TBC – Rozdział 10



Zatrzymaj się


Zgodnie z ich wcześniejszym ustaleniem Chirawat przyjechał do szkoły Achiwicha w poniedziałkowy wieczór na motocyklu Pe. Jego najlepszy przyjaciel siedział tuż przed nim. Kiedy Pe zorientował się, że celem przejażdżki jest znane prywatne liceum, słynące z pięknych, jasnoskórych i uroczych uczennic – dokładnie takich, jakie lubił najbardziej – nie zawahał się ani chwili i ochoczo zaoferował, że zawiezie go tam w rekordowym czasie.

– Jestem przed twoją szkołą – powiedział Chirawat do telefonu.

Przy jego palcach kołysał się breloczek w kształcie litery C – pierwszej litery jego imienia po angielsku. Czując się nieswojo pod spojrzeniami wielu par oczu, bezwiednie zmarszczył ciemne brwi.

– Gdzie jesteś? Na boisku? Grasz w piłkę? Niezłe zaskoczenie.

– OK, to podejdź. Czekam przy bramie. Mój kumpel też tu jest. Yyy…

– Prae… Odrabia lekcje? Fajnie. No to się pospiesz i chodź. – Chirawat odsłonił rząd białych zębów w szerokim uśmiechu, gdy usłyszał imię dziewczyny, z którą chciał się spotkać.

Stęknięcia Chi po drugiej stronie słuchawki były dość irytujące. Chirawat zgadł, że pewnie biega właśnie po boisku…

– Ale czad, stary.

– Spokojnie, Pe. Zaraz zaczniesz wyglądać jak psychol.

– No ale to naprawdę czad!

– Podobać ci się może, kto chce, ale pamiętaj – Prae jest moja.

– Aż taka śliczna? Muszę ją zobaczyć.

– Prae to najpiękniejsza dziewczyna. Zakochałem się – powiedział Ji, szturchając przyjaciela ramieniem, podczas gdy jego policzki zaczęły się czerwienić.

Kiedy się peszył, jego zawstydzenie zawsze było u niego widoczne.

– Miłość padła ci na oczy? Sam muszę ocenić.

– Spoko, tylko przypominam: patrzeć możesz, ale startować nie.

– Dobra, nie ruszam laski kumpla. Ale… kiedy ten twój kolega przyjdzie?

– No właśnie. – Poprawiając koszulę, która wysunęła mu się ze spodni, odsłonił czarny zegarek na nadgarstku. Długie palce i lekko zarysowane żyły na grzbiecie dłoni zdradzały elegancję i siłę. Jego czarne, falujące włosy poruszały się lekko na wietrze. Oczy miał wąskie i przenikliwe, brwi niemal stale zmarszczone. Jego nos był prosty i dobrze zarysowany, usta szerokie, a w ich kącikach widoczne były małe kły, kiedy chłopak się uśmiechał. Poruszał się z gracją, był czarujący. Może nie należał do tych oszałamiająco przystojnych, ale kiedy raz się na niego spojrzało, nie sposób było odwrócić wzroku.

Chirawat pokazał środkowy palec w stronę bardzo bladego chłopaka, który dziś wydawał się jakiś inny. Jego ponura aura była niemal namacalna i działała mu nieźle na nerwy.

Achiwich odgarnął wilgotne włosy, jego szkolny mundurek był przesiąknięty potem. Twarz i ciało miał czerwone jak burak.

Przyszły student medycyny był przekonany, że on sam łatwo się rumieni, ale po poznaniu Achiwicha musiał przyznać się do porażki. Dziś znów zobaczył jego nadąsaną minę, a kiedy jego pełne usta o słodkim odcieniu szeroko się rozchyliły, oczom Ji ukazał się aparat ortodontyczny z jasnoniebieskimi akcentami.

– Chodźcie za mną – rzucił Achiwich w swoim oszczędnym stylu do Ji i Pe. Chirawat miał już go objąć ramieniem, ale powstrzymał się na dźwięk szeptu przyjaciela.

– To Achiwich?

– Ta.

– Ale blady… Taki książę z dobrego domu. Jak się z nim poznałeś?

– Jak pierwszy raz go zobaczyłem, też tak pomyślałem. Że to bogaty dzieciak… Ale nie do końca. Da się z nim dogadać, chociaż czasami ta jego cicha natura działa mi na nerwy. Poznaliśmy się na targu, jak brał wieprzowinę. Mało co się nie pobiliśmy. Widziałeś, jak na ciebie patrzył? Denerwujące, co? Ale serio, to nic wielkiego.

– On jest… no wiesz?

Chirawat zmarszczył brwi jeszcze mocniej.

– No, pytam, czy jest gejem?

– Ej! Czemu tak myślisz?

– Spójrz tylko na jego twarz. Jest piękny. I ta jego skóra. Idealna.

– To, że ma ładną gębę, nie znaczy, że jest gejem.

– Wiem, ale serio, jest piękny. Nawet ja, chłop, poczułem ciarki, jak na mnie spojrzał.

– Ale z ciebie drama queen – prychnął Chirawat, pociągając kumpla za sobą i zerkając na bladą, ale zarumienioną szyję idącego przodem Achiwicha.

– Zobacz, jaki on ma kark. Jak z filmu.

– Bohater czy bohaterka?

– Przystojny bohater – odpowiedział Praveen, zataczając dłonią krąg w powietrzu, jakby mierzył szyję Achiwicha. Po chwili, zmrużywszy oczy, dodał: – Ma świetną aparycję. Mówię ci, będzie z niego aktor.

– A ty? Wiesz już, co chcesz studiować?

– Jeszcze nie. Ale może zostanę lekarzem. Tak jak ty.

– Pseudo-lekarzem.

– Nie zamierzam robić aborcji, tylko ciąże. – Praveen zaśmiał się głośno ze swojego żartu. Chirawat natomiast, pokręciwszy głową, zostawił go w tyle, odchodząc razem z Achiwichem.

– A gdzie Prae? – Ledwo dotknął szerokiego ramienia, a już o to zapytał, rozglądając się wokół. Jego nos poruszył się, wyłapując zapach bijący od Achiwicha. Pot zmieszany z wodą kolońską. Pachniał naprawdę dobrze… Nawet mimo potu ani trochę nie śmierdział.

– Tam. – Achiwich wskazał na marmurowy stolik w cienistej, drewnianej altance. Drobna dziewczyna siedziała tam sama, usłuchawszy słów Achiwicha, który stanowczym tonem nakazał jej tam czekać.

– Najpierw zagraj ze mną w piłkę.

– Stary, nie przyszedłem grać w piłkę. Przyszedłem podrywać laskę. Pograj sobie z moim kumplem. Ma na imię Pe.

– …

– Pe powiedział, że zostaniesz gwiazdą filmową.

– Dlaczego? – Chi odrzucił włosy do tyłu, podczas gdy jego jasne oczy zdradzały zdezorientowanie.

– Nie wiem, sam go spytaj. Ale to byłoby fajne. Chcę mieć kumpla celebrytę.

– Naprawdę? – mruknął pogrążony w myślach Achiwich, przechylając głowę. To nie byłoby takie złe. Wtedy zawsze pozostałbym w twoim polu widzenia. – Była to myśl, która przemknęła mu przez głowę, ale której nie wypowiedział na głos.

– Pe, zagraj w piłkę z Chi. Ja lecę. Moja miłość czeka.

– Gdzie? – Praveen wyciągnął szyję. Ujrzawszy twarz Prae, chłopak wymruczał: – Nieźle, Ji, nieźle.

– Co to znaczy „nieźle”? Ona jest przeurocza. Nie gadam już z tobą, bo tylko się pokłócimy.

– Dobra, dobra… – przytaknął Pe, machając niedbale ręką.

Praveen patrzył, jak Chirawat siada przy stoliku obok tej słodkiej dziewczyny, a potem odwrócił się, by porozmawiać z Achiwichem.

– Taka sobie, co nie?

– Hmm...

– Czyli masz na imię Chi, tak? Ja jestem Pe.

– Mów do mnie Achi.

– Aha, okej.

– Długo znacie się z Ji?

– Od podstawówki. Czemu pytasz?

– Ji to podrywacz?

– Nie, skąd. Ji to facet jednej kobiety. Martwisz się, że skrzywdzi twoją przyjaciółkę? Możesz spać spokojnie. Zero szans. Jak Ji kogoś kocha, to nie zmienia zdania. Nieważne, czy chodzi o dziewczynę, czy kumpla. Nawet jeśli jestem kompletnym chaosem, to nadal jesteśmy przyjaciółmi.

– Serio?

– No. Ma dobre serce. Ale gębę ma jak brzytwę. Właściwie to nawet jeszcze gorzej. Tak mnie zwyzywał, że prawie się popłakałem.

– No tak, jęzor ma ostry. Dobra, chodź, zagramy w piłkę. – Uniósłszy brew, Achiwich ruszył pierwszy. Uznał, że pora już przestać gapić się na Chirawata rozmawiającego z Prae. Coś jednak kotłowało mu się w środku, a w piersi poczuł dziwny ucisk.

– Bądź łagodny, nowy kumplu Achi.

– Nie ma mowy. Lecę na ostro.

Po meczu na boisku Praveen był tak wykończony, że jak długi opadł na murawę. Przyjąwszy wodę od Achiwicha, połową zawartości butelki oblał sobie głowę. Był przemoczony. Ciało rozgrzane miał do czerwoności, zdjął więc szkolną koszulę i zarzucił ją sobie na ramiona.

– Czy wyście powariowali? – krzyknął nowo przybyły, patrząc na nagie torsy kumpli. Chirawat usiadł obok Pe i spojrzał na obu przyjaciół, którzy dyszeli jak parowozy i byli całkowicie wypompowani z energii.

– Achi gra, jakby miało nie być jutra. Twardy zawodnik. Umieram!

– Sztos.

– Sztos, co?

– Moje ciało. – Klatka piersiowa Achiwicha unosiła się i opadała. Złapawszy wzrok Chirawata, który wpatrywał się w jego tors, chłopak zapytał: – Co się tak gapisz?

– Zastanawiałem się, czy wszyscy bladzi mają różowe sutki.

– Fuj.

– Mam ochotę je uszczypnąć.

– Jak to do niego mówisz, to aż łaskocze mnie w moich. – Pe udał, że się wzdryga, uważnie spoglądając na Chirawata. – A gdzie twoja dziewczyna?

– Tata po nią przyjechał. Mam jej numer. Kazała zadzwonić wieczorem.

– Masz numer Prae? – zapytał Achiwich. Dziwne uczucie wróciło. Serce zaczęło mu mocniej bić. Wyglądało na to, że gra w piłkę nie pomogła.

– No. Była tak uroczo zawstydzona, jak ją o to spytałem. Przeurocza. Plątał jej się język. Super się gadało. Nie kumała fizyki, więc trochę jej pomogłem.

– I co dalej?

– Spokojnie, już mówię. Tłumaczyłem jej i powiedziała, że rozumie. Poprosiła, żebym dał jej korepetycje w sobotę.

– Ale w sobotę miałeś uczyć mnie.

– Pe jest nieźle rozgarnięty. On cię pouczy – odbił błyskawicznie, zostawiając Achiwicha z pustką w głowie.

Zanim jednak Chi zdążył zaprotestować, Pe już zaczął marudzić:

– Co za... Wolałbym się poprzytulać z jakąś dziewczyną.

– No widzisz, Ji, Pe jest zajęty.

– Co? Dobra. To pouczę cię w tygodniu. W weekendy oddaję się miłości. – Chirawat rozmarzył się, na co Achiwicha natychmiast rozbolał żołądek. Rozejrzał się nawet za jakąś bronią, ale znalazł tylko swoją przepoconą koszulę.

Skoncentruj się na nim… tak. Prosto w cel. Dziesiątka.

– Co się z tobą dzieje?

– Nienawidzę słowa „miłość”.

– Zazdrość.

– Ta!

– Idę z Prae do kina.

– Kiedy?

– Nie wcinaj się, miałem to właśnie powiedzieć. W sobotę wieczorem. A najlepsze, że oboje lubimy słony popcorn. Idealnie do siebie pasujemy.

– Ona może i urocza, ale wcale do ciebie nie pasuje.

– Uważaj, Pe. Możesz nie dożyć starości!

– A co oglądacie z Prae?

– „Remember Me”. Prae chce to zobaczyć.

– Przecież oglądałeś już go ze mną – rzucił Chi. W jego pięknych, dużych oczach błysnęło napięcie. W sercu znów poczuł ucisk, a nerwy zaczęły dawać o sobie znać. Jego mózg i serce współpracowały idealnie. Achiwich był wściekły. Wściekły na Ji…

– Oglądałeś to cztery razy. Ja tylko raz. Poza tym… jak jesteś zakochany, to romanse lepiej się ogląda. Sam mi to powiedziałeś.

– …

Odpowiedziała mu cisza. Chi patrzył na niego bez mrugania. Nie wiedział, co powiedzieć ani tym bardziej co tak dokładnie czuje. Nie rozumiał tego. Nie chciał, żeby Ji rozmawiał z Prae. Nie chciał, żeby udzielał jej korepetycji. Nie chciał, żeby oglądał z nią ten sam film co z nim, bo to byłoby powtarzanie przeszłości. Nie chciał, żeby Ji widywał się z kimś, kto byłby lepszy od niego. Achiwich westchnął, gdy Chirawat nie wykazał żadnego zainteresowania jego stanem. Ten drugi zadał mu tylko pytanie.

– Zjesz dziś ze mną kolację?

– Tak. – Nadal był zły, ale ani przez chwilę się nie zawahał.

– A ty, Pe? Idziesz z nami czy z jakąś dziewczyną?

– Sorry, panowie. Mam randkę.

– No tak, domyśliłem się. – Chirawat skrzywił się, rzucając koszulą Achiwicha z powrotem we właściciela. Kiedy się podniósł, wyciągnął rękę w stronę Achiwicha, ale ten ją zignorował. Na chwilę na jego twarzy pojawił się jakiś grymas.

– Idę do toalety.

– Musisz się wysrać? Dlatego się na mnie wkurzasz?

– Ji.

– Co? – Chirawat zmarszczył brwi, patrząc na plecy Achiwicha. Uważnie słuchał, co ten ma mu do powiedzenia. Może coś ważnego, ale…

– Jesteś gównianym przyjacielem.

Został zwyzywany za coś, czego nie rozumiał.

Po tych słowach, aż do momentu dotarcia do znajdującej się nieopodal restauracji, Chirawat nie miał pojęcia, co zrobił nie tak. Tym bardziej zdziwiło go, że Achiwich był jeszcze cichszy niż zwykle.

– Co chcesz zjeść? Zamówię ci. – Kopnął go pod stołem w nogę, mając już zapisane swoje danie i chcąc dopisać wybór Chi.

– Sam to zrobię.

– No weź, zamówię ci...

– To samo co ty.

– Dwie porcje chrupiącej wieprzowiny z bazylią i jajkiem sadzonym.

– Hmm.

Ji spojrzał na twarz, która była zarazem piękna i przystojna. Włosy Achiwicha zaczęły już schnąć i lekko się rozwichrzyły, choć nie były tak miękkie i gładkie jak zwykle.
Chirawat zmienił zamówienie z jednej porcji na dwie, zaniósł kartkę, po czym wrócił z dwiema szklankami lodu. Achiwich odkręcił butelkę wody i nalał do szklanek.

– Co jest z tobą nie tak? – zapytał w końcu, nie potrafiąc wytrzymać napięcia.

– Nic – odparł Achiwich.

– Co to znaczy „nic”? Jesteś na mnie wkurzony?

– Tylko zmęczony. Może trochę przesadziłem na boisku.

– Na pewno?

Achiwich zacisnął usta, gdy Chirawat przypierał go do muru pytaniami. Nie chciał wyjawiać swoich uczuć. Sam nie był do końca pewien, co je wywołało. Czy to zazdrość o kumpla, czy może o… – O co miałbym się na ciebie wściekać?

– A skąd ja mam to wiedzieć? Przecież darłeś się na mnie.

– O czym ty mówisz? Zawołałem tylko twoją ksywę.

– Kretynie, cofnij to.

– Nie możesz mi raz odpuścić?

– Nie, bo nie jesteś moją miłością.

Chi podrapał się po szyi i zamilkł na dobre. Odwróciwszy wzrok, wpatrywał się w zegar, lodówkę, plakat jakiejś znanej dramy – we wszystko z wyjątkiem Chirawata.

– Z jakiego przedmiotu mam ci dawać korepetycje?

– Matma. Jestem z niej cienki.

– No dobra… Achiwich, jesteś na mnie zły. Nie zaprzeczaj. Masz wszystkie objawy. Co się dzieje? Nie chcę psuć naszej przyjaźni.

– Prae.

– Hmm? – Chirawat wydał z siebie pytający dźwięk, zamyślił się, po czym zapytał ponownie: – Co z nią?

– Chodzi o popcorn. Czemu powiedziałeś, że karmelowy popcorn nie jest smaczny?

– …?

– Jest pyszny.

– Jesteś zły na mnie o popcorn?

– Tak, wkurza mnie, że powiedziałeś, że jest okropny.

– Nic takiego nie powiedziałem. – Zmieszał się jednak, widząc drżące powieki i czerwony czubek nosa. Pomyślał nawet, że każdy jest drażliwy na jakimś punkcie. Być może dla Achiwicha romantyczny film i popcorn były czymś ważnym.

– Nie pamiętam, żebym mówił, że jest okropny. Co mam zrobić?

– Masz jeść karmelowy popcorn. Nie zawsze, ale gdy jesteś ze mną.

– Dobra.

– No.

– Czyli już się nie złościsz?

– Mhm.

– Serio, jesteś zrzędą.

Zazdrość byłaby trafniejszym słowem. Achiwich przestał odwracać wzrok i spojrzał prosto w jego wąskie oczy. Poruszył ustami, jakby miał coś powiedzieć, ale znów je zamknął.

– Wyglądasz, jakbyś chciał coś powiedzieć, ale widać, że się powstrzymujesz.

– Zapomniałem.

– Zmieniłeś aparat? Pokaż.

– Ej, daj spokój – jęknął, bo Chirawat nie tylko mówił. Słowu „pokaż” towarzyszył ruch ręki sięgającej do jego podbródka. Chłopak został zmuszony do otwarcia ust, czując na policzku miękką i delikatną dłoń Ji.

– Zęby masz już równo ustawione.

– Ortodonta powiedział, że w przyszłym miesiącu zdejmie mi aparat. – Po tych słowach chwycił rękę Chirawata, której wcześniej z podziwem się przyglądał. Próbował ją odepchnąć, ale udało mu się to dopiero wtedy, gdy użył większej siły, bo Ji nie miał zamiaru przestać.

– Jak go zdejmiesz, będziesz wyglądać przystojnie.

– Przestań grzebać mi w ustach.

– Dobra, a tak przy okazji… Masz mięciutkie policzki. – Ji uszczypnął policzek przyjaciela.

– Wkurzasz mnie.

– Możesz się na mnie wkurzać, ale pamiętaj, żeby nie jeść samemu.

– Przynieśli jedzenie. Po prostu siądź i jedz w ciszy – rzucił, podając Chirawatowi łyżkę i widelec, po czym potarł policzek o ramię, próbując złagodzić pieczenie.
Tym razem się nie złościł. Chyba nawet lubił takie droczenie się.

– Czemu się uśmiechasz, skoro mnie ochrzaniłeś?

– Nie twoja sprawa.

– Humorzasty jesteś, co? – Chirawat znów zamierzał uszczypnąć go w policzek, ale zanim jego ręka go dotknęła, w kieszeni mundurka zawibrował telefon. Uśmiech Chirawata stał się jeszcze szerszy.

– Kto ci napisał?

– Prae.

– Co?

Pierwszy kęs chrupiącej wieprzowiny z bazylią, który był naprawdę smaczny, nagle wydał się nijaki. Chi miał wyraźny problem z jego przełknięciem, gdy tylko usłyszał imię „dziewczyny Chirawata”.

– Najpierw przeczytam.

– No, szybciej.

Po przeczytaniu wiadomości szeroki uśmiech zgasł. Chirawat schował telefon do kieszeni i pocierał tył ucha, jakby próbował dobrać słowa.

– Napisała, że idzie spać. Żebym nie dzwonił.

– Super…

– Co powiedziałeś?

– Że szkoda.

– Trochę szkoda. Prae wcześnie chodzi spać, co? Dopiero ósma. – Odgoniwszy myśli o Prae, chłopak skupił się na jedzeniu i zauważył, że Achiwich jadł z wyraźnym apetytem.

– O której zwykle chodzisz spać?

– O północy albo o pierwszej.

– Tak jak ja. Zwykle oglądam przed snem jakiś film.

– A ja po prostu czytam komiksy.

– Możesz wpaść do mnie i obejrzeć przed snem jakiś film ze mną – zaproponował Chi, unikając patrzenia w twarz przyjaciela.

W odpowiedzi Chirawat skinął głową i posłał mu uśmiech, pokazując białe zęby, po czym bez słowa wrócił do kolacji.

– Nie masz brwi.

– Co?

– Masz cienkie brwi, Chi. Znalazłem twój defekt.

– Brwi? – Chłopak uniósł dłoń i dotknąwszy brwi, delikatnie je potarł. – One są tylko po prostu jasne.

– Z daleka wygląda, jakbyś ich nie miał.

– To przysuń się i dobrze przyjrzyj.  

– Ty gnoju! Ślinisz mi jedzenie. Wynocha! – wrzasnął Chirawat, choć śmiał się z tego, jak Achiwich zaprezentował mu swoje brwi. Gdy go przegonił, Chi wrócił na miejsce, wciąż ich dotykając. – I tak jesteś przystojny, nawet bez nich.

– Podoba ci się?

– Co?

– Moja twarz.

– Podobają mi się twoje usta i oczy. Są piękne – odpowiedział bez namysłu, a słuchający uśmiechnął się szeroko, mrużąc oczy.

– Jak nie będziesz mógł zasnąć i nie będziesz miał co robić, zadzwoń. Ja zawsze do ciebie oddzwonię.

Chirawat znów się zgodził, wyciągając nogi pod stołem. Nie przejmował się tym, że dotykają nóg Achiwicha. W końcu byli przyjaciółmi. Trochę fizycznego kontaktu to przecież nic wielkiego.



Tłumaczenie: Juli.Ann 

Korekta: paszyma

Poprzedni 👈              👉 Następny  

Komentarze

Popularne posty