LM – Rozdział 23
Ciepło, które zniknęło
[Vee Vivis]
Miałem koszmar.
Wczorajszej nocy
śniło mi się, że Mark ode mnie uciekł. Śniąc, miałem wrażenie, jakby umarł,
przepadł bez śladu. Nie miałem pojęcia, gdzie się znajdował, a jego znajomi nie
chcieli mi powiedzieć. Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko czuć we śnie
przejmujący ból.
***
– Moich telefonów
też nie odbiera.
Podniosłem rękę,
żeby przetrzeć twarz, słysząc odpowiedź przyjaciela. Przyszedłem do Nuei, do
jego akademika, by poprosić go, żeby skontaktował się z Markiem. Żywiłem
nadzieję, że jeśli to on zadzwoni, to ten dzieciak odbierze. Jednak wynik
okazał się taki sam.
Koszmar stał się
rzeczywistością. Za kilka dni miał rozpocząć się semestr, a ja wciąż nie
wiedziałem, gdzie jest Mark. Nie miałem pojęcia, gdzie na tym świecie się
znajduje, gdzie mieszka, z kim przebywa ani jak bardzo jest na mnie zły. Nie
wiedziałem o nim kompletnie nic. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się stanie.
Jego oddanie i cierpliwość, z jaką na mnie czekał, sprawiły, że wziąłem to za
pewnik. Myślałem, że bez względu na wszystko on będzie czekał i że nigdy mnie
nie zostawi…
Ależ byłem głupi.
– Jestem w kropce –
powiedziałem po wydmuchnięciu dymu.
Byłem u Nuei. Nie
czułem się z tym dobrze. Musiałem zebrać się na odwagę, żeby przyjść tutaj i
poprosić go o pomoc, ale był moim przyjacielem. Wiedział o wszystkim i być może
rozumiał mnie najlepiej. Na szczęście powstrzymał się przed dolewaniem oliwy do
ognia.
– A może zapytasz
Jamesa? – Głęboki głos przyjaciela przerwał ciszę. Jego jasna twarz zwróciła
się w moją stronę, a wyraz smutku na jego obliczu nie różnił się od mojego.
– Nic mi nie
powiedział.
Ten James to
prawdziwy wrzód na tyłku. Po godzinach uspokajania się w swoim pokoju zjadłem
śniadanie, a potem poszedłem do akademika Marka. Okazało się, że drzwi są zamknięte.
Telefonicznie też nie mogłem się z nim skontaktować. Chwilę później pojawił się
James. Na jego pół tajskiej twarzy widniał ociekający ironią uśmiech. Używszy
karty-klucza, wszedł do środka. Poszedłem za nim, ale jedyne, co zobaczyłem, to
ciemność… Marka tam nie było.
– Na pewno chciałby
cię teraz zobaczyć – zachichotał sarkastycznie chłopak, wchodząc do sypialni.
Nie ciekawiło mnie, po co tam poszedł.
Zawołałem imię Marka.
Szukałem go wszędzie: na balkonie, w kuchni, w sypialni, w łazience, a nawet w
szafie. Ale to wszystko, co mogłem zrobić. Gdyby naprawdę chciał mnie zobaczyć,
to by tu był.
Miało to miejsce
dziesięć dni temu, ale słowa Jamesa wciąż dźwięczały mi w uszach. Mark naprawdę
mógł już nie chcieć mnie widzieć. Być może mnie nienawidził. Jedyne, czego
pragnąłem, to wyjaśnić mu to, co wydarzyło się tamtego dnia. Chciałem, żeby o
tym wiedział. Nawet jeśli obawiałem się, że może mi nie wybaczyć, i tak chciałem
mu o tym opowiedzieć. Co więcej, chciałem wyrazić jedno słowo, które odda to,
co czuję. Nawet jeśli było to tylko proste słowo, chciałem, by usłyszał je z
moich ust.
– Jutro zaczyna się nowy
semestr. Wtedy się z nim spotkasz, Ai Vee.
