Jake – Rozdział 4
Adrian
Minęło sporo czasu,
odkąd obudziłem się obok tak przystojnego faceta jak Jake. Na szczęście jest
sobota, co oznacza, że nie muszę iść do biura. Mogę spędzić z nim cały dzień. Zakładając,
że on w ogóle zechce ze mną zostać. W tej chwili wciąż śpi, a ja nie mogę
nacieszyć się jego spokojną twarzą. Mimo to zsuwam się z łóżka, żeby zrobić nam
śniadanie.
Zaczynam od zaparzenia
kawy, a następnie wyławiam ze spiżarni paczkę tostów. Jasne, lepiej byłoby
zjeść świeże bułki. Niestety, najbliższa piekarnia jest daleko stąd, a ja nie
chcę znowu zostawiać Jake'a samego na tak długo, zwłaszcza bez uprzedzenia.
Rozkładam na stole
kilka kromek. Ekspres do kawy warczy w tle, powoli napełniając kuchnię cudownym
aromatem świeżo zaparzonego espresso. Chwilę później słyszę kroki dochodzące z
salonu, a następnie w progu pojawia się Jake. Z zaspaną twarzą zagląda do środka.
– Dzień dobry –
mówię wesoło. – Dobrze spałeś?
– Świetnie. – Jake
przeciąga się, po czym podchodzi bliżej. – Nie musisz robić dla mnie śniadania.
– Dlaczego nie? Nie
jesteś głodny?
– Tak, ale… Nie
powinno mnie tu już być.
Jego słowa mnie zaskakują.
– Co przez to
rozumiesz? Czujesz się przy mnie nieswojo?
– Co? Nie! Wcale
nie! – zapewnia natychmiast – Ale nie odniosłem wrażenia, że chcesz mnie w
swoim mieszkaniu dłużej niż to absolutnie konieczne.
– Cóż, nadal musisz
tu ze mną być. A może znalazłeś w nocy nowe mieszkanie?
– Spałem. – W
głosie Jake’a słychać śmiech. – Ale mogę sprawdzić, czy ktoś odpowiedział na
moje wczorajsze maile.
– Zrób to.
Po jego wyjściu z
kuchni czuję nieprzyjemne ukłucie w sercu. Oczywiście nie mogę poprosić Jake'a,
by wprowadził się do mnie na stałe, bez względu na to, co wydarzyło się między
nami ostatniej nocy. Jednak myślę, że byłoby miło kogoś przy sobie mieć. Na
dłużej niż tylko jedną noc. Stawiam na stole dwie pełne filiżanki kawy i karton
mleka. Ale zanim zdążę usiąść, Jake ponownie wchodzi do kuchni. Tym razem
wygląda na bardziej czujnego, ale też trochę poruszonego. Wpatruje się w swój
smartfon, który trzyma w lewej dłoni, a prawą przeczesuje włosy.
– Stało się coś? – chcę
wiedzieć.
– Tom wysłał mi
SMS-a.
– Twój były?
– Tak. – Jake
podnosi głowę i patrzy na mnie rozpaczliwie. – Spakował moje rzeczy do kartonu
i chce, żebym odebrał je dzisiaj do południa, w przeciwnym razie zamierza je
wyrzucić.
– Pójdziemy po nie
razem.
– Teraz?
Spoglądam na zegar ścienny.
Jest za dziesięć dziewiąta.
– Najpierw zjedzmy
śniadanie – mówię. – W przeciwnym razie wystygnie nam kawa.
***
Około godziny
później stoimy przed drzwiami mieszkania, w którym Jake spędził ostatnich kilka
miesięcy swojego życia. Widzę jego zdenerwowanie. Delikatnie głaszczę go po
plecach i uśmiechem próbuję dodać mu otuchy.
– Dziękuję, że ze
mną jesteś – szepcze.
– Nie musisz mi za
to dziękować – odpowiadam natychmiast. – Po tym wszystkim, co mi powiedziałeś o
swoim byłym, nie mógłbym wysłać cię tu samego. Nawet gdybyś nalegał.
– Mimo to. Cieszę
się, że przyszedłeś tu ze mną.
Zachęcająco kiwam głową.
Stoimy przed drzwiami kilka sekund, ale potem Jake zbiera się na odwagę i naciska
dzwonek. Zaledwie chwilę później otwiera nam wysoki facet o ponurym wyrazie
twarzy.
– Nareszcie jesteś –
mruczy do Jake'a, po czym spogląda na mnie. – Czego tu chcesz?
– Po prostu
towarzyszę Jake'owi. – Z całych sił staram się zachować przyjazny ton, bo nie
chcę go niepotrzebnie prowokować. Chcę tylko, żeby Jake zabrał swoje rzeczy i
żebyśmy mogli się stąd wydostać.
– Urocze – prycha
Tom. – Ale nie myśl, że wpuszczę cię do mojego mieszkania. Jeśli Jake chce
zabrać swoje rzeczy, będzie musiał to zrobić sam.
– Nie zrobi tego –
ripostuję. – Nie zamierzam mu na to pozwolić.
– W porządku –
przerywa mi Jake z niepewnym uśmiechem. – Mogę to zrobić sam. To zajmie mi
tylko minutę lub dwie.
Na początku się
waham. Nie czuję się komfortowo z pomysłem zostawienia Jake'a sam na sam z jego
byłym. Z drugiej strony nie chcę tej sprawy jeszcze bardziej komplikować, więc po
zastanowieniu kiwam głową na zgodę.
– Ale drzwi pozostaną
otwarte – zastrzegam.
– Dla mnie w
porządku. – Tom odwraca się i znika w mieszkaniu. Jake idzie za nim, a ja
opieram się o framugę i spoglądam w ciemny korytarz. Ledwo dostrzegam stąd
salon. Widzę tylko zepsutą lampę, worek na śmieci i stertę rzeczy
porozrzucanych na parkiecie.
Ku mojej uldze wszystko
wydaje się iść gładko. Jake pojawia się kilka chwil później, niosąc w rękach
zużyty karton, który okazuje się być mniejszy, niż się spodziewałem.
Najwyraźniej zawiera tylko kilka ubrań i innych drobiazgów.
Tom jest tuż za
Jakiem. Wygląda jeszcze bardziej ponuro niż wcześniej, prawie tak, jakby miał
nadzieję na zupełnie inny wynik tego spotkania. Jestem pewien, że spodziewał
się, że będzie mógł w spokoju porozmawiać ze swoim byłym.
– Pójdziemy już? –
pytam łagodnie, gdy Jake wraca na korytarz.
Tom wydaje z siebie
pogardliwy dźwięk.
– Wiedziałem, że
Jake jest suką, ale naprawdę nie spodziewałem się, że rzuci się na innego
faceta w noc naszego zerwania.
– Słucham? – Wpatruję
się w Toma, całkowicie zakłopotany. On z kolei obleśnie się uśmiecha. To…
Nie mówi chyba poważnie
o tym gównie, prawda?
– Nie rzuciłem się
na Adriana – mamrocze Jake.
– Ach, nie? – pyta
złośliwie Tom. – Więc nie pozwoliłeś mu jeszcze zerżnąć cię w dupę?
Jake milczy. Natomiast
ja w jednej chwili czuję wściekłość. Toma nie powinno już obchodzić, jak Jake
żyje. W końcu nie są już razem. Ale oczywiście ten facet nie może się
powstrzymać, żeby go nie podrażnić.
– Wiedziałem – mówi
z pogardliwym parsknięciem. – Oczywiście, że pozwoliłeś mu cię wyruchać. Ty suko!
Naprawdę tego potrzebowałeś.
– Zostaw Jake'a w
spokoju. – Staram się zachować spokojny ton, ponieważ nie chcę doprowadzić do eskalacji.
Mimo wszystko. Ale… Jeśli ten Tom jeszcze raz otworzy usta, to ja nie zareaguję
już tak miło.
– Chcę cię tylko
ostrzec, stary. – Tom patrzy mi prosto w oczy. – Jake nie jest nawet dobry w te
klocki. Jego obciąganie to gówno, a jego kanał jest już zużyty od wszystkich
kutasów, z którymi mnie zdradzał.
– Zamknij mordę –
ostrzegam go.
– Albo co?
Wypolerujesz mi ją?
– Chciałbyś,
prawda?
– Możemy już iść? –
Jake nagle interweniuje. Stoi odwrócony plecami do Toma, ale dokładnie widzę,
jak blada stała się jego twarz. Palce mu drżą, ale dzielnie trzyma karton ze
swoim dobytkiem.
– Oczywiście – mówię,
robiąc krok w stronę Jake'a i sięgając po pudełko. – Zdejmę to z ciebie,
dobrze?
Za sobą słyszę
sprośny śmiech Toma, ale mnie to nie obchodzi. Jake wręcza mi karton i natychmiast
ruszamy. Kiedy dochodzimy do podestu, po raz ostatni oglądam się za siebie, ale
Tom zdążył już zamknąć drzwi. Dobrze.
– Co za drań –
mamroczę.
Jake nie odpowiada.
Milczy, aż w końcu wracamy do mojego mieszkania. A kiedy zamykam za nami drzwi,
on upada na moich oczach.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz