Drużba mojego brata – Rozdział 5

 



Julian

 

    Próba menu była jeszcze bardziej bolesna, jeśli to w ogóle możliwe. Siedziałem przy stole honorowym, kilka miejsc po prawej stronie Cassiana i starałem się skupić na przemówieniach i toastach, zamiast na echu naszej niedokończonej rozmowy w moim zniszczonym pokoju. Omal nie powiedziałem mu prawdy. Prawie przyznałem się do tego, co próbowałem zrobić na tym balkonie, zanim Jessica i rzeczywistość stanęły mi na drodze.

    Kiedy teraz patrzyłem, jak rozmawia z innymi gośćmi, starannie unikając patrzenia w moją stronę, zastanawiałem się, co by się stało, gdybym wtedy zdobył się na odwagę.

    – A Julian zawsze był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć – powiedział właśnie Micah. W tej chwili zorientowałem się, że przegapiłem większość jego wypowiedzi. – Ten człowiek był ze mną w najlepszych i najgorszych chwilach.

    Wszyscy przy stole zaczęli klaskać i wydawać okrzyki zachwytu. Zmusiłem się do uśmiechu i podniosłem kieliszek, starając się nie zwracać uwagi na to, jak sztywno siedział Cassian.

    – Nie wiem, gdzie byłbym dziś bez niego – kontynuował Micah. W jego głosie pobrzmiewały emocje. – Jest moim bratem z wyboru, jedną z najważniejszych osób w moim życiu.

    Poczułem ucisk w gardle.

    – Nie doprowadzaj mnie do łez, stary. Jutro muszę wyglądać przyzwoicie.

    Wszyscy się roześmiali. Zauważyłem, że Cassian uważnie mnie obserwował, kiedy to mówiłem. Czego szukał? Dowodu moich uczuć do Micaha? Gdyby tylko znał prawdę…

    Po kolacji towarzystwo powoli się rozchodziło. Niektórzy poszli do baru, inni wrócili do swoich pokoi. Właśnie szykowałem się do wyjścia, kiedy zauważyłem, że Cassian również zbiera swoje rzeczy.

    – Jules. – Micah pojawił się obok mnie. – Znalazłeś nocleg na dziś?

      Jeszcze szukam – odpowiedziałem, co nie było całkowitą nieprawdą. Wypróbowałem kilka opcji, ale żadna nie wypaliła. – Nie martw się o mnie. Skup się na swoim wielkim dniu.

    – Zawsze się o ciebie martwię. – Jego twarz spoważniała. – Jesteś częścią rodziny, Jules. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

    Te słowa trafiły mnie prosto w serce.

    – Wiem. Ty też jesteś nią dla mnie.

    – Dobrze. – Uściskał mnie mocno, przypominając mi, dlaczego zrobiłbym dla tego mężczyzny wszystko, łącznie z tłumieniem uczuć do jego brata.

    Kiedy Micah wyszedł, zostałem sam w pustej sali balowej. Większość personelu sprzątającego skończyła pracę. Pozostało tylko kilka stołów, które trzeba było jeszcze uprzątnąć.

    – Nie znalazłeś miejsca na nocleg, prawda?

    Odwróciwszy się, ujrzałem stojącego za mną Cassiana, którego wyrazu twarzy nie potrafiłem odczytać.

    – Coś znajdę – zapewniłem. – Może w hotelowym barze jest wygodna kanapa.

    – Nie bądź śmieszny. – Jego ton był ostry. – Zostaniesz u mnie, ale musimy ustalić pewne granice.

    Serce zaczęło mi szybciej bić.

    – Jakie granice?

    – Trzymamy się na dystans. Nie rozmawiamy o przeszłości. Robimy to, co musimy, żeby przetrwać ten weekend, a potem każdy z nas wraca do swojego życia.

    Granice. Oczywiście. Ponieważ przebywanie ze mną w tym samym pomieszczeniu ewidentnie było dla niego męką.

    – Rozumiem – powiedziałem, starając się zachować spokojny głos. – Postaram się ci nie przeszkadzać.

    – Nie chodzi o przeszkadzanie… – zaczął, ale natychmiast urwał. – Nieważne. Musimy po prostu dać radę.

    W drodze powrotnej do pokoju panowała cisza, ale była to cisza pełna napięcia, coś w powietrzu sprawiało, że czułem mrowienie na skórze.

    Gdy tylko znaleźliśmy się w pokoju, Cassian natychmiast zaczął wyznaczać granicę. Przesunął swoje rzeczy na jedną stronę pokoju, tworząc wyraźną linię podziału.

    – Łazienka będzie wspólna – zabrzmiał, jakby recytował zasady. – Ale będziemy się zmieniać. Ty idziesz pierwszy.

    – Dobrze.

    Wziąłem szybki prysznic, starając się nie myśleć o tym, co Cassian robi po drugiej stronie ściany. Ale kiedy wyszedłem, owinięty tylko w ręcznik, stał z napiętymi ramionami przy oknie, plecami do mnie.

    – Łazienka jest wolna – powiedziałem.

    Odwrócił się, jego wzrok natychmiast padł na moje niemal nagie ciało, po czym szybko spojrzał w inną stronę. Ale nie wystarczająco szybko. Wyraźnie widziałem w jego oczach ulotny ślad pożądania, głód, który próbował ukryć. To dodało mi odwagi, by zrobić coś głupiego.

    – Cassian. – Postąpiłem krok do przodu. – Czy naprawdę musimy to robić? Udawać, że nic między nami nie ma?

    Zamarł.

    – Nie wiem, o czym mówisz.

    – Nie kłam. – Zrobiłem kolejny krok, teraz dzieliło nas tylko kilka metrów. – Widziałem, jak na mnie patrzyłeś. Widziałem, co było w twoich oczach.

    – Julian, przestań. – Głos miał ochrypły. – To niemożliwe, nie możemy…

    – Dlaczego nie? – Słowa zaczęły wylewać się ze mnie po trzech latach frustracji. – Dlaczego nie możemy być przynajmniej ze sobą szczerzy?

    – Bo to skomplikowane! – wybuchnął. – Bo jesteś tu dla kogoś innego!

    – Co? – Poczułem się zmieszany. – Jestem tu dla Micaha, tak, ale to nie znaczy…

    – Przestań. – Podniósł rękę, chcąc mnie uciszyć. – Po prostu przestań, Julian. Nie mogę już tego znieść.

    – Czego?

    – Udawania, że nie wiem, czego tak naprawdę chcesz. Dlaczego tak naprawdę tu jesteś.

    Spojrzałem na niego, całkowicie zagubiony.

    – Cassian, nie rozumiem…

    – Chcesz go! – Słowa wybuchły z niego, niosąc ze sobą ból trzech lat. – Chcesz Micaha! Zawsze go chciałeś!

    Po jego słowach zapadła niemal fizycznie namacalna cisza. Wpatrywałem się w Cassiana, podczas gdy mój mózg próbował przetworzyć to, co on właśnie powiedział.

    – Myślisz, że pragnę Micaha – powiedziałem powoli.

    – Nie myślę. Wiem. – Głos miał drżący, pełen bólu. – Widziałem, jak na niego patrzysz, Julian. Widziałem, jak się przy nim zachowujesz. Odszedłeś trzy lata temu, ponieważ nie mogłeś znieść jego widoku z kimś innym.

    – Nie. – To słowo wyrwało mi się z gardła. – Nie, Cassian, całkowicie się mylisz.

    – Naprawdę? – Roześmiał się bez śladu humoru. – Więc powiedz mi, Julian. Powiedz, dlaczego naprawdę odszedłeś trzy lata temu. Powiedz, dlaczego zniknąłeś bez wyjaśnienia, bez pożegnania.

    Serce waliło mi w piersi. To był ten moment. Moment, którego się obawiałem. Ale może… Może nadszedł czas na prawdę.

    – Chcesz poznać prawdę? – zapytałem drżącym głosem. – Dobrze. Powiem ci prawdę.

    Czekał, napięty jak struna.

    – Odszedłem, bo widziałem cię z Jessicą.

    Cassian zamrugał, wyraźnie zdezorientowany.

    – Z Jessicą?

    – Tak. Pamiętasz ją? Ta blondynka, z którą byłeś około sześciu miesięcy? Widziałem was razem, widziałem, jak ją całowałeś, obejmowałeś… I zdałem sobie sprawę, że przez cały czas oszukiwałem samego siebie.

    – Oszukiwałeś?

    – Co do nas! – Słowa same wyrwały mi się z ust. – O tym, co mogliśmy mieć! O tym, że może, tylko może, czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie!

    Powietrze w pokoju nagle stało się gęste. Cassian patrzył na mnie blady jak prześcieradło.

    – Co?

    – Nigdy nie chciałem Micaha, idioto. – Łzy napłynęły mi do oczu. – Zawsze pragnąłem tylko ciebie. Zawsze. Każdego cholernego dnia od momentu, kiedy cię poznałem. – Cassian wyglądał tak, jakbym go właśnie spoliczkował. – Ale widziałem cię z nią – kontynuowałem. Słowa płynęły ze mnie jak potok. – Widziałem, jaki byłeś szczęśliwy… Normalny. Zdałem sobie sprawę, że wszystkie moje fantazje na nasz temat były właśnie tym – fantazjami. Więc odszedłem, zanim zdążyłem się jeszcze bardziej skompromitować.

    Zapadła cisza, wypełniona jedynie moim nieregularnym oddechem.

    – Cholera jasna, Julian – wyszeptał w końcu Cassian. – Myślałeś, że chciałem Jessicę?

    – Widziałem was razem…

    – Ponieważ próbowałem przekonać samego siebie, że nie jestem gejem! – Jego głos się załamał. – Ponieważ moje uczucia do ciebie mnie przerażały i myślałem, że jeśli będę umawiał się z kobietami, to te uczucia znikną!

    Teraz to ja gapiłem się na niego.

    – Co?

    – Umawiałem się z Jessicą i z innymi kobietami, ponieważ desperacko próbowałem przestać o tobie myśleć. – Łzy napłynęły mu do oczu. – Ponieważ myślałem, że jesteś zakochany w moim bracie, i wiedziałem, że nigdy nie będę mógł cię mieć.

    Staliśmy pośrodku pokoju, kilka metrów od siebie. Prawda o trzech latach nieporozumień w końcu wyszła na jaw.

    – Naprawdę to zepsuliśmy, co? – szepnąłem.

    – Tak. – Jego głos był ledwo słyszalny. – Naprawdę to zrobiliśmy.



Tłumaczenie: Juli.Ann 

Korekta: paszyma 

    

 Poprzedni   👈              👉  Następny  

Komentarze

Popularne posty