LM – Rozdział 27
Zaczynamy od nowa
[Mark Masa]
– Jesteś łatwy! – Te proste słowa wyrwały się z ust Jamesa. Powiedział je, gdy tylko skończyłem mówić o P'Vee. Wind wyglądał na oszołomionego, a Kamphan i Fuse zgodnie kiwali głowami.
– Ale dlaczego musisz go besztać? Postąpił słusznie – zauważył Fuse.
– Jak to słusznie? W dzisiejszych czasach trzeba grać twardo, żeby coś dostać – rzucił Wind.
– Myślicie, że to, co zrobiłem, było złe? – zapytałem, unosząc brew. – Jest dobre! – westchnąłem, przewracając oczami na ich odpowiedź.
Brzmieli, jakby mnie besztali albo się sprzeciwiali, ale ostatecznie dawali mi przyzwolenie. W gruncie rzeczy nie różnili się ode mnie.
– Mówiłem, że mam dość, kiedy uwalniasz tę swoją mroczną energię – wtrącił Kamphan.
– Tak, ale czy nie możesz dać mu szansy? Jeśli znowu coś spieprzy, po prostu go odrzuć. Jesteśmy wystarczająco dobrzy, by grać na boisku – powiedział Wind, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
– Jeśli ten koleś P'Vee znowu cię wydyma, to pójdę po jego tyłek.
Patrzyłem na twarz Jamesa, kiedy wypowiadał te słowa.
– Pamiętasz, jak zostawiłeś mnie z nim w pubie? Moja rana była wtedy jeszcze świeża.
– Cóż, musiałem opiekować się P'Pakiem – odpowiedział, a ja, zmarszczywszy brwi, wróciłem do posiłku.
Siedzieliśmy w restauracji obok mojego akademika. Fuse i Kamphan pracowali nad raportem, a pozostała dwójka kręciła się bez celu, wygłupiając się z innymi. Na lunch zamówiłem smażony ryż z bazylią, a reszta zajęła się swoimi daniami.
– Ach tak… Na jakie sporty się zapisaliście? – zapytał Wind, podniósłszy wzrok.
– Prawdopodobnie nie będę brał udziału, ale nie wiem, jak ta dwójka – odpowiedział Kamphan.
– Zapisałem się jako rezerwowy w drużynie koszykówki – powiedział Fuse, po czym spojrzał na mnie.
– Sport? – uniosłem brwi.
– Wewnętrzne wydarzenie sportowe, stary. Nie mów mi, że o tym nie wiesz – odparł James.
Zmarszczyłem brwi, myśląc o wydarzeniu, o którym właśnie się dowiedziałem. Nic dziwnego… Ludzie ostatnio wydawali się tacy zajęci. To pewnie z powodu zbliżającego się międzywydziałowego wydarzenia sportowego. Byłem wysportowanym facetem, który lubił aktywność fizyczną, więc nie dziwiło mnie, że to wydarzenie mnie podekscytowało.
– Czym to się różni od poprzedniego razu? – zapytałem.
– Ostatnim razem byli tylko pierwszoroczniacy, ale teraz wszystkie roczniki są zaangażowane – wyjaśnił Fuse, biorąc kęs swojego pikantnego curry.
– Pewnie zapiszesz się na pływanie, co? – zapytał James, próbując mnie sprowokować. Pływanie było sportem, w którym czułem się najlepiej.
– P'Bar prawdopodobnie wkrótce się ze mną skontaktuje – odpowiedziałem, kontynuując jedzenie.
– Och, ale nikt jeszcze nie wie, że pogodziłeś się z P'Vee. P'Bar może pomyśleć, że nie jesteś na to gotowy…
– Kto powiedział, że pogodziłem się z P'Vee? – zapytałem, odwracając się do Kamphana.
– Racja, jeszcze się nie pogodziliście. Tylko spaliście u niego w domu – poprawił się mój przyjaciel.
– Byłem pijany – rzuciłem sztywno, wpatrując się w niego tak długo, aż w końcu się poddał i uciekł spojrzeniem.
– Zawsze dzieje się jakieś gówno, kiedy jesteś pijany – mruknął pod nosem.
– Słyszałem! – powiedziałem surowo. Jasnoskóry koleś wzdrygnął się i kiwnął głową.
– Nic więcej nie powiem.
Westchnąłem, czując irytację. Myślisz, że chciałem być taki łatwy? Teraz dawałem mu szansę. Jak powiedział Wind, jeśli coś spieprzy, po prostu będę grać dalej. Historia między mną a P'Vee zaczynała się od zera.
– Te wibracje są irytujące. Który dzieciak ci się podlizuje? Czemu tego nie sprawdzisz? – zapytał James.
– To nie jakiś dzieciak… – westchnąłem, sięgając po telefon.
Wiadomości było wiele, bo ostatnio byłem zajęty i nie miałem czasu ich sprawdzać. Jedno okno czatu przyciągnęło jednak moją uwagę. To nie był byle kto… To ktoś, o kim mówiliśmy jeszcze chwilę temu.
Vee Vivis: Jesteś w akademiku?
Vee Vivis: Mogę się z tobą zobaczyć?
Vee Vivis: Przeczytaj to, proszę.
Vee Vivis: Od teraz postaram się przyciągnąć twoją uwagę.
Pięć kolejnych wiadomości to naklejki. Wydawało mi się, że wysyłał je losowo, bo nie dostrzegłem między nimi żadnego związku.
Vee Vivis: Odpowiedz po przeczytaniu. Nie wiesz, ile osoba czekająca musi przewidzieć?
Mark: Przewidzieć? Co?
Vee Vivis: Jak odpowiesz.
Odesłałem mu naklejkę w odpowiedzi, a niedługo potem pojawiło się powiadomienie z naklejką w kształcie serca od P'Vee.
Vee Vivis: Zamknąłem oczy i losowo wysłałem.
Sukinsyn...
Przygryzłem wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Chciałem go zbesztać za tę dziecinadę, ale wiedziałem, że to na niewiele by się zdało. Po prostu odpuściłem. Nie byłem rozmownym typem i nie lubiłem nadużywać słów.
Vee Vivis: Idę dziś na próbę sportową. Potrzebuję moralnego wsparcia.
Mark: Bierzesz udział?
Vee Vivis: Nie. Jestem jednym z sędziów.
Mark: A dlaczego potrzebujesz moralnego wsparcia?
Vee Vivis: Jeśli pochodzi od ciebie, czuję, że mogę zrobić wszystko, jeśli tylko mnie wspierasz.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się tak uśmiechał do telefonu. Nie chodziło o to, że chciałem się uśmiechać… Po prostu nie byłem w stanie kontrolować kącików ust. Samo przeczytanie krótkiej wiadomości od niego sprawiało, że uśmiech rozciągał się na mojej twarzy.
– Więc… Nie musisz nic jeść? Już samo patrzenie sprawia, że jesteś syty? – Głos Fuse’a wyrwał mnie z zamyślenia i zmusił do podniesienia wzroku znad telefonu.
– Powinienem był pozwolić mu dłużej wibrować, zamiast nakłaniać cię do spojrzenia – narzekał James.
– Który dzieciak znowu się z tobą kontaktuje? – zapytał Wind, próbując się zbliżyć. Odwróciłem jednak wzrok.
– Zasłoń… – Kamphan przewrócił oczami.
– Nie zasłonię. Muszę skończyć posiłek – odpowiedziałem, zamykając telefon i kładąc go ekranem do dołu.
Wróciłem do jedzenia. Nie wiedziałem, dlaczego to robiłem, ale w głębi serca czułem, że moi przyjaciele zaraz zaczną mi dokuczać. To z kolei sprawiłoby, że serce zaczęłoby mi szybciej bić, a uwaga skupiłaby się na P'Vee. Skoro już miałem mu ulec, postanowiłem zagrać trudnego do zdobycia, żeby nie było za łatwo.
Drrr~
– Znowu – skomentował James, wskazując na telefon.
– Nieważne – mruknąłem, kontynuując jedzenie. – Pospieszcie się. Musimy skończyć raport.
Drrr~
Drrr~
– Cholernie irytujące! – Fuse spojrzał na mnie, jakby oczekując reakcji.
– Cóż… Pójdę już. Poczekam na was w akademiku – rzuciłem i wziąwszy telefon, wstałem.
W drodze do akademika spojrzałem na ekran. P'Nook wysłał mi wiadomość, dziękując za to, że pozwoliłem mu zostać w moim pokoju. Kiedy P'Vee zobaczył nas tamtego dnia, nie wydarzyło się między nami nic… Prawie nic. P'Nook był starszym kolegą Jamesa. Zaprosiłem go do siebie, bo James poprosił, bym się nim zaopiekował. Pokłócił się wtedy ze swoim chłopakiem i nie miał dokąd pójść. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach – zarówno o jego historii, jak i o mojej.
Kiedy P'Nook miał już wychodzić, zobaczył nas P'Vee. Żeby się na nim odegrać, powiedziałem, że będziemy ze sobą chodzić. P'Nook uznał, że dobrze zrobiłem, i powiedział, że mnie wspiera, bo również miał dość zachowania P'Vee.
Mark: Komentarze Jamesa pewnie utkwiły ci w głowie.
Wysłałem wiadomość do P'Nooka, a on odpisał naklejką wściekłego niedźwiedzia i długą listą złych stron P'Vee.
– Bawisz się telefonem, ale to nie mi odpisujesz? – Z przodu rozległ się niezadowolony głos. Podniosłem wzrok i spojrzałem w kierunku źródła dźwięku. P'Vee opierał się o ścianę, trzymając w dłoni czarny smartfon.
– Uhm… – wymamrotałem. Nie ignorowałem celowo jego wiadomości, ale rozmowa z P'Nookiem przeciągnęła się bardziej, niż zakładałem. Poza tym nie spodziewałem się, że P'Vee będzie czekał na mnie w pokoju. Przecież nie było go od tygodni. Kto by pomyślał, że nagle się pojawi?
– Z kim rozmawiasz? – zapytał głębokim głosem, przysuwając się bliżej.
– Uhm…
– Och… Zapomniałem. Nie mam jeszcze prawa o to pytać – rzucił z pretensją i wrócił na swoje miejsce przy ścianie.
– Rozmawiam… z P'Nookiem – odpowiedziałem, chociaż nie miałem ochoty zdradzać mu szczegółów. P'Vee to P'Vee, wiedziałem, jak łatwo wpadał w złość.
– Nook? Och…
– Tak…
– Więc pewnie teraz nie jesteś wolny, co? – stwierdził, jakby chciał się odwrócić i wyjść.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytałem, zanim zdążył odejść.
– Jeszcze kilka minut temu rozmawiałeś ze mną, a potem nagle zniknąłeś. Kiedy podchodziłeś, miałeś szeroki uśmiech na twarzy. Domyślam się, że jest tak ważny, że musiałem zostać zignorowany – powiedział, a jego ton wskazywał na irytację. Nie chciałem przyznać, że rozmawiałem z P'Nookiem właśnie o nim.
– Nie odpowiedziałem ci, bo jadłem – odparłem, otwierając drzwi do pokoju.
– Cóż… Możesz mówić, co chcesz. W końcu cię nie widziałem – mruknął, a ja westchnąłem.
– Możesz po prostu przestać? Wchodzisz czy nie? – zapytałem, a on podniósł wzrok i się uśmiechnął.
– Naprawdę mogę wejść do środka? – zapytał podekscytowany. Poczułem ochotę, żeby go zganić. P'Vee nie był w moim pokoju od wieków. Chociaż często kręcił się pod drzwiami, nigdy nie pozwalałem mu wejść.
– Tak – odpowiedziałem z ociąganiem.
Weszliśmy do środka. Nic się nie zmieniło, wszystko znajdowało się dokładnie tam gdzie zawsze. Mój pokój był jak ja – niezmienny, zwyczajny, bez dodatków. Jedyną nowością była nieustanna tęsknota, która przenikała każdy jego zakamarek.
– Tęskniłem za tym – powiedział, rzucając się na sofę. Jego długie ramię oplotło oparcie, a głowa wygodnie spoczęła na poduszce. To na tej sofie spędzaliśmy razem czas, oglądając filmy, rozmawiając, kłócąc się, a nawet…
– Wyciągnij swój umysł z rynsztoka – mruknąłem do siebie.
– Hmm?
– Nic… – skłamałem.
– Naprawdę? To dlaczego się rumienisz? – spytał, pochylając się do mnie. Przełożył swoje ciało przez oparcie sofy, zbliżając twarz.
– Spadniesz – ostrzegłem i lekko go odsunąłem.
– Och, ale martwię się o ciebie. Może twoja twarz zaczerwieniła się od słońca? – zapytał, chwytając mnie za ramię i przyciągając bliżej. Jego dłoń spoczęła na moim czole, po czym przesunął ją na swoje. Powtarzał ten ruch kilka razy, aż w końcu uniósł brwi i usiadł na piętach, wyrównując wzrost ze mną.
– Trochę ciepłe – stwierdził.
– Wszystko w porządku – powiedziałem, odsunąwszy jego rękę. On jednak złapał mnie za dłoń.
– Nie jestem tego pewien. Pozwól mi to zmierzyć – powiedział i uniósł się wyżej.
Jego przystojna twarz zbliżyła się do mojej, a nasze czoła delikatnie się zetknęły. Przez chwilę tak trwał, a jego bystre oczy uważnie obserwowały moją twarz. Nie miałem pojęcia, jak bardzo byłem czerwony ani jak gorący. Nasze ciała oddzielało oparcie sofy, ale dla P'Vee to nie stanowiło problemu. Jedną ręką trzymał moją dłoń, a drugą owinął wokół mojej talii, przyciągając mnie bliżej.
– Phi… Vee… – wydusiłem, próbując się wyrwać.
– Myślę, że to nie gorączka – stwierdził z uśmiechem, odsuwając się nieco. – To musi być spowodowane…
– Tak… – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo przerwał nam trzask otwieranych drzwi.
W progu stanęła czwórka moich przyjaciół, a ja odsunąłem się od P'Vee tak szybko, jak tylko mogłem.
– Och, wow! A co to za widok nas tu powitał? – skomentował Kamphan, wślizgując się do pokoju jako pierwszy.
– Wczoraj odwiedził go w domu, a dziś przyprowadził do swojego pokoju. Twój przyjaciel jest naprawdę łatwy – powiedział James, odwracając się do Winda, który stał tam z otwartymi ustami.
– Co wy tu, do cholery, robicie? – zapytał P'Vee, próbując odwrócić od siebie uwagę.
– Przyszliśmy zobaczyć się z naszym przyjacielem, ale dlaczego ty tu jesteś? – padła kontra Jamesa.
– Przyszedłem… zaprosić Marka na treningi piłki nożnej. To dziś wieczorem – odpowiedział P'Vee.
– W takim razie mogłeś po prostu zadzwonić – mruknął Fuse, mrużąc oczy.
– Tak, cóż… Jestem tu, żeby osobiście go zaprosić. Chcesz się przyłączyć?
– Niedostępny. Mark nie będzie mógł pojechać, bo musi dokończyć z nami raport – stwierdził Kamphan z uśmiechem.
– Zajmie wam to dużo czasu? – zapytał P'Vee, spoglądając na mnie.
– Tak. Możliwe, że cały dzień.
– I całą noc. Bez względu na wszystko on dziś będzie zajęty, P'Vee – dodał Fuse.
– W takim razie mam przełożyć trening? – mruknął P'Vee bardziej do siebie niż do nas.
– Mam pracę, więc muszę się nią zająć. Po co robić z tego wielką sprawę? – rzuciłem surowo.
– Cóż, chciałem, żebyś to zobaczył – odpowiedział P'Vee.
– Próbujesz dostać się do drużyny narodowej? Słyszałem, że jesteś w panelu selekcyjnym. Więc po co ci on? – spytał Kamphan, wskazując na mnie.
– Próbujecie mi przeszkodzić – mruknął P'Vee.
– Kiedy powiedziałem, że jestem po twojej stronie, nie oznaczało to, że poprę mojego przyjaciela, by tak łatwo do ciebie wrócił – stwierdził Fuse, marszcząc brwi.
– Nie przeczysz samemu sobie, Fuse? – zapytał P'Vee.
– Tak jak ty – odparł Fuse.
– Wystarczy, bierzmy się do pracy. A ty, Phi, możesz tu zostać. Pójdziemy, kiedy nadejdzie czas – przerwałem ich kłótnię, odwracając się do P'Vee.
Wszyscy zajęli się swoimi sprawami. P'Vee leżał na długiej sofie, bawiąc się telefonem, a my pracowaliśmy na dywanie nad raportem. James i Wind tłumaczyli się, że nie spali poprzedniej nocy i potrzebują nadrobić sen.
– Weźcie tę książkę. Może znajdzie się coś przydatnego – rzucił Fuse do Kamphana i do mnie.
– Przejrzałem ją wczoraj. Niewiele tam jest – odpowiedziałem.
Praca wymagana przez profesora nie była trudna, ale zebranie odpowiednich materiałów zajmowało czas. Podzieliliśmy się obowiązkami już poprzedniego wieczoru, a teraz składaliśmy wszystko w całość.
W pewnym momencie poczułem lekki ucisk na głowie. To dłoń P'Vee, który leżał na sofie i delikatnie głaskał mnie po włosach, jakby chciał dodać mi otuchy. Jego dotyk był prosty, ale sprawiał, że czułem się dobrze.
– Oj! Jeszcze trochę, ale dlaczego nie możemy tego skończyć? – narzekał Fuse.
– Jeszcze trochę. No dalej, walcz! – pocieszał go Kamphan.
– Jeszcze trochę. Pracowaliśmy nad tym od dziesiątej do drugiej. A ja po tym cholernym lunchu nie mogę myśleć – jęknął Fuse.
– To chyba dlatego, że jesteś tępakiem, co? – rozległ się głęboki głos nad moją głową.
– Hej! Sam się o to prosisz, P'Vee – odgryzł się Fuse.
– Jestem przystojny – rzucił P'Vee, siadając i przeciągając się. Następnie pochylił się, by zerknąć na książkę w mojej dłoni. Jego ciepły oddech musnął mój policzek, a jego ostry podbródek znalazł się tuż nad moim ramieniem.
Pozycja P’Vee wywołała niemal natychmiastową reakcję – obaj moi przyjaciele otworzyli szeroko usta.
– Naprawdę musisz to robić? – spytał Fuse, patrząc na P'Vee z niepokojem.
– Co robić? – odparł P'Vee, nie odrywając się ode mnie.
– Trochę tu i tam. Wykorzystujesz każdą okazję. Czy już nie dosyć bałamucisz mojego przyjaciela? – skarcił go Kamphan, marszcząc brwi.
– Hej, więc to się nazywa bycie oportunistą? – rzucił P'Vee z lekkim uśmiechem, pochylając się jeszcze bardziej. Zbliżył się do mnie tak bardzo, że musiałem się odsunąć.
– Odsuń się – powiedziałem surowo.
– Po co się wycofywać? To czas, żeby iść naprzód – stwierdził, odwracając się, by posłać mi piękny uśmiech.
Moje serce przyspieszyło. Nawet kiedy widziałem go z daleka, wywoływał we mnie takie emocje, a co dopiero teraz, gdy znalazł się tak blisko.
– P'Vee! – rzuciłem ostrzegawczo.
– Tak?
– Jeśli nie zamierzasz się odsunąć, to przynajmniej nie zbliżaj się jeszcze bardziej – powiedziałem chłodnym tonem.
– Dobra, dobra, poddaję się – odpowiedział, unosząc ręce na wysokość klatki piersiowej, po czym wrócił na swoje miejsce na kanapie.
– Teraz to widzę. Ten, który wiecznie boi się swojej żony – rzucił Fuse, patrząc na P'Vee z rozbawieniem.
– Kogo się boję? W końcu jestem mężem – skomentował P'Vee, kładąc dłoń z powrotem na mojej głowie.
– Wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję – dodał Kamphan ze znużeniem.
– Cóż, pragnąłem go już od tak dawna – powiedział P'Vee z szerokim uśmiechem.
– Możesz przestać? – zapytałem, podnosząc wzrok.
– Przestanę – odpowiedział, nadal uśmiechając się zadziornie.
P'Vee odchylił się do tyłu i kontynuował grę na swoim telefonie, pozwalając nam wrócić do pracy. Przeszukiwaliśmy dokumenty online, ale nie było wielu przydatnych. Fuse zaczął znów narzekać, a Kamphan krążył po pokoju, szukając czegoś do jedzenia.
– Dlaczego ta część jest taka trudna? – jęknął Fuse.
– O co chodzi? Pozwólcie mi spojrzeć – zaproponował P'Vee, pochylając się, by jeszcze raz przejrzeć książki.
– Mam nadzieję, że tym razem do czegoś się przydasz, Phi – powiedział Fuse, spoglądając na P'Vee.
– Chciałem wam powiedzieć już wcześniej, że przerabiałem ten temat kilka lat temu – wspomniał P'Vee.
– Więc dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? – Odwróciłem się do niego, czując lekką irytację, choć starałem się to ukryć.
– Bo ten facet był dupkiem – odpowiedział P'Vee, spoglądając w stronę Fuse'a.
– Dlaczego ty… – zaczął Fuse, ale P'Vee mu przerwał:
– Nie narzekaj jeszcze. Jeśli wam pomogę, pójdziesz ze mną na trening piłki nożnej? – zapytał, znowu stosując swoje sztuczki.
– Ale raport nie będzie skończony – powiedziałem spokojnym tonem.
– Nawet jeśli powiem wam o tym teraz, nie skończycie go dzisiaj. Jest tylko jedna książka, do której można się odwołać – wyjaśnił P'Vee.
– Och! Gdzie ona jest? Myślałem, że szukałem już wszędzie. Byłem nawet w głównej bibliotece – powiedziałem, marszcząc brwi.
– To książka pani profesor. Jest tylko jeden egzemplarz. Kiedy nad tym pracowaliśmy, pożyczyliśmy ją od niej – odpowiedział P'Vee.
– Masz na myśli profesor Yupin, która zadała nam tę pracę?
– Tak. – Kiwnął głową. – Książka jest w jej biurze. Musicie ją od niej pożyczyć.
– Dlaczego powiedziałeś nam o tym dopiero teraz, pozwalając nam się tak męczyć? – rzucił Fuse, składając swoje książki.
– Jak już mówiłem, byłeś dupkiem – odpowiedział P'Vee beznamiętnym tonem.
– W takim razie pójdźmy do niej w poniedziałek, żeby pożyczyć tę książkę – zasugerowałem, przeciągając się.
– Jesteś zmęczony? – zapytał P'Vee, pochylając się w moją stronę. Kiwnąłem głową w odpowiedzi.
– Chcesz, żebym zrobił ci masaż? – zaproponował, a zanim zdążyłem odpowiedzieć, ciepłe dłonie P'Vee spoczęły na moich ramionach. Powoli zaczął mnie masować, aż poczułem, jak napięcie w mięśniach powoli zanika.
– Oj! Moje mięśnie też są napięte – jęknął Kamphan.
– Chcesz, żebym na ciebie nadepnął? – zaproponował Fuse, wskazując na swoje stopy.
– Daj spokój, chcę coś takiego – rzucił Kamphan, gestykulując w moją stronę.
– To chodź i zostań moją żoną – odpowiedział Fuse i uśmiechnął się szeroko.
– Myślałem, że chcesz mieć męża – skwitowałem, odwracając się do niego. – Nie mówiłeś, że chcesz faceta takiego jak Tossakan? – Przypomniałem mu jego dawne słowa.
– Nie nazywam się Bar. Ile jeszcze żyć potrzebuję, żeby zdobyć faceta takiego jak ten lekarz? A może myślisz, że możesz znaleźć kogoś takiego jak on? – Fuse spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
– Cóż, nie… – odpowiedziałem, krzywiąc się na samą myśl o przesłodzonej relacji Bara i Kana.
– Nie musisz szukać lekarza. Wystarczy przystojny inżynier, który dobrze się tobą zaopiekuje – rzucił P'Vee, który dotąd milczał.
Cały pokój zamarł, wszyscy spojrzeli w stronę P'Vee. Nacisk jego dłoni na moje ramiona zelżał, a jego ręce wydawały się nagle chłodniejsze. Jego uszy zaróżowiły się lekko.
– Czy on może tak po prostu to powiedzieć? – zapytał Kamphan, łamiąc ciszę.
– Cóż… Mogę? – Usłyszałem odrobinę niepewności w jego głosie, co sprawiło, że zachichotałem w duchu.
– Może, Mark? – Fuse spojrzał na mnie, czekając na odpowiedź.
– Cóż… Tak, może – potwierdziłem, z trudem tłumiąc uśmiech.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz