TBC – Rozdział 11





Nie pozwól nikomu zobaczyć swoich łez



Wysoki chłopak założył białą koszulkę na nagi tors. Miał już na sobie czarne szorty, które ubrał zaraz po wyjściu z łazienki. Odwróciwszy się w stronę lustra, przyjrzał się sobie uważnie, po czym oblizał kciuk, by przeczesać nim włosy. Kiedy uznał, że wygląda wystarczająco dobrze, podszedł do osobnika siedzącego na łóżku.

– I co, jak się prezentuję, Ki? – zapytał Chirawat młodszego brata, który wparował do jego pokoju, żeby pożyczyć książkę do nauki przed egzaminem.

Kirati rzucił mu tylko krótkie spojrzenie, po czym chrząknął.

– No... Jak na ciebie, to nieźle.

– Cholera, Ki, pytam serio. Dobrze czy nie? To moja najlepsza koszulka.

– Dokąd się wybierasz?

Zamiast odpowiedzieć, Kirati zmienił pozycję z klęczącej – w której przeszukiwał karton z książkami – na siedzącą po turecku, po czym uważnie przyjrzał się bratu. Chirawat rzadko przejmował się swoim wyglądem. Dziwne, że nagle tak się wystroił i jeszcze pytał, czy dobrze wygląda. Na pewno umówił się z jakąś laseczką.

– Mam randkę z naprawdę uroczą dziewczyną. Muszę ją zdobyć. – Starszy brat puścił oczko młodszemu, wystawiając mu równocześnie język. Tym razem nie ograniczył się do zwilżenia kciuka, tylko przeczesał włosy całą dłonią.

– Jak się dowie, że układasz włosy śliną, to od razu cię rzuci.

– Wszyscy tak robią.

– O której wychodzisz?

– Spotykamy się o czternastej. Idziemy do kina.

– Przecież jest dopiero dziesiąta – mruknął Kirati, znów zagłębiając się w karton z książkami. Zignorował brata, który teraz rozłożył się na łóżku. – Ty to jesteś drama queen.

– Myślisz, że powinienem do niej zadzwonić?

– Jak chcesz...

– Ale ma teraz pewnie korepetycje, nie będzie mogła odebrać – westchnął Chirawat, marszcząc brwi. – A propos korepetycji... Chi poszedł na jakieś? Może do niego zadzwonię.

– Twój kumpel Chi to ten przystojniak, który codziennie po ciebie przyjeżdża?

– No, to on. A co?

– Dokąd cię zabiera? Zawsze widywałem cię z Pe, a ostatnio częściej jesteś z nim.

– Pomagam mu się uczyć.

– Serio? Pomagasz koledze się uczyć? To nie brzmi jak ty. Nie ćpasz z nim czasem?

– Już z tym skończyłem. Ciszej, bo ojciec usłyszy. – Przyłożywszy palec do ust, Chirawat zbladł, gdy brat beztrosko wyjawił jego sekret. A on przecież rzucił wszystko. Oprócz papierosów...

– Tata i tak nie usłyszy.

– Aż mnie ciarki przeszły. Szukaj tej książki. W milczeniu. Ja zadzwonię do Chi.

– Do dziewczyny się boisz, bo może mieć korepetycje, a do kolegi zadryndasz? Jeśli on też się uczy, to niepotrzebnie mu przeszkodzisz. To niekulturalne.

– On się na mnie nie obrazi.

– A co? Jest twoim sługusem?

– Pachołkiem.

[Kto niby jest twoim pachołkiem?] – odezwał się spokojny, lekko zaspany głos w telefonie. Najwyraźniej Achiwich właśnie się obudził i usłyszał, jak Chirawat rozmawia z Kiratim.

– Ty. Brzmisz, jakbyś dopiero wstał. Czyli nie poszedłeś dziś do szkoły.

[Hmm.]

– Wiedziałem. Dobra, to śpij dalej.

[Poczekaj.]

– Co?

Chirawat już miał zakończyć połączenie, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. Odwróciwszy się plecami do ewidentnie podsłuchującego Kiratiego, naciągnął na siebie miękki koc.

[Idziesz dziś do kina z Prae?]

– Tak.

[O której?]

– O czternastej. Nie wolno ci iść z nami.

[Kto powiedział, że chcę? Zwyczajnie pytam.]

– A ty co dziś robisz?

[Też obejrzę film.]

Po usłyszeniu odpowiedzi Chirawat głęboko westchnął. W jego głosie słychać było zmęczenie.

– Nie nudzi cię ciągłe oglądanie filmów?

[Nie. Lubię to. Mówiłem ci – jak coś mi się podoba, mogę to oglądać albo robić bez końca...]

– Jasne. A czemu dziś tak długo spałeś?

[Już od dawna nie śpię. Po prostu nie chciało mi się wstawać. Chociaż powoli zaczynam się robić głodny.]

– To idź coś zjeść.

[Zaraz. Najpierw chcę z tobą pogadać. Nie chcę jeść sam.]

– Znowu u ciebie w domu nie ma nikogo?

[Tak. Już się przyzwyczaiłem.]

– Gówno prawda, jeszcze niedawno mówiłeś, że źle ci samemu – szepnął niemal bezgłośnie Chirawat, kiedy Kirati zaczął hałasować, układając książki.

[Źle mi, ale się przyzwyczaiłem.]

– Idź coś zjeść. Posiedzę z tobą na telefonie. Jak nas rozłączy, to będzie znaczyło, że najprawdopodobniej skończył mi się pakiet.

[Spoko, rozłącz się, to oddzwonię.]

– Okej. – Achiwich przerwał rozmowę. Zanim jednak jego telefon zadzwonił, Kirati zdążył się znowu odezwać:

– Myślałem, że gadasz ze swoją dziewczyną. Nawet zmieniłeś głos na taki… słodziutki.

– Nie twoja pieprzona sprawa.

– Oddzwonił. No to rozmawiaj sobie dalej ze swoim wyjątkowo bliskim... kumplem.

Chirawat złapał za poduszkę i przywalił nią Kiratiemu w głowę. Tamten odpowiedział wściekłym spojrzeniem i warknięciem, po czym znów skupił się na książkach. Zakopawszy się w poduszkach, Ji odebrał telefon od Achiwicha.

– No, mów...

[Wstałem już z łóżka. Zazwyczaj najpierw jesz czy myjesz zęby?]

– Zależy. Jak jestem w domu, to najpierw jem. Bo jak najpierw umyję zęby, to jedzenie ma potem dziwny smak.

[Hmm.]

– A ty?

[Zęby. Już myję. Mów dalej.]

Głos Achiwicha brzmiał dziwnie, jakby odbijał się echem. Chirawat usłyszał odgłos odkręcanego kranu, chlupotanie wody i rytmiczne szorowanie.

– Trudno myje się zęby z aparatem?

[Trochę. Dłużej schodzi.]

– No to się pośpiesz. Czekam.

Chirawat nie powiedział już nic więcej. Zamiast tego przysłuchiwał się codziennej rutynie Achiwicha. Niedługo potem tamten oznajmił, że już skończył, a chwilę później że idzie coś zjeść. Odgłosy szczotkowania przeszły w mlaskanie.

***

Na głowie miał czarną czapkę z daszkiem, opuszczoną nisko na czoło. Widać było tylko dolną wargę i podbródek. Siedzący przed kinem Achiwich patrzył w ziemię. Jedną rękę miał głęboko wsuniętą w kieszeń obszernej bluzy, w drugiej trzymał bilet na film „Remember Me”.

Kolejny raz. W tym samym kinie. A ta cholerna Prae poszła tam z Khiang Moo!

To nie było fajne. Czuł się jak jakiś stalker. Ale gdy tylko się dowiedział, że wybierają się razem na ten film, i poznał godzinę seansu, jego ciało – wymykając się spod jego woli – ruszyło samo z siebie. Może po prostu chciał zobaczyć, czy taki typ jak Chirawat da radę przeżyć randkę z dziewczyną... Chciał się tylko tego dowiedzieć. A może po cichu miał nadzieję, że nie da rady?

– Chcesz popcorn?

– Jasne. To ja pójdę kupić. Ty poczekaj tutaj. Słony, prawda?

– Tak, oboje lubimy to samo.

– Fajnie, że coś nas łączy.

O rany, aż chce mi się rzygać...

Chi przewrócił oczami, gdy tylko jego uszu dobiegła rozmowa tej dwójki przy stoisku z popcornem.

Nadmierne spożycie soli może prowadzić do chorób nerek. Ja wezmę karmelowy. Niech będzie tak słodki, że aż dostanę cukrzycy!

Z wściekłości uderzył pięścią w poduszkę fotela, na którym siedział, i natychmiast odwrócił twarz, żeby nikt nie zauważył jego spojrzenia. Kiedy Chirawat i Prae przeszli obok, był pewien, że nie został rozpoznany. A czegoż się spodziewać...? Jak wiadomo, miłość zaślepia. Bez wątpienia widzieli tylko siebie.

Gdy tylko biały T-shirt i szorty zniknęły za drzwiami sali kinowej, Achiwich wstał i ruszył w kierunku stoiska z popcornem. Jak zwykle sprzedawczyni zapytała go, jaki smak preferuje.

– Słodki.

– Dużą porcję, tak?

– Tak. Bez soli.

– …

– Ani jednego ziarenka.

– …

– Dzisiaj źle się czuję od słonego zapachu. Mdli mnie. – Achiwich położył rękę na ladzie i spojrzał sprzedawczyni w oczy, chcąc ją zapewnić, że mówi jak najbardziej poważnie.

– Taki przystojny...

– Słucham?

– Eeee, nic. Postaram się, żeby nie wpadł żaden słony.

Jego ulubiony popcorn i film. Mógłby jeść i oglądać bez końca. Ale w tę sobotę nie miało to żadnego znaczenia, bo siedział w ostatnim rzędzie, tuż za Chirawatem i Prae. Jego wzrok był wbity w Khiang Moo.

Tak naprawdę Achiwich nie chciał kupować biletu na to właśnie miejsce. Ale że sala nie była zapełniona, skorzystał z okazji i usiadł tam, gdzie chciał, a nie na fotelu, którego numer widniał na bilecie. Gardło miał suche i nawet napój nie był w stanie zgasić ognia, który trawił go od środka. Wnętrzności mu się ścisnęły, gdy ujrzał, jak Prae opiera się o ramię Ji. A kiedy Khiang Moo delikatnie głaskał ją po głowie, miał ochotę kopnąć w fotel przed sobą.

– Ekhm!

Achiwich głośno odchrząknął, przerywając ich słodki moment. Gdy światło z ekranu oświetliło salę, spostrzegł ich splecione dłonie. Chwilę później siedząca przed nim para znów się do siebie przytuliła. Wszystko było aż nazbyt jasne, jednak on nie mógł oderwać od nich wzroku. Policzek Prae spoczywał na ramieniu Chirawata, bo dziewczyna najwyraźniej nie przejęła się chrząknięciem Achiwicha. A Ji? Ji wtulał twarz w jej miękkie, brązowe włosy...

Byli zakochani.

Oddali sobie serca.

A on… On był tym trzecim.

Dobrze ci tak, Achiwich. Sam ich śledziłeś. Przecież to Ji, twój kumpel. Nie powinieneś oczekiwać niczego więcej. Nie wolno ci.

To było niemożliwe. Musiał przestać o tym myśleć, przestać się nakręcać. Achiwich postanowił, że tu i teraz położy kres panującemu w swojej głowie chaosowi. Odstawiwszy popcorn i napój, wyprostował się dokładnie podczas sceny, która już tyle razy wyciskała mu łzy. I nie tylko jemu. Dziewczyna wtulona w ramię Chirawata najwyraźniej czuła to samo. Kiedy Prae zaczęła płakać, Ji palcami otarł jej łzy. Spojrzeli sobie w oczy… Scena wyjęta żywcem z jakiejś romantycznej historii. Nietrudno było zgadnąć, co nastąpi dalej. I istotnie. Zgodnie ze standardowym scenariuszem główny bohater i bohaterka zaczęli się całować. Ich usta najpierw delikatnie się musnęły, a potem zetknęły na dobre, nie pozostawiając nawet milimetra wolnej przestrzeni. W sali kinowej rozległ się odgłos ich wilgotnego, pełnego namiętności pocałunku...

Dłonie Achiwicha, leżące równolegle po jego bokach, bezwiednie zacisnęły się w pięści. Kąciki oczu zapiekły go od gorąca, a w gardle utknęła twarda, gorzka gula. Zamrugał. Gorąca łza spłynęła mu po policzku.

Czy to właśnie to nazywają palącą zazdrością?

Achiwich po cichu płakał, samemu ocierając własne łzy. I właśnie wtedy zrozumiał, dlaczego tak zazdrościł Chirawatowi. Teraz czuł już tylko jeden wielki ból.

Kochał Ji... Był w nim do szaleństwa zakochany. Nie wiedział nawet, kiedy się to zaczęło.

Wargi, które Achiwich tak często ukradkiem obserwował, teraz bezgłośnie się poruszały. Widział, jak Chirawat coś mówi, a potem znów się pochyla, by pocałować Prae. To musiało być pełne pasji przeżycie… Pocałunki w ciemnym kinie, na tle romantycznego filmu.

Do tej pory, gdy Achi oglądał „Remember Me”, był to dla niego po prostu cudowny romans. Ale teraz... Teraz chłopak uznał, że to tragedia. A raczej film wojenny, bo jedna strona musiała przegrać i zostać zraniona. I tą stroną był on sam... Cholera, serce pękło mu dokładnie w chwili, kiedy zdał sobie sprawę, że bez wzajemności się zakochał.

 

Tego wieczoru telefon leżący na szerokim łóżku zawibrował o dziesiątej. Achiwich zerknął na cyfrowy zegar na ścianie i przez chwilę ignorował wszystko wokół. Leżał tak, odkąd wrócił do domu, oszołomiony i skołowany. Pamiętał, jak trudno było mu odwrócić się i uciec od tej bolesnej sceny w kinie. W końcu udało mu się dojść na parking, gdzie siedział długo w ciszy, zanim bezpiecznie wrócił do domu. Nie zjechał z drogi, nie spadł z urwiska, chociaż czuł się kompletnie nieprzytomny.

Nie potrafił pozbyć się z głowy obrazu Chirawata całującego Prae. Czy miał otwarte, czy zamknięte oczy, ten obraz ciągle do niego wracał. Jakby tych dwoje całowało się przed nim raz po raz. Do tego byli zupełnie nieświadomi, że jego serce jest odrętwiałe i bije powoli jak u konającego człowieka.

Dźwięk i wibracje telefonu nie ustawały. Nie miał ochoty odbierać. Pomyślał jednak, że może to coś pilnego, spojrzał więc na ekran.

Mama...

– Tak, mamo... Jeszcze nie idę spać.

Jego mama była w Bangkoku i pewnie właśnie skończyła pracę.

– Jeszcze nie, mamo. Nadal nie wiem, co chcę studiować. Ale myślałem o komunikacji społecznej. Mógłbym chodzić na uczelnię w Chiang Mai. Co?! Przeprowadzasz się do Ameryki?

Achiwich gwałtownie podniósł się z miękkiego łóżka, a jego jasne brwi powędrowały w górę. Piękne usta wykrzywiły się lekko, po czym zmiękły, gdy wsłuchiwał się w słowa rodzicielki.

– Mogę zostać. Poradzę sobie sam. Nie chcę wyjeżdżać. Po prostu będę studiował tutaj. Odwiedzę cię w wakacje. Mamo, naprawdę nie chcę jechać.

Achiwich westchnął głęboko w słuchawkę i długo milczał, aż w końcu na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

– Dziękuję, że mnie rozumiesz. Kocham cię, mamo. Tęsknię... Dobranoc.

Odłożywszy telefon, Chi spuścił wzrok. Mama rozłączyła się, mówiąc jeszcze, że go kocha. Dzisiejsza rozmowa była... dziwna. Jego matka chciała, żeby kontynuował naukę w Ameryce tylko dlatego, że wtedy mogliby spędzać czas razem. Brzmiało to jak dobra propozycja. Powinien był chcieć ją przyjąć. Ale... Wciąż było to „ale”.

Ale nadal chciał widywać Khiang Moo... Pamiętał niemal każde jego słowo o tym, gdzie warto studiować, a gdzie nie. Najlepsze uniwersytety państwowe wykańczały go samym brzmieniem swoich nazw, nie mówiąc już o myśli, że miałby się tam uczyć. Ale... Znów pojawiło się „ale”, bo chciał pójść na tę samą uczelnię co Ji. Byłoby super studiować tam razem.

Telefon zadzwonił ponownie, a wibracja wyrwała Achiwicha z zamyślenia. Spojrzał beznamiętnie na ekran, sądząc, że to mama zapomniała o czymś wspomnieć. Tym razem rozmówcą okazał się ktoś inny…

Khiang Moo.

Twarz Achiwicha, zwykle obojętna, stężała, gdy pomyślał o tamtym pocałunku. Po raz pierwszy się zawahał, zanim przyjął rozmowę. To połączenie pozostawił nieodebrane. Drugie również. Dopiero za trzecim razem zdecydował się nacisnąć przycisk z zieloną słuchawką. Odebrał, ale milczał.

[Chi, śpisz już?]

– …

[Śpisz? Odebrałeś przez sen, czy co?]

– …

[Nie mogę zasnąć.]

– Tak się rozmarzyłeś, oglądając film z Prae, że nie możesz trafić do łóżka, czy jak? –Chłopak nie potrafił powstrzymać sarkazmu. A przecież miał nic nie mówić. Niestety, te słowa same wyrwały mu się z ust.

[Nie... Czyli ty też jeszcze nie śpisz?]

– Nie. Rozmawiałem z mamą.

[Ach...]

– A z tobą co?

[Sam nie wiem.]

– Jesteście już parą?

[Może... Nie wiem.]

Achiwich zmarszczył brwi, słysząc niewyraźny ton w głosie Chirawata. Brzmiał, jakby… coś było nie tak.

– Chcesz, żebym do ciebie wpadł?

[Masz aż tyle wolnego czasu?]

– Dla ciebie zawsze znajdę czas.

[Zostaniesz na noc?]

– Jasne. Najpierw wezmę prysznic. Zadzwonię, jak będę na miejscu.

Achiwich zakończył rozmowę i podszedł do szafy, by wyjąć piżamę. Wybrał też ubrania na następny dzień i wpakował je do plecaka. Jego wzrok padł na parę pacynek w kształcie zwierząt, które od dawna leżały w szafie. Kupił je kiedyś na egzamin z angielskiego.

Tygrys i królik.

– Powinienem podrażnić nimi trochę Ji.

Chwycił miękką, pomarańczową tygrysią kukiełkę do założenia na rękę i białą z długimi uszami królika i wsunął je do plecaka. Uśmiechając się pod nosem, wszedł do łazienki. Kiedy z niej wyszedł, miał na sobie elegancką, ciepłą piżamę z długim rękawem, a na jego twarzy błąkał się lekki, łobuzerski uśmiech.

Prae dostała pocałunek, ale on... On będzie dzielił z Ji jego łóżko!




 

Tłumaczenie: Juli.Ann 

Korekta: paszyma



Poprzedni 👈              👉 Następny  


Komentarze

  1. Ach ta młodość...i szczenięca miłość:) Dzięki dziewczyny! J.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty