TBC – Rozdział 15




 Rozdział 15

Jutro zawsze nadchodzi


Wilgotny dotyk i łaskotanie rozeszły się po jego twarzy, kiedy ze snu wyrwał go jęzor jakiegoś stworzenia.

To zapewne Ngern… – Wypowiedziawszy w myślach imię pupila, Achiwich otworzył oczy. Na twarzy malowała mu się dezorientacja, gdy próbował zrozumieć, jakim cudem psiak znalazł się w jego pokoju. Rozejrzawszy się, dostrzegł chłopaka w szkolnym mundurku, który popijał z butelki napój gazowany. A kiedy chwilę później jego gość się zaśmiał, do Achiwicha dotarło, że jego przyjaciel nie tylko wpuścił futrzaka do sypialni, ale również położył mu na twarzy psie przekąski. Obudzony chłopak podniósł psa, który zdawał się znacznie silniejszy niż wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, i położył go sobie na kolanach. Ziewnąwszy szeroko, próbował pozbyć się senności.

– Długo tu jesteś?

– Dopiero przyszedłem. Zobaczyłem, że śpisz, więc wpuściłem Ngerna, żeby się z tobą pobawił.

– Dlaczego sam mnie nie obudziłeś?

– Psiak załatwił to za mnie. – Chirawat rozłożył się na dużym łóżku Achiwicha, jakby to był jego własny pokój. Właściciel łóżka nie powiedział nic, tylko znów podniósł psa i tym razem położył go na plecach Chirawata.

– Nadal cię boli?

– Nie. – Skrzywił się chłopak. Od bójki minęło już kilka dni. Rany na twarzy Ji prawie całkiem się zagoiły, została po nich tylko blada smuga. Pośladki też już go nie bolały.

– Przyszedłeś mnie pouczyć? – Po tych słowach Achiwich położył się z powrotem, tuląc szczeniaka do piersi. Pozwolił Ngernowi lizać się po twarzy, gdy pytał Ji o powód wizyty.

Egzaminy...

– Jeszcze nie teraz. Nie chce mi się – rzucił Chi.

– Nie możesz sobie pozwolić na lenistwo.

– Ja mam egzaminy później, to ty się najpierw ucz.

– To po co kazałeś mi tu przyjść? Tęsknisz i nie masz się z kim bawić, prawda?

– Hmm – mruknął Achiwich, sięgając po butelkę napoju, z której wcześniej pił Chirawat. Chłodny łyk dobrze mu zrobił. – Idę coś zjeść i przynieść coś dla Ngerna. Chcesz też?

– Do zjedzenia? Jasne. Jeszcze nie jadłem. Ale wiesz, wydaje mi się, że Ngern przytył, a jest u ciebie zaledwie od kilku dni.

– To wina Khwan.

– Nie zwalaj na innych. Idź po coś jadalnego i wracaj wpisać mi się do pamiętnika.

– Dobra. Na koszuli też ci coś napiszę.

– Na koszulach pisze się ostatniego dnia. Jeszcze kilka dni nam zostało.

– Pozwolisz mi na niej coś napisać? – Achiwich zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na chłopaka, który podniósł się do pozycji leżącej.

– Jeśli mnie odbierzesz ze szkoły, to pozwolę. Ale jak się spóźnisz, nie gwarantuję, że zostanie na niej wolny skrawek.

– To napiszę na tej, którą masz na sobie teraz.

– Nie, szkoła jeszcze się nie skończyła. Nie wypada pisać wcześniej.

– Maruda. Wolę się bić niż tak rozmawiać.

– Uważaj, co mówisz, bo ci przywalę. – Achiwich złapał za klamkę, gdy Ji zaczął podwijać rękawy, jakby szukał zaczepki. Wyglądało na to, że istotnie był gotów go uderzyć, ale przecież gdyby Chirawat naprawdę chciał się bić, zrobiłby to już dawno, zamiast siedzieć wtedy i trzymać go za rękę, sprawiając, że ich relacja stała się jeszcze bardziej niezręczna.

Wyszedłszy z pokoju, chłopak oparł się o drzwi. Westchnął ciężko nad swoimi uczuciami, które coraz trudniej było mu stłumić. Bliskość i znaczenie ich relacji sprawiały, że pęczniało mu serce, a już po chwili to wszystko opadało, gdy trzeba było zdefiniować to jako przyjaźń. Chirawat był jak wyjątkowy film, którego szukało się od tak dawna… Tak dobry, że chciało się go oglądać raz za razem, poruszający serce i sprawiający, że znów i znów na nowo się w nim zakochiwał.

Niedługo potem Chi wrócił z jedzeniem i tacą dla psa. Postawił miskę z karmą w rogu pokoju i zagwizdał. Leżący na kolanach Chirawata pies zeskoczył i podbiegł do pana. Wskazując na trzymane w dłoni naczynie z dwiema łyżkami, Achiwich zwrócił się do przyjaciela:

– Możemy jeść z jednej miski? Nie dałem rady wziąć więcej.

– Jasne.

Podawszy łyżkę chłopakowi siedzącemu na brzegu łóżka, sam usiadł obok. Sięgnął po pilota i jak zwykle włączył telewizor, żeby zagłuszyć ciszę. Choć tak naprawdę, kiedy Chirawat był w pobliżu, nigdy nie było przecież całkiem cicho. Rozmowa była lepsza od gapienia się w ekran.

– Możesz zjeść wieprzowinę. – Nałożywszy kawałek smażonego mięsa na drugą łyżkę, patrzył, jak Chirawat kiwa głową i wkłada ją do ust. – Zjedz jeszcze trochę. Zrobisz się pulchniejszy – dodał po chwili.

– Mam już dość. To ty powinieneś więcej jeść – powiedział gość, przekładając resztę mięsa na drugą łyżkę, dokładnie tak, jak przed chwilą zrobił to Achiwich, po czym podniósł łyżkę do ust przyjaciela.

Gdy Chi pojął, że jest karmiony, zapłonęły mu policzki. Przyjął łyżkę, aczkolwiek przeżuwając powoli, nie czuł żadnego smaku. Coś było nie tak. Chciał odwrócić wzrok, choć wyglądało na to, że Chirawat niczego nie zauważył i jakby nigdy nic podjął jedzenie. A potem… znów podniósł łyżkę do ust Achiwicha.

– Nie umiesz jeść i trzymać talerza jednocześnie, co? – zapytał Chirawat i nie czekając na odpowiedź, znów podał mu kolejną porcję.

– Mhm.

– To jedzmy na zmianę, po jednej łyżce. Sprawiedliwie, nie?

– Sam mogę jeść.

– Otwórz buzię.

Achiwich posłusznie wykonał rozkaz Chirawata. Domyślał się, że jego twarz musi być już bardzo czerwona. Miał ochotę zapytać Ji, co niby jest w tym sprawiedliwego. W relacji, w której jedna strona czuje więcej, a druga nie zauważa, co się dzieje. Nie mogło być mowy o czymś takim jak sprawiedliwość.

– Ji, już wystarczy.

– Mało zjadłeś.

– Gdzie masz pamiętnik? Daj, wpiszę ci się. – Achiwich zmienił temat.

– W torbie. Naprawdę już nic nie zjesz? Zostało za dużo, sam nie dam rady.

– Zostaw. Jak zgłodnieję, to zjem później.

– Serio? – Chirawat trochę ponarzekał, ale w końcu przyjął talerz i podjął jedzenie.

Achiwich podszedł do torby Ji i wyciągnął z niej gruby pamiętnik.

– Jest tu jeszcze miejsce na wpis?

– Sporo. Niewiele osób się wpisało. – Chirawat odstawił talerz na mały stolik przy łóżku i wstał. Podszedł do Achiwicha i stanąwszy za nim, spoglądał mu przez ramię, ciekawy, co przyjaciel napisze.

Cisza przeciągała się przez dłuższą chwilę. Żaden z nich się nie odzywał, jakby to była walka na nerwy – ten, kto pierwszy mrugnie albo odwróci wzrok, przegrywa. Przegrał Achiwich. Westchnąwszy, wydął policzki, po czym zdjął skuwkę z długopisu i zaczął pisać:

„Achiwich”

– Tylko tyle? – nie wytrzymał Ji, gdy przyjaciel oddał mu pamiętnik. Jego zmarszczone brwi wyraźnie wskazywały, że jest niezadowolony.

– Po co się rozpisywać? I tak będziemy się widywać.

– A co, jeśli nie dostaniemy się na tę samą uczelnię?

– Chcesz studiować w Bangkoku, prawda? Jeśli nie dostaniemy się na tę samą, zawsze mogę studiować na prywatnej. Byle blisko ciebie.

– Bogaty dzieciak, co? Możesz wszystko.

– Mamy też dom w Bangkoku. Chcesz zamieszkać tam razem ze mną?

– Nie wiem. – Niewyraźna odpowiedź sprawiła, że twarz pytającego nieco posmutniała. Mówiący szybko dodał: – To znaczy, nie wiem, czy nie będę musiał mieszkać w akademiku.

– Nie chodzi ci chyba o to, że nie chcesz mieszkać ze mną, prawda?

– Nie, absolutnie. Mieszkanie z tobą byłoby fajne. Nie czułbym się samotny. Jest wiele miejsc w Bangkoku, które chciałbym odwiedzić. Pójdziemy tam razem, co?

– Dobra. Plaża i zwiedzanie Bangkoku – zapamiętam.

– Słodki jesteś, serio.

– Czyli już nie jesz, Ji?

– Też mam dość. Rozmowa o podróżach jakoś mnie nasyciła.

– Przesadzasz.

– Pouczmy się. Twój poziom z matmy to absolutna katastrofa.

– Nikt nie przebije mojej pozycji na egzaminie poprawkowym.

– W tym semestrze to ja cię uczę. Jeśli znów oblejesz, to będziesz miał ze mną problem. Siadaj, Achiwich. Mówię serio.

– Czekaj – zaprotestował chłopak, unikając zajęcia miejsca przy niskim, składanym stoliku, przy którym usiadł Chirawat. Podszedł do szafki, by wyjąć z niej aparat typu polaroid.

Znalazłszy się przy Ji, złapał go za kołnierz i przyciągnął do siebie, po czym pstryknął zdjęcie, nie dając mu nawet czasu na przygotowanie.

– Hej! Nie byłem gotowy.

– Będzie dobrze. Zaufaj mi.

– Nie wierzę ci. – Chłopak wyrwał zdjęcie z aparatu i zaczął nim wachlować, chcąc, żeby szybciej wyschło. Jego oczy wędrowały od Achiwicha do zdjęcia. Ciemna klisza stopniowo zaczęła blednąć, aż ukazały się podobizny dwóch młodych chłopaków.

– Chyba wyszło okej.

– Tak, chyba tak – przyznał, gdy obraz całkowicie się wyłonił. Wyglądało trochę zabawnie, ale według Ji było jak najbardziej w porządku.

– Weź je. To będzie nasze najlepsze zdjęcie.

– Dzięki. Schowam je razem z twoimi bazgrołami w pamiętniku – zdecydował Chirawat, wsuwając fotografię między kartki, po czym otworzył leżący przed Achiwichem podręcznik. Czas tortur dla kogoś, kto miał problemy z liczbami, właśnie się zaczynał… Ponad 20 razy Achiwich dostał w głowę długopisem za brak rozwiązania najprostszych zadań.

Nie szkodzi, Ji, możesz mnie bić, ale lepiej uważaj na siebie!

Zbliżenie się do ciepła, kiedy zimno z klimatyzatora stawało się nie do zniesienia – to była nocna rzeczywistość Chirawata. Książki nadal leżały porozrzucane przy łóżku. Pamiętał jeszcze, że zasnął przypadkiem, gdzieś koło dziesiątej, chociaż twierdził, że posiedzi do późna. Ale przecież uprzedził już mamę, że śpi dziś u kolegi. Obudzić się w środku nocy i zorientować, że to nie jego pokój, to żaden dramat. Chłopak o nieprzytomnym spojrzeniu naciągnął grubą kołdrę. Do jego uszu dotarł cichy pomruk tajskiego kundelka. Światło i pomrukiwanie kogoś jeszcze sprawiły, że Ji zmrużył oczy. Achiwich wciąż jeszcze nie spał. Oglądał film. Chirawat przeciągnął się, zmieniając pozycję, aż jego twarz znalazła się blisko ramienia opartego o łóżko przyjaciela. Achi rzucił mu krótkie spojrzenie swoich pięknych oczu, po czym skupił się z powrotem na filmie.

– Jeszcze nie śpisz?

– Nie bardzo mi się chce.

– Zimno mi.

– Przykręcę klimę.

– Mmm… – jęknął gość półprzytomnie, słysząc, jak Achiwich się podnosi.

– Śpij.

– A ty?

– Za chwilę.

– Dobra…

– Spokojnych snów – powiedział miękko, widząc, jak Chirawat z głową w nogach łóżka zamyka oczy, próbując znów zasnąć. Usłyszawszy jego cichy pomruk, Achiwich pchnął go delikatnie, by wrócił do poprzedniej pozycji. Kiedy zorientował się, że Ji odpłynął do krainy Morfeusza, sięgnął po pamiętnik, w którym dotąd widniało tylko jego imię. Korzystając ze światła padającego z ekranu telewizora, zaczął czytać to, co napisali inni.

Powodzenia.

Do zobaczenia.

Powodzenia.

Przepraszam.

Pod niektórymi wpisami widniały dane kontaktowe. Bezmyśnie przewracał kartki, aż w końcu dotarł na stronę z własnym podpisem. Chwycił ołówek, by dopisać coś więcej.

Kocham cię, Ji.

Napisał i starł.

Kocham cię, Ji.

Pisał i ścierał, znów pisał, by niemal natychmiast zetrzeć, aż papier zaczął się rwać. Miękki pomruk i puszyste futerko Ngerna, który kręcił się wokół jego nóg, przywróciły go do rzeczywistości. Wsunąwszy wspólne zdjęcie z powrotem na swoje miejsce, zamknął pamiętnik i odłożył go na bok, po czym podniósł futrzaka. Pocałował jego pyszczek i brzuszek. Przez jakiś czas cicho przemawiał do szczeniaka, nie chcąc, by Ji się obudził i usłyszał, że ten, który twierdził, że nie rozmawia ze zwierzętami, teraz bez przerwy do jednego z nich trajkocze.

– Jesteś śpiący, Ngern? Idziemy spać? – Achiwich wtulił twarz w jego futerko. Położywszy psa na poduszce obok łóżka, zaczął się zastanawiać, czy powinien położyć się na podłodze z Ngernem, czy wdrapać się do łóżka… do Chirawata.

Zaraz… Czemu miałby spać z psem? Żeby być dżentelmenem? Szaleństwo! Przecież Ji to jego przyjaciel. Nakrył Ngerna małym kocykiem, gdy psiak wygodnie się umościł, a potem usiadł ostrożnie na brzegu łóżka i bardzo delikatnie odsunął kołdrę z Ji, by się pod nią wsunąć. Oczy Chirawata natychmiast się otworzyły.

– Przepraszam, że cię obudziłem.

– To nie moje łóżko, więc mam lekki sen. A ty? Zaśniesz? – zapytał ochrypłym głosem, robiąc mu miejsce. Jego oczy zmagały się ze światłem telewizora. Widząc to, Achiwich sięgnął po pilota i szybko go wyłączył. Pokój natychmiast pogrążył się w ciemności i tylko cichy szelest posłania i ich oddechy zdradzały, że ktoś jest obok. Po chwili jednak światło księżyca rozproszyło mrok.

– Twoje łóżko jest węższe niż moje, a jakoś udało nam się na nim wyspać.

– Jak nie chce ci się spać, to możesz dalej oglądać.

– Nie, pora na sen.

– Możesz zasnąć?

– Która godzina? – zapytał gość w odpowiedzi. Gdy tylko Achiwich do niego dołączył, pod kołdrą zrobiło się przyjemnie ciepło.

– Czwarta.

– Zaraz będzie rano.

– Czasem nie chcę, żeby nastał ranek, więc siedzę do późna, żeby noc trwała dłużej.

– Dlaczego?

– Boję się zaczynania od nowa. Noc i sen to koniec dnia, szansa na odpoczynek, ale gdy nadchodzi nowy dzień, boję się tego, co mnie czeka.

– Czyli nie śpisz, żeby wydłużyć noc, Chi?

– Tak, albo to tylko wymówka. Po prostu nie chcę spać. Boję się jutra, ale ono i tak zawsze przychodzi, a ja codziennie je przetrzymuję.

– „Jutro zawsze nadchodzi”, co?

– Coś w tym stylu.

– A ja lubię jutro. Bo to oznacza, że przetrwałem kolejny trudny dzień. Jak wtedy, gdy się z tobą pokłóciłem, gdy mój ojciec mnie zlał, gdy rozstałem się z Prae… – Głos Chirawata zgasł. Przełknął z trudem. Wcale nie zamierzał wspominać o kimś innym. Nie chciał wracać do tego, co już się skończyło.

– Mówiłeś, że nie jesteś smutny, Ji.

– Jak się nad tym zastanowię, to trochę jednak jestem. Dałem się nabrać.

– Tego kwiatu jest pół światu.

– Poczekam do jutra, pojutrza i jeszcze trochę… zanim znów zacznę szukać.

– Nie musisz nikogo szukać. Możesz po prostu być moim przyjacielem.

– Kurczę, taki przystojniak jak ty na pewno kogoś znajdzie. A raczej to ciebie znajdą. – Odwróciwszy się w stronę Achiwicha, Chirawat niespokojną dłonią dotknął twarzy, którą przed chwilą nazwał przystojną.

– A jeśli nie znajdę?

– Szkoda takiej urody. Lubię twoje czoło, oczy, nos, usta… Wierz mi, na pewno jest wiele osób, które lubią cię tak jak ja. A ty polubisz którąś z nich. – Mówiąc te słowa chłopak delikatnie głaskał palcami miejsca, które wymieniał. Chwilę później usłyszał ciężkie westchnienie przyjaciela i poczuł nagły ruch, gdy Achiwich odwrócił się do niego plecami.

– Za co mnie lubisz?

– Jesteś dobry, dlatego cię lubię.

– Śpij już – uciął Chi. Uczucie Chirawata na pewno nie było tym samym co jego własne.

– Nie lubisz, jak cię dotykam?

– Nie o to chodzi… Zwykle śpię na boku.

– Serio?

– Nie wierzysz mi?

– Nie bardzo.

Na dźwięk tych słów Achiwich odwrócił się i wpatrzył w Chirawata. W jego oczach zebrało się mnóstwo intensywnych uczuć, ale żadne z nich nie dotarło do tamtego. Delikatnie ująwszy jego drobniejszą dłoń, przyłożył ją do swojego policzka.

– Wierzysz mi teraz? Że nie mam nic przeciwko?

Ze strony właściciela tej dłoni nie padła żadna odpowiedź. Po chwili jednak Ji cofnął rękę i odwrócił się plecami do Chi.

– Spróbuję zasnąć. Dobranoc.

– Hmm. Dobranoc. – Achiwich naciągnął na niego kołdrę. Tym razem jednak się nie odwrócił. Przez jakiś czas leżał nieruchomo, patrząc na szczupłe plecy. Po kilku chwilach wyciągnął rękę, by ich dotknąć. Zamknął oczy, spodziewając się, że przyjaciel się odsunie, ale ku jego zdziwieniu tak się nie stało.

Dłoń Achiwicha pozostała więc na plecach Ji, aż sypialnię rozjaśniło poranne światło.



Tłumaczenie: Juli.Ann 

Korekta: paszyma


Poprzedni 👈              👉 Następny  

Komentarze

  1. Dzięki dziewczyny! Pozdrawiam ciepło i wakacyjnie:) J.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty