekałem się również, że poobijałem dopiero co kupiony garnek, ale pomyślałem, że był wart swojej słonej ceny, skoro precyzyjnie rozbił łeb Terowi.

    – Nie musisz mi dokuczać, bo też będę na ciebie zły.

    – Mogę cię o coś zapytać? O czym myślałeś, kiedy rzucałeś pokrywką od garnka?  

    – Myślałem tylko o tym, że martwię się o twoje bezpieczeństwo. – Podniosłem rękę i oparłem na niej podbródek. Myślenie o dzisiejszym wydarzeniu tylko mnie denerwowało, więc nabrałem kolejną porcję zupy. Yoyak popatrzył na mnie i naśladując mnie, podniósł rękę i oparł na niej podbródek. Wpatrywał się we mnie swoimi błyszczącymi oczami. Jego spojrzenie, jak zawsze zresztą, sprawiało, że drżało mi serce i zakochiwałem się w nim raz za razem.

    – Na co tak patrzysz?

    – Zastanawiam się, dlaczego jesteś taki słodki, Dee.

    – Nie musisz mi schlebiać.

    – Mówię prawdę.

    – Głuptasie. Chcesz trochę zupy? Tutaj jemy wieprzowinę w gorącym garnku, jakbyśmy byli w pomarańczowym namiocie w Korei Południowej. Jeśli masz ochotę na soju do gorącego kociołka, to tu.

    – Naoglądałeś się za dużo koreańskich seriali.  

    Rzuciłem zadowolone spojrzenie w stronę mojego młodego mężczyzny. W rzeczywistości myślałem, że zarówno on, jak i ja byliśmy już najedzeni. Po prostu chcieliśmy siedzieć i cieszyć się atmosferą.

    Nie było potrzeby się spieszyć, choć było już późno. Nie byłem jeszcze śpiący i on też nie. Wokół nas świeciły się świąteczne lampki.

    – Dee, jesteś słodki.  

    – Wystarczy.  

    – Jesteś naprawdę uroczy. – Yoyak kontynuował prawienie mi komplementów. Czułem się tak zażenowany, że podniosłem palec i podrapałem się kilka razy po policzku, po czym odparłem:

    – Ty też jesteś słodki.  

    Przez chwilę obaj byliśmy nieco zawstydzeni.

    Jakiś czas później poprosiliśmy o rachunek i wróciliśmy do mojego mieszkania.

    – Kiedy mnie nie ma, zawsze robisz bałagan – poskarżył się Yak, otworzywszy drzwi wejściowe.

    Na początku, gdy narzekał na bałagan, było mi nieco wstyd, ale zdążyłem się już przyzwyczaić. Kiedy coś na ten temat powiedział, po prostu podnosiłem leżącą na podłodze poduszkę i stopą przesuwałem dywan na swoje miejsce. Yoyak nic już nie powiedział. Chwyciwszy rzeczy z podłogi, zaniósł je na swoje miejsce, a następnie podszedł do lodówki, by napić się wody.

    Usiadłem na kanapie i jęknąłem z ulgą, ponieważ poczułem się niesamowicie komfortowo.

    – Dasz radę pojechać ze mną do mojego rodzinnego domu na sylwestra? – spytał Yak.

    – Jestem wtedy wolny, ale jako kto tam będę?  

    – Oczywiście jako mój chłopak.

    – Naprawdę?

    – Tak. Mama i tata już wiedzą, że jesteśmy w związku.

    Yak położył się na kanapie i oparł głowę na moich kolanach. Automatycznie wsunąłem dłoń w jego włosy. Zamknąwszy oczy, wtulił twarz w mój brzuch. Czasami zachowywał się słodko jak wielki kot. I skoro w ten sposób prosił mnie, bym mu towarzyszył, to nie zamierzałem odmówić.

    – Twoi rodzice mogą mnie nie polubić.

    – Jeśli Ye nie ma nic przeciwko tobie, to moja mama i mój tata też nie będą mieć. Ye jest naprawdę jak mój ojciec. Moi rodzice nie mogą się doczekać, kiedy cię zobaczą. Wydają się być nieźle podekscytowani. A ty… Nie musisz być ze swoją rodziną?

    – Są za granicą, ale często im o tobie opowiadam. Mój tata zażartował, żebym uważał na oskarżenie o uprowadzenie dziecka, a moja mama powiedziała, że jeśli mam takiego młodego chłopaka, to nie wie, kiedy wyjdę za mąż. – Potrząsnąłem głową, przypominając sobie moment, w którym powiedziałem im o Yoyaku. – Nie musisz brać na poważnie tego, co powiedzieli moi rodzice. Są tak samo dziwni jak ja.

    – A więc wiesz, że jesteś dziwny, tak?

    – Nie wiem, ale inni ludzie zwykle tak twierdzą. Myślisz, że jestem dziwny?

    – Jeśli jesteś, to ja jestem tak samo dziwny jak ty.

    Zaśmiałem się trochę z jego odpowiedzi. Mój olbrzymi chłopak wydawał się już niemal zasypiać, mimo że nie wziął prysznica, więc klepnąłem go w ramię. Otworzywszy ciemne jak smoła oczy, spojrzał na mnie, jakby był gotowy do rozpoczęcia walki.

    – Weź prysznic przed pójściem spać.

    – Znowu mnie besztasz jak żona.

    – Yoyak, idź pod prysznic! – Udawałem, że używam ostrego tonu głosu, chwytając leżący na podłodze wieszak. Mój chłopak podniósł się z moich kolan.  

    – Grozisz mi, że mnie uderzysz?

    – Widziałeś na Facebooku stronę „Odważni mężowie”*?

    (* Strona publikująca żarty dotyczące mężczyzn, którzy ośmielają się robić coś, czego ich dziewczyny lub żony nie pochwalają)

    – Ten wieszak może zostawić znak „A” na twoich plecach, wystarczy jedno uderzenie.

    Oczywiście nigdy bym go nie uderzył. Tak bardzo go ceniłem. Kiedy zobaczyłem, że Ter chciał go pobić, moje serce się zatrzymało.

    – Dobra, dobra. Poddaję się.

    – Bardzo dobrze.

    – Poddaję się, odkąd zobaczyłem, jak rzucasz pokrywką od garnka. Pomyślałem sobie, że z tym facetem to ja na pewno nie będę walczył.

    – Yoyak!

    – Tak, moja droga żono?

    – Schlebiałeś mi przed chwilą czy mnie obrażałeś? Ty! Teraz naprawdę ci przyłożę. – Leciutko uderzyłem go wieszakiem w tyłek, ale Yoyak przesadził z reakcją, głośno krzycząc. Chwilę później podarował mi promienny uśmiech.

    – Dobra, nie będę się już z tobą kłócił. Wykonam twój rozkaz. Weź prysznic w łazience w swojej sypialni. Ja skorzystam z tej tutaj. Weź tak długi prysznic, aż będziesz dobrze pachnieć. Nie zerżnąłem cię już od wielu dni. Dziś wieczorem nadrobię stracony czas. Będę cię pieścił, nie bawiąc się w subtelności, aż będziesz posiniaczony.

    – Gdzie nauczyłeś się takiego języka?

    – Odkąd mam tak napaloną żonę, musiałem się nauczyć go używać.

    Podniosłem wieszak, by ponownie mu zagrozić, na co on wybuchnął śmiechem i popędził do łazienki. Kiedy zniknął mi z oczu, uśmiechnąłem się i przez chwilę skręcałem się z zażenowania, zanim zdecydowałem się wstać i wziąć prysznic. To była kolejna noc, kiedy nasze szczoteczki do zębów leżały obok siebie i kiedy zapach mydła na naszych ciałach był taki sam, a my razem kładliśmy się do łóżka. Przytuliłem go, a on przytulił mnie. Na zmianę całowaliśmy się delikatnie w czoło. Kiedy byliśmy razem, uważałem, że to był dobry dzień.

    – Moja mama powiedziała mi, że nazwała mnie Wandee (Dobry Dzień), ponieważ chciała, żeby każdy dzień był dla mnie dobry.

    – I co? Nie miewasz dobrych dni?

    – Odkąd mam ciebie, każdy mój dzień jest dobry.

    Yoyak zaśmiał się cicho, usłyszawszy odpowiedź, która go zadowoliła. Mój głos był przytłumiony, ponieważ byłem nieznośnie śpiący, ale uwielbiałem, jak mój ukochany mnie przytulał. Jego ciało było ciepłe i sprawiało, że zawsze miałem piękne sny.

    – Dobranoc, Dee. Słodkich snów.

    – Tobie też słodkich snów, Yoyak.

    Po wypowiedzeniu jego imienia odpłynąłem do krainy Morfeusza. Wyglądało na to, że było już Boże Narodzenie. Nie prosiłem Świętego Mikołaja o nic poza jednym: bym każdej nocy mógł spać w ramionach Yoyaka.

    Kocham, kocham, kocham, kocham mojego młodego Yaka. Najbardziej na świecie!

 

 

 Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny   

 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty