Drużba mojego brata – Rozdział 7


 

Julian

 

    Obudziłem się w ramionach Cassiana.

    Światło słoneczne wpadało przez zasłony. Hotel w dniu ślubu tętnił życiem, ale nie chciałem się ruszać. Chciałem pozostać tak na zawsze – ciepły i bezpieczny, otoczony ramionami mężczyzny, którego kochałem.

    – Nie śpisz – mruknął Cassian głosem ochrypłym od snu.

    – Skąd wiesz, że nie śpię? – zapytałem, nie otwierając oczu.

    – Bo zacząłeś rysować małe kółka na moim torsie. Zawsze to robisz, kiedy się budzisz.

    Otworzyłem oczy, żeby na niego spojrzeć.

    – Skąd wiesz, co robię, kiedy się budzę?

    Jego twarz lekko się zaczerwieniła.

    – Być może spędziłem zbyt dużo czasu, potajemnie cię obserwując.

    – Obrzydliwiec. – Uśmiechnąłem się. Serce podskoczyło mi na tę myśl. – Jakbyś nie robił tego samego.

    – To prawda.

    Pocałowałem go w klatkę piersiową.

    – Dzień dobry, tak przy okazji.

    – Dzień dobry. – Jego dłoń znalazła moje włosy, by palcami przeczesać mi potargane kosmyki. – Dobrze spałeś?

    – Jak nigdy dotąd w życiu. A ty?

    – Tak samo. – Wyraz jego twarzy stał się poważniejszy. – Nie żałujesz niczego? W jasnym świetle poranka?

    – Ani trochę. – Podniosłem się, by znaleźć się z nim twarzą w twarz. – A ty?

    – Jak miałbym żałować ostatniej nocy? – Pocałował mnie delikatnie i czule. – Albo tego? – Kolejny pocałunek. – Albo tego, że w końcu mogę powiedzieć „kocham cię”.

    – To dość specyficzne.

    – Jestem po prostu konkretnym typem.

    Leżeliśmy jeszcze przez kilka minut, wymieniając leniwe pocałunki i delikatne pieszczoty, ciesząc się, że możemy to robić. Ale w końcu rzeczywistość nas dogoniła.

    – Powinniśmy wstać – powiedział w końcu Cassian. – Micah będzie chciał zjeść śniadanie, potem będą zdjęcia, a potem…

    – Potem ślub. – Usiadłem, nagle zdenerwowany. – Cass, jak to dzisiaj zrobimy? Jak mamy zachowywać się normalnie?

    – Damy radę – odpowiedział. On również usiadł, pościel zjechała mu do talii, a ja zmusiłem się, by skupić się na rozmowie, a nie na tym, jak dobrze wyglądał. – Zrobimy to, co musimy zrobić dla Micaha, a wieczorem porozmawiamy o wszystkim.

    – O wszystkim?

    – Gdzie będziemy mieszkać. Jak to wszystko zorganizujemy. Kiedy powiemy o tym innym. – Wyciągnął rękę i wziął moją. – Julian, mówię poważnie. Chcę prawdziwego związku. Chcę zaplanować przyszłość.

    W mojej piersi rozlało się przyjemne uczucie.

    – Ja też tego chcę.

    – Dobrze. Więc przeżyjmy ten dzień, a potem zacznijmy planować nasze życie.

    Brzmiało to tak prosto. Tak… realnie.

    Następną godzinę spędziliśmy na przygotowywaniu się i była to nowa forma intymności. Obserwowanie Cassiana podczas golenia, podawanie mi kawy, decyzja, kto pierwszy wejdzie pod prysznic – wszystkie te małe, codzienne chwile, o których marzyłem przez trzy lata. Kiedy byliśmy gotowi do wyjścia z pokoju, Cassian zatrzymał się w drzwiach.

    – Julian?

    – Tak?

    – Bez względu na to, co się dzisiaj wydarzy, jak bardzo będzie to wszystko szalone, pamiętaj o ostatniej nocy. O tym, co powiedzieliśmy.

    – Będę. – Pocałowałem go szybko, ale mocno. – Damy radę.

    – Tak. Damy.

    Godziny przed ślubem minęły w ferworze przygotowań. Zdjęcia z drużbami, ostatnie poprawki, uspokajanie Micaha (był oficjalnie w stanie pełnej paniki). Przez cały czas byłem świadomy obecności Cassiana – tego, jak się porusza, uśmiecha, jak od czasu do czasu rzuca mi spojrzenia, które tylko my obaj rozumiemy.

    – Ludzie, chyba zwymiotuję – oznajmił Micah, kiedy przygotowywaliśmy się do ceremonii.

    – Nie zrobisz tego – powiedziałem stanowczo. – Kochasz Sarah. Ona kocha ciebie. To dobrze. Najlepiej, jak tylko może być.

    – Ale co, jeśli to zepsuję? Co, jeśli zapomnę przysięgi małżeńskiej, potknę się, upuszczę obrączki albo…

    – Micah. – Cassian położył ręce na ramionach brata. – Oddychaj. Spójrz na mnie. – Micah posłuchał, ale nadal płytko oddychał. – Nic nie zepsujesz. Wiesz, dlaczego?

    – Dlaczego?

    – Ponieważ robisz to, co powinieneś. Poślubiasz osobę, która jest ci przeznaczona. Wszystko inne to tylko drobiazgi.

    Kiedy patrzyłem na nich razem i obserwowałem, jak Cassian dokładnie wie, co powiedzieć, by uspokoić swojego brata, poczułem ciepło rozlewające się w mojej piersi. To był mężczyzna, w którym się zakochałem – nie tylko piękna powierzchowność, ale także dobroć i siła, które się za nią kryły.

    – Gotowy? – zapytałem, gdy oddech Micaha się unormował.

    – Gotowy. – Wydawał się bardziej opanowany.

    – Więc chodźmy do ołtarza.

    Ceremonia była piękna. Sarah wyglądała olśniewająco w swojej sukni ślubnej, a Micah zaczął płakać, gdy tylko zobaczył ją idącą w jego stronę. Stałem u jego boku, wypełniając swoje obowiązki drużby, ale moja uwaga ciągle kierowała się w stronę Cassiana. Wyglądał idealnie w smokingu i z profesjonalną łatwością wypełniał swoje obowiązki. Od czasu do czasu nasze spojrzenia się spotykały i widziałem w nich coś, co sprawiało, że serce zaczynało bić mi szybciej.

    Kiedy urzędnik stanu cywilnego zapytał o obrączki, bez wahania je wyciągnąłem. Micah wzruszył się podczas składania przysięgi małżeńskiej. Skinąłem głową, dodając mu otuchy. Gdy urzędnik stanu cywilnego już ogłosił ich mężem i żoną, klaskałem razem z innymi i czułem czystą radość, ciesząc się ze szczęścia mojego najlepszego przyjaciela.

    Ale przez cały czas byłem świadomy obecności Cassiana.

    Tylko jego.

    Przyjęcie było pełne gratulacji i kolejnych zdjęć. Wykonałem swoje obowiązki jako drużba, wygłosiłem przemowę, która – jeśli mogę tak twierdzić – wzruszyła wszystkich do łez, i zadbałem o to, by wszystko przebiegło bez zakłóceń.

    – To była piękna przemowa – powiedziała do mnie starsza kobieta, której nie znałem.

    – Dziękuję.

    – Widać, że bardzo ci zależy na panu młodym.

    – Tak, Micah jest dla mnie jak brat.

    Uśmiechnęła się.

    – Rodzina jest najważniejsza, prawda? Niezależnie od tego, czy jest to rodzina biologiczna, czy wybrana. – Po jej odejściu zastanowiłem się nad jej słowami.

    Rodzina.

    Tak, Micah był moją wybraną rodziną. Ale teraz… Teraz moja rodzina się powiększy.

    W miarę upływu nocy stawałem się coraz bardziej niecierpliwy. Chciałem być sam z Cassianem. Omówić z nim wszystkie sprawy i zaplanować przyszłość.

    Kiedy w końcu ostatni goście opuścili salę, a nowożeńcy udali się do swojego apartamentu, Cassian i ja zostaliśmy sami w pustej sali balowej.

    – Udało nam się – powiedziałem.

    – Tak. – Podszedł do mnie i teraz, gdy byliśmy sami, nie ukrywał już ciepła w swoich oczach. – Idealne wesele.

    – Micah wyglądał na szczęśliwego.

    – Tak. – Cassian był teraz na tyle blisko, że mógł mnie dotknąć. Wyciągnąwszy rękę, pogłaskał mój policzek. – Pójdziemy na górę? Mamy wiele do omówienia.

    – O Boże, tak.

    Napięcie seksualne w windzie było tak gęste, że dziwiłem się, że nie uruchomiliśmy czujnika dymu. Cassian stał blisko mnie. Czułem ciepło jego ciała i chciałem się do niego przytulić, ale zmusiłem się, by poczekać.

    W chwili, gdy znaleźliśmy się w pokoju, wszelka powściągliwość zniknęła. Cassian przycisnął mnie do drzwi, a jego usta zmiażdżyły moje z niemal zwierzęcym głodem – gryząc, pożerając, jakby chciał nadgonić trzy lata pożądania. Nasze języki splatały się niemal w desperacji. Śliny się mieszały, a oddechy były tak urywane, że zakręciło mi się w głowie.

    – Cały dzień myślałem o tym, żeby cię zerżnąć tak, że zaniemówisz – warknął w moje mokre usta. Jego gorący oddech przyprawił mnie o drżenie.

    Swoimi słowami rozbudził we mnie coś pierwotnego.

– Więc przestań czekać – wychrypiałem w odpowiedzi, podczas gdy moje palce desperacko szarpały jego muszkę. – Tutaj jest wystarczająco dobrze.

