Drużba mojego brata – Rozdział 6
Cassian
Czas się
zatrzymał. Przede mną – ubrany tylko w ręcznik – stał Julian ze łzami w oczach,
a ja… Mój cały świat właśnie się zawalił.
– Nigdy nie
chciałeś Micaha… – powtórzyłem, potrzebując potwierdzenia, że dobrze
usłyszałem.
– Nigdy. Ani przez
sekundę. – Jego głos był ochrypły od emocji. – Cass, pytałem o niego, ponieważ jest
ważną częścią twojego życia. Chciałem zrozumieć ciebie, osoby, które są dla
ciebie ważne, twoją rodzinę. Nie dlatego, że darzyłem go romantycznymi
uczuciami.
– Ale zawsze,
kiedy na niego patrzyłeś…
– Patrzyłem na
niego tak, jak patrzy się na swojego najlepszego przyjaciela. To wszystko. –
Julian zrobił krok do przodu. – Chcesz wiedzieć, jak patrzę na kogoś, kogo
naprawdę pragnę? – Zrobił kolejny krok i teraz dzieliła nas tylko odległość ramienia.
– Tak. Tak, jak zawsze patrzyłem na ciebie.
Wstrzymałem
oddech.
– Julian…
– Tamtej nocy trzy
lata temu, na balkonie, kiedy prawie… Nie chciałem rozmawiać o Micahu.
Próbowałem ci powiedzieć, że cię kocham.
Jego słowa
uderzyły mnie jak fizyczny cios.
– Ty… co?
– Kocham cię. –
Jego głos się załamał. – Kocham cię i panicznie się bałem, bo jesteś Cassianem
McKinleyem – odnoszącym sukcesy, przystojnym, oczywiście heteroseksualnym
mężczyzną, a ja jestem po prostu… sobą.
Wpatrywałem się w
niego, podczas gdy mój umysł próbował przetworzyć jego słowa. Trzy lata. Trzy
lata pełne bólu, nieporozumień, trzy lata, które mogliśmy dzielić…
– Myślałeś, że
jestem hetero? – Prawie się roześmiałem. Zrobiłbym to, gdyby sytuacja nie była
tak cholernie tragiczna.
– Widziałem cię z
Jessicą…
– Powiedziałem ci,
dlaczego – przerwałem mu. – Julian, byłem z nią przez sześć miesięcy i nie mogłem
się nawet zmusić, żeby pocałować ją dłużej niż przez kilka sekund, bo za każdym
razem, gdy zamykałem powieki, widziałem tylko ciebie.
Jego oczy szeroko
się rozwarły.
– Naprawdę?
– Naprawdę. – Wziąłem
głęboki oddech. – Chcesz wiedzieć, dlaczego byłem dla ciebie taki oschły,
dlaczego próbowałem sabotować twoje relacje z Micahem? – Skinął głową. –
Ponieważ byłem szalenie zazdrosny. Ponieważ myślałem, że go kochasz. Ponieważ
nie mogłem znieść waszej bliskości. Ponieważ za każdym razem, gdy się śmiałeś,
za każdym razem, gdy się wygłupialiście, za każdym razem, gdy patrzyłeś na
niego tak, jak nigdy nie patrzyłeś na mnie, miałem ochotę coś zniszczyć.
Julian wydał z
siebie dźwięk, który był połowicznie szlochem, połowicznie śmiechem.
– Jesteśmy takimi
idiotami.
– Tak. Jesteśmy.
Staliśmy, uważnie patrząc
na siebie, a powietrze było gęste od niewypowiedzianych słów.
– Co teraz? –
zapytał cicho Julian.
To było dobre pytanie.
Co mieliśmy teraz zrobić, skoro znaliśmy prawdę, a wszystkie nieporozumienia
zostały wyjaśnione? Spojrzałem na niego – na jego mokre włosy, nagą klatkę
piersiową, ten cholerny ręcznik, który niebezpiecznie zsuwał mu się z bioder.
Pragnienie spalało mnie jak płomień. Trzy lata tłumionego pożądania. Teraz to
wszystko wybuchło.
– Wszystko, czego
kiedykolwiek pragnąłem, to ty – przyznałem. – Jesteś dla mnie wszystkim.
Zaczęliśmy się
całować. Trzy lata frustracji i tęsknoty wylały się w tym jednym desperackim,
głodnym pocałunku. Smak Juliana – szampan i coś niepowtarzalnego – niemal
doprowadził mnie do szaleństwa. Przyciągnął mnie bliżej, a moje dłonie zaplątały
się w jego miękkich włosach. W końcu wolno mi było go dotknąć.
Odsunęliśmy się od
siebie, głośno łapiąc powietrze. Usta Juliana były spuchnięte. Na widok ognia
płonącego w jego oczach niemal ugięły się pode mną kolana.
– Pragnę cię –
powiedział ochrypłym głosem, drżącym z pożądania. – Pragnę cię od tak dawna,
Cass.
– Ja ciebie też. –
Mój głos był ledwo słyszalny. – Boże, Julian, tak długo czekałem.
Znów zderzyliśmy
się ze sobą, tym razem jeszcze bardziej natarczywie. Moje dłonie wędrowały po
jego ciele, czułem ciepłą, gładką skórę. Kciukiem musnąłem jego sutek. Wydał z
siebie dźwięk, który sprawił, że krew zaczęła jeszcze szybciej krążyć mi w
żyłach.
Potknęliśmy się,
padając na łóżko. Zatrzymałem się, by na niego popatrzeć – na jego tors,
złocisty w świetle lampy, idealnie wyrzeźbione mięśnie jego brzucha, który
szybko unosił się i opadał.
– Jesteś taki
piękny – szepnąłem i przycisnąłem dłoń, wyczuwając dzikie bicie jego serca.
Drżał pod moim
dotykiem. Kiedy pochyliłem się, by językiem skosztować kropli potu na
obojczyku, jego ręce wbiły się w moje włosy.
– Cass – jęknął, a
desperacja w jego głosie jeszcze bardziej mnie podnieciła.
Ubrania szybko
zniknęły. Kiedy byliśmy już nadzy, poświęciłem chwilę, by po prostu na niego
popatrzeć – od jego nabrzmiałych, otwartych ust, przez twarde sutki, aż po
lśniący wilgocią czubek penisa.
– Pozwól mi… –
zacząłem, na co Julian potrząsnął głową.
– Nie chcę
delikatnie – sapnął. – Muszę cię poczuć, naprawdę poczuć.
Moje ręce drżały,
gdy sięgałem po lubrykant. Kiedy pierwszy palec powoli w niego wniknął, Julian
wygiął się z jękiem, który niemal doprowadził mnie do orgazmu.
– Szybciej –
błagał, przyciskając się do mojej dłoni. – Jestem gotowy.
– Jeszcze nie –
nalegałem, dodając drugi palec i czując, jak otacza mnie jego ciepło. – Nie chcę
zrobić ci krzywdy.
Julian miał inne
plany. Objął dłonią mojego penisa i sprawił, że zobaczyłem gwiazdy.
– Teraz –
rozkazał, a jego oczy płonęły ogniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. –
Czekałem trzy lata. Nie każ mi czekać dłużej.
Kiedy w końcu w
niego wszedłem, obaj wstrzymaliśmy oddech. To było lepsze od każdej fantazji,
jaką kiedykolwiek miałem.
– Poruszaj się –
wyszeptał, muskając zębami płatek mego ucha. – Proszę, ruszaj się.
Zacząłem powolnym
rytmem, ale Julian natychmiast zaprotestował. Unosił biodra, by spotkać się z
każdym pchnięciem, a jego paznokcie zostawiały ślady na moich plecach.
– Szybciej –
jęknął. – Mocniej. Muszę cię czuć aż do jutra.
Puściłem hamulce i
pozwoliłem, by trzyletnia tęsknota przejęła kontrolę. Pokój rozbrzmiewał
odgłosami – wilgotne tarcie, nasze urywane jęki i wykrzykiwane imiona. Bezbłędnie
znalazłem miejsce, które niemal uniosło go z materaca.
– Dokładnie tam! –
Niemal krzyknął, podczas gdy jego ręka szybko pracowała nad jego własną
erekcją. – Nie przestawaj.
Czułem, jak zbliża
się mój orgazm, ale chciałem, żeby on doszedł pierwszy. Zmieniłem kąt i z każdym
pchnięciem uderzałem w jego prostatę, aż zadrżał w moich ramionach.
– Chodź ze mną –
wyszeptałem mu do ucha. – Pokaż mi to.
– Cass. – Moje
imię wydobyło się z jego ust jak modlitwa, po czym natychmiast doszedł.
Wytrysnął spermą, mocząc nas obu, po czym mocno mnie objął.
W chwili, gdy
poczułem jego skurcze, ja również straciłem kontrolę. Wbiłem się w niego po raz
ostatni. Białe błyski eksplodowały na obrzeżach mojego pola widzenia.
Znieruchomieliśmy,
spoceni, dyszący, spleceni w uścisku. Przez długi czas po prostu leżeliśmy,
czekając, aż nasze serca stopniowo się uspokoją, i ciesząc się tym
niespotykanym dotąd uczuciem spełnienia.
– Cholera –
wyszeptał w końcu Julian ochrypłym głosem.
– Tak. – Przyciągnąłem
go bliżej do siebie, nie chcąc stracić kontaktu. – Cholernie wspaniałe.
Fala podniecenia
przepłynęła przez moją klatkę piersiową. Jutro był ślub Micaha, jego idealny
dzień. Dzisiaj ja również otrzymałem swoje idealne zakończenie. Chciałem mu o
tym powiedzieć. Pragnąłem, by cały świat dowiedział się, że w końcu znalazłem
swoją drugą połówkę. Julian rysował małe kółka na mojej klatce piersiowej. Westchnął
z zadowoleniem.
– Nadal nie mogę
uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Uwierz. –
Pocałowałem go, a moje serce pękało z radości. – Jesteśmy prawdziwi.
– Jutro… – zaczął,
ale się zatrzymał.
– Co jutro? –
zapytałem, głaszcząc go po plecach.
– Chcę powiedzieć
Micahowi. Powiedzieć wszystkim. – Spojrzał na mnie, a jego oczy błyszczały z
tego samego podekscytowania. – Chcę trzymać cię za rękę, kiedy tam wejdziemy,
żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś mój.
Serce niemal mi
zamarło. Usłyszeć to od niego, nie widzieć w jego oczach wahania ani strachu,
tylko czystą radość…
– Ja też tego
chcę. Boże, tak bardzo. – Głos miałem ochrypły. – Ale…
– Ale to jego
wielki dzień. – Julian skinął głową ze zrozumieniem.
– Dokładnie. –
Poczułem ulgę, że to rozumiał. – Po ślubie? Po ich powrocie z podróży
poślubnej?
– Nie mogę się
doczekać. – Uśmiech Juliana rozjaśnił całą jego twarz. – Chcę oficjalnie
przedstawić cię jako mojego chłopaka. Chcę zabrać cię do domu, żebyś poznał
moich rodziców. Chcę wrzucić nasze zdjęcia na Instagram.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
– Instagram?
– Nie śmiej się!
Wszyscy będą mi zazdrościć. – Pocałował mnie w klatkę piersiową. – Ogłoszę
światu, że Cassian McKinley należy do mnie.
– Należę do ciebie
– powiedziałem poważnie i przeczesałem palcami jego włosy. – Całkowicie. I
wkrótce cały świat się o tym dowie.
– Żałujesz? –
zapytał z nutką wrażliwości w głosie. – Że tak długo czekaliśmy?
– Miałbym żałować?
– Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. – Julian, czekałem trzy lata, żeby cię
tak trzymać. Czekałbym i kolejne trzy lata, gdybym wiedział, że tak to się
zakończy.
– Dobra odpowiedź.
Leżeliśmy przez
chwilę w milczeniu, ciesząc się naszym niespodziewanym szczęściem. W myślach
zacząłem już planować, kiedy to ogłosimy, jak powiedzieć o tym naszym rodzicom,
czy powinniśmy zamieszkać razem. Wszystkie te cudowne, skomplikowane, realne
plany na przyszłość.
– Powinniśmy iść
spać – mruknął w końcu sennie Julian.
– Mmm. – Objąłem
go mocniej. – Zostań tutaj. Śpij ze mną.
– Nigdzie się nie
wybieram. – Przytulił się do mnie.
Kiedy położyliśmy
się spać, a Julian przycisnął swoje plecy do mojej klatki piersiowej, poczułem
spełnienie i szczęście, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Nie tylko
się odnaleźliśmy. To był nasz nowy, idealny początek.
Mój smartfon cicho
zawibrował, ale całkowicie go zignorowałem. Cokolwiek to było, mogło poczekać
do jutra. W tej chwili liczył się tylko mężczyzna w moich ramionach i zupełnie
nowe życie, które zaczniemy.
Tłumaczenie: Juli.Ann





To było piękne zakończenie 🥰trzy letniego koszmaru 🤭 było magicznie i wspaniale 🥰 oby tak dalej , ciekawe jak zareaguje na te wieści pan młody i cała ich rodzina
OdpowiedzUsuń