Ja też tak właśnie
myślałem. Sądziłem, że jeśli go nie znajdę, poczekam na rozpoczęcie zajęć. Wtedy
będzie musiał wrócić na uczelnię.
– Też tak myślę.
– Więc po co ta
smętna mina? Chodź, zjemy coś. – Mój przyjaciel poklepał mnie po ramieniu, ale się
nie ruszyłem.
– Tęsknię za nim,
Nuea. – Powoli otworzyłem oczy, by na niego spojrzeć. – Tęsknię za Markiem.
– Ja też za nim
tęsknię.
Zamilkłem, słysząc
jego odpowiedź. Nuea wyszedł, zostawiając mnie samego z myślami.
Przesunąłem palcem
po ekranie. Na czacie grupowym nie było nowych powiadomień. Żaden z moich
przyjaciół nie wiedział o tej sytuacji. Ostatnią wiadomością, którą otrzymałem,
było zaproszenie na drinka. Moi przyjaciele mnie nie krytykowali. Jedynie Yeewa
i Kla początkowo surowo na mnie patrzyli. Teraz jednak Yeewa również próbowała
pomóc mi znaleźć Marka. Wszyscy przychodzili na zmianę, żeby ze mną
porozmawiać. Raz zapytałem, dlaczego nie dają mi spokoju, a oni odpowiedzieli,
że nie chcą, żebym smucił się w samotności.
Miałem szczęście,
mając tak dobrych przyjaciół.
Spojrzałem na czat
grupowy, który od dawna był nieaktywny. Yeewa przesłała zdjęcie. Było zrobione
z profilu Jamesa na Facebooku. Na fotografii było widać dwóch chłopaków
siedzących obok siebie. Mały, jasnoskóry facet karmił lodami wysokiego
chłopaka, który uśmiechał się i otwierał usta. Na ten widok poczułem się jak
sparaliżowany, a nagły ogień zazdrości niemal przepalił mi oczy. Serce ścisnęło
mi się z bólu na myśl o łączącej ich relacji. Bez komentarza wyszedłem z okna
czatu. Kliknąłem profil Jamesa na Facebooku. Zdjęcie zostało oznaczone i udostępnione
godzinę temu.
Pak Pakaraphon
1 godz.
Eks też są ważni.
Tak bardzo za tobą tęskniłem. Za wami też. Z Kubuś Puchatek i James
czyta się James, nie Ja-mes i Mark Masa.
314 polubień 23
komentarze
James, czyta się James, nie Ja-mes: Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz zamiar spotkać
się z Pakiem, ty draniu?! Masa Mark
Kubuś Puchatek: Mark, ty sukinsynu. Martwiłem się o ciebie.
Pak Pakaraphon: Dlaczego wszyscy czepiacie się Marka? Kubuś Puchatek
i James, czyta się James, nie Ja-mes.
James, czyta się
James, nie Ja-mes: Ma taki
radosny wyraz twarzy. Był wrakiem, kiedy był tu z nami. Nie powiedział ci?
Pak Pakaraphon: Słyszałem o wszystkim i zawsze jestem tutaj, żeby go pocieszyć.
Nawet to oficjalnie publikuję^^
Nont Nontawat: Jesteście znowu razem?
Oh Anucha: Naprawdę do siebie wróciliście?
Kubuś Puchatek: Czekaj, czekaj, zgubiłem się. Kto z kim znowu jest
razem?
Na początku
zastanawiałem się, jaka może być ich relacja. Ale po wielu wyrażających
ciekawość komentarzach, czy faktycznie do siebie wrócili, na moich ustach
pojawił się wymuszony, głupi uśmiech. Eks partnerzy są ważni, co? Niezależnie
od tego, czy była to ironia, czy próba sprawienia mi bólu, mogłem śmiało
powiedzieć, że zamierzony efekt został osiągnięty.
Po raz kolejny
zadzwoniłem do Marka. Może to już setny raz albo więcej, ale wiedziałem tylko,
że muszę zadzwonić. Koniecznie chciałem z nim porozmawiać. Gdzieś w głębi duszy
wierzyłem, że być może próbował mi tylko dogryźć. Gdy patrzyłem mu w oczy,
widziałem przecież, jak bardzo mu na mnie zależy.
Nie było mowy, żeby
zmienił zdanie tak nagle.
– Halo?
Moje mocno bijące
serce, po tym jak zorientowałem się, że ktoś odebrał, nagle zamarło, bo po
drugiej stronie nie usłyszałem tego, kogo oczekiwałem.
– Kim jesteś? –
zapytałem oschle.
– Mark jest w
łazience. Powiem mu, żeby oddzwonił. – Wesoły głos nie odpowiedział na moje
pytanie, co tylko bardziej mnie rozzłościło.
– Zapytałem, kim
jesteś!
– Och! Mark już
jest. Mark, dzwoni do ciebie ktoś o imieniu Vee.
Radosny głos nadal
nie odpowiedział na moje pytanie, ale w słuchawce usłyszałem imię, na dźwięk którego
moje serce mocniej biło. Chciałem z nim porozmawiać, zapytać go i zganić za
obejmowanie kogoś innego. Chciałem przeprosić i poprosić go, by wybaczył mi
dawne błędy. Chciałem, żeby dał mi szansę wrócić, żeby…
– Po prostu się
rozłącz…
Chciałem, żeby
powiedział mi cokolwiek, ale… Głęboki, szorstki głos w tle zakończył rozmowę.
Nie wiedziałem, co teraz zamierzają zrobić. Moje serce zabolało mnie jeszcze bardziej.
Mark prawdopodobnie tak bardzo mnie nienawidził, że nawet nie chciał usłyszeć
mojego głosu. Cały ten czas czekałem, ale to, co teraz usłyszałem, nie było
tym, czego oczekiwałem. To były słowa, które odcinały mnie, jakbym nie był dla
niego wystarczająco ważny.
– Vee!
Natychmiast
odwróciłem się do Nuei, gdy tylko wszedł. Na twarzy mojego przyjaciela malowała
się podejrzliwość, gdy jego oczy spotkały się z moimi.
– Dlaczego płaczesz?
Płaczę? Płaczę
znowu? Nawet nie zauważyłem. Odkąd Mark zniknął, chciałem dojść do siebie, nie
być słabym ani się nie dręczyć. Próbowałem być kimś wartościowym, żeby nie czuł
się zawiedziony, gdy znowu mnie zobaczy.
– Ja…
– Widziałeś, co
przesłała Yeewa? – Podekscytowany głos przyjaciela nie wzbudzał we mnie
ciekawości. Niczego więcej już nie chciałem.
– Chodźmy dziś
wieczorem na drinka.
– Oszalałeś?
Słyszałeś, co mówiłem? Mówiłem, że Mark…
– Pieprzyć Marka! – Może
przemawiała przeze mnie złość, a może rozczarowanie, ale to, co padło z moich
ust, wywołało zdumienie u mojego przyjaciela. Podniosłem rękę i przeczesałem
włosy, nie wiedząc, jak Nuea na mnie patrzy, choć nadal stał jak osłupiały.
– Ty…
– On już się mną nie
przejmuje. – Po tych cichych słowach głęboko westchnąłem.
– Nie wyciągaj
takich wniosków. Poczekaj, aż odbierze telefon…
– Odbierze? Właśnie
odebrał. Jego były chłopak. Usłyszałem na własne uszy, jak Mark kazał mu się rozłączyć.
Co to znaczy? To, że nie chce ze mną rozmawiać!
Wyszedłem z pokoju
Nuei, rzuciwszy to, co miałem do powiedzenia. Nie wiedziałem, jak powinienem
się teraz czuć. Rozumiałem jedynie, jak bolesne było oczekiwanie. Dotarło do
mnie, jak rozczarowujące było czekać i żywić nadzieję tylko po to, by się
okazało, że sprawy nie potoczyły się tak, jak się spodziewaliśmy. Gdyby mój
smutek można było teraz zmierzyć, byłby większy niż wszystkie moje przelane łzy
razem wzięte.
pVnn
Przed chwilą
Dziękuję za to, że
przeszedłeś obok. Przepraszam, że nie mogłem cię zatrzymać.
12 polubień
Nie miałem ochoty
sprawdzać powiadomień. Mój status w tej chwili mówił wszystko, co czułem.
Zacząłem nienawidzić mediów społecznościowych, chociaż kiedyś uważałem je za
przydatne, bo dzięki nim mogłem śledzić nowinki o Marku. Ale teraz nie miało to
już znaczenia. To, co teraz czułem, było czymś, czego nigdy nie chciałem czuć.
Pierwszego dnia nie
poszedłem na uczelnię. Nie chodziło o to, że nie chciałem iść, ale naprawdę nie
mogłem zwlec się z łóżka. Czułem się źle, a głowa niemiłosiernie mnie bolała.
Nie byłem pewien, czy to dlatego, że poprzedniego wieczoru za dużo wypiłem, czy
może miałem gorączkę, ale po prostu przeleżałem cały dzień. Moja mama zebrała i
wyrzuciła puste butelki po piwie. Nie odważyłem się spojrzeć jej w oczy, kiedy obrzuciła
mnie wzrokiem. Nie chciałem taki być, nie chciałem jej rozczarowywać, ale po
prostu potrzebowałem jakiegoś ujścia dla swoich emocji.
– Jak się trzymasz,
stary? – zapytał Yoo. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego.
– Nie masz zajęć? – Głos,
który wydobył się z moich ust, był tak ochrypły, że aż się zmarszczyłem.
– Już na nich byłem
i wróciłem. Jest trzecia po południu. – Yoo dotknął mojego czoła.
– Widziałeś go?
– Nie masz już
gorączki.
– Zapytałem, czy go
widziałeś, czy nie.
Obniżyłem głos tak
bardzo, jak mogłem, patrząc na brata poważnym spojrzeniem. Chciałem, żeby
powiedział mi prawdę. Yoo mógł już spotkać się z Markiem, a Mark mógł mu kazać
powiedzieć, że się nie widzieli. Mogli rozmawiać o mnie, jak ostatnim razem.
Chciałem tylko mieć nadzieję, choć może lepiej by było nie mieć jej wcale.
– Na pewno najpierw
przyszedłby do ciebie, zanim spotkałby się ze mną. – Yoo usiadł obok łóżka.
– Myślałem, że
porozmawiacie…
– On nawet z Nueą
nie rozmawia, Vee – powiedział z irytacją. – Szczerze mówiąc, spośród nas
wszystkich najważniejszą osobą dla Marka jesteś ty. Jeśli nie chce z tobą
rozmawiać, to znaczy, że z nami tym bardziej.
Odwróciłem wzrok.
– Cóż, na wszelki
wypadek…
– Jeśli tak
rozpaczliwie chcesz się z nim zobaczyć, to wylecz się i idź się z nim spotkać. –
Tymi słowami Yoo zakończył rozmowę i wyszedł.
Spędziłem cały dzień
w łóżku, gniewnie się w nim przewracając. Moje ciało nie było jeszcze gotowe,
ale umysł pragnął tego spotkania. Chciałem pójść na uczelnię, żeby Mark mnie
zobaczył i żebym ja również mógł spojrzeć mu w twarz. Chciałem, żeby wiedział,
jak bardzo za nim tęsknię.
Nieobecność na
zajęciach nie stanowiła dla mnie problemu. To tylko jeden dzień, i to pierwszy.
Nie przejmowałem się tym zbytnio, bo pierwszy dzień to głównie zapoznanie się z
wykładowcą i rozmowy z przyjaciółmi, których nie widziało się od dłuższego
czasu.
– O, w końcu zjawił
się tata. Ta ładna profesor pytała o ciebie wczoraj – przywitał mnie Kla, gdy
tylko wszedłem do sali. Spojrzałem na niego, ze znużeniem marszcząc brwi na
myśl o tej profesor, która tak bardzo kibicowała mi i Ploy, gdy dopiero
zaczynaliśmy się spotykać.
– To jej problem – odpowiedziałem
krótko, siadając obok Bara.
– Marnie wyglądasz. –
Bar odwrócił się w moją stronę.
– Mówiłem ci, że
jestem chory – mruknąłem znużonym głosem.
Naprawdę nie
chciałem zmuszać się do przyjścia na zajęcia, ale chciałem spotkać Marka.
– To po co w ogóle
przyszedłeś? Nadal masz gorączkę. – Dotknął mojego czoła. Odchyliłem się od
jego ręki i spojrzałem przed siebie, nie chcąc z nikim rozmawiać.
– Kto by był tak
chętny do przyjścia na zajęcia jak ty, panie żono lekarza? – zażartowała z Bara
Yeewa.
– Hej! Dlaczego mnie
zaczepiasz? Może sprawdzisz, jak ma się nasz przyjaciel? – ripostował Bar.
– Nie mam zamiaru
się nim zajmować. Ten głupiec powinien sam się ogarnąć. – Jej słowa przeszyły
mi serce, chociaż jej oczy wyrażały troskę.
– Jak się czujesz?
Masz gorączkę? – zapytała Pan.
– Och, no cóż… Skoro
mizia się ze swoją byłą żoną, to nic dziwnego, że się zagrzał – zakpił Kla.
– Po prostu bądźcie
cicho, wszyscy – powiedziałem powoli, odwracając się.
Zauważyłem
nadchodzącego z przeciwnej strony Nueę. Nie mogłem powstrzymać westchnienia na
myśl o ostatnim dniu, kiedy się z nim starłem. Wiedziałem, że każdy z moich
przyjaciół uważał, że zasłużyłem na to, co mnie spotkało, jednocześnie
troszcząc się o moje uczucia. Jak powiedziała Yeewa, wszystko zależało ode
mnie.
Słuchałem, jak
wykładowca tłumaczy program i metodologię nauczania przez bite trzy godziny. Opuściwszy
w kiepskim stanie salę, rozglądałem się za Markiem, ale nigdzie go nie było.
Nigdy nie miałem wrażenia, że nasz wydział jest tak ogromny. Aż do dzisiaj.
Zawsze udawało mi się go znaleźć, gdziekolwiek był, ale teraz, gdy naprawdę
chciałem go zobaczyć, nie udało mi się go wypatrzeć.
Zająłem miejsce w
kantynie. Kilku moich przyjaciół miało już jedzenie na stole. Bar nadal patrzył
w moją stronę. Uniosłem brwi na widok przyjaciela, ale on tylko zmarszczył
czoło.
– Doktor też się o
ciebie martwi – odezwał się po chwili.
– Rozumiem.
Nie wiedziałem, co
odpowiedzieć, żeby przyjaciel poczuł się dobrze, bo przecież ja sam się tak nie
czułem. Jak więc miałem zareagować na troskę i życzliwość innych? Chciałem
powiedzieć coś więcej i wyjaśnić im to szczegółowo, ale robienie tego
brzmiałoby jak szukanie wymówek. Dlatego wybrałem milczenie i próbowałem
przekazać swoje uczucia spojrzeniem.
– Spotkałeś już
Marka? – Natychmiast odwróciłem się, słysząc pytanie Kla. Bar również oderwał
wzrok od telefonu, by na niego spojrzeć.
– Gdzie go
widziałeś? – zapytał Bar.
– W pobliżu Wydziału
Zarządzania. Szedł z jakimś cholernie przystojnym gościem.
– Ej, ej! Vee!
– Ty draniu. Leć za
nim!
Nie wiem, kto za mną
podążył, ale teraz jedyne, co próbowałem zrobić, to pójść za wskazówkami, które
podał mi przyjaciel. Chciałem wrócić i najpierw wziąć samochód, ale mój umysł mnie
ponaglał. W głowie pojawiała mi się tylko twarz tego dzieciaka.
Przyznaję, że
myślałem o tym, by się poddać. Jeśli sprawy będą się tak toczyć, nie będę
musiał go śledzić ani próbować się z nim pogodzić. Chciałem po prostu przetrwać
to wszystko i zostać sam, ale jeszcze tak dokładnie tego nie przemyślałem.
Cokolwiek sobie wymyśliłem, okazało się być niewystarczające w porównaniu z
tym, jak bardzo za nim tęskniłem.
Dostrzegłem sylwetkę
chłopaka. Może schudł, ale byłem pewien, że to on. Ten, na którego czekałem i którego
próbowałem znaleźć przez cały dzień. Gdy tylko upewniłem się, że to naprawdę
on, przyspieszyłem kroku. Stał przy ulicznym stoisku z przekąskami.
Przez jedno z jego
ramion przewieszona była ładna torba, a rękę miał wsuniętą do kieszeni spodni.
Drugą jego rękę trzymała drobna dłoń jakiegoś faceta, którego twarzy nie mogłem
zobaczyć.
Zwolniłem kroku…
Nie wiedziałem
dlaczego, ale im bliżej podchodziłem, tym bardziej pragnąłem uciec.
Kim był ten facet obok
niego? Nowym kochankiem, przyjacielem czy tylko kimś, z kim ostatnio rozmawiał?
Jaką minę Mark zrobi na mój widok? Czy będzie rozczarowany, smutny, zły, czy
może szczęśliwy, że mnie zobaczył?
– Mark… Mogę jeszcze
jedną? – Dotarł do mnie głos osobnika towarzyszącego Markowi, uświadamiając mi,
jak blisko podszedłem. Wystarczająco, by dostrzec, że osoba stojąca teraz przy
Marku to ta sama, która opublikowała zdjęcie z nim, nazywając siebie ważnym
eks.
– Zawsze, gdy to
jesz, narzekasz, że od tego się tyje. Mam dość. – Głęboki, ochrypły głos,
którego od dawna nie słyszałem, sprawił, że serce zaczęło mi bić szybciej. Nie
umiałem opisać tego, co czułem. Emocje były zbyt silne i zbyt różnorodne, by
móc je nazwać.
– Obiecuję, że nie
będę narzekał. Musisz zabrać mnie do tej restauracji, Mark, tej od Pad Thai, o
której mówiłeś.
Restauracja z Pad
Thai? Skąd Mark miałby znać takie miejsce, gdybym to ja go tam nie zabrał? Zbliżyłem
się do nich, choć wraz ze zmniejszającym się między nami dystansem moje tempo było
znacznie powolniejsze. Zatrzymałem się niedaleko Marka. Teraz między nami
mogłyby stanąć dwie osoby. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy rozmawiał
z osobnikiem obok. Drobna dłoń uniosła się, by chwycić Marka za ramię.
– No chodź, proszę.
Przyjechałem z tobą aż tutaj. Zabierz mnie tam, dobrze?
– Mam teraz czas. – Jego
charakterystyczny, spokojny głos wywołał jeszcze szerszy uśmiech na twarzy
towarzysza.
– Ooch! Jesteś
najlepszy. W zamian obdarzę cię mnóstwem miłości.
Zacisnąłem pięści. Chciałem
podejść do tego faceta, chwycić go za kołnierz i odciągnąć od Marka.
– Co za słodkie
słówka. – To było wszystko, co odpowiedział Mark, kładąc rękę na drobnej dłoni należącej
do mężczyzny, który wyglądał na starszego od niego. Potargał włosy towarzysza, aż
ten zaczął się skarżyć. Starsza pani przy straganie z przekąskami nie mogła
powstrzymać się od śmiechu i zaczęła ich podpuszczać.
– To takie urocze
widzieć, jak chłopcy tak się droczą. – Uśmiechnęła się szerzej, podając im
torbę z przekąskami.
– To pewnie tylko
żarty. Ten chłopak nigdy nie traktuje mnie poważnie.
Nie traktuje go
poważnie? Nie chciałem myśleć o ich relacji. Nie interesowało mnie, jak blisko byli
ze sobą wcześniej, jak długo byli razem ani jak się rozstali. Jedyna myśl, która
zaprzątała mi głowę, to czy Mark do niego wrócił.
Czy on właśnie tak
się czuł, będąc ze mną? Widząc mnie blisko mojej eks? Czy to uczucie bólu
serca, którego teraz doświadczałem, było tym samym, które czuł on?
– Po prostu mu ustąp.
Kochać się jest lepiej niż nienawidzić.
Poczułem, jak drobne
ręce osoby stojącej obok Marka zamarły, gdy odbierał torbę z przekąskami od
starszej pani. Nie odpowiedział nic, tylko lekko skinął głową.
Cofnąłem się o pół
kroku, gdy ten osobnik się odwrócił. Mark zauważył mnie i zamarł, tak samo jak
ja. Mój cały świat nagle się zatrzymał. Usłyszałem głos faceta obok niego, ale
nie mogłem zrozumieć, co mówił. Przez chwilę miałem mgłę w oczach, lecz
próbowałem skupić wzrok na chłopaku stojącym przede mną, którego przez tyle dni
nie widziałem.
Jego urocza twarz
wydawała się teraz bardziej chłopięca niż wcześniej. Usta, które kiedyś
całowałem, nie wyrażały żadnych emocji. Jego policzki wydawały się trochę
bardziej wychudzone, chociaż nigdy nie należały do pulchnych. Piękne brwi nie
uniosły się ani nie wyraziły żadnej reakcji. Owalne oczy, które zawsze
podziwiałem, spojrzały na mnie spokojnie, w sposób, który przeszywał mnie
bólem. Jego oczy zadrżały na chwilę, lecz tylko na ułamek sekundy, zanim znowu
stały się zimne i obojętne.
– Cześć. – Moje ręce
pozostały opuszczone po bokach. Nie miałem siły ich podnieść, by odpowiedzieć
na powitanie mojego młodszego kolegi. Nie miałem energii, by poruszyć rękami
ani żadną inną częścią ciała. Nawet oddychanie wydawało się trudne. Było tak,
jakby cała moja energia zniknęła, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały.
– Mark! Tak bardzo
się o ciebie martwiłam. – Ostry, wysoki głos Yeewy zabrzmiał tuż obok mojego
ucha, gdy podeszła do swojego młodszego kolegi, by go objąć. Mark niepewnie podniósł
ręce, by odpowiedzieć jej uściskiem.
– Przepraszam, że
cię zmartwiłem.
– Niegrzeczny
chłopak! – zganiła go moja przyjaciółka, delikatnie uderzając w ramię.
Mogłem tylko
zacisnąć pięści, patrząc na ten obraz. Na widok mojej drobnej przyjaciółki,
która mogła podejść i objąć chłopaka, którego kiedyś nazywałem swoim. Chłopaka,
którego przytulałem więcej razy niż kogokolwiek innego. Tego, który miał na
mnie tak wielki wpływ.
– To twój senior,
Mark? – zapytał niski chłopak obok Marka.
Yeewa, która dopiero
teraz dostrzegła moją obecność, posłała mi niepewny uśmiech, po czym odwróciła
się w moją stronę. Wciąż stałem w tym samym miejscu, a obok mnie byli Bar i
Kla. Bar zrobił krok do przodu, uśmiechając się zarówno do Marka, jak i do jego
towarzysza.
– Tak, to starszy
kolega, który jest blisko z Markiem – udzielił odpowiedzi Bar, zanim Mark
zdążył cokolwiek powiedzieć.
– Blisko? Mark potrafi
zbliżać się do innych? Powinienem być zaskoczony czy rozczarowany? – Jego
towarzysz spojrzał na Marka, lekko zmarszczywszy brwi.
– Daj spokój, P’Pak…
A więc nazywa się Pak,
co?
– Nie powiedziałbym
nic, gdyby on był tym, którego lubisz – powiedział Pak, wskazując na Bara. Mark
podążył wzrokiem za jego palcem, po czym powoli rozciągnął usta w uśmiechu.
– Przestałem go
lubić.
– Widzisz?! Naprawdę
go kiedyś lubiłeś. Mam dobre oko. – Pak delikatnie klepnął Marka w ramię.
– Więc… co was
łączy? – zapytał stojący obok mnie Kla, ściągając na siebie spojrzenia
wszystkich zebranych.
Spojrzenia Marka i
moje na chwilę się ze sobą skrzyżowały, zanim on również przeniósł wzrok na
Kla.
– Czy mogę nie
odpowiadać na to pytanie? – Mark posłał mu uśmiech.
– Dlaczego im nie
powiesz, że jesteśmy razem? Boisz się, że ktoś mógłby się zdenerwować? – Głos
Paka był stanowczy, a jego spojrzenie skierowało się wprost na mnie, dając mi jasno
do zrozumienia, że zna historię między mną a Markiem.
– Nie mam nikogo
takiego. – Mark pochylił się w stronę swojego towarzysza, nieznacznie się
uśmiechając.
Każda reakcja Marka
i każde słowo, które wypowiadał, sprawiały, że czułem się bezradny. Wiele
rzeczy, które chciałem mu powiedzieć, utkwiło mi w gardle. Nie byłem w stanie ujawnić
mu swoich emocji i wypowiedzieć przeprosin. Potrafiłem jedynie na niego patrzeć,
choć nie wiedziałem, czy wyczuł moje spojrzenie. Gdyby naprawdę mógł zajrzeć mi
w oczy, wiedziałby, jak bardzo jestem smutny.
– Wybieracie się
gdzieś? Może wpadniecie do nas wieczorem? – przerwała Yeewa.
– Miałem zamiar
oprowadzić P’Paka po kampusie – padła grzeczna odpowiedź Marka.
– Możemy spotkać się
z nimi o dziewiątej lub dziesiątej wieczorem – zasugerował jego towarzysz.
– P’Pak… – Mark
ściszył głos, pochylając się do mniejszego chłopaka, który był chętny na zaproponowane
spotkanie.
– Dlaczego? Chciałbym
tam pójść. Poza tym ciekawi mnie, jak blisko jesteś ze swoimi seniorami – odpowiedział
tamten, na co Mark z westchnieniem pokiwał głową.
– Jeśli przyprowadzę
P’Paka, to czy będzie wam to odpowiadać? – zapytał Mark.
Moi przyjaciele nie
odpowiedzieli. Spojrzeli na mnie, jakby chcieli, żebym to ja udzielił
odpowiedzi.
– Cóż… – wybełkotał
Kla, wbijając we mnie wzrok.
– Vee, co ty na to? –
zapytał Bar.
– Ja…
Dźwięk, który
wydobył się z moich ust, był tak ochrypły, że ledwo można było go usłyszeć.
– Jeśli nie, to po
prostu zabiorę P’Paka gdzie indziej. – Słowa, które bez żadnego wahania
wypowiedział, sprawiły, że serce zabolało mnie jeszcze bardziej.
– Przecież nigdzie
cię nie wysyłam – powiedziałem, po czym powoli podniosłem wzrok, by spojrzeć mu
w oczy. – Więc dlaczego chcesz iść gdzieś indziej?
Miałem nadzieję, że
odpowie na moje pełne żalu spojrzenie i poczuje moje głębokie uczucia, które
chciałem mu przekazać. Gdyby tylko mógł zajrzeć w moje serce… wiedziałby, jak
bardzo za nim tęskniłem.
Komentarze
Prześlij komentarz