    Jego ręce tak gwałtownie rozchyliły moją koszulę, że rozdarł się materiał. Ten odgłos przeszył moje ciało jak porażenie prądem. Chłodne powietrze dotknęło mojej nagiej klatki piersiowej. Chwilę później jego dłonie pokryły ją jak ogień. Palce ścisnęły moje sutki tak mocno, że wyrwał mi się stłumiony jęk.

    – Łóżko? – zapytał ochrypłym głosem.

    – Nie – wykrztusiłem z trudem. – Tutaj. Przy drzwiach. Pragnę cię. Teraz.

    Ledwie te słowa opuściły moje usta, chwycił mnie za uda i przycisnął do drzwi. Oplotłem nogami jego talię i poczułem jego twardego jak skała członka naciskającego na mnie przez spodnie. Palącego, pulsującego… Niemal oszalałem.

    – Cholera… – wyszeptałem, odchyliwszy głowę do tyłu. Cassian wykorzystał okazję, by ugryźć mnie w szyję. Jego język musnął delikatną skórę, zanim naznaczył mnie swoimi zębami, pozostawiając palące ślady. Wbiłem paznokcie w jego plecy, omal nie kalecząc mu skóry. – Mocniej, Cass… – Mój głos drżał z pożądania.

    Z pomrukiem przycisnął mnie mocniej do drzwi i pchnął biodrami, tak że nasze erekcje ocierały się o siebie. Nawet przez materiał poczułem wilgoć.

    – Ostatnia noc to był dopiero początek – warknął mi do ucha chrapliwym głosem. – Dzisiaj zerżnę cię tak, że jutro nie będziesz mógł chodzić.

    Te słowa niemal doprowadziły mnie do orgazmu w jego ramionach. Mój oddech stał się chaotyczny i urywany. W głowie powtarzała się jedna myśl: potrzebowałem go. Potrzebowałem go teraz.

    Szybko pozbyliśmy się ubrań.

    Powietrze wypełniało ciężkie sapanie i natarczywe ocieranie się o siebie. Drzwi lekko drżały pod wpływem naszych ruchów, a każde pchnięcie doprowadzało nas do granic wytrzymałości.

    To nie było tylko pożądanie – to było całkowite oddanie.

    Naprawdę był tutaj, w moich ramionach i w tej chwili należałem do niego całkowicie. Potem, dyszący i zaspokojeni, upadliśmy na łóżko.

    – Cholera – wykrztusiłem.

    – Tak. – Cassian przyciągnął mnie do siebie. – Cholera.

    Leżeliśmy tak przez kilka minut, łapiąc oddech. W końcu Cassian się odezwał.

    – No dobrze. Musimy porozmawiać.

    – Od czego chcesz zacząć?

    – Logistyka. – Jego dłoń znalazła moją i nasze palce się splotły. – Mogę poprosić o przeniesienie do biura mojej firmy w Los Angeles. Zajmie to kilka miesięcy, ale to możliwe.

    Serce zaczęło bić mi szybciej.

    – Zrobiłbyś to?

    – Dla nas? Tak. – Jego kciuk musnął moje kostki. – A co z tobą? Z twoją pracą?

    – Jestem niezależnym dziennikarzem, pamiętasz? Mogę pracować z dowolnego miejsca. Jeśli nie uda się z Los Angeles, mogę przenieść się do Nowego Jorku.

    – Znajdziemy rozwiązanie. – Pocałował mnie w czoło. – Musimy też zdecydować, kiedy powiemy o tym Micahowi.

    – Niedługo. – Nie wahałem się. – Nie chcę tego przed nim ukrywać. To dla mnie zbyt ważne.

    – Zgadzam się. Po miesiącu miodowym?

    – Tak.

    Przez następną godzinę rozmawialiśmy dalej – o praktycznych szczegółach, harmonogramach, o tym, jak będzie funkcjonował nasz związek. Nie była to najbardziej romantyczna rozmowa, ale była konieczna. Już raz pozwoliliśmy, by nieporozumienia niemal nas zniszczyły. Nie pozwolimy, by to się powtórzyło.

    – Julian? – zapytał Cassian, kiedy na jakiś czas zamilkliśmy.

    – Mmm?

    – Chcę, żebyś o czymś wiedział.

    – Co?

    – To, co się między nami dzieje… To nie jest rozwiązanie awaryjne, eksperyment ani nic tymczasowego. Chcę z tobą przyszłości. Prawdziwej przyszłości.

    – Ja też tego chcę.

    – Dobrze. – Uśmiechnął się tym uśmiechem, który sprawiał, że miękły mi kolana.

    Kiedy położyliśmy się spać, a Cassian objął mnie ramionami, po raz pierwszy od trzech lat poczułem prawdziwy spokój. Przed nami była długa droga i wiele wyzwań do pokonania, ale po raz pierwszy stawialiśmy im czoła razem.

    Jutro będzie nowy początek.

 

Tłumaczenie: Juli.Ann 

Korekta: paszyma 



 Poprzedni   👈              👉  Następny      


Komentarze

  1. Wspaniały rozdział 🥰 piękne uczucie jest między nimi i wspaniale jest to że potrafią ze soba wreszcie szczerze rozmawiać ❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty