LM – Rozdział 25

 



Za co?

[Vee Vivis]

 

    Stałem jak idiota pośród plotkującego tłumu, nie mając najmniejszych trudności ze zrozumieniem, co się wokół mnie dzieje. Moje oczy wciąż wpatrywały się w szerokie plecy, które oddalały się z każdą chwilą. Czułem się odrętwiały, a moje usta drżały. To był już drugi raz, kiedy Mark odwrócił się do mnie plecami. A po raz pierwszy zrobił to wobec moich uczuć.

    – Chodźmy – powiedziała Yeewa, podchodząc i podając mi rękę. Odwróciłem się do niej, robiąc głupią minę.

    Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Czułem się tak, jakbym stracił całą energię. Nie stawiając najmniejszego oporu, pozwoliłem przyjaciółce pociągnąć się za ramię. Nie wiedziałem, co ludzie wokół mnie mówią. Czułem na sobie ich dziwne spojrzenia, pełne dezaprobaty, ale absolutnie mnie to nie obchodziło.

    – Hej… – Zatrzymałem się nagle i spojrzałem na Yeewę, która zrobiła zdezorientowaną minę, zanim również się zatrzymała.

    – Co? Chodźmy. Chcesz, żeby twój fanklub przyszedł i walnął cię w łeb? – rzuciła surowo, ale jej słowa wcale mnie nie przestraszyły.

    – Mark… znowu ode mnie odszedł – powiedziałem cicho z taką siłą, na jaką było mnie stać. Każde kolejne słowo wydawało mi się niemal niemożliwe do wypowiedzenia. Nie dlatego, że byłem wyczerpany wyznaniem miłości Markowi, raczej dlatego, że obręcz zaciskająca się wokół mojej klatki piersiowej zdawała się odbierać mi dech. Patrząc, jak odchodzi po wysłuchaniu mojego wyznania, czułem, jak moje serce rozrywa się na kawałki.

    – To P’Vee tam – usłyszałem gdzieś w tle.

    – Tak… Więc spotyka się z Markiem?

    – Kim, do cholery, jest ten Mark? Dlaczego ten facet odważył się odejść od P’Vee?

    – P’Vee jest gejem?

    – Człowieku, zerwał z Ploy, żeby umawiać się z facetem!

    – Hej, najpierw się stąd zmyjmy – rzuciła Yeewa, nie zwracając uwagi na moje słowa.

    Wydawała się kompletnie niezainteresowana moim stanem, ale obejrzawszy się za siebie, pociągnęła mnie do samochodu. Nie przejmowałem się tym, co ludzie o mnie mówili, ani nie zastanawiałem się, gdzie jest Kla albo inni przyjaciele. Po prostu wsiadłem do auta. Lubiłem jeździć samochodem Yeewy, bo kiedyś siedziałem w nim z Markiem. Miejsce obok kierowcy zajmował wtedy Mark. To był pierwszy raz, kiedy ujawniliśmy nasz związek innej osobie. Był zawstydzony… Sam przyznał, że czuł się niezręcznie, gdy wyznałem nasz status Yeewie. Ale tym razem? Dlaczego teraz odszedł, mimo że wyznałem mu miłość na oczach tylu ludzi? Pytanie, które sobie zadałem, wydawało się zrodzone z czystej głupoty. I nie zaprzeczałem temu, jak wielkim idiotą byłem, pozwalając odejść komuś tak dobremu jak Mark. Nawet nie ruszyłem za nim ani nie próbowałem złapać go za rękę. Nie odważyłem się, bo… w tych oczach, które na mnie patrzyły, dostrzegłem zbyt wiele emocji. Ból, szczęście, zaskoczenie, troskę i coś jeszcze, czego nie potrafiłem rozpoznać. Ale jednego uczucia nie wyczułem. Uczucia, którym przez cały czas mnie obdarzał. Nie dostrzegłem już jego miłości. Może doskonale ją ukrywał, a może po prostu już jej nie było.

    – Yeewa – zawołałem do niej cicho, gdy wpatrywała się w drogę. Skręciła w uliczkę prowadzącą do mojego domu i wydała z siebie ciche westchnienie.

    – Jak się czujesz? – zapytała, parkując samochód.

    – Zraniony – odpowiedziałem.

    – Więc co zamierzasz dalej robić? – Odwróciła się w moją stronę, wpatrując się we mnie swoimi bystrymi oczami. Jej ładna twarz, pokryta delikatnym makijażem, zdawała się szukać w moich słowach czegoś prawdziwego.

    – Dorwę go za to – powiedziałem, odwracając twarz i patrząc przed siebie. Uliczka mojego sąsiedztwa była mi znajoma, więc bez trudu mogłem nią przejść nawet w ciemnościach.

    – Vee… Chcesz się na nim odegrać? – zapytała zdziwionym głosem.

Nie odpowiedziałem od razu, wciąż wpatrując się przed siebie i myśląc o jego twarzy.

    – Odwdzięczę mu się – rzuciłem w końcu.

    Nie chciałem marnować czasu na rozważania ani na wymyślanie planów. Moje uczucia same podpowiadały mi, co powinienem zrobić. Chciałem go odzyskać. Tego chłopaka, nad którym się znęcałem, którego ganiłem, który mnie pocieszał, dokuczał mi, ale jednocześnie został przy mnie, gdy nie miałem nikogo innego. Dzieciaka, którego kochałem…

    Wysiadłem z samochodu, wyjaśniwszy Yeewie swoje uczucia. Moja piękna przyjaciółka poradziła mi, bym odpoczął, zanim odjechała. Każdy krok wydawał mi się mozolny. Schody prowadzące do mojego mieszkania zdawały się być dłuższe niż zwykle. W moim domu wszystko przypominało mi jego twarz…

    Wciąż pamiętałem dzień, w którym się poznaliśmy. Pierwszy dzień, kiedy zraniłem Marka w swoim pokoju. Chciałem dać mu nauczkę, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Zarówno nasze działania, jak i uczucia rozwinęły się do tego stopnia, że staliśmy się sobie bliscy. Może to prawda, że Mark pierwszy coś do mnie poczuł. Wiem, że cierpiał i czuł się udręczony, czekając na mnie. Ale to nie znaczy, że ten, kto później rozwinął swoje uczucia, czuł słabiej.

    Miłość, którą mi okazał, ból, który znosił, cierpienie, które mu zadałem – teraz rozumiałem to wszystko. Wszystko, co mu zrobiłem, wróciło, by mnie prześladować.

    Noc spędziłem w męczarniach. Za każdym razem, gdy zamykałem oczy, widziałem historię nas obu. Myślałem o jego twarzy, nawet gdy otwarłem oczy i wpatrywałem się w sufit. Wspominałem chwile, które razem spędziliśmy w tym pokoju, słowa, które do mnie mówił, i to, jak obiecał, że na mnie poczeka.

    – Nie idziesz na zajęcia? – usłyszałem, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem.

    – Idę – odpowiedziałem powoli, siadając na łóżku.

    – Dlaczego w ogóle się ruszasz, człowieku? – zapytał Yoo, wchodząc do środka i siadając obok mnie. – Co się z tobą dzieje, do cholery?

    Po całej nocy bez snu i tonąc w emocjach, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowałem, to żeby mój brat zaczynał ze mną kłótnię od samego rana.

    – Sprawdzałeś w ogóle swój telefon? – zapytał, unosząc brwi. Spojrzałem na niego zdezorientowany.

    – Masz – powiedział, podając mi komórkę.

 

Dew Dely

3 godziny temu

Najświeższe wiadomości późno w nocy! Po wysłuchaniu nowinek przygotowałam dla was to podsumowanie. Gorącym tematem o 5 rano jest fakt, że nowa miłość P’Vee to facet ~ Och, moje serce bije jak szalone! Po zapoznaniu się z dowodami potwierdzono, że to na pewno ten chłopak. A jeśli to za mało, P’Vee wyznał mu miłość tylko po to, by tamten odszedł~ Czy to męski aspekt miłości – dwulicowość i odrzucenie? Ciekawe, jak P’Vee na to zareaguje. P’Vee, czy to prawda? Proszę, ujawnij się!

10,933 polubień

8,735 komentarzy

847 udostępnień

 

Luy PiwY: A ja myślałem, że to Ploy zawiniła. A tu się okazuje, że on lubi facetów!

Ka Pook: Lubi facetów?

Orachon OP: To okropne. Zdradza ją z facetem?

Oneal Real: Dlaczego robisz coś takiego, P’Vee!?

Nasze dni i noce: Czy ten facet myśli, że jest taki ważny? Odszedł od P’Vee!

Dara Rin: Zasłużył na to. Chociaż jest przystojny, to zachowanie czyni go niepożądanym.

U HFG: P’Vee i P’Ploy lepiej do siebie pasowali.

Lill Ly: Byłam tam. Twarz mi zdrętwiała~

Sweet Marawara: Dobrze mu tak. Porzucił Ploy, a teraz sam został porzucony.

Lolar Eve: Śledziłam wiadomości o P’Vee. Na początku niczego się nie domyślałam, ale ostatnio zawsze widuje się ich dwóch razem. Myślałam, że to po prostu relacja senior – junior, ale to coś więcej.

Wieprzowina nie jest słodka, ale pyszna: To, co zrobił P’Vee, naprawdę nie jest w porządku.

 

    Westchnąłem, kończąc czytanie. Oddałem telefon bratu i spojrzałem na podłogę, analizując to, co się wydarzyło. Dopiero teraz zrozumiałem prawdziwe znaczenie „publiczności” – nikogo nie obchodzi prawda. Ludzie po prostu wymyślają historie na podstawie tego, co widzą. Dla mnie to było w porządku, bo nigdy nie przejmowałem się tym, co myślą inni. Ale teraz pomyślałem o jednej osobie, która naprawdę się dla mnie liczyła.

    – Chcę porozmawiać z Markiem – powiedziałem, patrząc na brata.

    – To będzie trudne, mówię ci… – odparł z powagą.

    – Yoo, co mam zrobić? – zapytałem cicho.

    – Sprawiłeś, że bardzo cierpiał – powiedział, a ja przytaknąłem w duchu.

    Wiedziałem, że cierpienie, którego teraz doświadczałem, nie dorównywało temu, co Mark przeszedł przeze mnie. Ale jeśli wciąż się kochamy, jeśli obaj nadal żywimy do siebie dobre uczucia, to dlaczego musimy się nawzajem ranić?

    – Czy mam szansę go odzyskać, Yoo? – zapytałem z nadzieją w głosie. – Jeśli Mark wciąż mnie kocha, czy da mi jeszcze jedną szansę?

    – Szanse nie spadają z nieba, Vee – powiedział surowo. – Do tej pory traktowałeś go jak powietrze – zawsze obecne, ale niewidzialne.

    Spojrzałem na brata, analizując jego słowa, po czym przeczesałem dłonią włosy.

    – Ale powodem, dla którego teraz żyję, jest powietrze.

    – Tylko że do tej pory nie nadawałeś mu takiej wartości, na jaką zasługiwał – odparł ostro.

    Stojąc przed drzwiami pokoju Marka, trzymałem w ręku pudełko ryżu z kurczakiem Hainanese z jego ulubionego sklepu. Oparłem się plecami o drzwi i czekałem, aż ktoś mi je otworzy. Nie miałem pojęcia, kiedy to nastąpi. Mark rzadko jadł śniadania w pokoju. Zawsze wychodził jeść na kampusie. Powiedział mi kiedyś, że jest beznadziejny w gotowaniu. Chociaż znał kilka przepisów, zbyt leniwie podchodził do robienia zakupów. Większość jedzenia w jego pokoju to suszone produkty i mrożonki. Ponieważ dorastałem na świeżych potrawach gotowanych przez moją mamę, zawsze mówiłem mu, żeby przestał coś takiego jeść. Dlatego zazwyczaj jadł śniadania na wydziale.

    – Możesz mnie odprowadzić, gdy skończysz zajęcia… – zaczął ktoś za drzwiami. Jasny głos ucichł, gdy tylko jego właściciel spojrzał mi w oczy. To był Pak – ten sam facet, który zabrał mi Marka tuż sprzed nosa.

    Minęło już kilka dni. Dlaczego on wciąż tu był?

    – Myślałem, żeby cię odprowadzić… – zaczął Mark, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo ze środka wyszedł chłopak ubrany w schludny studencki mundurek i z torbą, którą zawsze nosił. Zatrzymał się, widząc mnie. Jego owalne oczy spojrzały na mnie spokojnie, po czym wzrok Marka ześlizgnął się w dół, zatrzymując się na mojej ręce.

    – Ja… – próbowałem coś wydukać, ale przerwał mi Pak, wtrącając się z uśmiechem.

    – Co powiesz na odprowadzenie mnie teraz? – rzucił beztrosko. Jego ładna twarz skierowała się ku Markowi, a on przesunął się, by objąć go ramieniem.

    – Właśnie miałem to powiedzieć. Jeśli wyjedziesz teraz, nie wrócisz do domu zbyt późno – dodał Mark z uśmiechem, który tak dobrze znałem. To był ten sam uśmiech, którym kiedyś obdarzał mnie… Uśmiech, którego brakowało mi od tak dawna.

    – Wygląda na to, że masz gościa, Mark – rzucił Pak, spoglądając na mnie.

    – Z nikim się dzisiaj nie umawiałem – odpowiedział Mark, patrząc mi prosto w oczy. Jego wzrok sprawił, że mój oddech na sekundę się zatrzymał.

    – Po prostu… przyniosłem ci coś do zjedzenia – powiedziałem, przełykając lepką ślinę, która ugrzęzła mi w gardle. Mój zachrypnięty głos ledwo wydobywał mi się z ust, gdy podawałem Markowi ryż.

    – Sam mogę sobie kupić – odparł sucho. Odwróciwszy się, zamknął drzwi, po czym przecisnął się obok mnie, by odejść wraz z Pakiem – tym, którego określił jako ważnego.

    Stałem tam, wpatrując się w ich oddalające się sylwetki, zanim powoli ruszyłem za nimi. Nie wiedziałem, dlaczego moje nogi postanowiły iść wbrew temu, czego chciał mój umysł. Moje usta chciały krzyknąć, zatrzymać Marka, błagać, by przestał… Ale w głębi duszy wiedziałem, że nie mam do tego prawa. Na razie wystarczało mi, że mogłem za nim podążać.

    – Chcę cię znowu zobaczyć. Czy to będzie w porządku? – usłyszałem pytanie Paka. Jasny uśmiech na jego twarzy mógłby wielu rozpromienić. Więc to jest twój typ, Mark?

    – Zadzwoń do mnie. Przyjadę po ciebie – odpowiedział Mark, a słowa potwierdzenia rozpromieniły Paka jeszcze bardziej.

    Zatrzymałem się, widząc, jak Mark otwiera drzwi luksusowego samochodu i wsiada do środka. Pojazd odjechał. Ciemna folia na szybach nie pozwalała mi zobaczyć, co działo się w środku. Wiedziałem, że nie miałem szans śledzić ich na motorze.

    Odwróciwszy się, skierowałem się w stronę akademika. Nacisnąłem przycisk windy i zbliżyłem do pokoju, który opuściłem zaledwie chwilę wcześniej. Zawiesiłem pudełko z ryżem na klamce. Może wróci po nie w południe, może wieczorem, ale miałem nadzieję, że nie dopiero następnego dnia. To, czy je wyrzuci, czy zje, zależy od niego. Ja zrobiłem coś, czego nigdy wcześniej dla niego nie zrobiłem.

    Wyciągnąłem małą karteczkę Post-it i zapisałem na niej jedno słowo. Przyczepiłem ją do drzwi i uśmiechnąłem się smutno. Jeśli do tej pory traktowałem go jak niewidzialnego, to teraz zamierzam pokazać mu, że jest dla mnie najważniejszą osobą.

    Przyszedłem na kampus, choć wiedziałem, że Mark miał zajęcia. Wiedziałem, kiedy i gdzie, bo przecież studiowałem to samo co on.

    – Co ty tu robisz, P’Vee? – zapytał Fuse, jeden z jego przyjaciół, który od razu mnie zauważył. Na szczęście jego przyjaciele mnie nie nienawidzili, mimo że Mark miał ku temu powody.

    Kiedyś ich zapytałem, dlaczego nie byli na mnie źli. Fuse odpowiedział wtedy, że wiedzą, iż Mark nie jest na mnie tylko zły. Po prostu nie mogli przerzucać wszystkich jego frustracji na mnie, bo w końcu byłem ich starszym kolegą.

    Wymusiłem uśmiech na wspomnienie tych słów. To prawda… Mark prawdopodobnie już mnie nienawidził.

    – Przyszedłem… zobaczyć się z Pam – skłamałem, mówiąc o młodszej koleżance z mojej grupy, choć doskonale wiedziałem, kogo naprawdę szukam.

    Dzieciak siedzący z tyłu sali podniósł na mnie wzrok tylko na chwilę, po czym znowu spojrzał na ekran swojego telefonu.

    – Jeśli jesteś tu dla Pam, to jej poszukaj, P’Vee – rzuciła jedna z młodszych koleżanek, uśmiechając się słodko. Jej uśmiech przypominał mi ten Yeewy, gdy patrzyła na Tossakana z Barem.

    – Przyniosłem ci trochę smakołyków – powiedziałem, podając Pam paczkę słodyczy.

    – To dla mnie? – zapytała zaskoczona.

    – Tak.

    – Bardzo gładko – skomentował Kamphan, który nagle pojawił się obok mnie.

    – Myślę, że to déjà vu, stary – dodał Fuse, przyglądając mi się uważnie. – Zupełnie jak wtedy, gdy wymyśliłeś wymówkę, by spotkać się z kimś innym.

    Kamphan kontynuował, ukazując na twarzy diabelski uśmiech.

    – Ja…

    – Chcesz po prostu tam pójść, Phi? Chodź ze mną, na pewno nie odważy się nic ci zrobić – zaproponował, wskazując kierunek. Ruszył przodem, a ja poszedłem za nim, choć wciąż się wahałem. Nie wiedziałem, co teraz czuje Mark. Jego spokojne oczy i pozbawione emocji zachowanie mogły być szczere, ale równie dobrze mogły stanowić fasadę. Chociaż zdarzały się momenty, gdy patrzył na mnie inaczej, wiedziałem, że nie powinienem się zbliżać. Nie chciałem, żeby czuł się niekomfortowo.

    Posłałem słaby uśmiech w stronę zgromadzonych na piętrze. Kilku pierwszoroczniaków wydało z siebie ciche okrzyki, a inni chłopcy zaczęli na mnie gwizdać. Słyszałem też przekleństwa, ale nie miało to znaczenia. Tak długo, jak nie wypowiadał ich ten dzieciak.

    – Czego chcesz od mojego przyjaciela? – usłyszałem za sobą stanowczy głos Fuse’a. Zatrzymałem się i odwróciłem, by na niego spojrzeć. Choć jego pytanie brzmiało konfrontacyjnie, oczy, które na mnie patrzyły, wyrażały troskę.

    – Dlaczego? – zapytałem spokojnie.

    – To, że nie jestem na ciebie zły, nie oznacza, że nie zależy mi na Marku. Poza tym jeśli masz zamiar tylko pogorszyć sytuację, może lepiej nie rób nic – odparł Fuse.

    – Chcę go odzyskać… – powiedziałem cicho, patrząc mu prosto w oczy.

    – Dlaczego myślisz, że zgodzi się do ciebie wrócić po tym wszystkim, co mu zrobiłeś? – Fuse spojrzał na mnie, jakbym powiedział coś absurdalnego.

    Uśmiechnąłem się lekko i poklepałem po ramieniu obecnego Księżyca wydziału.

    – Nie jestem pewny siebie ani niczego innego. Robię to, co podpowiada mi moje serce. Chcę go odzyskać i zrobię wszystko, żeby to osiągnąć – odpowiedziałem stanowczo.

    Fuse z westchnieniem się odsunął.

    – To nie będzie łatwe, mówię ci.

    – Wiem… Skomplikowałem sprawy od samego początku – przyznałem, wzruszając ramionami.

    – Choć będzie trudno, skłaniam się trochę ku twojej stronie – rzucił Fuse, robiąc słodką minę. – Czy można to nazwać zdradą przyjaciela?

    – Obiecuję, że jeśli uda mi się go odzyskać, twój przyjaciel będzie szczęśliwy – powiedziałem, przekonany o swoich intencjach.

    Codziennie znajdowałem wymówki, by spotkać się z Markiem. Nawet jeśli nigdy ze mną nie rozmawiał, cieszyłem się, że mogłem chociaż na niego popatrzeć. Przynosiłem mu jedzenie, słodycze, drobiazgi, które mogłyby mu się spodobać. Jednak nigdy nie odbierał ich osobiście – trafiały albo do     Fuse’a, albo do Kamphana. Mimo wszystko wystarczało mi, że mogłem coś dla niego zrobić.

    – Myślisz, że powinienem dodać więcej sosu rybnego? – zapytałem mamę, która stała w pobliżu kuchni.

    – Smak wciąż nie jest idealny – odparła, podchodząc bliżej. Spróbowała Pad Thai i dodała przypraw, mieszając wszystko jeszcze raz.

    – Nie jesteś najlepszym kucharzem, więc dlaczego wybrałeś tak skomplikowane danie? – mruknęła, na co ja przewróciłem jedynie oczami.

    – Twój młodszy brat zawsze taki nie był? – wtrącił tata z drugiego końca pokoju.

    – Tato! – wykrzyknąłem, czując, że moje uszy robią się gorące.

    – Nie mów takich rzeczy, kochanie – zganiła go mama, uśmiechając się przy tym lekko. – A co, jeśli nie podzieli się z tobą?

    – W porządku. Nigdy nie marzyłem o jedzeniu, które przyrządził. Po prostu pozwól mu gotować, jeśli ma mu to pomóc w pogodzeniu się z żoną – dodał tata, a ja poczułem, jak płoną mi również policzki.

    Z pudełkiem Pad Thai w rękach dotarłem do akademika Marka. Wczesna pobudka, by coś dla niego przygotować, sprawiała mi radość. Wiedziałem, że to jego ulubione danie, bo zawsze je wybierał, gdy tylko miał okazję. Nie oczekiwałem, że Mark je przyjmie. Wiedziałem, że nigdy nie odbierał moich prezentów osobiście, ale wystarczało mi, że mogłem mu je zostawić.

    Dotarłszy do jego pokoju, uniosłem rękę, by zapukać, ale zanim to zrobiłem, drzwi się otworzyły.

    – Och! – poczułem się zaskoczony, ujrzawszy młodego chłopaka o drobnej posturze, którego twarzy nie rozpoznawałem.

    – Coś się stało, P’Nook? – zapytał głęboki, chrapliwy głos. Dobiegał z wnętrza pokoju.

    Spojrzałem w stronę jego właściciela. Mark wyszedł na zewnątrz półnagi, z ręcznikiem owiniętym wokół talii. Mały chłopak, który go wyprzedził, uśmiechnął się do niego, po czym skierował spojrzenie na mnie.

    – To… P’Vee… – usłyszałem swoje imię z ust kogoś, kogo nie znałem. Nie byłem zaskoczony tym faktem, ale zdziwiło mnie, dlaczego są razem.

    – To nic takiego – rzucił Mark, odwracając się w stronę Nooka. Nawet na mnie nie spojrzał.

    – Ja…

    – Chcesz, żebym odprowadził cię na dół, P’Nook? Poczekaj, aż się ubiorę – wtrącił Mark, nie pozwalając mi dokończyć zdania. Ignorował mnie, jakby moja obecność nie miała żadnego znaczenia. Jego ton i słowa zdawały się mówić, że to, co robiłem, było bezużyteczne.

    – W porządku. Musisz być bardzo zmęczony po ostatniej nocy – powiedział Nook, unikając spojrzenia Marka. Jego policzki lekko się zaróżowiły, co sprawiło, że słowa, które wypowiedział, nabrały w moim umyśle nowego znaczenia.

    – Ty też miałeś ciężko, prawda? – dodał Mark. Dźwięk, który wydobyłem z siebie, ściskając pudełko Pad Thai, nie był zamierzony, ale słowa Marka sprawiły, że wstrzymałem oddech. Jego smukła dłoń, którą kiedyś uwielbiałem trzymać, spoczęła na głowie Nooka. Pochylił się lekko w jego stronę, na ustach pojawił mu się subtelny uśmiech.

    To nie był Mark, którego znałem.

    – Muszę z tobą o czymś porozmawiać – powiedziałem w końcu, przerywając ich chwilę. Obaj zwrócili na mnie uwagę – Mark uniósł brwi, a Nook uśmiechnął się lekko, zanim odwrócił się w stronę Marka.

    – W takim razie spadam – rzucił Nook i ruszył do wyjścia. Mark kiwnął głową i lekko się uśmiechnął.

    – Do zobaczenia – powiedział, a Nook, mijając mnie, posłał mi szyderczy uśmiech.

    – Co jest? – zapytał Mark, kierując na mnie swoją uwagę. Stał przed drzwiami, wciąż półnagi, z ręcznikiem owiniętym wokół talii.

    Mój wzrok mimowolnie zatrzymał się na zadrapaniach widocznych na jego klatce piersiowej. Gniew, wściekłość i gorąco ogarnęły mnie w jednej chwili, rozdzierając mi serce. Spojrzałem na niego, ale on odwzajemnił moje spojrzenie z tym samym spokojem, który tak bardzo mnie irytował.

    – Co zrobiłeś? – zapytałem, starając się, by mój głos brzmiał stabilnie.

    – Co zrobiłem? – odpowiedział, unosząc lekko brwi.

    – Ty… i on… – wydukałem powoli, a Mark przesunął się nieco, jakby moje słowa go nie obchodziły.

    – Och, spaliśmy ze sobą zeszłej nocy – powiedział spokojnie.

    Pudełko z Pad Thai, które starannie przygotowałem, wypadło mi z rąk. Leżało teraz obok moich stóp, ale nie mogłem zebrać się, by na nie spojrzeć czy je podnieść. Moje ciało było odrętwiałe, a twarz paliła, jakby dziesiątki razy została spoliczkowana.

    – Ty… – zacząłem, ale głos mi się załamał.

    – Jest coś, Phi? Jeśli nie, to wrócę do spania. Nie mogłem zasnąć ostatniej nocy – powiedział Mark z irytującą nonszalancją.

    Ile gniewu musiał czuć, żeby wypowiedzieć coś takiego? Czy naprawdę chciał się na mnie odegrać? Dlaczego patrzył na mnie w ten sposób? Czy zapomniał, że kiedyś mnie kochał?

    – Mark… – powiedziałem cicho, czując, jak mój głos traci siłę.

    – Hmm? – odpowiedział, a dźwięk jego głosu sprawił, że zmusiłem się, by mówić dalej.

    Choć to było trudne, wykrzesałem z siebie uśmiech. Zmusiłem swoje ciężkie nogi, by ruszyły się z miejsca.

    – Nie musisz mi wybaczać. Ale czy możesz już przestać mnie dręczyć, Mark? – zapytałem, patrząc na niego z desperacją w oczach.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

  1. Kuźwa Mark rozumiem Cię za zdradę odpłacasz podwójną zdradą, ale ranisz tym nie tylko jego...
    Znowu łzy mi poszły po policzkach i ratuję się serią. Niestety teraz strasznie płytka się wydaje.
    Dzięki, Dzięki za każde tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 💜 Święta prawda. Za chwilę czytelnicy przejdą do obozu Vee, całkowicie zapominając o tym, że kiedyś zmusił Marka do seksu i jak ostatni imbecyl czały czas trzymał go w niepewności i nawet całował się ze swoją byłą. Rozumiem, że Mark próbuje chronić samego, ale oby nie przegiął.

      Usuń
  2. To wszystko jest udawane ze strony Marka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W serii tak, ale w novelce nie jestem tego pewna. Ślady zadrapań na klatce piersiowej nie biorą się z powietrza a Mark miał opinię puszczańskiego, więc jak dla mnie oboje mają za uszami i muszą ogarnąć swoje uczucia. Niestety Vee mocno spierdolił sprawę i ponosi konsekwencje własnej głupoty.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty