TBC – Rozdział 20
Wyjaśnienia
Pamiętnik przyjaciół, koszulka z podpisami, księga absolwentów…
Gdzie to wszystko się podziało?
Obudziłem się znowu w swoim łóżku. Poszewka była lekko wilgotna. Nie byłem pewien, czy to od łez wywołanych wspomnieniami, czy od śliny. Nie czułem już bólu po tym, co się wydarzyło, ale zamęt w głowie wciąż nie chciał zniknąć. Pewnie do wieczora uda mi się to wszystko poukładać.
Gdyby Chi tu był, zapytałbym go.
Usiadłem na miękkim łóżku i wyłączyłem dzwoniący i wibrujący budzik. Potrząsnąłem głową, próbując się dobudzić, i przeczesałem włosy palcami, choć wiedziałem, że to i tak nic nie da. Zsunąwszy nogi na zimną podłogę, przeciągnąłem się i otworzyłem drzwi sypialni, szukając kogoś, kto pewnie jeszcze spał… może na kanapie.
Ale nikogo nie było. Pokój był pusty.
Tylko ja. Bez Achiwicha.
Co jest grane? Nie można po prostu pojawiać się i znikać jak duch.
Uśmiechnąłem się, widząc w pokoju jego rzeczy. To znaczyło, że wróci. Pewnie niedługo… Może w ciągu kolejnych dziesięciu lat.
Żartuję!
Drzwi wejściowe skrzypnęły. Zwróciłem głowę w tamtą stronę. Bez okularów widziałem wszystko jak przez mgłę, ale nie miałem wątpliwości, że to on.
No proszę, wrócił.
– Już nie śpisz?
– Nie. Gdzie byłeś?
– Biegałem.
Ukradkiem zmierzyłem go wzrokiem, gdy podchodził bliżej. Obraz stał się wyraźniejszy i zobaczyłem, że miał na sobie czarne sportowe ubranie: obcisłą koszulkę, krótkie spodenki i czapkę z daszkiem zasłaniającą twarz. Cały był zlany potem. Dopiero wtedy zauważyłem, że jest ode mnie znacznie większy, szczupły, wysportowany… A ja? Z moim małym brzuszkiem.
Spojrzałem w dół zamiast na jego umięśnioną klatkę. Luźna koszulka trochę mnie ratowała, więc Chi i tak nie widział mojego brzucha, chyba że przytuliłby mnie bardzo mocno i jeszcze zacząłby dla żartu szczypać w boki.
– Pulpeciku…
– Ty to masz tupet, żeby tak do mnie mówić.
– Słodziaku… – Pochylił się tak blisko, że poczułem jego gorący oddech na policzku. – Kocham cię.
– Śmierdzisz potem. – Odepchnąłem go, czując, jak po jego wyznaniu płonie mi twarz.
Cholera. Boże, zaraz chyba zemdleję. Nie. Nie teraz. Nie mogę stracić głowy.
– Wstydzisz się, że wyznałem ci swoje uczucia?
– Nie. Po prostu nie chcę ci wierzyć.
– Dlaczego?
– Pogadamy później. Muszę przed pracą wziąć prysznic.
– Jasne. Mogę z tobą pogadać przez drzwi łazienki.
– Później znaczy później, Achiwich.
– Ji…
– Nie mów do mnie tym słodkim tonem. Ostrzegam, tak łatwo mnie nie ruszy. – Posłałem mu uśmiech i odwróciwszy się, poszedłem do łazienki. Wiedziałem, że na mnie patrzy, ale i tak podążył za mną.
– Czemu mi nie wierzysz? Naprawdę cię kocham. Bardzo. Kocham cię od dawna. Ile razy mam to powtarzać, żebyś w końcu usłyszał?
– Usłyszałem. Nie musisz krzyczeć. W uszach mi dzwoni.
Przekrzyczałem go, próbując zagłuszyć własne, bijące jak szalone serce.
– Powiedziałeś, że mi nie wierzysz.
– Powiedziałem, że nie chcę wierzyć. Przynajmniej na razie.
– Jak chcesz… Ale i tak cię kocham.
– Kto na świecie rzuca słowem „kocham” tak beztrosko jak ty?
– Nadrabiam stracony czas. Dziesięć lat.
Zanim zdążyłem zamknąć drzwi od łazienki, złapał mnie za ramię. I już po chwili plecami przywarłem do białej ściany, gdy przyciskał mnie do niej całym ciałem. Był taki duży…
– Nie patrz tak na mnie, Chi.
– Jak?
– Jakbyś miał umrzeć, jeśli cię nie pokocham – zaśmiałem się, zasłaniając twarz dłońmi.
– Więc… kochasz mnie? Myślałeś kiedyś o tym, żeby mnie pokochać?
Nie rozumiałem, czemu jego głos brzmiał tak łagodnie, niemal jakby się bał.
Dziesięć lat temu zniknął. Z jakim uczuciem wtedy odchodził?
– Od kiedy mnie kochasz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, zamiast przyznać się do własnych uczuć.
– Od dawna… Od kiedy byliśmy dzieciakami. Myślałem, że o tobie zapomnę, gdy wyjechałem do Ameryki, ale się nie dało. Wystarczyło, że przypomniałem sobie twoją twarz. Wiedziałem, że cię kocham. Jesteś filmem, który chcę oglądać bez końca.
– A jeśli cię nie pokocham, znikniesz znowu?
– Nie wiem. Trudno odejść od kogoś, kogo tak bardzo się kocha. Poza tym… teraz mam nadzieję. Wczoraj powiedziałeś mi, że mogę iść dalej.
– A pomyślałeś kiedyś, jak czuje się ktoś, kogo zostawiłeś bez słowa pożegnania? I jak to jest, kiedy wracasz i też nic nie mówisz?
– Nie sądziłem, że w ogóle ci na mnie zależy.
Westchnąłem i przesunąłem dłoń z jego policzka na kark. Czułem chłodny, drzewny zapach, który wcale nie był nieprzyjemny, wbrew temu, co mówiłem wcześniej. Serce znowu zaczęło mi walić.
– Czemu wzdychasz?
– Bo na pewno się spóźnię, jeśli będziemy tak dalej gadać. Dokończmy wieczorem. Mam ci jeszcze tyle do powiedzenia.
– Hmm… – Niechętnie mnie puścił, cofając się o krok. Usta mu się wykrzywiły, jakby zaraz miał się rozpłakać z rozczarowania.
Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Pochyliłem się i pocałowałem go w czoło, potem w nos, a na końcu w usta.
Zaczęło się delikatnie, żartobliwie, a skończyło tym, że Achiwich zmusił mnie, żebym otworzył usta i pozwolił jego gorącemu językowi splątać się z moim. Jego dłonie ścisnęły mnie mocniej i zaczęły błądzić po moim ciele. Trwało to długo, a jednocześnie o wiele za krótko. Chciałem znów go całować. Chciałem, żeby całował mnie.
– Na razie wystarczy – wyszeptałem zachrypniętym głosem, walcząc z własnym pożądaniem i podpierając się nogą, żeby nie osunąć się na podłogę.
– Hmm.
– Powinieneś już iść. Idę pod prysznic.
– Hmm.
– No idź już. – Popchnąłem go. Jego piękne oczy nadal wpatrywały się we mnie, jakby nie zamierzał odejść. Pod jego spojrzeniem twarz mnie zapiekła i zrobiła się gorąca.
– Kocham cię.
– Wiem.
– Chirawat.
– Chi, nie rób scen. Możesz już iść?
– Dobrze, ale zjedz coś, zanim wyjdziesz. Zrobiłem ci śniadanie.
– Dobra, tylko pozwól mi wziąć prysznic. Dwie minuty.
– Okej – mruknął, a w jego głosie pobrzmiewała zgoda i lekkie wahanie. Jego dłonie oderwały się ode mnie jako ostatnie. Czułem w jego dotyku niechęć do odejścia i tęsknotę.
– Wracaj szybko, Ji… Tęsknię za tobą. Strasznie tęsknię.
***
Zdarzało mi się widywać, jak inni dostają w pracy bukiety. Nigdy nie pomyślałem, że mnie też kiedyś to spotka. Stałem w pokoju socjalnym w czasie przerwy, uśmiechając się blado. Na stole leżał ogromny bukiet białych róż. Zdziwiłem się, gdy ktoś odsunął krzesło i oznajmił, że to dla mnie.
Nie musiałem zgadywać. Wiedziałem, od kogo są.
Podniosłem bukiet i odwróciłem kartkę przyczepioną do wstążki. Na widok krótkiej wiadomości spłonąłem rumieńcem, zawieszony gdzieś między uśmiechem a niedowierzaniem.
Dla mojego Khiang Moo. Od twojego faceta.
– Wariat.
– Od kiedy masz chłopaka, Ji?
– Spadaj. – Wyrwałem kartkę Pe, a właściwie doktorowi Praveenowi, znanemu playboyowi, jak go wszyscy nazywali.
Pracowaliśmy na różnych oddziałach, ale dziwnym trafem zawsze miał wolne w tym samym czasie co ja, więc ciągle się pojawiał.
– Masz przede mną tajemnice?
– Nie. Co ty w ogóle robisz na oddziale chirurgii?
– Oglądam pielęgniarki.
– Mam cię dość.
– Ale wiesz co? Ostatnio dziewczyny mnie nie interesują. Chodź na kawę i opowiedz, skąd wziął się ten bukiet.
– To naprawdę konieczne?
– Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
– Jasne… – Westchnąwszy ciężko, zdjąłem fartuch i przerzuciłem go przez oparcie krzesła.
Poszedłem za Praveenem, który poprowadził mnie do kawiarenki w budynku. Kiedy już usiedliśmy, Pe od razu przeszedł do rzeczy. Po tylu latach przyjaźni nie było między nami żadnej niezręczności, nawet przy bezpośrednich pytaniach.
– Więc twój ukochany to facet?
– Nie jest jeszcze moim chłopakiem.
– Ale facet, tak?
– Tak. Skąd wiedziałeś? – Uniosłem kubek z kawą, ale wzrok cały czas miałem wbity w Pe. Umierałem z ciekawości, jak się domyślił.
– Widziałem na karteczce notatkę od twojego faceta. Więc jak to jest? To on cię podrywa czy ty jego? Od dziesięciu lat z nikim się nie spotykasz, jesteś gejem, więc jak? Wyjaśnij mi to.
– Całą tę swoją ciekawość masz wypisaną na twarzy.
– Mów. Natychmiast. Ji, tygrys, który od dekady z nikim się nie umawia, nagle dostaje bukiet? I czerwienieje, gdy pytam o chłopaka?
– To nie randkowanie. Dopiero się poznajemy.
– Gówno prawda. Mów, zanim sam się dowiem.
– Co niby zrobisz? Nic nie ma. Jak zaczniemy się umawiać na serio, to ci go przedstawię. – Uciąłem temat, biorąc kolejny łyk kawy, ale Pe pochylił się bliżej.
– Achiwich, co?
PFFF!
– Ekhem! Ekhem! Zamknij się! Cicho bądź! – Sięgnąłem po serwetkę i wytarłem plamy po kawie z ust. Twarz mi płonęła. Nie wiedziałem, czy ze wstydu, czy przez to, że się zakrztusiłem.
– Czyli jednak… Nie mów, że coś ciągnie się już od dziesięciu lat.
– Skąd wiedziałeś, że to… Chi? – Zacząłem się wiercić, gestem prosząc Pe, żeby mówił ciszej. Byliśmy w miejscu publicznym, a Achiwich był znany. Lepiej było nie robić zamieszania.
– Słyszałem, że Achi odwiedził cię w Chiang Mai.
– I tylko dlatego sądzisz, że to on?
– Połączyłem to z wiadomością z kartki. Niewielu wie, że twoja rodzina kiedyś prowadziła rzeźnię, a jedyną osobą, która nazywa cię Khiang Moo, jest właśnie on.
– Brak mi słów.
– Chłopak gwiazdor. Niezły z ciebie szczęściarz.
– Nie jesteśmy jeszcze razem.
– To na co czekasz?
– Zostawił mnie na dziesięć lat, a teraz wrócił z opinią casanovy. – Przełknąłem ślinę i dodałem: – Nie wiem, czemu zawsze trafiam na takich playboyów. Ty jako przyjaciel i on też.
– Hej, zabrzmiało to, jakbyś mnie obrażał.
– Nie wiem, co z nami będzie, czy wszystko sobie wyjaśnimy.
– Wyglądasz na zakochanego.
– Ale to ja zostałem porzucony. I nie chcę przechodzić przez to drugi raz. – Przyznałem w końcu, że potrzebuję rady, choć wiedziałem, że od Pe raczej jej nie dostanę.
Nie wstydziłem się, że wie, iż podobają mi się mężczyźni. Pe od dawna miał przygody zarówno z dziewczynami, jak i z chłopakami. Jego życie uczuciowe było… nie do ogarnięcia.
– Czym się przejmujesz? Wy to dopiero historia. Dziesięć lat! Cała dekada. Na twoim miejscu miałbym już 99 nowych dziewczyn.
– Dlaczego akurat 99?
– Bo to szczęśliwa liczba. Dobra, dość bzdur. Wróćmy do ciebie. Serio, to niesamowite. Dziesięć lat bez żadnego związku, a tu los się nad tobą zlitował i przyprowadził z powrotem Achiwicha, wielką gwiazdę.
– Spotkaliśmy się przypadkiem, na lotnisku.
– Przypadkiem? Myślisz, że to los czy przeznaczenie? Dobrze jest w coś takiego wierzyć. Astrologia to potęga.
– Jesteś niepoważny. Jakim cudem ty w ogóle zostałeś lekarzem, Pe?
– No co? Lekarze to też ludzie. Więc co? Będziesz się z nim spotykał czy nie? Umieram z ciekawości, żeby zobaczyć was razem.
– Nie wiem. Jeśli mnie nie poprosi, to nie.
– Czyli wszystko zależy od niego.
– Sam nie wiem…
– Od dawna miałeś do niego słabość. Wiem to. Widać. Jak tylko cię poprosi, będziesz w siódmym niebie.
– Po prostu wkurza mnie, że odszedł, nie żegnając się, a potem wrócił i też nie powiedział nic.
– Musiał być wtedy naprawdę zraniony. Pewnie myślał, że go nie kochasz. To przypadek, że wasze serca się zgrały. Gdyby wiedział to wszystko dziesięć lat temu, nie odszedłby po tym, co się między wami stało. O kurczę, przypadkowo coś mi się wyrwało.
Spojrzałem na Pe, łapiąc go za słówka. Ten drań wydał mi się strasznie podejrzany. Tylko Chi i ja wiedzieliśmy o naszej historii. Skąd więc doktor Praveen, ten drań, się dowiedział? Cholera, chyba zrobiono mnie w konia. Serio.
– Dobra, teraz ja cię przesłucham, panie Praveen. Jak się dowiedziałeś o mnie i Chi?
– No… No… Wy, wy… Wy dwaj…
– Co z nami?
– Nie gniewaj się. Achi przyszedł do mnie już pierwszego dnia po przyjeździe do Tajlandii. Pytał o ciebie.
– Więc wielki mówca wszystko mu wygadał. Wydałeś mnie.
– To on pierwszy mi opowiedział, co się między wami wydarzyło. Gdyby on mi się nie zwierzył, to ja bym cię nie wydał.
Powinienem był coś podejrzewać, skoro Pe zaproponował mi kawę. Chciał odpokutować za zdradę, tak? Pchnąłem pusty kubek w jego stronę, uśmiechając się tak szeroko, że wystawały mi kły. Chciałem wstać i go wyzwać, ale kawiarenka była zbyt zatłoczona, więc się nie odważyłem.
– Powiedział, że cię kocha, że nie potrafi o tobie zapomnieć, ale boi się z tobą spotkać. Wydaje mu się, że ktoś mieszka w twoim sercu. Myślałem, że tym kimś jest Chi. Chcę, żebyście byli szczęśliwi. Wasza miłość wygląda pięknie. Czekanie boli, ale nadal jest piękna.
– Czy mogę nienawidzić twoich imponujących gestów? – Udałem, że mdleję. – Fuj, żałosne.
– Po prostu dajcie się ponieść. Achi nie jest zły. Jego jedyny błąd to to, że kiedyś cię zostawił. Ale ty też się myliłeś. Byliście młodzi i naiwni. Teraz jesteście dorośli. Zacznijcie od nowa.
– Masz jeszcze coś do wyznania? Mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec – powiedziałem chłodnym głosem, kopnąwszy go pod stołem w kostkę. Nie krzyknął. Po prostu odsunął nogę i zrobił minę, jakby miał się zaraz rozpłakać.
– Jesteś za bystry. Było jasne, że Chi chce cię zobaczyć, ale był zbyt nieśmiały. Zaplanowałem więc, żebyście spotkali się na lotnisku. On o tym nie wie.
– O, uważasz się za amora, co?
– Przepraszam. Wybacz mi, proszę.
– Jesteś jak Kirati. Jakbyś tak bardzo chciał, żebym miał chłopaka. – Ze złości rzuciłem w Pe łyżeczką.
Cholerny kombinator. Powinienem mu życzyć impotencji!
– Zrobiłem to, bo cię kocham, mój drogi przyjacielu. Ale chłopak? O rany. Jesteście już parą?
– To moja sprawa.
– Ale super! Achiwich jest taki odważny.
– Zabiję go. Zemszczę się za przeszłość – zagroziłem surowym głosem, zaciskając pięść.
Nie zrobiłbym tego naprawdę. Wiedziałem, że nikt nie uwierzy w moją deklarację.
– Nie rób tego, Ji. Współczuj Chi. On cię tak bardzo kocha. Najlepsza zemsta to przebaczenie.
Ach, okej. Pe był naprawdę naiwny. Łatwy do oszukania.
– To co chcesz, żebym zrobił?
– Kochajcie się. Tak, tak, tak!
– Mam prawo nienawidzić twojego tonu.
– Więc pokochasz go? Chcę być wujkiem.
– Nie zajdę przecież w ciążę, ty idioto.
Pe wybuchnął śmiechem, gdy go ochrzaniłem, ale natychmiast zamilkł, gdy zauważył kilka par oczu zwróconych w naszą stronę.
– Kochasz Achiwicha?
– Tak, kocham. Powiedz mu, że dzisiaj na pewno umrze. Mam zamiar pociąć go na kawałki za to, że poleciał do ciebie, a nie do mnie.
– Zadzwonię i zaraz mu powiem.
Pe natychmiast wyjął telefon i najwyraźniej wybierał numer Achiwicha. Chwyciłem jego kawę i popijając ją, zamierzałem przysłuchiwać się każdemu słowu.
– Halo, Achiwich. Mam coś do powiedzenia. Ji już wszystko wie i jest wkurzony.
…
– Dasz radę sam się tym zająć? Dobra, mój kolega jest ostry. Powiedział też, że masz przechlapane. To dziki tygrys.
Pe zamilkł, zmarszczył brwi, a potem się roześmiał.
– Dobra, jesteś skazany na śmierć. Powiem mu, że to ty tak mówisz. – Nagle zakończył połączenie i szeroko się uśmiechając, dodał: – Achiwich jest zajebisty.
– Co powiedział?
– Że tygrys wcale nie jest groźny. Królik już kiedyś go oswoił. Dziś wieczorem królik może to powtórzyć. Załatw sobie na jutro wolne, Ji.
W milczeniu czekałem, aż Pe przestanie się śmiać. Spojrzał na mnie, kiedy wstałem.
– Zrywam z wami kontakt.
– Co?
– Zamierzam rozszarpać was na kawałki, obu – przyjaciela i chłopaka.
Knuli za moimi plecami!
Tłumaczenie: Juli.Ann
W końcu się doczekałam:) Wciągnęła mnie ta historia więc nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Ale jestem wdzięczna za tłumaczenie i jak zawsze - bardzo dziękuję. Pozdrawiam serdecznie. Joasica
OdpowiedzUsuńMam zamiar już sie nie ślimaczyć. 💜
UsuńBroń Boże-nie poganiam!:) Tylko jak większość czytających jestem w pełnym oczekiwaniu:) Pozdrawiam serdecznie. Joasica
Usuń