LM – Rozdział 26.1



 26.1 Déjà vu

[Mark Masa]


Słowa P’Vee wciąż brzmiały mi w uszach, mimo że minął ponad tydzień. Jego smutna twarz i pełne bólu spojrzenie powracały w moich myślach, choć bardzo starałem się o tym zapomnieć, tak samo jak o nim samym. Bez względu na to, jak bardzo próbowałem, P’Vee wciąż pozostawał w moim sercu.

Niedawno jego ciche błaganie, jakby jego serce miało się rozpaść na kawałki, złamało moje postanowienie.

To nie tak, że nie byłem tamtego dnia zaskoczony jego widokiem. Byłem i nie bardzo wiedziałem, co zrobić. Ale za radą innych zachowałem się w ten sposób. Od tamtej chwili przez ponad pół miesiąca tak właśnie wyrażałem swoje uczucia, choć moja tęsknota za nim wcale się nie zmniejszyła.

On cierpiał i ja też.

– Długo zamierzasz siedzieć z tą pustą twarzą, Khun*? – usłyszałem głos Fuse’a, który się do mnie przysiadł.

(*Khun – zwrot grzecznościowy, odpowiednik naszego „pan/pani”)

– Kogo nazywasz panem? – zapytałem spokojnie, na co on zmarszczył brwi.

– Naprawdę mam dość twojej aury, mówię ci. Już wcześniej byłeś spokojnym kolesiem, ale teraz jest jeszcze gorzej. To tak, jakbym przebywał z jakąś mroczną istotą – stwierdził Fuse, robiąc przesadnie przerażoną minę.

– Jeśli aż tak ci to przeszkadza, to się do mnie nie zbliżaj – odpowiedziałem, wracając do nauki.

– Grasz trudnego do zdobycia, udajesz wyluzowanego, ale kiedy on się z tobą nie kontaktuje, to za nim tęsknisz – wtrącił Kamphan, nachylając się w moją stronę.

– Tęsknię za nim, ty dupku? – rzuciłem w odpowiedzi, nie patrząc na niego.

– Tak, wyraźnie za nim tęsknisz – potwierdził, szturchając mnie ramieniem. Odwróciłem się, spojrzałem na niego ze znużeniem i odsunąłem się nieco.

Kto powiedział, że za nim tęsknię?

Może byłem tylko zaskoczony, że od jakiegoś czasu go nie widuję. Ostatnio zniknął. Po tamtym dniu, gdy przyszedł się ze mną zobaczyć, wpadaliśmy na siebie przypadkowo, a on wymyślał czasem wymówki, by do mnie przyjść. Teraz jednak całkowicie zniknął.

– Nieważne – rzuciłem, mimo woli wpatrując się w drzwi.

– Nie posuwasz się za daleko, grając trudnego do zdobycia przed swoim mężem? Może powinieneś dać mu szansę na wyjaśnienia – zasugerował Kamphan z jednoznacznym uśmiechem.

– Kto jest moim mężem? – zapytałem szybko, odwracając się w jego stronę.

– P’Vee. A co? Może nie? – odpowiedział, przekrzywiając głowę.

Przewróciłem oczami, ignorując jego słowa. Po co mówić o przeszłości? Ale besztanie przyjaciela było jak besztanie samego siebie. Po co tracić czas na myślenie o nim? Musiałem przyznać, że ostatnio wiele osób starało się do mnie zbliżyć, ale żadna z nich nie była taka jak P’Vee. Rozmawiałem z nimi, próbując zapomnieć, i zachowywałem się tak, jak sam radziłem P’Vee, gdy przeżywał rozstanie z P’Ploy. Ale ostatecznie zdałem sobie sprawę, że kiedy naprawdę kochamy, nie ma znaczenia, jak dobrzy są ludzie, którzy pojawią się w naszym życiu. Nie potrafimy zapomnieć o tych, których obdarzyliśmy uczuciem. Nie powinno więc być zaskoczeniem, że P’Vee nie mógł zapomnieć o P’Ploy. Rozumiałem to, bo ja nie mogłem zapomnieć o nim, mimo że inni próbowali wejść do mojego życia. Bez względu na to, kogo obejmowałem, myślałem o nim. Wszystko jedno, na kogo patrzyłem, widziałem jego twarz.

Ale powrót do niego nie wchodził w rachubę.

Chciałem tylko, żeby włożył więcej wysiłku, ale on po prostu zniknął po tygodniu czy dwóch. Jakże to do niego pasowało.

– Jest teraz na trzecim roku, więc jest pochłonięty nauką – rzucił Fuse, odwracając się w moją stronę, ale ja nie zareagowałem.

– Nie obchodzi go to. Nawet widział go z jakimś kolesiem w jego pokoju i nie wyglądał na szczególnie przejętego – wtrącił Kamphan.

– Skąd wiesz?

– Hej! Nie wiesz, że zamierzam założyć stronę plotkarską, która będzie rywalizować z P’Dew? – odpowiedział Kamphan chełpliwie.

– Lepiej nie wtrącaj się w sprawy innych ludzi – rzuciłem, ganiąc go wzrokiem.

– Jak to „innych”? To sprawa twoja i mojego seniora – odparł, ale ja odwróciłem głowę, nie chcąc się już z nimi kłócić.

Czułem, że to wszystko było stratą czasu. Materiał, który miałem dziś do opanowania, był łatwy, ale nie mogłem go pojąć. Po prostu nie potrafiłem się skupić na nauce. Dlaczego myślałem o tym, gdzie on jest, jak się czuje, czy jest z kimś, czy nie? Czasami miałem dość swojej głupoty.

– Wracasz do akademika? – Fuse mnie szturchnął.

– Chyba… – zacząłem, ale moją odpowiedź przerwał znajomy głos, który rozległ się w sali.

– P’Vee! Gdzie byłeś, brachu? Tęskniłem za tobą – powiedział Fuse, od razu skupiając uwagę na nowo przybyłym.

– Kto za mną tęsknił? – dopytywał się P’Vee, a jego spojrzenie skierowało się prosto na mnie.

– Ja, ja tęsknię za tobą. Nie patrz na innych – rzucił Fuse, próbując zasłonić mnie swoim ciałem.

– Zniknąłem nie dlatego, że chciałem, byś za mną tęsknił – odparł P’Vee, odwracając wzrok ode mnie i spoglądając w końcu na Fuse’a.

– Więc dlaczego zniknąłeś? I gdzie? – Fuse pytał dalej, ale P’Vee przez chwilę milczał, po czym znów spojrzał w moją stronę.

– Cóż… To moja sprawa. Tak czy inaczej, przyszedłem zaprosić cię do pomocy przy zdjęciach promocyjnych na nadchodzące wydarzenie na kempingu. – P’Vee próbował zmienić temat.

– Kolejna kiepska wymówka. Nie mogłeś po prostu zadzwonić i mi o tym powiedzieć? – zapytał mój przyjaciel z uśmiechem i jednocześnie z udawaną irytacją.

– Cóż… Nieważne. Chodźmy już.

– Oszalałeś, Phi? Powiedziałeś mi to przed chwilą i oczekujesz, że tak łatwo się zgodzę? Masz do czynienia z Księżycem naszego wydziału. Wszelkie pytania związane z pracą kieruj do mojego osobistego menadżera. – Wskazał na Kamphana.

Stojący obok mnie Kamphan zmienił pozycję, krzyżując ręce.

– Bardzo mi przykro, Khun Vee. Wygląda na to, że harmonogram Księżyca inżynierii jest kompletnie zapchany – powiedział z udawaną powagą.

– Przestańcie się wygłupiać, chłopaki. Mówię poważnie – powiedział P’Vee z naciskiem.

– Naprawdę, P’Vee. P’Yeewa poprosiła mnie, żebym pomógł jej przy innym wydarzeniu na kampusie – odpowiedział poważnym tonem Fuse.

– Och, serio? To co mam teraz zrobić?

Fuse spojrzał na mnie, a Kamphan porozumiewawczo się uśmiechnął.

– Jeśli nie ma zbyt wiele do roboty, to może zastąpi mnie mój przyjaciel? – zasugerował Fuse.

– Kamphan?

– Nie, Mark. Co dałby radę zdziałać taki idiota jak Kamphan? – rzucił Fuse z uśmiechem, wymownie na mnie patrząc.

Drań przyjaciel…

– Twój przyjaciel się zgodzi? – zapytał P’Vee, spojrzawszy na mnie z wyrazem twarzy, który sprawił, że poczułem się winny.

– Mark! Pomóż mi trochę. To wydarzenie wydziałowe – poprosił spokojnym tonem Fuse.

– Nie chcę – odpowiedziałem.

Fuse otworzył usta, jakby chciał mnie zganić, a ja równocześnie dostrzegłem rozczarowanie na twarzy P’Vee.

– Hej! To nie potrwa długo. – Fuse próbował mnie przekonać.

– Tak… Po prostu trochę mu pomóż. Wiesz, że naprawdę jest zajęty. Jak można ominąć to wydarzenie? A zdjęcie promocyjne też jest pilnie potrzebne, prawda, P’Vee? – wykrzyknął Kamphan.

– Jeśli naprawdę nie chcesz, to mogę poprosić Kenga z Wydziału Inżynierii Elektronicznej – stwierdził P’Vee, choć jego oczy wyrażały konsternację i rozczarowanie.

– Hej, Phi… Czuję się źle. Właściwie to moja praca. Pozwól mi go przekonać. Ty po prostu idź i tam poczekaj. O której jest ta sesja? – Fuse spojrzał na P’Vee, mówiąc z szacunkiem i jednocześnie bezceremonialnie ignorując moje protesty.

– O szóstej w sali prób Gwiazdy i Księżyca – odpowiedział zapytany, zanim odszedł. Jego bystre spojrzenie na chwilę połączyło się z moim, po czym P’Vee szybko uciekł wzrokiem w inną stronę.

Fuse odwrócił się do mnie, próbując mnie przekonać.

– Mark, proszę…

– Zgadzam się z nim, Mark. Tęsknisz za nim, a on tęskni za tobą. Po prostu spróbuj – dodał Kamphan, a jego słowa rezonowały w mojej głowie.

Westchnąłem ciężko, a potem wstałem, czując, że i tak nie mam wyjścia.

Siedziałem w sali prób Gwiazdy i Księżyca, robiąc głupią minę. Kamphan podrzucił mnie tutaj 20 minut wcześniej i po prostu mnie zostawił. Na początku mówił, że mi potowarzyszy, ale później wymyślił jakąś pilną sprawę i zwiał.

Nie przepadałem za takimi aktywnościami. Nigdy nie rywalizowałem o tytuł Księżyca i nie lubiłem robić sobie zdjęć. Nie miałem pojęcia, dlaczego zgodziłem się na to wszystko. Być może przekonały mnie namowy mojego przyjaciela albo spojrzenie tej jednej osoby, które na mnie podziałało. Postanowiłem spróbować, choć raz, tak jak zasugerował Fuse. Czas spędzony w samotności uświadomił mi, że naprawdę nie mogę przestać o nim myśleć.

– To ty jesteś przyjacielem Fuse’a, który zastąpi go podczas sesji zdjęciowej? – zapytała mnie jedna z seniorek.

– Tak – odparłem krótko, odwracając się w jej stronę. Dziewczyna mrugnęła do mnie i zwróciła się do swojej koleżanki.

– Ojej, to Mark. Wypiękniałeś? – zażartowała z uśmiechem.

– Zawsze był słodki, czyż nie? Wygląda na to, że miałaś zbyt kiepski wzrok, by od samego początku to wychwycić – wtrąciła druga seniorka.

– Tak, mój błąd. Przy okazji, nazywam się P’Praew – powiedziała, a ja poczułem się dziwnie niezręcznie, bo jako junior powinienem był przedstawić się pierwszy.

– Uhm… Ja…

– Nie musisz się tak spinać. Porzuć protokół. Nie przywiązujemy wagi do formalności. Nazywam się P’Cherry, tak przy okazji – dodała druga seniorka z lekkim uśmiechem.

– Cześć – powiedziałem, unosząc ręce w geście wai, nie bardzo wiedząc, co zrobić.

– Czekamy na kamerzystę i oświetleniowca. Powiedziałam im, żeby przyszli około 17:30, ale jeszcze ich nie ma – narzekała P’Praew.

– Jesteśmy. Kto jest modelem? Słyszałem od Yeewy, że Fuse nie jest dostępny. – Znajomy głos rozbrzmiał, przyciągając uwagę wszystkich w pomieszczeniu.

– Mój Boże, to mój mąż Mark – rzucił P’Tee, kładąc rękę na piersi.

– Proszę, trzymaj emocje na wodzy. Jest tu, by dać mi moralne wsparcie – powiedziała P’Lily, stukając P’Tee w głowę  i zajmując jego miejsce.

– Hm… Tak naprawdę jestem tutaj, by robić za modela podczas sesji zdjęciowej – wtrąciłem nieśmiało.

– Ojej! Jak Vee przekonał Fuse’a, żeby przysłał Marka? Jesteście znów w dobrych stosunkach? – zapytała P’Lily.

– Eeeee…

– Skoro już tu jest, to może go przebierzecie? Nie chcę słyszeć narzekań, jak znowu wrócimy późno do domu – odezwał się głęboki głos.

P’Vee wszedł powoli do sali, rzucił krótkie spojrzenie w moim kierunku, po czym odwrócił się do reszty grupy, kontynuując rozmowę o projekcie.

– O wilku mowa… – mruknęła nonszalancko P’Lily.

– Chodźmy, Mark. Zmienimy ci ubranie. Upewnię się, że będziesz wyglądał lepiej niż Księżyc wydziału, uczelni, cholera, całego wszechświata! – P’Tee złapał mnie za ramię i poprowadził w stronę garderoby.

P’Vee przesunął się, by zrobić mi miejsce. Jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu skierował się do P’Cherry, kontynuując rozmowę. W tle usłyszałem, jak P’Lily mruczy pod nosem słowo „ślamazara”. P’Vee na nią spojrzał, ale nic nie odpowiedział.


***


Przebrałem się w toalecie, zgodnie z instrukcją P’Lily, po czym wróciłem na makijaż. Nie było to dla mnie problemem. Czasem też używałem kosmetyków, gdy moja twarz wyglądała naprawdę źle lub gdy brakowało mi snu. Nie miałem problemu z przebieraniem się ani z makijażem, lecz z samą sesją – byłem zdenerwowany. Nie byłem tak wyluzowany jak Fuse. Nie potrafiłem radośnie uśmiechać się do kamery.

– Zobaczmy, jak ten uśmiech się poszerza! – krzyknął kamerzysta, gdy tylko stanąłem w odpowiedniej pozie.

Seniorzy patrzyli na mnie z rosnącym zmęczeniem, kiedy kolejnych dziesięć prób nie przyniosło pożądanych rezultatów.

– Mark, czy mógłbyś przesunąć się w lewo i pochylić trochę w bok, kochanie?

– Nie spinaj się tak. Staraj się zachowywać naturalnie.

– Uśmiechnij się trochę bardziej. Daj mi słodki uśmiech.

Kilka godzin później sesja dobiegła końca. Pakując się, seniorzy dyskutowali, dokąd wyskoczyć na drinka. Kamerzysta P’Tor pożegnał się, mówiąc, że wraca do edytowania zdjęć. Podziękowałem mu za cierpliwość, a on odpowiedział uśmiechem, zapewniając mnie, że następnym razem pójdzie mi lepiej.


***


– Mark! Chodźmy na drinka. Ja stawiam – powiedziała P’Lily, kiedy pakowałem swoje rzeczy.

– Chodź z nami, Mark. Poczęstujemy cię, dziękując ci w ten sposób za pomoc – dodał P’Tee, na co P’Cherry i P’Praew przytaknęły.

– Dobrze – zgodziłem się, wiedząc, że lepiej nie odmawiać.

P’Vee popatrzył na mnie przez chwilę, po czym wrócił do pakowania swoich rzeczy.

Dotarcie na miejsce nie zabrało nam dużo czasu. Ze słów P’Lily wynikało, że wkrótce dołączą do nas P’Yeewa i P’Pan. To miejsce nie było tym, o którym kiedyś plotkowaliśmy z P’Vee. P’Lily wyjaśniła, że ona i jej ekipa często tu przychodzą, ale P’Vee za tym nie przepada. Prawdopodobnie dlatego, że było tu więcej facetów niż kobiet…


***


– Cześć – powiedział uroczy, drobny chłopak, podchodząc do naszego stolika z dwoma drinkami w dłoniach, po czym podał mi jednego.

– Nazywam się Tew – przedstawił się z uśmiechem.

– Rany, co to ma znaczyć? Wszyscy tu siedzimy, a tylko on dostaje darmowe drinki – drażniła się P’Cherry.

– Przepraszam, Phi. Nie kręcą mnie kobiety – odparł chłopak, uśmiechając się do P’Cherry, po czym spojrzał na mnie.

– Jestem Mark. Dzięki – powiedziałem, przyjmując drinka.

– Jeśli mógłbym z tobą usiąść… – zaczął Tew, patrząc na mnie z nadzieją.

– Rozmawiamy o pracy. Zobaczymy się później – powiedziałem z uśmiechem.

Tew zmarszczył lekko brwi, ale skinął głową w podziękowaniu.

