LM – Rozdział 26.2 [18+]
Déjà vu
[Vee
Vivis]
Gdy umilkł chrapliwy głos, którego niemal nie
zrozumiałem, wilgotne usta połączyły się z moimi. Gorzki smak alkoholu, który
jeszcze nie zniknął, podsycał namiętność w nas obu. Smukła dłoń zacisnęła się
na mojej szyi, a wysoka sylwetka klęcząca na łóżku przybliżyła się do mnie.
Dźwięk ssania wypełnił pokój, przywołując wspomnienia z przeszłości.
Te same kroki, te same kąty, ten sam pokój i miejsce.
Różnica polegała na tym, że tym razem go nie odepchnąłem. Pomogłem mu nie
stracić równowagi, jednocześnie pochylając się bardziej i karmiąc go pocałunkami.
Bez względu na to, czy wynikało to z jego upojenia, czy rzeczywistej tęsknoty
za mną, chciałem wrócić do bycia tym oportunistycznym draniem, który
wykorzystuje jego kruchość.
– Och… – jęknął, odchylając przystojną twarz na bok,
by zaczerpnąć powietrza. Odsunąłem się i spojrzałem mu w oczy. Mark zamrugał. Jego
szczupła dłoń wciąż mocno spoczywała na moim ramieniu.
– Ja…
– Jesteś taki cholernie wredny – powiedział, łącząc
swoje spojrzenie z moim.
– Przepraszam – odpowiedziałem i przysunąłem jego
twarz do swojej, by go pocałować. Objąwszy do za szyję, przycisnąłem się do
niego całym ciałem.
Bez względu na powód chciałem kochać się z nim właśnie
teraz. Całowaliśmy się długo, choć z pewnością nie tak długo jak czas, kiedy za
nim tęskniłem. Teraz, gdy był tuż przede mną, byłbym głupcem, gdybym znów pozwolił
mu odejść. Rano będziemy mogli się pokłócić, a on może się na mnie jeszcze
bardziej zezłościć, ale byłem gotów to zaakceptować. Zamierzałem poddać się
swojemu sercu właśnie teraz, z powodu spojrzenia i słów pijanej osoby przede
mną.
– Umm… – Dźwiękowi, który wydobył się z jego gardła,
towarzyszyło szarpnięcie, zmuszające mnie do rzucenia ciężaru ciała na chłopaka
pode mną.
– Pozwól mi cię przeprosić, Mark… Pozwól mi cię kochać.
Od teraz – powiedziałem tuż przy jego ustach. Z kącików oczu Marka spłynęły
łzy. Pochyliłem się, by zetrzeć je pocałunkami.
Moje wargi przesunęły się od jego oczu w dół, do
policzków, a następnie do szczęki. Nie omijałem żadnego miejsca, upewniając
się, że wszędzie zostawiam pocałunki. Pocałunki wyrażające moje przeprosiny i
miłość. Przesunąwszy wargi do kącika jego ponętnych ust, wysysałem z nich
delikatną słodycz. Po chwili się odsunąłem, by spojrzeć na leżącego pode mną
chłopaka, który się we mnie wpatrywał.
– P'Vee…
– Tak?
– P'Vee. – Z jego ust wydobywało się jedynie moje imię.
Dźwięk przepełniony mieszanką emocji. Bólu, udręki i tęsknoty…
– Przepraszam, kochanie. Przepraszam za to, co
wydarzyło się w przeszłości. – Przykryłem wargami jego usta powtarzające moje
imię. Chciałem mu przekazać, że od teraz wszystko będzie inaczej.
Zjechałem na jego szyję, po czym – pocałowawszy jabłko
Adama – zatrzymałem się na obojczyku. Skrzywiłem się, nie chcąc sobie nawet wyobrażać,
jak bardzo Mark musiał w przeszłości czuć się zraniony. Powoli go całowałem,
rozpinając guziki jego koszuli i wyciskając pocałunki na odsłanianej skórze klatki
piersiowej. Mark wzdrygnął się lekko.
– Oooch… – Wygiął się w odpowiedzi, nieznacznie się
wiercąc. Na widok jego reakcji przez chwilę zastanowiłem się, z kim i gdzie jeszcze
to zrobił… Kiedy mnie przy nim nie było. Kiedy zobaczyłem, jak obejmuje tego szczeniaka
Tew, poczułem palącą zazdrość.
– Od teraz bądź tylko mój. – Uniosłem głowę, kierując te
słowa do chłopaka o czerwonej twarzy i ciele. Spojrzawszy na mnie, Mark wyciągnął
rękę, by położyć ją na moim policzku.
– Tęsknię za tobą jak szalony…
Na dźwięk tych słów poczułem, jak pęcznieje mi serce.
Uczucie rozczarowania i sarkazm, które miałem ochotę mu wygarnąć, w jednej
chwili mnie opuściły. Pocałowałem jego brzuch, przesuwając po nim ustami, by
pozostawić tam różowe ślady.
– Umm…
W pokoju rozlegały się dźwięki ssania. Nie czułem się zawstydzony,
było mi tak dobrze. Mark powoli wsunął dłoń w moją czuprynę. Zaciskał palce na
włosach, raz delikatnie, a raz mocniej, w zależności od jego nastroju, co niezmiernie
mnie pobudzało. Całowałem go raz za razem, aż mój ukochany jęczał coraz
głośniej. Przesunąwszy usta w dół, zatrzymałem się na jego pępku, intensywnie
pieszcząc brzuch.
– Uuuch…
– …
– Aaach… – Im mocniej go całowałem, tym głośniej jęczał
i dyszał.
Odsunąwszy się, spojrzałem na moje arcydzieło. Na ten
widok głośno przełknąłem ślinę. Powoli rozpiąłem mu pasek i odpiąłem spodnie,
by po chwili ściągnąć je razem z bokserkami. Być może mglista świadomość, że
Mark daje mi przyzwolenie, sprawiła, że bez żadnego oporu go pieściłem, a jego
zmysłowe reakcje były moją nagrodą.
– Uhh… – Lekko się przesunął i spojrzał na mnie
zamglonym wzrokiem, w którym paliło się podniecenie.
Jego śliczne usta były delikatnie zaciśnięte, ale po
chwili Mark je uchylił, by wpuścić do środka mój palec.
– Mark… – Przesunąłem opuszkiem po jego miękkich
wargach, a on skubnął mój palec. Po chwili zsunąłem się nieco i całując jego
usta, ocierałem się całym sobą o jego podniecone ciało.
Mark jęczał. Pocałowałem jego nagą klatkę piersiową,
po czym zacisnąłem usta na małym brązowym sutku. Ssałem go ochoczo, a kiedy
poczułem, jak Mark wykonuje te same ruchy, wsunąwszy sobie do ust mój palec, spojrzałem
mu w twarz. Jego pieszczoty nie sprawiały mi bólu. Potrafił sprawić, że czułem
się jeszcze bardziej gorący i napalony.
Co najważniejsze, było mi tak cholernie dobrze…
– Aaach… Aaaa… – Mocno ssałem jedną brodawkę, a drugą
pocierałem między palcami. Mark jęczał głośno. Uśmiechnąwszy się nieznacznie, wysunąłem
palec z jego ust.
Moja dłoń przesunęła się w dół po jego gorącej skórze,
zatrzymując się między udami. Pieściłem je, na przemian mocniej naciskając, to
delikatnie głaszcząc. Przyłożyłem wargi do jego cudownych ust i zlizywałem przezroczysty
płyn, który pojawił się na nich po wycofaniu palca. Pożądliwie go całowałem, a
on współpracował, otwierając usta, by przyjąć mój język. Tak dawno tego nie robiłem,
ale nadal był tak samo słodki jak w mojej pamięci.
Mimo że gorycz alkoholu się utrzymywała, niemal jej nie
wyczuwałem. Smakowałem tylko słodycz i czułość ogarniętego pożądaniem chłopaka.
– Aaach… – wyjęczał głośno Mark, odsunąwszy głowę, gdy
dotknąłem jego gorącego, pulsującego fiuta.
Pieściłem go, ściskając delikatnie, aż powiększył się
tak bardzo, że nie mieścił się w mojej dłoni. Mark wbijał paznokcie w moje
ramię i odchyliwszy głowę, ciężko dyszał. Całowałem żyły, które nabrzmiały na
jego szyi, po czym przesunąłem się w bok, by pieścić ustami jego szerokie
ramiona.
– Phi… Phi…
Nasz pierwszy raz miał miejsce właśnie tutaj. Wtedy go
dręczyłem. Tym razem byłem zdecydowany sprawić, żeby poczuł się jak najszczęśliwszy.
Schyliłem się i położyłem usta na jego penisie.
Całowałem go od góry do dołu, by znów powrócić do góry. Po chwili wsunąłem go sobie
do ust. Aż po samo gardło. Jego rozmiar nie pozwalał mi na włożenie go całego,
więc użyłem dłoni, by stymulować tę część, której nie dałem rady pieścić
ustami.
– Ugh! Aaach… Phi… P'Vee! – Drżące jęki, które docierały
do moich uszu, sprawiły, że na chwilę podniosłem wzrok, by spojrzeć mu w twarz,
nie wypuszczając z ust twardego kutasa.
Jedną rękę przesunąłem pod jego biodra, docierając do wejścia
między jego pośladkami. Delikatnie nacisnąłem. Mark zadrżał i wydał z siebie
niezrozumiałe jęki. Wysunąłem z ust jego twardego fiuta i uniosłem wyżej jego
biodra, docierając do szczeliny. Moje usta spoczęły na delikatnej skórze
wejścia. Wycisnąłem tam pocałunek, co sprawiło, że Mark szarpnął się, a z gardła
wyrwał mu się przeciągły jęk.
– Aaaaaach… – Zamiast jego wyniosłego głosu, który
mnie denerwował, pragnąłem słuchać w kółko jego jęków.
Wycisnąłem jeszcze jeden pocałunek na wrażliwej
skórze, po czym delikatnie przejechałem po niej językiem. Mark zaczął się
wiercić i sapać. Lizałem go tam coraz śmielej.
– Phiii… Oooooch…
Wsunąłem do środka czubek języka, by po chwili wepchnąć
go głębiej. Jego pośladki się skurczyły, zupełnie jakby Mark zassał w ten
sposób mój język. Uniosłem w górę jego pośladki, bym mógł smakować go jeszcze
pełniej. Po dłuższej chwili odsunąłem się i pieściłem wzrokiem wilgotną od
mojej śliny dziurkę. Oblizałem wargi, po czym przez kilka sekund posuwałem
dłonią własnego kutasa. Byłem gotowy.
Powoli wsuwałem się między jego pośladki. Mark
odruchowo się spiął, przez co nie byłem w stanie wepchnąć się głębiej.
– Mark… Pozwól mi okazać ci choć trochę miłości – błagałem,
zniżając głowę, by pocałować jego policzki. – Pozwól mi cię kochać, Mark.
– Aaach! – Z jękiem na ustach wsunąłem się całkowicie,
gdy tylko poczułem, jak się rozluźnia. Pozostałem tak przez chwilę, aż nie
byłem w stanie dłużej wytrzymać w bezruchu. Chłopak wypchnął biodra w górę,
więc stopniowo zacząłem się w nim poruszać.
– Phiiii…
– Umm… – jęknąłem głośno, gdy wnętrze Marka wchłaniało
mnie do środka.
Za każdym razem, kiedy po cofnięciu się wbijałem się na
powrót w gorące ciało, on pomagał mi, wypychając biodra, by głębiej nabić się
na mojego kutasa. Nasze ruchy stawały się coraz mocniejsze, a rytm
przyspieszył. Obaj ciężko dyszeliśmy.
Położyłem głowę na szerokim ramieniu chłopaka pode mną,
a Mark wyginał swoje ciało, by znaleźć się jak najbliżej mojego. Niecierpliwe
ruchy, które wykonywał, ponaglały mnie do głębszej i szybszej penetracji.
Usłyszawszy jego głośne, gardłowe jęki, spojrzałem w zamglone, przepastne oczy,
które patrzyły na mnie tak, jakby ich właściciel chciał mnie oczarować, bym
wpadł w ciemną odchłań ich głębi. I musiałem przyznać, że mu się to udało.
Tonąłem. Przesunąłem bliżej swoją twarz, by przyssać się do jego dyszących,
otwartych ust. Obdarowując go słodkimi pocałunkami, pragnąłem go pocieszyć i równocześnie
obiecać, że od teraz wszystko stanie się lepsze.
– Oooch… – wyjęczał.
Przeniosłem spojrzenie na miejsce, w którym byliśmy
połączeni, jakbym chciał się przekonać, że dzieje się to naprawdę.
– Umm… Aaach! – Słuchałem jego jęków, ze wzrokiem
wciąż utkwionym w to samo miejsce. Moje poruszające się ciało było dowodem na
to, że jestem z nim tu i teraz. W teraźniejszości.
Dłoń Marka zsunęła się po jego torsie, docierając do
najintymniejszego miejsca. Patrzyłem, jak zaciska dłoń na swoim sztywnym fiucie
i zaczyna go głaskać. Odsunąwszy jego rękę, zastąpiłem ją swoją własną. Mark
rozluźnił chwyt i pozwolił mi się tam pieścić.
– P'Vee… – Miękkie jęki przy uchu wywołały zmysłowy
uśmiech na mojej twarzy.
Przycisnąłem nos do wilgotnego od potu policzka
swojego kochanka, po czym znów go pocałowałem.
– Tak, Mark…
– Aaach… – Chłopak zatopił zęby w moim ramieniu.
Zwiększyłem tempo pchnięć, bo ból jeszcze bardziej mnie nakręcał.
– Mark… – wyjęczałem jego imię, czując, że zbliżam się
do orgazmu. Nasz idealnie dopasowany rytm był tak namiętny, że nie mogłem
powstrzymać się od wbijania się z impetem w Marka, słuchając jego nieustannych
jęków rozkoszy.
– Uuuch… Aaaach! Phiii! – Ostatni jęk zastąpiony został
krzykiem i dyszeniem.
Nie różniłem się od Marka, bo w tym samym momencie ja
również wytrysnąłem w jego wnętrzu. Czułem ekstazę, jakiej już dawno nie miałem
szczęścia doznać. Jeszcze raz pocałowałem jego dyszące usta. Obaj, sapiąc
ciężko, leżeliśmy obok siebie. Odsunąłem się nieco, by móc spojrzeć mu w twarz.
Zamglone namiętnością oczy na chwilę spotkały się z moimi, po czym Mark opuścił
powieki. Musiał być bardzo wyczerpany. Tak jak ja. Pocałowawszy go w czoło,
życzyłem mu słodkich snów. Nie byłem pewien, czy mnie usłyszał, ale czułem się tak
dobrze, że chciałem mu to przekazać.
***
Dziś wieczorem… Po prostu nie mogłem zostawić go
samego w pubie. Spędzanie czasu z Lily i Tee nie różniło się niczym od bycia
tam bez nich, ponieważ oboje byli wielkimi flirciarzami. Po odprowadzeniu Ice
Cream do jej akademika wróciłem do pubu. Obraz, który napotkałem, przedstawiał
wkurzonego, pijanego i półprzytomnego Marka, opierającego się o tego smarkacza
Tew, który bezwstydnie go pieścił. I tak byłem już w kiepskim nastroju. Natychmiast
rzuciłem się, by odciągnąć Marka, ostatecznie z trudem sprowadzając go do
mojego domu. Pomyślałem o wydarzeniach, które miały miejsce zeszłej nocy, i
westchnąłem ciężko. Prawdopodobnie nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić, gdybym
znowu pozwolił mu uciec.
***
Wstałem, by przynieść trochę wody do wytarcia Marka. Jego
poplamione ubranie zastąpiłem własnymi bokserkami, po czym zdjąłem swoją
koszulkę i założyłem jedynie bieliznę. Nie mogłem iść teraz pod prysznic, nie
chciałem zostawiać go samego. Położyłem się obok Marka. Spoglądając na śpiącego
chłopaka, uśmiechnąłem się delikatnie. Złożywszy pocałunek na jego szczupłym
policzku, objąłem go w pasie.
Byliśmy teraz razem. I właśnie dałem mu szczęście.
Promienie słońca wpadające do pokoju przez okno
sprawiły, że odwróciłem twarz. Wtuliłem się w twarde ramiona tego, którego
przytulałem zeszłej nocy, chłonąc zapach jego ciała. Kiedy byłem w pełni
usatysfakcjonowany, wstałem. Mark wciąż spał w tej samej pozycji. Schyliłem
się, by pocałować go w policzek, i z uśmiechem się odsunąłem. Nawet jeśli mnie
nie widział i nawet jeśli nie był tego świadomy, wciąż się do niego
uśmiechałem.
– Mmmm… – Chrapliwy głos i poruszająca się sylwetka
sprawiły, że spojrzałem w dół.
Mark otworzył oczy i szybko zamrugał. Ujrzawszy mnie
przed sobą, zmarszczył brwi. Zacisnąłem wargi, przygotowując się na lawinę
obraźliwych wyzwisk, które zaraz zapewne padną. Ostatniej nocy nie był do końca
świadomy, więc to naturalne, że po przebudzeniu pomyśli, iż jestem skończonym
draniem.
– Ja… zeszłej nocy… – Głos ugrzązł mi w gardle, gdy
tylko Mark uniósł brwi. Przełknąłem dużą ilość śliny, by spróbować jeszcze raz.
– Ty… Cholera… – westchnąłem, słysząc jego przekleństwo.
– Mój głos… – przemówił powoli i chrapliwie. Zrobiłem
głupią minę, myśląc, że bluzga mnie, podczas gdy w rzeczywistości przeklinał
swój własny głos.
– Och… Przyniosę ci trochę ciepłej wody – powiedziałem
i szybko wstałem z łóżka. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół.
Na szczęście mama już się obudziła i zagotowała trochę
wody w czajniku, więc schłodziłem ją, mieszając z zimną wodą, i zaniosłem
Markowi.
– Dziękuję – powiedział, pijąc spokojnie.
Patrzyłem na niego w milczeniu.
– Ja…
– Tym razem masz dla mnie tylko wodę?
– Hmm? – Usłyszawszy jego dziwne pytanie, uniosłem
brwi, a głos uwiązł mi w gardle.
– Ostatnim razem był też gotowany ryż…
Mój mózg zaczął pracować natychmiast, gdy tylko Mark ujawnił
swoje myśli. Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
– Nie zbluzgasz mnie? Ani się nie zezłościsz? Albo nie
ponarzekasz? – Przysunąłem się bliżej.
– Nie… – odpowiedział cicho, spoglądając w dół.
– Naprawdę?! – wykrzyknąłem mimowolnie z zachwytem.
Chwyciwszy Marka za ramię, energicznie nim potrząsnąłem.
– Ale to nie znaczy, że ci wybaczam, Phi – powiedział.
– Co masz na myśli? – Puściłem jego ramię.
– Tęsknisz za mną i ja też za tobą tęsknię. Ale wciąż
jestem na ciebie zły – powiedział, spojrzawszy mi w oczy.
– To znaczy… Chcesz, żebym ci to wynagrodził? –
zapytałem.
– Czy to nie powinno być jasne? – odpowiedział cicho.
– Okej, okej, w porządku. Mogę ci to wynagradzać tak
długo, jak tylko zechcesz. Lubię dogadzać swojej żonie – powiedziałem,
pochylając się do niego.
– Kto jest twoją żoną? – podniósł wzrok i spojrzał na
mnie z pogardą.
– Cóż… Przynajmniej grzecznie się do mnie zwracasz.
Mogłeś z łatwością dodać w tym zdaniu słowo „kurwa”. – Pokiwałem głową.
Gdy chrapliwy głos Marka ucichł, odstawiłem szklankę
na biurko i spojrzałem na niego z powagą.
– Dlaczego mi ulegasz? – zapytałem cicho, kładąc dłoń
na łóżku, a następnie się nad nim pochylając. Mark podparł się na łokciach.
– Cóż…
– Hmm? – wydałem z siebie niski dźwięk i pochyliłem
twarz bliżej jego. Mark szybko odwrócił głowę i odepchnął mnie delikatnie.
– Odsuń się… najpierw – powiedział, popychając moją
klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się lekko i przesunąłem na bok, by położyć się
obok niego.
– Powiedz mi, dlaczego mi ulegasz? – powtórzyłem
pytanie, jednocześnie kładąc na ciele Marka dłoń, by objąć jego talię.
– Kto powiedział, że to robię? – rzucił, patrząc
najpierw na mnie, a potem przed siebie.
– Okej… To dlaczego nagle teraz ze mną rozmawiasz? –
zapytałem, obserwując, jak jego spojrzenie opada w dół. Przez dłuższą chwilę
milczał, co zmusiło mnie do kontynuowania: – Tęsknisz za mną, co? – rzuciłem,
gdy nie odpowiedział.
– …
Cisza.
– I czujesz się udręczony, kiedy jesteś wobec mnie
sarkastyczny, prawda? – Podniosłem jego głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Cisza.
– Kiedy inni mówią, że cierpię, też czujesz się źle,
prawda? – kontynuowałem, delikatnie się przybliżając.
– Tak – przyznał w końcu.
Uśmiechnąłem się szeroko i oparłem głowę na jego
kolanach, obejmując go w pasie.
– Jeśli związek się kończy, ale obaj cierpimy, to nie
możemy tego tak po prostu zakończyć… – powiedziałem, patrząc mu w oczy. – Po
prostu przestałeś mi ufać, ale to nie znaczy, że przestałeś mnie kochać.
Mark milczał, ale jego spojrzenie zdradzało emocje,
których nie potrafił wyrazić słowami.
– Cóż… W takim razie powinieneś spróbować odzyskać
moje zaufanie – powiedział w końcu, nie odwracając oczu. Jego słowa sprawiły,
że moje serce zabiło szybciej.
– Po co ta zdezorientowana mina… Po prostu cieszę się,
że dajesz mi szansę – powiedziałem z uśmiechem, zauważając, jak unosi moją
głowę z kolan. Przesunąłem się, by oprzeć głowę na jego karku.
– Od teraz zrobię wszystko, by zdobyć twoje zaufanie.
Będę wyrażać swoją miłość, dopóki jej nie odwzajemnisz. Oddam wszystko, byś
znów stał się mój – dodałem, składając delikatny pocałunek na jego szyi.
– Po prostu zrób to, co mówisz – odpowiedział cicho
Mark, a ja mocniej objąłem go ramieniem.
– Dziękuję.
Kiedy zeszliśmy na śniadanie, od razu zauważyłem
oszołomione spojrzenie Yoo, który zamarł, patrząc to na mnie, to na Marka. Widząc
mojego gościa, wchodząca właśnie do kuchni mama zatrzymała się w progu, a tata
niemal upuścił szklankę.
– Cześć… Dzień dobry – przywitał się Mark, lekko się kłaniając.
Moi rodzice odpowiedzieli mu tym samym gestem.
– Nie będziesz narzekać, mamo? Mamy dziś niespodziewanego
gościa – rzuciłem żartobliwie, popychając Marka w stronę krzesła, na którym już
wcześniej siadał.
– Czym go zwabiłeś? Dlaczego zdecydowałeś się do niego
wrócić? – Mama zwróciła się najpierw do mnie, a potem do Marka.
– Umm… – Nasz gość wyglądał, jakby nie wiedział, co
odpowiedzieć.
– Czyli wreszcie nie będziemy już musieli oglądać kogoś
chodzącego ciągle z tak ponurą miną, jakby świat miał się zaraz skończyć, co? –
skomentował tata, patrząc na mnie z rozbawieniem.
– Twoi rodzice… nie mają nic przeciwko? – Mark
odwrócił się w moją stronę, by wyszeptać pytanie.
– Nie. Wiedzą, że bardzo cię kocham – odpowiedziałem,
zauważając, jak jego uszy zaczynają się czerwienić.
– Nie sądzisz, że zbyt łatwo mu ulegasz? – wtrącił Yoo,
psując atmosferę, którą starałem się stworzyć. Mój brat naprawdę miał talent do
niszczenia wszystkiego jednym zdaniem.
– Cóż, ja… jeszcze się nie poddałem…
– Znowu zmusiłeś go do czegoś wbrew jego woli? – Tata
podniósł głos, patrząc na mnie oskarżycielsko. Wszyscy, w tym Mark, spojrzeli
na mnie zaskoczeni.
– Nie. Ja tylko… – Próbowałem się wytłumaczyć, czując,
jak atmosfera gęstnieje.
– Tylko co? – Głęboki
głos mamy przeszył mnie dreszczem.
– Nie wróciłem jeszcze do dawnych stosunków z P'Vee. –
Głos Marka zwrócił uwagę wszystkich.
– I? – zapytała mama, unosząc brwi.
– Mark dał mi szansę – powiedziałem, patrząc na Yoo.
– Och! A już myślałem, że ci wybaczył. Jezu… On daje
ci jedynie szansę, a ty zachowujesz się tak, jakby już wszystko zostało
zapomniane i wybaczone – powiedział Yoo, rzucając kość z kurczaka na mój
talerz.
– Ci moi synowie! Dlaczego robicie taki bałagan! –
skarciła nas mama, wyciągając rękę, by trzepnąć Yoo w ramię.
– Irytuje mnie jego zachowanie, mamo. – Mój łobuzerski
brat spróbował wyolbrzymić swój ból, krzywiąc się teatralnie. Wzdrygnąłem się
na ten widok.
– Jeśli ludzie są sobie przeznaczeni, to nie gra roli,
jak łatwe czy trudne to jest, w końcu i tak będą razem – rzucił tata, patrząc
na Marka, a potem na mnie. Uśmiechnąłem się do niego, unosząc brwi.
– Prawda, tato? A inni mogą jedynie patrzeć z daleka –
dodałem, spoglądając na Yoo.
– On zgodził się dać ci szansę, a ty już się tu wymądrzasz.
Nie będę cię pocieszał, jeśli tym razem ucieknie – odparł Yoo, kontynuując
irytujące przeżuwanie kurczaka.
– Tym razem nie pozwolę mu uciec – powiedziałem cicho,
zniżając głos do szeptu i zwracając się do Marka siedzącego obok mnie. Mark
spojrzał na mnie, a potem odchylił głowę, jakby próbował ukryć uśmiech.
– Zjedz trochę zupy Tom Yum, kochanie. Zrobiłam tylko
trochę, ale powinno wystarczyć, by napełnić ci żołądek. – Mama podsunęła
Markowi miseczkę. – Miałam zamiar zbesztać Vee, ale dzisiaj jest dobry dzień,
więc się powstrzymam.
– Dlaczego dobry? – zapytał Mark, nakładając sobie
porcję zupy na talerz.
– Cóż, to dzień, w którym wróciliście do siebie. Od
teraz nie będę już musiała oglądać smutnej twarzy mojego syna. Jak cudownie! –
powiedziała mama, uśmiechając się do Marka.
– Mamo… Mark właśnie powiedział, że jeszcze do siebie
nie wróciliśmy – skorygowałem.
– A ja tylko mówię, że jeśli tak ma być, to pary
zawsze będą razem. – Tata rzucił mi pełen ciepła uśmiech. Mark, trzymając
chochlę z zupą Tom Yum, spuszczał głowę coraz niżej, nie zauważając mojej
radości.
Sam fakt, że mnie nie odepchnął i zaczęliśmy ze sobą
rozmawiać, sprawiał, że zarówno ja, jak i moja rodzina byliśmy szczęśliwi.
Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak cudownie byłoby, gdybyśmy naprawdę do siebie
wrócili. Jak mawiają, odzyskanie zaufania jest czymś niesamowicie trudnym. Ale
niezależnie od tego, jak trudne to będzie, zamierzałem to zrobić – dla dobra tego,
kogo kochałem, i naszej miłości.
Musiałem w pełni wykorzystać szansę, którą otrzymałem,
by wyrazić swoją miłość. Zamierzałem kochać go bez względu na wszystko.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Cudowny rozdział! Dziękuję za literki :) :) :)
OdpowiedzUsuń💜
UsuńCudownych rodziców ma....
OdpowiedzUsuńTrudno czasami zaakceptować wybory dziecka i nie ważna tu jest płeć a to jaką ta drugą osobą jest.