TBC – Rozdział 5
Zapowiedź tego, który potrafił pójść dalej
To był zupełnie nowy świat.
Wejście do strefy kosmetycznej w domu towarowym było dla mnie czymś zupełnie nowym. Zazwyczaj tylko przez nią przechodziłem, żeby dostać się do schodów ruchomych albo na parking. Nigdy wcześniej nie zatrzymałem się na dłużej przed żadnym stanowiskiem kosmetycznym i myślałem, że nigdy nie będę miał takiej okazji… Gdyby nie to, że Achiwich zaciągnął mnie tam niemal siłą.
Wybierał kosmetyki jak najprawdziwszy zawodowiec. Bez wahania podchodził do kolejnych stoisk, a konsultantka od urody mogła jedynie stać z boku i się uśmiechać. W końcu wzbogaciłem się o krem do twarzy i korektor… Zapłacone przez Achiwicha.
Kupił mi je, jak obiecał w restauracji, a ja – nieco zdezorientowany – przyjąłem torbę, bo cena La Mer omal mnie nie powaliła. Szurałem nogami, pozwalając mu kontynuować zakupy odzieżowe. Oddałem mu nawet kluczyki do samochodu, żeby to on prowadził w drodze powrotnej. Do cholery, dopiero gdy usłyszałem jego głos dobiegający z łazienki, dotarło do mnie, że będziemy dzielić mieszkanie.
– Ji, mogę pożyczyć piżamę? Moje rzeczy są jeszcze mokre.
– Są w szafie. Wybierz sobie – odpowiedziałem beznamiętnie, pochłonięty grą na telefonie.
– Mógłbyś mi podać? Nie mam ręcznika.
– Gram. Możesz wziąć mój szlafrok.
– Ji, nie możesz mi jej po prostu przynieść?
– Wkurzasz mnie…
– Ji... Chirawat.
– Cholera, działasz mi na nerwy.
Rzuciłem telefon na łóżko i z niezadowoloną miną wstałem. Czy on wiedział, że kiedy w ten sposób wypowiada moje imię, to ja od razu robię to, o co prosi? Podszedłem do szafy i wybrałem spodnie, które wydawały mi się luźne i wygodne. Achiwich jeszcze nie wrócił do siebie. Jego stare ubrania z nagłego wypadu do Chiang Mai i te nowe, które kupił dzisiaj, były wyprane i rozwieszone na balkonie. Wyglądało na to, że nie przygotował się na pobyt u mnie. Kupowanie wszystkiego od nowa było jego rozwiązaniem. A fakt zamieszkania ze mną był co najmniej dziwny.
– Otwórz – powiedziałem, opierając się o łazienkowe drzwi z wyciągniętą przed siebie ręką.
Spodnie, które trzymałem, zaczęły się gnieść od mojego krążenia tam i z powrotem, żeby jakoś rozładować irytację.
– Dzięki. – Achiwich sięgnął po nie, lekko uchylając drzwi, po czym zaraz je zatrzasnął.
– Ostrożnie, jeszcze mi je rozwalisz.
– Masz jakąś gumkę do włosów? Pomyślałem o zrobieniu sobie maseczki, ale mam za długie włosy. Muszę je związać.
Nie odpowiedziałem i nawet nie ruszyłem się sprzed drzwi.
– No to masz czy nie? – dobiegł mnie z łazienki jego stłumiony głos.
– Dlaczego miałbym mieć coś takiego?
Samotny facet, który czesze się raz w miesiącu.
– A gumkę recepturkę?
– Mam tylko czerwone, do wiązania torebek z jedzeniem.
– Nie, one ciągną za włosy. Boli przy zdejmowaniu.
– No to nie mam – odparłem szorstko, wciąż stojąc w tym samym miejscu.
Wkrótce wyłoniła się wysoka postać, teraz już tylko w spodniach od piżamy. Ręcznik przewieszony miał przez ramię, krople wody spływały mu po torsie, a na brzuchu rysowały się piękne mięśnie. Powinien wyglądać seksownie i powalać na kolana, gdyby nie to, że… miał za cienkie brwi i był blady jak trup.
– Czemu się tak na mnie patrzysz?
– Zastanawiałem się, czy powinienem się bać. Przez chwilę myślałem, że jesteś duchem.
– Kurwa!
Rzadko się zdarzało, żeby Achiwich zaklął. Szybkim ruchem zasłonił twarz ręką, szczególnie okolice brwi. Jego prawe oko wciąż było i zielone, i sine.
– Powinieneś przed snem przyłożyć coś ciepłego.
– Najpierw maseczka.
– To ja idę się położyć. Możesz spać na kanapie w salonie. Nie dzielę łóżka.
Zrobiłem kwaśną minę i potrąciwszy go ramieniem, ruszyłem do łazienki. To jego sprawa, co zamierzał zrobić, czy były to maseczki, brwi czy kompres na oko. Musiałem szybko zniknąć, żeby się wyśmiać. Jego twarz była przezabawna. Niespodziewanie poczułem, że teraz o wiele bardziej przypomina mi starego Achiwicha. Tak naprawdę od dzieciństwa jego twarz niewiele się zmieniła. Parsknąłem śmiechem, nie zauważywszy, że mój nieproszony gość poszedł za mną. Zza pleców usłyszałem pytanie:
– Naprawdę aż tak źle wyglądam przez te brwi?
– W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
Elementy twarzy Achiwicha były idealne, więc nie można było powiedzieć, że wygląda źle, ale nie odpowiedziałem, bo zwyczajnie chciałem go wkurzyć.
Bum!
– Przestań mnie drażnić, Chirawat.
– Aua! – jęknąłem, gdy zwinięty mokry ręcznik z plaskiem uderzył mnie w tyłek. Odwróciłem się, gotowy skonfrontować się ze sprawcą, a tam czekał uśmiech Achiwicha, od ucha do ucha. Uśmiech zabójcy. Krytyczna chwila dla Chirawata.
– Fajnie podskoczył.
– Co?
– Twój tyłek.
– Spieprzaj! – Wyrwawszy mu ręcznik z ręki, smagnąłem nim w jego stronę, mszcząc się za uderzenie.
– Nie ma tu innego miejsca. Dokąd niby mam iść?
– Do piekła. Skocz z balkonu.
Wycofałem się do łazienki i trzasnąłem drzwiami. Ale Achiwich nie przestawał się droczyć. Jego głos niósł się przez drzwi, wyraźny mimo oddzielającej nas przegrody.
– Jak skoczę i zginę, wrócę jako duch. Nie boisz się duchów, Ji?
– Jak miałbym być lekarzem, gdybym bał się duchów? – No i się przechwaliłem. Ale prawda jest taka, że się boję. I Chi doskonale o tym wiedział.
– Jak umrę, będę cię nawiedzać.
– …
– Nigdy cię nie okłamałem. Ja...
Jego głos ucichł pod koniec zdania, był tak cichy, że nic nie usłyszałem. Zbliżyłem się do drzwi, przyłożyłem ucho i dłoń do ściany w miejscu, o którym podejrzewałem, że on tam stoi. Chciałem go dotknąć, chociaż wiedziałem, że nie powinienem.
– Co powiedziałeś? Nie dosłyszałem.
– Już mnie nie ma, jestem na zewnątrz. Przestań mówić sam do siebie.
– Dobrze, skoro tak. Byłoby jeszcze lepiej, gdybyś był poza moim mieszkaniem.
Trzy minuty wystarczyły, żebym skorzystał z łazienki. Wziąłem prysznic, umyłem włosy, twarz i zęby – wszystko naraz.
Lewą ręką się mydliłem, prawą szczotkowałem zęby... Nic skomplikowanego, w przeciwieństwie do Chi, który potrzebował godziny na kąpiel. Wyszedłem z łazienki ubrany w piżamę: stary, luźny t-shirt z szerokim dekoltem i krótkie spodnie na gumce. Rzuciłem okiem na salon, sprawdzając, czy wszystko jest na miejscu. W rzeczywistości szukałem wzrokiem Achiwicha. Nie byłem pewien, czy bogaty panicz potrafi spać na kanapie. Ale jeśli zamierzał dzielić ze mną łóżko… nie ma mowy. Oddać mu łóżko? Śnij dalej!
Pstryknąłem głośno palcami. Czas obudzić się z tego snu.
– Przebiegłeś przez wodę, co?
– Achiwich? Myślałem, że jesteś duchem!
Odezwaliśmy się równocześnie. On się do mnie zwrócił, zobaczywszy jak szybko wziąłem prysznic, a ja do niego, ujrzawszy maseczkę na jego twarzy. Mój gość siedział na kanapie.
Złoty syn.
(na marginesie: złoty syn, czyli Kuman Thong, to w tajskim folklorze duch opiekuńczy, przynoszący szczęście; uważa się, że należy się nim opiekować i go czcić)
Nazwanie Achiwicha złotym synem miało sens. Jego mokre włosy związane były gumką, która bez wątpienia pociągnęła go za kosmyki.
Na bank wyłysiejesz, Achiwich.
– Masz suszarkę do włosów czy twoje mieszkanie jest tak normalne, na jakie wygląda?
– Mam, Achiwich, serio. Mam gęste włosy, muszę jej używać.
– Mogę pożyczyć?
– A kiedy oddasz?
– No... też będę jej używać. Dobra, przynieś tę suszarkę.
– No właśnie. – Uśmiechnąłem się krzywo, patrząc, jak Chi przewraca oczami.
Chwyciwszy telefon, zignorował moją obecność, więc poszedłem do sypialni po suszarkę. Po powrocie usiadłem na końcu kanapy. Podłączywszy suszarkę, zacząłem suszyć włosy, jakbym był tu sam. Ale przecież nie byłem. Chi patrzył na mnie zmrużonymi oczami.
– Wysusz mi też.
– Poczekaj na swoją kolej, człowieku. – Zignorowałem go i z udawaną radością kontynuowałem suszenie włosów.
Kłamstwo. Jak miałem być szczęśliwy, skoro on patrzył na mnie w ten sposób? Wzrok Chi mówił wyraźnie:
„Jeśli mi ich nie wysuszysz, pożałujesz”.
– Poddaję się – rzuciłem, podając mu suszarkę.
– Niezależnie od tego jest już moja.
– Chi.
– Mówię poważnie.
Aaaaa, co poważnie? To jest nieznośne. Nie wytrzymam. Zaraz suszarką zdmuchnę ci brwi.
– Oby ci te brwi odpadły.
– Ji, przestań, to gorące.
– Nie żartuję. Mówię serio, niech znikną twoje brwi.
– Nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.
Nie potrzebowałem drugiego ostrzeżenia. Achiwich nie był typem, który grozi – on działał. Natychmiast złapał mnie za nogę i pociągnął, a suszarka wypadła mi z ręki. Plecami wylądowałem na miękkiej kanapie i już chwilę później Chi siedział okrakiem na mnie. Maseczka zsunęła mu się z twarzy i przykleiła idealnie do moich ust i brody. Chciałem ją zdjąć i odepchnąć Chi, ale on był szybszy. Przycisnąwszy usta do maseczki, musnął kącik moich ust, po czym… pocałował. Drażnił się ze mną, delikatnie ją przygryzając, po czym zerwał ją z mojej twarzy i odrzucił gdzieś na bok.
– Przepraszam, miałem zajęte ręce. Najpierw maseczka.
– To nie było śmieszne.
– …
– Dlaczego tak się do mnie zbliżasz? – Zdecydowałem się zapytać wprost. Mój zwykle żartobliwy ton zniknął. Przestało mnie to bawić, zwłaszcza po tym, co właśnie zrobił.
– Przepraszam, jeśli cię to krępuje.
– Zbyt łatwe. – Odsunąłem się, a Chi się cofnął.
Za każdym razem, gdy się odzywał, nasze oczy się spotykały. Jego czyste spojrzenie sprawiało, że bolało mnie serce. Zupełnie jakby igrał z uczuciami, które zaczynały się we mnie budzić.
– Wynoś się z mojego mieszkania, ty dupku.
– Nie wyjdę.
– Jak mam ci udowodnić, że bardzo cię nienawidzę?
– Wystarczy samo „nienawidzę”, Ji. Nie trzeba tłumaczyć.
– Nienawidzę cię – powtórzyłem jego słowa, po czym wstałem i ruszyłem prosto do sypialni.
– Masz niewyparzony język, Ji. I do tego paskudny charakter.
No i co z tego? Co niby miał z tym zrobić? Odwróciłem się i z wściekłością pokazałem mu środkowy palec.
– Nie wchodź jeszcze do sypialni, Ji.
– Co znowu? Jutro muszę wcześnie wstać.
– Chciałem tylko powiedzieć dobranoc.
– Świetnie. Obraziłeś mnie i teraz mówisz „dobranoc”. Co za wspaniałomyślność.
Wszedłem do swojej sypialni, nie poświęcając mu więcej uwagi. Nie było żadnego „dobranoc” dla Achiwicha. Chociaż w myślach miałem ułożone dziesiątki zdań, które chciałem mu powiedzieć, teraz nie miałem już ochoty mówić nic. Moje serce było zupełnie rozbite… Jak mam się go pozbyć z moich myśli? Czy ktoś może mi powiedzieć? A może jestem już całkiem bezsilny?
O śnie nie było mowy.
Tak, nie mogłem zasnąć. Ale też nie wierciłem się i nie przewracałem z boku na bok. Po prostu leżałem w łóżku, czytając komiksy, żeby zredukować stres, i nie zwracając uwagi na upływający czas. Przykryty byłem kołdrą, a ekran podłączonego do ładowarki telefonu był jedynym źródłem światła. Jakiś czas temu zdjąłem już okulary. Dzięki ciepłu miękkiej kołdry czułem się zrelaksowany. Miałem nadzieję zasnąć za kilka minut, ale kto wie, może nie zmrużę oka przez całą noc. Nie obwiniałem o to Achiwicha. Wszystkiemu winne było moje własne serce, które potrafiło jednocześnie kochać i cierpieć.
Po jakimś czasie usłyszałem ciche kliknięcie zamka. Rzuciwszy okiem na drzwi, zdecydowałem się udawać, że śpię i szybko odłożyłem telefon. Było jasne, że to Achiwich. Myślałem, że wszedł, chcąc skorzystać z przylegającej do sypialni łazienki, ale okazało się, że się myliłem.
Mój nocny gość powoli usiadł na łóżku.
– Śpisz już, Khiang Moo?
Jeszcze nie. Ale nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
– Chciałem tylko zobaczyć twoją twarz – czy podczas snu jesteś równie uroczy jak kiedyś.
Poczułem, jak materac się ugina, gdy Achiwich przysunął się bliżej, żeby na mnie spojrzeć.
Chwileczkę… co to było? Kto tu jest uroczy? Upiłeś się?
– Jesteś taki słodki.
Achiwich, na pewno jesteś pijany!
– Najsłodszy jesteś, kiedy śpisz, bo wtedy nie gadasz. No… dam ci tylko buziaka, chociaż wkurzający z ciebie typ.
Już miałem się odwrócić i zrzucić Chi z łóżka, ale zrezygnowałem, gdy jego nos dotknął mojego policzka. Ciepły oddech owiał moją skórę. Zesztywniałem.
Do cholery, Chi całuje mnie w policzek!
– Chcesz wiedzieć, dlaczego się do ciebie wprosiłem?
Nie chcę. Przestań już. Płonę.
– Bo za tobą tęskniłem. Byłem w szoku, kiedy zobaczyłem cię na lotnisku. Zupełnie mnie zamurowało. To przypadkowe spotkanie zniszczyło całe lata moich wysiłków.
Wciąż udawałem, że śpię. Chi nie całował mnie już w policzek. Zamiast tego położył się obok. Jego głos był przytłumiony i gardłowy.
– Tak bardzo chciałem cię znów zobaczyć, że pojechałem za tobą do Chiang Mai. Nie byłem szczęśliwy, gdy powiedziałeś, że masz dziewczynę. To dlatego cię pocałowałem. I co mi z tego przyszło? Podbite oko. Ale było warto. Warto było zaryzykować.
Warto co?
– Zobaczyłem nasze zdjęcie na twoim telefonie. Najlepsze ujęcie. Przez nie postanowiłem się do ciebie zbliżyć.
Ciało mi płonęło, krew pulsowała w żyłach i trudno mi było oddychać. Czułem, że zaraz eksploduję. Pod kołdrą mocno zacisnąłem dłonie. Przed chwilą usłyszałem wyznanie i… wszystko stanęło na głowie.
– Ta twoja dziewczyna to kłamstwo. Nikogo nie masz. Po cichu wypytałem Ki… Na lotnisku…
Ki, dobra robota. Należy ci się nagroda. Jestem pod wrażeniem.
Nie… Ale chwila… Co on powiedział? Ten „osioł” z jego historii… to byłem ja?! Niby kiedy ja go odrzuciłem?
– Zdobyłem twój adres i od razu tu przyjechałem. Udaję tylko, że uciekam przed prasą.
Nie jestem żadnym osłem.
– Po prostu chciałem być przy tobie.
Cholera, Chi! Naprawdę myślisz, że jestem osłem?
Słuchając jego wywodów, myślałem o tym oślim potomku, ale moje myśli natychmiast się urwały, kiedy poczułem jego usta na swoim karku. W jednej chwili na całym ciele poczułem gęsią skórkę. Miałem wrażliwy kark, więc mimo wysiłku nie udało mi się powstrzymać westchnienia.
Achiwich na chwilę się zatrzymał, jakby sprawdzał, czy nadal śpię, po czym kontynuował.
– Nie chcę być już twoim przyjacielem.
Ja twoim też nie.
– Mam nadzieję, Ji. Jeśli coś do mnie czujesz… daj mi znać. Powiedz mi, że to ze mną chcesz dalej iść.
Jak mam powiedzieć? Co mam powiedzieć? Co ja mam zrobić? Co ja mam zrobić…?
– Kocham cię... Kocham cię od dawna.
Na miłość boską! Umarłem.
– Nie odrzucaj mnie już więcej. To tak strasznie boli, kiedy słyszę, że mnie nienawidzisz.
Już nigdy tego nie powiem.
– Przyszedłem tylko sprawdzić, czy spokojnie śpisz. Nie mogłem zasnąć. Myślałem tylko o tym, jak bardzo chcę cię przytulić.
Przytul mnie, Chi. Przytul mnie. Nie czekaj już na nic.
– Zjedzmy jutro kleik z wieprzowiną. Ugotuję go dla ciebie.
Okej… Jesteś taki słodki. Przytul mnie. Przytul mn...
– Wystarczy, że dasz mi znak. Tylko odrobinkę...
Łóżko znów się poruszyło. Achiwich miał zamiar odejść. I wtedy pomyślałem, że muszę coś zrobić. Nie chciałem już zwlekać i kręcić się w kółko po tym, ile czasu zmarnowaliśmy. To, co działo się tej nocy, było bardziej rzeczywiste niż sen. Moje spragnione serce czuło, jakby ktoś je powoli poił chłodną wodą. Nabrzmiało miłością i urosło, kiedy upewniłem się, że ten, którego kocham, naprawdę mówi szczerze. Otworzyłem oczy, zanim Achiwich zdążył się oddalić. Delikatnie się przekręciłem i chwyciłem jego rękę w chwili, gdy zsuwał się z łóżka. W ciemności zauważyłem jego zaskoczone spojrzenie, zanim jeszcze zdążył uciec wzrokiem, gdy opuszkami palców pogładziłem jego dłoń.
– Zapomniałeś, że łatwo się budzę?
– Słyszałeś... wszystko?
– To wystarczy...
– …
– Wyraziłem się wystarczająco jasno, Chi?
– Czy to się dzieje naprawdę, czy tylko mi się śni?
– A jakie to ma znaczenie czy to sen, czy nie?
– Ma.
– Tak jak to, że nazwałeś mnie osłem?
– Och!
– Śpij na zewnątrz… dupku.
Za jego tekst z osłem wyrzuciłem go teraz za drzwi. I przez wzgląd na wszystkie nierozwiązane sprawy między nami. Porozmawiamy jutro…
– Nie mogę spać z tobą? Kanapa jest taka twarda i zimna.
– Nie.
– Nie obchodzi mnie to. I tak zasnę, tuląc ciebie.
– To wybieraj: chcesz przytulać mnie przez całe życie czy tylko tej nocy?
Achiwich zamilkł, jego pełne usta drgnęły lekko ze złości.
– Doprowadzasz mnie do szału, nie pozwalając się przytulić. Sprawiasz, że czuję się rozpalony… i zawstydzony… i szczęśliwy. Wszystko mi się już miesza.
– Tracisz rozum?
– Słyszałeś wszystko, prawda?
– Tak.
– W takim razie prześpię się na zewnątrz. Ale tylko dziś.
– Dobrze. – Obróciłem się na plecy i podciągnąwszy kołdrę, patrzyłem, jak Achiwich kieruje się w stronę drzwi.
Byłem tak szczęśliwy, że zachichotałem.
– Poczekaj chwilę, Chi.
– Co?
– Od dawna chciałem ci to powiedzieć. Dobranoc.
– Tak, dobranoc... mój przyszły chłopaku.
– Jaki tam znów chłopaku? Nie pochlebiaj sobie.
Chwyciwszy poduszkę, rzuciłem nią w Achiwicha. Nie uchylił się, tylko ją złapał i odłożył z powrotem na łóżko. Żaden z nas już nic więcej nie powiedział, ale chwilę później Chi skradł mi pocałunek. Pochyliwszy się, przylgnął mocno ustami do mojej dolnej wargi, po czym przerwał kontakt. Niedługo potem opuścił moją sypialnię, pozostawiając mnie z otwartymi oczami w ciemności, z sercem walącym jak młot i uczuciem ekscytacji, że naprawdę żyję.
Więc… przyszły chłopak? Ktoś o wiele więcej niż tylko przyjaciel? Ten nowy status sprawiał, że nie dało się nie wspominać naszego początku.
Tamten Chirawat…
Tamten Achiwich…
Tęskniłem za obydwoma. Dziękuję, że wytrwaliście. Dziękuję, że nauczyliście się, jak być silnym w miłości.
Dziękuję. Już niedługo znowu się spotkamy.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: paszyma
Komentarze
Prześlij komentarz