– Będę czekał – odparł, po czym odszedł. Wokół stołu od razu rozległy się okrzyki seniorów.

– Tak po prostu, co, Mark? – zapytała P’Praew, na co odpowiedziałem jedynie lekkim uśmiechem.

– Wystarczy, że usiądziesz, a inni częstują cię drinkami? – dopytywała się P’Lily.

– Jestem tu codziennie, ale nigdy mi niczego nie stawiają – dodał P’Tee, patrząc na mnie z nutą zazdrości.

– Przepraszam… P’Vee – odezwała się dziewczyna, która z uśmiechem podeszła do naszej grupy.

– Tak?

– Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? Ostatnio nie mam za bardzo czym aktualizować Facebooka – poprosiła.

P’Vee spojrzał na mnie w chwili, gdy to usłyszałem. Podniosłem szklankę, by uniknąć kontaktu wzrokowego. Dlaczego w ogóle na mnie patrzył?

Po prostu rób, co chcesz.

– Najpierw usiądź tutaj. Potem zrobimy zdjęcie – odparł, przesuwając się, żeby zrobić miejsce dla ładnej dziewczyny.

– Vee! Jak śmiesz?! – wykrzyknął P’Tee, rzucając mi krótkie spojrzenie.

– Co? Nie robię nic złego. Robiłem już o wiele gorsze rzeczy – odpowiedział nonszalancko.

Słysząc te słowa, podniosłem szklankę i upiłem łyk. Poczułem, jak narasta we mnie zdenerwowanie. Dziewczyna, która poprosiła o zdjęcie, była teraz przyklejona do P’Vee jak magnes. Im więcej czasu mijało, tym bardziej wyglądało na to, że mogliby stopić się w jedno.

– Pozwól, że ci to wymieszam, P’Vee – powiedziała dziewczyna o imieniu Ice Cream, wyrywając mu szklankę z ręki. Przygotowawszy drinka, podała mu go wprost do ust.

P’Vee spojrzał na mnie… Ale dlaczego w jego oczach widziałem rozczarowanie? Nie przemyślał wszystkiego przed podjęciem decyzji? Dlaczego patrzył na mnie w ten sposób?

– Do zobaczenia – powiedziałem do P’Lily, wstając.

– Idziesz zobaczyć się z Tewem? – zapytała P’Praew z wyczuwalną niechęcią.

– Tak – odparłem cicho, przypominając sobie, że facet o imieniu Tew chciał ze mną porozmawiać. Spojrzałem na P’Vee, a on odwzajemnił spojrzenie.

– Mam na ciebie poczekać? – zapytała P’Lily z uśmiechem.

– Chodźmy, Ice Cream – rzucił P’Vee, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

– Och, P’Vee… – Twarz dziewczyny pokryła się rumieńcem. Jej duże, okrągłe oczy spojrzały na mnie, a na pomalowanych ustach pojawił się pogardliwy uśmiech. Myślała, że go porwę?

Chociaż widok, który miałem przed oczami, wywoływał we mnie ból, w końcu był to przecież jego wybór.

– Nie musisz czekać, P’Lily – odpowiedziałem, zanim wyszedłem.

Pieprzyć to…

Mój mózg myślał w ten sposób, choć oczy nadal podążały za nimi. Zacisnąłem mocno pięści, zanim skierowałem się w stronę toalety. Co się stało z tymi smutnymi oczami, które patrzyły na mnie tamtego wieczoru? Albo z jego słowami, którymi błagał mnie, bym go już nie dręczył?

– P’Mark! – usłyszałem, zanim dotarłem do toalety.

Odwróciłem się i uniosłem brwi.

– Myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział Tew, podchodząc bliżej i obejmując mnie ramieniem.

– Jesteś młodszy ode mnie? – zapytałem, idąc za nim.

– Tak, jestem dopiero w 11. klasie – odpowiedział cicho, chichocząc.

– Tew, ty skurwielu! Skąd, do cholery, wytrzasnąłeś P’Marka? – usłyszałem głos dobiegający od strony jego stolika. Uniosłem brwi, słysząc to pytanie.

– Ty… mnie znasz? – zapytałem, nieprzyzwyczajony do bycia nazywanym Phi.

– Jasne, że znam. Jesteś sławny – odpowiedział chłopak, co sprawiło, że uniosłem brwi jeszcze wyżej.

– Cóż… Z tych plotkarskich wiadomości – wyjaśnił Tew.

– Och – westchnąłem. – Ta wiadomość… Nie rozmawiajmy o tym. To tylko skomplikowałoby moje życie i życie P’Vee jeszcze bardziej.

– Nie przejmuj się, Phi. Byłeś zajebisty, odchodząc od P’Vee w ten sposób – powiedział jeden z chłopców przy stole.

– Dlaczego musisz o tym wspominać? Nie widzisz, że jest zestresowany tą sprawą? – powiedział z wyrzutem Tew, owijając rękę wokół mojego ramienia.

– W porządku – odparłem, przyjmując drinka, którego przygotował dla mnie jeden z chłopaków.

To by było na tyle… Wyglądało na to, że wszyscy pogodzili się z tym, co się stało. Zarówno P’Vee, jak i ja podążaliśmy własnymi ścieżkami, a wszystko, co się wydarzyło, było tylko wspólnym wspomnieniem.

Wychylałem kieliszek za kieliszkiem, mimo ostrzeżeń Tewa. Vespa z radością mieszał mi drinki, ignorując prośby swojego przyjaciela, by zwolnił.

– Pij, Phi. Przynajmniej nie będziesz musiał o niczym myśleć – powiedział Vespa, podając mi kolejną szklankę.

– Ves! Dlaczego ty… Wystarczy, P’Mark – powiedział Tew, wyrywając mi drinka z ręki.

– Więcej – rzuciłem, odbierając mu szklankę. Nie chodziło o to, że byłem pijany i nieświadomy tego, co się działo. Doskonale wiedziałem, gdzie są moje granice.

– Jesteś pijany, P’Mark.

– Jeszcze nie, tylko podchmielony – skorygowałem, po czym wychyliłem kolejny kieliszek.

– Wracajmy. Zaufaj mi – powiedział Tew, potrząsając moim ramieniem.

– Dlaczego ty… Dlaczego nie jesteś taki jak on? – Padłem na stół i mamrotałem do siebie.

Chociaż dużo wypiłem, wciąż byłem przytomny. Wciąż myślałem o nim. Bez względu na to, ile czasu minęło, myśli o nim nie dawały mi spokoju. Nieważne, ilu ludzi spotkałem, żaden z nich nie był taki jak P’Vee. Dlaczego nie przyszedł i nie zganił mnie albo nie wyraził swojego gniewu? Dlaczego nie zjawił się, by podnieść mnie na duchu?

Kiedy byłem pijany, musieli to robić inni, tak jak robił to P’Vee…

– P’Mark… – Miękki głos mężczyzny, który nie potrafił ukryć niepokoju, sprawił, że spojrzałem w górę.

– To się nie uda. To nie tak, że on nie lubi P’Vee. Robi to tylko po to, żeby się na nim odegrać – powiedział Vespa, zwracając się do swoich przyjaciół.

– Ale ja lubię P’Marka – odpowiedział ktoś inny.

Nie wiedziałem, o czym jeszcze rozmawiali ci chłopcy. Choć myślałem, że jestem tylko podchmielony, musiałem przyznać, że byłem już zalany.

Pomogli mi wejść po schodach, choć nie miałem pojęcia, kiedy wyszedłem z pubu. Nie wiedziałem, kto i kiedy mnie stamtąd zabrał. Narzekania docierające do mojego ucha stawały się coraz głośniejsze, choć nie mogłem zrozumieć, co ten ktoś mówił.

– Chodź, Mark. – Głęboki głos, który znałem, rozbrzmiał w moich uszach. Nie ufałem tak do końca swoim zmysłom. Przecież wyszedł z tą dziewczyną, więc niby jak mógł teraz mnie tu taszczyć?

– Nie… – jęknąłem przez zaciśnięte gardło, próbując wejść po schodach.

Potknąłem się.

– Co „nie”? Po prostu chodź. – Głęboki głos szeptał mi do ucha. Próbowałem otworzyć oczy, ale widziałem tylko zamazany obraz.

– Nie tak jak… – Uniosłem ręce w powietrze, by ostatecznie opaść na łóżko.

– Co? Jak nie co? Jesteś taki… – Ten głos brzmiał znajomo. Czy byłoby w porządku, gdybym podszedł bliżej, żeby zobaczyć wyraźniej, czy to naprawdę on?

– P’Vee… Z kimkolwiek to robię, to nie jest jak… robienie tego z tobą.




Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

Komentarze

Popularne posty